„Miałam 13 lat, gdy mama walczyła z chorobą, a ojciec zabawiał się z kochanką. Myślałam, że gorzej być nie może, a jednak”

załamana córka fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Wbrew temu, co mówiłam, czułam ogromny strach, który tamował oddech i nie pozwalał myśleć o niczym innym. Tak bardzo ją kochałam. Co będzie, jeśli się nie uda? Byłyśmy jeszcze dziećmi, jak mamy żyć bez najbliższej osoby? Co się z nami stanie?”.
/ 16.04.2023 07:15
załamana córka fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Szpital był ogromny, od razu w nim zabłądziłyśmy. Szeroki przeszklony korytarz ciągnął się w nieskończoność, Anielkę rozbolały nogi.

– Chodź, nie marudź. Mama na nas czeka – szarpnęłam siostrę za rękę.

– Jesteś pewna, że gdzieś tu jest? – w jej oczach zaszkliły się łzy, usta wygięły  się w podkówkę.

Wiedziałam, że się boi, pierwszy raz w życiu została tylko ze mną. Bez mamy. Miała siedem lat, a ja trzynaście. Też czułam wszechogarniający lęk, nerwy miałam napięte jak postronki. Co z nami będzie? Nie nadawałam się na opiekunkę. Obie potrzebowałyśmy mamy, nie miałyśmy poza nią nikogo – oprócz babci ze strony ojca, ale ona chyba pogniewała się na nas od czasu, gdy tata wyjechał do Niemiec.

Przytuliłam małą, jak to robiła mama

Bez słowa pociągnęłam siostrę za sobą. Byle do przodu, kiedyś w końcu znajdziemy onkologię, to nie może być daleko. Anielka nagle zaparła się i zaczęła głośno płakać. Kilka osób się za nami obejrzało, ale żadna nie przystanęła. Na szczęście, bo nie chciałam robić przedstawienia.

– Cicho bądź, bekso – kucnęłam przed Anielką i nagle złość na nią się roztopiła.

Przytuliłam małą, jak to robiła mama, i poczułam, że drobnym ciałkiem wstrząsają spazmy płaczu. Tego było za wiele, nie mogłam dłużej udawać dużej, odpowiedzialnej siostry. Łzy zapiekły pod powiekami, na plecach poczułam dreszcz. Nie umiem nawet odnaleźć w szpitalu mamy, jak mam przejąć ciężar jej obowiązków?

– Co się stało? Dlaczego płaczecie? – kobieta w białym fartuchu pochyliła się nad dwiema kupkami nieszczęścia.

– Nie ma naszej mamy – poskarżyła się Anielka wstrząsana nową falą łez. – Będzie operowana, jest na onkologii. Nie umiem tam trafić – otarłam rękawem twarz i spróbowałam się opanować.

Nie byłam już dzieckiem, nie mogłam sobie pozwolić na niekontrolowaną rozpacz jak młodsza siostra.

– Zaprowadzę was – pielęgniarka wyprostowała się i wzięła Anielkę za rękę. – Przeszłyście tu całkiem same? A gdzie wasz tata?

– Rozwiódł się z nami – powiedziała prawdomównie mała. 

– Wyjechał do Niemiec, do pracy – poprawiłam, czując, że się czerwienię.

Nie było się czym chwalić, widziałyśmy ojca równo pięć lat temu, od tamtej pory zadzwonił może kilka razy, a potem obraził się na nas. Tak myślałam, bo z jakiego powodu się nie odzywał? Napisałam do niego kilka listów, Anielka regularnie wysyłała mu swoje rysunki, ale ostatnia przesyłka wróciła z adnotacją „adresat nieznany”.

Tata przeprowadził się i nie podał nowego adresu, zatarł ślady i zapomniał o swoich córkach. Znienawidziłam go za to z całego serca. Jak on nam, tak my jemu. Uznałam, że nie mamy już ojca. Trudno mi było przywyknąć do tej myśli, Anielka prawie go nie pamiętała, ale ja – tak. Nie zapomniałam jego śmiechu i silnych ramion, którymi podnosił mnie i sadzał na barana. Szliśmy na spacer, a ja patrzyłam na świat z góry, bezpieczna, bo tata trzymał mnie mocno. Wspomnienia szczęśliwych chwil przyjmowałam z gniewem, po co mi one? Ojciec się nas wyrzekł, nie byłyśmy mu potrzebne. Nie należało o nim myśleć, to bolało.

Czekały nas trudne chwile

Prowadzone przez pielęgniarkę dotarłyśmy na onkologię, za przeszklonymi drzwiami stała szczupła postać i niespokojnie wyglądała na korytarz.

– Mama! – rzuciłam się jej na szyję, o włos uprzedzając Anielkę.

– Czekałam na was, moje kochane – przytuliła nas i podziękowała uśmiechem pielęgniarce.

– Dobrze się czujesz? – spytałam.

– Świetnie – zapewniła. – Będą mnie jutro operować, a potem migiem wyzdrowieję. Nic się nie bój, będzie dobrze, zaraz wracam do domu.

Anielka zaczęła wesoło podskakiwać, ale ja nie dałam się tak łatwo oszukać. Miałam trzynaście lat, zdawałam sobie sprawę, jak wygląda walka z rakiem. Najpierw operacja, potem chemia i może naświetlania, kolejne badania. Mamę czekały trudne chwile. Nas też.

– Pokonasz tego drania – przytuliłam się do niej jeszcze mocniej.

Wbrew temu, co mówiłam, czułam ogromny strach, który tamował oddech i nie pozwalał myśleć o niczym innym. Tak bardzo ją kochałam. Co będzie, jeśli się nie uda? Byłyśmy jeszcze dziećmi, jak mamy żyć bez najbliższej osoby? Co się z nami stanie?

– Hej! – mama wyczuła, co się ze mną dzieje. Zajrzała mi w oczy i uśmiechnęła się z trudem. – Nigdzie się nie wybieram, mam dwie wspaniałe córki, które zamierzam wychować, a potem zatańczyć na waszych weselach. Żaden rak mi w tym nie przeszkodzi.

Kiwnęłam głową, słowa nie przeszłyby mi przez gardło.

– Dzwoniłam do waszej babci, obiecała, że przyjedzie i się wami zajmie – powiedziała niespodziewanie mama.

– Ona nas nie lubi – wykrzywiła się szczerze Anielka.

– Ale ma poczucie obowiązku – mama patrzyła tylko na mnie. – Będziecie dla niej grzeczne? Ona bardzo się poświęca, musiała zostawić dziadka, dom i gospodarstwo, żeby przyjechać do naszego miasta.

Zrozumiałam, co mama chciała mi przekazać. Lepsza niechętna nam babcia niż interwencja opieki społecznej. Anielka była za mała, żeby pozostawać pod moją wyłączną opieką. Babcia czekała pod drzwiami, zmęczona i niezadowolona, że nas nie zastała.

– Byłyśmy u mamy, w szpitalu – wyjaśniłam, przyglądając się jej spod oka. Prawie jej nie pamiętałam, rzadko u niej bywałam. Ona nie znała nas, a my jej.

– No dobrze, grunt, że jesteście. Już myślałam, że trzeba będzie policję zawiadamiać – sapnęła, wchodząc do mieszkania. Nie spytała o mamę, tylko od razu złożyła swoje toboły w kuchni. – Przywiozłam trochę swojskiej wędliny i sery. Wyglądacie, jakbyście potrzebowały zdrowego jedzenia. Czym ona was karmiła?

„Ona” to była mama. Rzuciłam babci złe spojrzenie, ale nie odpysknęłam, pomna złożonej obietnicy.

– Patrzcie, jakie to najeżone, skóra zdjęta z matki – zaśmiała się nieprzyjemnie babcia.

– Ja też jestem podobna do mamy – upomniała się Anielka, która nic nie rozumiała z tego, co się działo.

– Ty wyglądasz jak twój tata, kiedy był mały – głos babci zmiękł, ręka sama wyciągnęła się do małej. Anielka, wielka przylepa, skorzystała z okazji i oparła się całym ciałem o nową opiekunkę.

– Co przywiozłaś? Głodna jestem – poskarżyła się, łypiąc łakomie na babcine tobołki.

