„Męskie ego nie zniesie przyznania się do słabości przed dzieckiem. W końcu słono zapłaciłem za swoje zadzieranie nosa…”

Chciałem zaadoptować syna ukochanej fot. Adobe Stock, fizkes
„Miałem przyznać się przed własnym dzieckiem, że czegoś nie umiem? Żeby myślał, że jestem jakąś ofermą? Pozwolić, by mój syn myślał, że tamten facet z siwizną na skroniach jest lepszy ode mnie? Nigdy! Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, postanowiłem udowodnić małemu, że jestem prawdziwym bohaterem”.
/ 06.01.2023 16:30
Chciałem zaadoptować syna ukochanej fot. Adobe Stock, fizkes

To żona namówiła mnie, żebym zabrał naszego sześcioletniego syna do skateparku. Nie uśmiechało mi się to, bo była sobota i chciałem po ciężkim tygodniu pracy poleniuchować, ale Dorota jak zwykle nie odpuściła. Postawiła przy drzwiach wejściowych dwie deskorolki, które przytargała nie wiadomo skąd, a potem brutalnie ściągnęła ze mnie kołdrę.

– Wstawaj, jest piękny, ciepły poranek. Chyba nie chcesz, żeby Maks spędził go w domu, grając w jakąś idiotyczną grę na komórce? – zapytała z groźną miną.

– Nie, pewnie, że nie. Powinien jak najwięcej czasu biegać po dworze – odparłem.

– No właśnie. Zabieraj więc sprzęt, syna i w drogę. Tobie też przyda się trochę ruchu. Ale czemu się dziwić. Kursujesz tylko między fotelem w samochodzie a kanapą w salonie… – spojrzała wymownie.

– Rzeczywiście, przybyło mi kilka kilogramów. Ale jak wezmę się za siebie, to raz dwa je zgubię – naburmuszyłem się.

– To masz okazję zacząć je gubić już dziś. Właśnie w skateparku. Nie dość, że spalisz trochę kalorii, to jeszcze spędzisz czas z Maksem. W tygodniu prawie go nie widujesz, więc chociaż w weekend poświęć mu trochę czasu.

To może po prostu pogramy w piłkę przed blokiem? – broniłem się jeszcze, bo ciągle nie miałem ochoty na tę wyprawę.

– Mowy nie ma! Kopniecie piłkę trzy razy i zaraz wrócicie na górę. A ja chcę spokojnie ugotować obiad. Poza tym wczoraj opowiadałam Maksowi, jak to jeszcze kilkanaście lat temu szalałeś po osiedlu na deskorolce. Słuchał z zapartym tchem. A jak skończyłam to oświadczył, że chce być takim mistrzem jak ty.

– Poważnie? – mruknąłem z zadowolenia, bo taki komplement mile połechtał moje ojcowskie ego.

– Jak najpoważniej. Powiedziałam mu, że z wielką przyjemnością dasz mu kilka lekcji. Był zachwycony. A dziś od bladego świtu chodzi za mną i dopytuje się, kiedy w końcu wstaniesz i pojedziecie. Chyba nie chcesz go rozczarować?

– No pewnie, że nie! Skoro tak mu zależy, to pojedziemy. Ale musisz mi obiecać jedno… – zacząłem gramolić się z łózka.

– Co takiego?

– Że jak nasz syn się przewróci i pozdziera skórę na kolanach i łokciach, to nie będziesz robiła mi wyrzutów i gderała, że go nie dopilnowałem.

– Nie pozdziera, bo zorganizowałam ochraniacze i kask. Zresztą masz go spokojnie i cierpliwie uczyć, a nie od razu wymagać mistrzostwa! I pamiętaj, nie popisuj się! Nie masz już nastu lat! – zagrzmiała.

