Milczenie jest złotem, choć czasem ciąży jak ołów. Zwłaszcza jak chowa się w sercu tajemnicę, która nie pozwala człowiekowi spokojnie spać. Dawno temu zrobiłam coś, czego nie potrafię sobie wybaczyć. Najgorsze jest to, że nie można już chyba tego naprawić...
Miałam 18 lat, gdy zaszłam w ciążę. Nie planowałam tego dziecka, nie chciałam. To była typowa wpadka, skutek chwilowego zauroczenia pewnym ratownikiem z Władysławowa. Kilka razy poszliśmy na imprezę – no i którejś nocy wylądowaliśmy w łóżku. Było miło, ale więcej się już nie spotkaliśmy. Ja wróciłam do domu do Bydgoszczy, natomiast on został nad Bałtykiem. Nawet nie wymieniliśmy się telefonami. Że będę miała dziecko, zorientowałam się po dwóch miesiącach. Już wcześniej miewałam nieregularne miesiączki, ale tym razem okresu nie było w ogóle. Czułam, że coś jest nie tak. Pojechałam do apteki na drugi koniec miasta i kupiłam test ciążowy. Pokazał dwie kreski.
Byłam przerażona i zrozpaczona. Miałam przecież tyle planów. Matura, potem studia i kariera zawodowa. Za nic w świecie nie chciałam pakować się w pieluchy. Poza tym pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Rodzice zawsze powtarzali i mnie, i o 10 lat starszej siostrze, Ewce, że należy żyć „w czystości”. Nawet w kościele obie przysięgałyśmy zachować dziewictwo do ślubu. Ona przysięgi dotrzymała, od czterech lat była mężatką. Ja nie… Bałam się, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, wyrzucą mnie z domu. Panna z dzieckiem, tatuś przypadkowy. Wstyd!
Postanowiłam więc nikomu o niczym nie mówić, jak najdłużej grać na czas. Naiwna – miałam cichą nadzieję, że problem jakoś rozwiąże się sam. Bardzo się zresztą o to starałam. Skakałam z wysoka na wyprostowane nogi, siedziałam godzinami w gorącej wodzie. Myślałam, że dzięki temu poronię… Te zabiegi nie przyniosły rezultatu. Szybko zaczęłam się zaokrąglać. Na początku wyglądało to tak, jakbym po prostu trochę przytyła. Mama i tata śmiali się, że jem za dużo ciastek, ale ponieważ zawsze byłam bardzo szczupła, stwierdzili, że wyszło mi to na dobre. Tylko moja starsza siostra nie dała się nabrać.
Biedna Ewa, tak bardzo pragnęła dziecka… Ale lekarze powiedzieli jej, że nie ma szans, by zajść w ciążę, że żadne leczenie nie pomoże. Bardzo z tego powodu cierpiała. Zresztą jej mąż także. Pomyślałam, że Bóg jest jednak niesprawiedliwy. Oni chcieli być rodzicami, a nie mogli. Ja nie chciałam być matką, a wkrótce miałam nią zostać…
Któregoś razu Ewa wpadła do nas w odwiedziny. Ojciec gdzieś akurat wyjechał, a mama była zajęta w kuchni. Weszła do mojego pokoju i z wielką dbałością zamknęła za sobą drzwi.
– Jesteś w ciąży – bardziej stwierdziła niż zapytała, patrząc mi prosto w oczy.
Pomyślałam, że nie ma już sensu dłużej ukrywać prawdy, bo i tak mój brzuch zacznie wkrótce przypominać ciążową piłkę, a nie oponkę, i wszystko się wyda. Nabrałam więc powietrza w płuca i…
– Tak, to czwarty miesiąc. Nie wiem, co robić – odparłam i się rozpłakałam. Tamtego wieczoru długo rozmawiałyśmy. Gdy już się troszkę uspokoiłam, opowiedziałam jej o wszystkim.
O ratowniku znad morza, przypadkowej nocy, teście ciążowym, strachu przed rodzicami. I o swoich wszystkich bezskutecznych próbach pozbycia się ciąży.
– Może ty coś wymyślisz? Nie chcę tego bachora. Nienawidzę go. – łkałam. Złapała mnie za ramiona.
– Nigdy więcej tak nie mów. Nie wiesz jak to jest, kiedy człowiek pragnie dziecka, a wie, że nigdy nie będzie go miał.
Zamilkłyśmy obie. W jej oczach pojawiły się łzy, a potem powiedziała, że to ona wychowa moje maleństwo. Że od jakiegoś czasu myślą z Piotrem o adopcji. Więc moja ciąża to jakby zrządzenie losu, znak od Boga, dar… Zgodziłam się prawie bez wahania. Uznałam, że to najlepsze wyjście. Ja pozbędę się problemu, a Ewa i jej mąż spełnią swoje największe marzenie. Pomyślałam też, że będę miała spokojniejsze sumienie. Bo przecież nie zostawię dziecka w szpitalu na pastwę losu, tylko oddam siostrze, która będzie kochać je nad życie… Teraz pozostało nam już tylko powiedzieć o wszystkim rodzicom. Na szczęście Ewa wzięła to na siebie.
