„Miałam 17 lat, gdy los pokrzyżował moje plany na życie. Usłyszałam okropną diagnozę, która spędza mi sen z powiek”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Svitlana
„Choć dowiedziałam się, że jestem chora, odetchnęłam z ulgą. Już nikt nie twierdził, że to jakieś fanaberie. Zaczęłam brać leki, ataki osłabły. Wtedy postanowiłam, że będę walczyć z chorobą, że postaram się żyć normalnie”.
/ 08.07.2022 21:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Svitlana

Z czym kojarzy mi się dzieciństwo? Ze strachem. W domu zawsze były awantury, płacz i krzyki. Ojczym bił moją mamę, a ja próbowałam jej bronić, więc sama obrywałam. Nie mogłam spać, uczyć się, zaczęłam mieć kłopoty w szkole.

Wychowawczyni nieraz pytała, co się ze mną dzieje, ale wstydziłam się powiedzieć. Bałam się, że wiadomości się rozniosą i dzieciaki będą się ze mnie śmiać. Udawałam więc że wszystko jest w porządku i ukrywałam siniaki pod bluzą z długimi rękawami.

Nosiłam takie nawet w czasie największych upałów. Ale gdy któregoś dnia znowu wybuchała awantura i ojczym wybił mi trzy zęby, powiedziałam: dość. Tak jak stałam, pobiegłam na policję. Trafiłam do pogotowie opiekuńczego, a stamtąd prosto do domu dziecka.

Miałam wtedy tylko 13 lat…

W domu dziecka po raz pierwszy poczułam się bezpieczna. Wreszcie przestałam się bać, spokojnie zasypiałam. Chętnie chodziłam do szkoły i odrabiałam lekcje. Z najgorszej uczennicy w klasie awansowałam niemal na najlepszą.

W wolnych chwilach pomagałam w opiece nad młodszymi dziećmi. Wychowawcy mnie wychwalali, a ja pękałam z dumy. Wreszcie ktoś mnie doceniał! Bez problemu skończyłam gimnazjum i rozpoczęłam naukę w zawodówce. Chciałam zostać cukiernikiem. Byłam pewna, że to, co najgorsze, mam już za sobą. Niestety…

Dokładnie pamiętam tamten poranek. Miałam wtedy 17 lat i wybierałam się po raz pierwszy na praktyki do znanej cukierni. Przyjmowali do siebie zawsze tylko najlepszych uczniów, więc cieszyłam się, że jestem w gronie wybrańców! 

Budzik zadzwonił o piątej rano. Wstałam i poczułam, że coś jest ze mną nie tak. Dusiło mnie w środku, czułam ogromny ciężar. Ziemia zaczęła mi się usuwać spod nóg. Chyba upadłam… Koleżanki powiedziały mi później, że miałam atak drgawek. Trwał ponad kwadrans. Przerażona wychowawczyni wezwała pogotowie.

Nawet lekarze mi nie wierzyli

Kiedy się ocknęłam, leżałam na podłodze poobijana i posiniaczona. Przegryziony język spuchł mi jak bania. Byłam przerażona i zdezorientowana.

– Powinnaś porządnie się przebadać. Chyba masz epilepsję – usłyszałam od lekarza. Nie rozumiałam, co to oznacza.

Rozpoczęłam wędrówkę po gabinetach lekarskich. Niestety, badania niczego nie wykazały. Niektórzy lekarze nie wierzyli nawet, że mam napady drgawek. Jeden stwierdził, że pewnie symuluję, bo chcę w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Byłam załamana.

Zastanawiałam się, dlaczego tak lekceważą mój problem. Czyżby dlatego, że jestem z domu dziecka? Czułam się skrzywdzona i lekceważona. Przecież niczego nie udawałam! Ataki powtarzały się co drugi dzień, zawsze wcześnie rano.

Koszmarnie się ich bałam, więc z tego strachu znowu nie mogłam zasnąć. Do cukierni przychodziłam spóźniona. Szefowej tłumaczyłam, że zaspałam. Bo co miałam mówić? Lekarze nie wierzyli, że jestem chora, więc dlaczego ona miałaby mi  uwierzyć? Początkowo tolerowała te moje spóźnienia, ale w końcu straciła cierpliwość i wyrzuciła mnie z praktyk.

– W mojej cukierni nie ma miejsca dla ludzi, którzy lekceważą obowiązki – usłyszałam na pożegnanie.

Z bezsilności i żalu się popłakałam

Na szczęście pani dyrektor mojego domu dziecka się nie poddała. Jakimś cudem załatwiła mi miejsce w znanej klinice neurologicznej. Dopiero tam stwierdzono, że mam padaczkę. Budzili mnie codziennie i codziennie miałam drgawki.

Choć dowiedziałam się, że jestem chora, odetchnęłam z ulgą. Już nikt nie twierdził, że to jakieś fanaberie. Zaczęłam brać leki, ataki osłabły. Wtedy postanowiłam, że będę walczyć z chorobą, że postaram się żyć normalnie.

Gdy wyszłam ze szpitala, natychmiast pojechałam do cukierni i wyznałam szefowej, co się ze mną działo. Najpierw zbeształa mnie, że od początku nie byłam z nią szczera, a potem z powrotem przyjęła na praktyki.