Babcia zakrzątnęła się koło kolacji, a potem rozgościła w pokoju mamy. Zajrzałam do niej wieczorem i zobaczyłam, że w skupieniu odmawia różaniec.

– Pójdziemy jutro do szpitala, chorych trzeba nawiedzać – oznajmiła później.

Nie odpowiedziałam. Wolałabym, żeby kierowało nią serce, a nie tylko nakazy religijne, ale byłam szczęśliwa, że zobaczę mamę. Jutro będzie już po operacji, na pewno ucieszy się, gdy przyjdziemy.

Dopiero teraz coś ją ruszyło

Mama leżała blada i półprzytomna na sali pooperacyjnej, na którą nie wolno było wchodzić.

– Nie spodziewałam się takiego widoku – babcia zrobiła znak krzyża i opuściła głowę. – Moje wy biedy, zostanę z wami, dopóki mama nie wydobrzeje, co wy na to?

Pierwszy raz powiedziała o niej „mama”. Nie „wasza matka” czy „ona”.

– Mój syn powinien to zobaczyć – wyrwało jej się spod serca.

– On nigdy nie wróci. Nie mamy jego telefonu ani adresu – powiedziałam cicho.
Spojrzała na mnie, jakbym nagle dorosła.

– Tak zrobił? Uciekł? Myślałam, że ich rozwód to wina waszej mamy, że nie postarała się, by zatrzymać męża. Niech mi Bóg przebaczy – mruknęła. – Zadzwonię do huncwota i wygarnę mu, co myślę.

– Nie trzeba, to niczego nie zmieni – wsunęłam rękę w jej szorstką od pracy dłoń. Z drugiej strony przytuliła się do niej Anielka. Stałyśmy tak przez chwilę, patrząc na nieruchomą postać mamy na szpitalnym łóżku.

– Jak już ją podleczą, przyjedziecie do mnie na lato, wszystkie trzy – oznajmiła babcia mocnym głosem. – Już ja się wami zaopiekuję, odkarmię tę chudzinę.

– Kogo? – zainteresowałam się nieufnie.

– A kogóż by, jak nie waszą mamę. Będzie słaba, ale u nas na wsi nabierze sił i wróci do zdrowia.

– I będzie jak dawniej? Obiecujesz? – spytała naiwnie Anielka.

– Wszystko w rękach Boga, ale ufam, że mama wyzdrowieje. Będę się o to modliła.

Pan Bóg nas wysłuchał, kuracja była wyczerpująca, ale zakończyła się zwycięsko. Rak nie powrócił. Babcia długo i głośno rozmawiała z naszym tatą, krzyczała na niego i zyskała tyle, że przyjechał do nas z wizytą. Jeden jedyny raz. Kupił Anielce i mnie po laptopie, żeby – jak powiedział – być z nami w kontakcie, a potem zniknął z naszego życia. Od czasu do czasu widywałyśmy go na ekranie, kiedy do nas dzwonił przez Skype’a. Urządzał rodzinne wideorozmowy, oszukując własne sumienie, ale dziś już nie mam o to do niego żalu.

Mama, jak obiecała, tańczyła na moim weselu, babcia i dziadek też. A tata? Miał przyjechać, ale powiedział, że coś mu wypadło, i tylko złożył mi życzenia przez Skype’a. Chyba się wstydził pojawić po tylu latach, ten mój ojciec z komputera. Babcia prosiła, bym się na niego nie gniewała, powiedziała, że trzeba go kochać, nawet jeśli na to nie zasługuje. Staram się o to każdego dnia i z każdym dniem jest odrobinę łatwiej. Chyba zdołałam mu wybaczyć, że nas porzucił.

Czytaj także:
„Byłam pewna, że po mojej przeprowadzce na drugi koniec Polski, moja mama uschnie z samotności. Nie doceniłam jej”
„Moja mama nie umiała być wierna i ciągle latała za facetami. Kiedy wzięła się za moich kumpli powiedziałem >>dość<<"
„Moja mama postradała zmysły. Jeśli uważa, że pozwolę roztrwonić ojcowiznę na jej starcze widzimisię, to się grubo myli”

Redakcja poleca

REKLAMA