Porozmawiała z nimi kilka dni później. Nie wiem, jakich argumentów użyła, bo mnie przy tym nie było, ale zostawili mnie w spokoju. Nawet wyrzutów mi specjalnie nie robili. Ustaliliśmy tylko, że wyjadę do babci, do Warszawy, i tam urodzę dziecko. W sumie byłam z tego powodu zadowolona. Nie chciałam, żeby moi znajomi czegokolwiek się domyślili. Kinga urodziła się śliczna i zdrowa. Gdy ją zobaczyłam, przytuliłam – poczułam, że… bardzo ją kocham. I że rozstanie z nią nie będzie tak łatwe, jak przypuszczałam.
W pierwszej chwili chciałam ją nawet zatrzymać. Ale szybko odpędziłam tę myśl. Nie mogłam przecież zawieść siostry. Tak bardzo czekali z mężem na to dziecko. Wszystko już mieli dla małej przygotowane: pokoik, łóżeczko, zabawki, ubranka… Zrzekłam się praw rodzicielskich. Formalności sądowe nie trwały zbyt długo i wkrótce Ewa i Piotr zostali rodzicami mojej córeczki. Wiedziało o tym tylko sześć osób: ja, mama, tata, babcia, no i siostra i szwagier. Obiecaliśmy sobie wszyscy, że dla dobra Kingi ukryjemy przed nią prawdę. W odpowiednim momencie rodzice powiedzą jej, że została adoptowana, ale nie dowie się, że to ja jestem jej matką…
Po porodzie nie wróciłam do Bydgoszczy. Zostałam u babci, w Warszawie. Pomyślałam, że z dala od rodziców, siostry, a przede wszystkim Kingi szybko się pozbieram, wrócę do normalnego życia. Tak jak planowałam – zdałam maturę, poszłam na studia, potem do pracy. Spełniłam swoje marzenie, dostałam się do agencji reklamowej. Byłam zdolna, kreatywna, więc szybko pięłam się po szczeblach kariery. Ale nie czułam się szczęśliwa. Nie mogłam pozbyć się wyrzutów sumienia, zapomnieć o tym, co zrobiłam.
Kiedy tylko odwiedzałam Ewę i widziałam Kingę, coś ściskało mnie za gardło. Czasem miałam ochotę wykrzyczeć, że nie jestem jej ciocią, tylko mamą, ale się powstrzymywałam. Wiedziałam, że muszę dotrzymać danej obietnicy… Patrzyłam więc z boku, jak rośnie, idzie do szkoły, wreszcie zdaje na studia… Na początku pocieszałam się jeszcze, że kiedyś ja też będę miała prawdziwą rodzinę. Jednak nie udało się. Wyszłam wprawdzie za mąż, ale ten związek okazał się totalną klapą. Gdy mi z nosa spadły różowe okulary, okazało się, że nic mnie z Arturem nie łączy. Rozwiedliśmy się niecałe dwa lata po ślubie. Potem nie angażowałam się już w żadne stałe związki. Sensem mojego życia stała się praca. Miałam piękne mieszkanie, drogi samochód, wysoką pozycję, stanowisko, pieniądze. Ale w sercu czułam pustkę i żal. Pomyślałam, że to kara za to, że wyrzekłam się kiedyś własnego dziecka…
Roku temu w naszej rodzinie wydarzyła się tragedia. Ewa i Piotr zginęli w wypadku samochodowym. Pojechali do Paryża świętować 25. rocznicę ślubu i już stamtąd nie wrócili… Na autostradzie wjechał w nich TIR. Kierowca podobno zasnął za kierownicą… Kinga bardzo to przeżyła. Nie mogła pozbierać się po ich śmierci. Nie chciała zostać sama w domu, w którym wszystko przypominało jej rodziców. Zapytała, czy może zamieszkać ze mną, przynajmniej przez jakiś czas. Zgodziłam się natychmiast. Załatwiłam jej przeniesienie na Uniwersytet Warszawski, urządziłam pokój w moim wielkim mieszkaniu.
Przez ten rok stałyśmy się prawdziwymi przyjaciółkami, bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Kilka dni temu Kinga wyznała mi nawet, że w pewien sposób zastępuję jej mamę, znalazła we mnie oparcie i cieszy się, że jestem przy niej. Aż popłakałam się ze szczęścia. Kinga mocno mnie wtedy przytuliła.
– Wiesz co ciociu, postanowiłam odszukać swoją prawdziwą matkę... – powiedziała niespodziewanie.
Zamarłam z przerażenia.
– Po co? – wykrztusiłam.
– Chcę jej powiedzieć, że cieszę się, że mnie oddała. Bo dzięki temu miałam wspaniałych rodziców, byłam szczęśliwa. No a poza tym mam taką kochaną ciocię jak ty – odparła z uśmiechem.
Wkrótce święta, a ja od tamtej pory nie mogę spokojnie zasnąć. W nocy godzinami wpatruję się w sufit i zastanawiam się, co robić. Powiedzieć Kindze prawdę czy nadal wszystko trzymać w tajemnicy? Jeśli powiem, pewnie mnie znienawidzi. A może jednak zrozumie i wybaczy? Jak nie powiem, a sama dojdzie do prawdy, to pewnie nigdy mi nie daruje, że przez tyle lat to przed nią ukrywałam…
Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”