– Masz talent, dziewczyno! Jak się będziesz starać, zatrudnię cię na stałe! – uśmiechnęła się.

Dotrzymałam danego sobie słowa. Choć choroba dawała o sobie znać, nie poddawałam się. Uczyłam się, wstawałam na praktyki. Nastawiałam budzik na wcześniejszą godzinę, by w razie ataku nie spóźnić się na swoją zmianę. Gdy skończyłam szkołę, szefowa zaproponowała mi pracę.

Cieszyłam się z tego, bo wkrótce miałam opuścić dom dziecka i musiałam się z czegoś utrzymać. Ale nie tylko dlatego. W cukierni pracował pewien przystojny chłopak, Patryk. Podobał mi się, ale nawet nie spoglądałam w jego stronę.

Byłam pewna, że nie będzie się chciał spotykać z chorą dziewczyną. To on pierwszy do mnie podszedł, zaprosił na randkę. Długo się wzbraniałam. Uległam dopiero wtedy gdy z poważną miną powiedział, że wie wszystko o epilepsji i w razie czego się mną zaopiekuje.

– Przy mnie będziesz bezpieczna. Zawsze! Przysięgam! – uderzył się w pierś.

Rzeczywiście wiedział i się mną opiekował. Przekonałam się o tym nieraz, gdy zamieszkaliśmy razem. Kiedy poprosił mnie o rękę, nie wahałam się ani chwili. Czułam, że to ten jedyny.

Marzyliśmy o dziecku

Ale gdzieś tam przeczytaliśmy, że kobiety chore na epilepsję absolutnie nie powinny zachodzić w ciążę, że to niebezpieczne. I dla nich, i dla dziecka. Na szczęście mój neurolog mnie uspokoił. Przyznał, że oczywiście ryzyko istnieje, ale jeśli przygotuję się do zajścia w ciążę, odpowiednio wcześniej zmienię dawkowanie leków, będę ściśle przestrzegać jego zaleceń i na siebie uważać, to wszystko powinno skończyć się dobrze. Postanowiłam więc zaryzykować.

W ciąży czułam się znakomicie. Co ciekawe, ataki zupełnie ustały. A właśnie ich bałam się najbardziej. Mogłam się przecież przewrócić i zrobić krzywdę mojemu jeszcze nienarodzonemu maleństwu. Ale mijały kolejne tygodnie, a ja nie miałam ani jednego napadu drgawek. Lekarz był mile zaskoczony.

– Ciąża potrafi czasem zdziałać cuda. Nawet zwalczyć chorobę – powiedział.

Urodziłam Adasia w terminie. Naturalnie, bez żadnych problemów. Był śliczny i, co najważniejsze, zdrowy. Byłam taka szczęśliwa! Bez obaw karmiłam go piersią, przewijałam, tuliłam. Święcie wierzyłam, że napady drgawek już się nie powtórzą. 

Niestety… Po trzech tygodniach choroba znowu o sobie przypomniała. Znowu nad ranem, gdy miałam nakarmić synka. Atak był silny jak nigdy dotąd. Kiedy już doszłam do siebie i dotarło do mnie, że koszmar wrócił, byłam bliska załamania.

Mąż nie pozwolił mi w siebie zwątpić

Nie chciałam nawet dotykać synka, bo bałam się, że znowu dostanę ataku i zrobię mu krzywdę. Na szczęście mąż nie pozwolił mi wpaść w zwątpienie.

– Jesteś silna! Pokaż chorobie, kto tu rządzi. Nie pozwól, by odebrała ci radość z bycia mamą – powiedział.

– A jak coś się stanie, a ty będziesz w pracy? – jęknęłam.

– Nic się nie stanie. Musisz tylko sobie zaufać! Bo ja już ci ufam i wiem, że nasze dziecko jest z tobą bezpieczne – odparł, patrząc mi prosto w oczy.

Wiedziałam, że mówi szczerze. Poczułam, jak wracają mi siły i chęć do walki.

Od tamtej pory starałam się zapanować nad chorobą. Zamiast wpadać w panikę, myśleć o tym, co złego może się stać, wsłuchiwałam się w swoje ciało. Po pewnym czasie już wiedziałam, kiedy zbliża się atak.

Miałam chwilę, by zadbać o bezpieczeństwo synka i swoje. Czułam się coraz pewniej. Po pół roku już nie bałam się, gdy Patryk wychodził do pracy. Byłam pewna, że sobie poradzę… Wróciła mi też wiara w to, że wyzdrowieję, bo ataki stawały się coraz rzadsze i słabsze.

Ostatni miałam ponad osiem miesięcy temu! Mimo to nie otrąbiłam jeszcze zwycięstwa i ciągle zachowuję czujność. Na wypadek, gdyby choroba znowu chciała pokazać, że jest silniejsza.

Czytaj także:
„Ojciec dał nam prezent z okazji narodzin synka. Kiedy okazało się, że jednak mamy córkę, zabrał podarunek i się obraził”
„Wnuczka wpakowała się w kłopoty i szantażuje mnie, by wyłudzić kasę. Muszę wybierać między sumieniem, a miłością”
„Przez >>dobre rady<< ciotek straciłam dziecko. Nie mogę sobie wybaczyć głupoty i tego, że nie powiedziałam >nie<<”

Redakcja poleca

REKLAMA