Już miałem odpowiedzieć, że nie musi mnie pouczać

Jestem przecież rozsądnym facetem, ale niech będzie: ugryzłem się w język. Bałem się, że jak odezwę się choćby słowem, to żona zacznie mi wypominać wszystkie błędy, które popełniłem w przeszłości. Taka już jest ta moja Dorota, musi sobie pogadać od czasu do czasu. Zamiast więc z nią dyskutować, szybko się ubrałem, wypiłem kawę, zapakowałem sprzęt oraz uszczęśliwionego syna do samochodu i ruszyłem w drogę. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, nawet się cieszyłem, że dałem się namówić na tę wyprawę. Mimo wczesnej pory w skateparku było już kilkunastu amatorów jazdy na desce. Szczególnie jeden przykuł moją uwagę. Choć, sądząc po siwiźnie na skroniach, miał już czterdziestkę na karku, czyli był mniej więcej w moim wieku, to wykręcał całkiem niezłe triki. I to nie tylko te podstawowe, od których zaczynają początkujący, ale i trudniejsze. Aż przystanąłem, żeby na niego popatrzeć.

Ale ten pan fajnie jeździ – westchnął w pewnym momencie Maks.

– Faktycznie, daje radę. Prawie jak zawodowiec – pokiwałem głową z uznaniem.

– Tato, a ty tak umiesz?

– No pewnie! Swego czasu nie było na osiedlu lepszego ode mnie. Wszyscy mnie podziwiali. Łącznie z twoją mamą. To były naprawdę piękne czasy… – aż uśmiechnąłem się do wspomnień.

– To pokaż! – wyrwał mnie z zamyślenia głos Maksa.

– A na słowo mi nie wierzysz? – uśmiechnąłem się niepewnie.

– Wierzę… Pewnie, że wierzę…. Ale jak zobaczę, to uwierzę jeszcze bardziej – odparł z poważną miną.

Zamarłem. Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, jak zareagować na taką prośbę. Rozsądek podpowiadał mi, żeby odmówić, bo ostatni raz wykręcałem takie triki lata świetlne temu i nie byłem pewien, czy sobie poradzę. Ale męska duma mówiła coś innego. Miałem przyznać się przed własnym dzieckiem do słabości? Pozwolić, by mój syn myślał, że tamten facet z siwizną na skroniach jest lepszy ode mnie? Nigdy! Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, chwyciłem za deskorolkę.

– Usiądź sobie synu na ławeczce, patrz i podziwiaj. Zaraz przekonasz się, co twój ojciec potrafi! – zakrzyknąłem.

Gdy wszedłem na tor, głos rozsądku zamilkł na dobre, więc byłem już bardzo pewny siebie. Pomyślałem, że bez problemu wykonam dla syna mistrzowski pokaz. Przecież na rowerze też nie jeździłem przez dobrych kilka lat, a jak w końcu wsiadłem na siodełko, to popedałowałem od razu jak szalony. Myślałem, że teraz będzie podobnie, że pewnych rzeczy się nie zapomina.

Na początku faktycznie szło mi całkiem nieźle

Wykonałem kilka płynnych skrętów i obrotów. Sam byłem zaskoczony, że poszło tak gładko i ani razu się nie zachwiałem. Kątem oka dostrzegłem, że Maks przygląda mi się z zachwytem, więc postanowiłem spróbować czegoś znacznie trudniejszego, czyli skoków. Rozpędziłem się, ugiąłem nogi i wybiłem się lekko w górę. Liczyłem na to, że elegancko wyląduję na desce. Nic z tego! Uciekła mi spod stóp, a ja straciłem równowagę i grzmotnąłem kolanami o twardą nawierzchnię. Ból był tak duży, że aż mi się ciemno przed oczami zrobiło. W tamtej chwili żałowałem, że dałem się podpuścić synowi. I że żona nie wykombinowała ochraniaczy także dla mnie. Nie mam pojęcia, ile czasu leżałem na torze i wiłem się z bólu. Minutę, a może pięć? Gdy już trochę doszedłem do siebie i zacząłem się gramolić z ziemi, dostrzegłem, że wokół mnie zgromadził się spory tłumek. Wśród gapiów był mężczyzna z siwiejącymi skroniami i oczywiście mój syn.

– Tato, nic ci się nie stało? – dopytywał się przerażony Maks.

– Ależ skąd! To naprawdę nic takiego, tylko mały wypadek przy pracy. Zdarza się nawet najlepszym – strugałem bohatera, chociaż ledwie trzymałem się na nogach.

– Uff, to dobrze, bo wyglądało naprawdę strasznie. Ale skoro mówisz, że to nic takiego, to zaraz zaczniemy pierwszą lekcję? – dopytywał się.

– Zobaczymy. Na razie muszę usiąść … – wykrztusiłem.

Trudno mi było przyznać, że dzisiaj żadnej nauki nie będzie, bo najzwyczajniej w świecie nie dam rady.

– Wiesz co, młody człowieku? – odezwał się nagle mężczyzna z siwizną – Mam dla ciebie świetną propozycję!

– Jaką? – syn spojrzał na niego z zaciekawieniem. – Dzisiaj ja ci pokażę podstawy jazdy na deskorolce. Na pewno nie jestem tak dobry jak twój tata, ale myślę, że dam radę. A on posiedzi sobie na ławce i popatrzy. Będzie wiedział, na jakim jesteś etapie, gdy przyjedziecie tu następnym razem.

– Tato, zgadzasz się? – rozpromienił się Maks.

– Zgadzam, zgadzam – kiwnąłem głową.

Byłem wdzięczny nieznajomemu, że mnie zastąpi

Nie chciałem, żeby syn czuł się zawiedziony, a jego wycieczka do skateparku skończyła się, zanim na dobre się zaczęła. Przez następną godzinę siedziałem na ławce, przykładałem do kolan butelki z zimną wodą i przyglądałam się, jak radzi sobie mój syn. Szło mu naprawdę świetnie. Od razu było widać, że to moja krew. Było mi oczywiście przykro, że to nie ja go uczę, bolało mnie, że słucha rad obcego faceta, ale cóż… Jak męska duma wygrywa z rozsądkiem, to koniec bywa żałosny, a kara zasłużona i dotkliwa. Gdy lekcja dobiegła końca, podziękowałem mężczyźnie za to, że tak wspaniale zajął się Maksem.

– Nie ma sprawy, to była frajda. Zwłaszcza że twój mały jest bardzo pojętny – uśmiechnął się.

– Ma to po mnie. Byleby tylko nie skończył tak żałośnie jak ja – pokazałem na swoje opuchnięte kolana

– Nie przejmuj się. Dokładnie rok temu byłem na twoim miejscu – uśmiechnął się.

– Naprawdę?

– Też przyjechałem z synem do skateparku i postanowiłem się przed nim popisać, bo przecież kiedyś nie takie rzeczy się robiło.

– I też wylądowałeś na glebie? – zachichotałem.

– Dokładnie. Ze wstydu miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

To tak jak ja. Człowiek chce uchodzić w oczach syna za bohatera, a tu nagle taka wpadka. Na szczęście dzięki tobie zachowałem twarz. Stwierdzenie, że nie radzisz sobie na desce tak dobrze jak ja było mocno przesadzone. Śmigasz aż miło popatrzeć! – pokręciłem głową z uznaniem.

– A bo po swoim wypadku się zawziąłem. Postanowiłem, że porządnie poćwiczę, a dopiero potem zacznę uczyć syna. Jemu ochota przeszła już po kilku jazdach i pasjonuje się czymś innym, a ja wsiąkłem na dobre. Od tamtej pory przyjeżdżam tu co sobota o ósmej rano. Jak masz ochotę, zapraszam…

– Na pewno się zjawię. Tylko nie wiem kiedy, bo coś czuję, że ten ból w kolanach szybko mi nie przejdzie – westchnąłem.

Do domu wróciliśmy z Maksem akurat na obiad

Syn oczywiście opowiedział żonie, co mi się przytrafiło. I to ze wszystkimi szczegółami. Korciło mnie, by go poprosić, by to całe wydarzenie było nasza tajemnicą, ale zrezygnowałem. Nie chciałem, żeby kłamał. Przy jedzeniu Dorota szczęśliwie nie odezwała się ani słowem, tylko rzucała gniewne spojrzenia. Lecz gdy mały poszedł do swojego pokoju, wybuchła. Dostało mi się od niej! Usłyszałem, że jestem stary i głupi, że jak chcę się popisywać, to powinienem przenieść się do cyrku.

Kiwałem głową, ale już myślałem, że jak mi ból w kolanach przejdzie, to wybiorę się w sobotę do skateparku i trochę poćwiczę. Bo nawet jak Maksowi ochota na jazdę na desce przejdzie, to będę miał nowego kumpla. Ten z siwymi skroniami to chyba fajny facet…

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA