Elegancka, dobrze ubrana, umalowana, nie wygląda na swoje lata. Sprawia wrażenie miłej, starszej pani. Ale... to wyjątkowa wiedźma. Kto? Moja była teściowa.
Mogłabym cię zabić– myślę. „Patrzyłabym, jak się wijesz w męczarniach, jak błagasz o pomoc i skamlesz ze strachu i bólu. Chciałabym, żeby powypadały ci wszystkie zęby, żebyś wyłysiała i pomarszczyła się, jak stara purchawka. Żeby cię wreszcie nie było!”. Ale patrzę jej w oczy, uśmiecham się i mówię słodko:
– Może się mamusia napije jeszcze herbatki? Zielona, z opuncją, taka jaką mamusia lubi. Specjalnie kupiłam…
Moja teściowa wzdycha.
– Już nie piję takiej – cedzi. – Zresztą, ty i tak nie umiesz parzyć dobrej herbaty. Żeby ci dać nie wiem co, zmarnujesz. Nie masz drygu i gustu.
Dlaczego jej nie złapię za kudły i nie wyrzucę? Czemu znoszę tę wredną krowę we własnym domu? CZEMU?!! A temu, że spłaca mój kredyt. Że mogę nie pracować zawodowo i siedzieć w domu przy Antosiu. Że mam na rehabilitację dla niego, że bez jej pieniędzy nie dałabym rady… I że tylko na nią mogę liczyć. Antek poślizgnął się na schodach, spadł z półpiętra i uderzył głową w olbrzymią, kamienną donicę stojącą przy balustradzie. To było 8 lat temu; jest w śpiączce. Lekarze nie dają nadziei, że się wybudzi…
– To przez ciebie! – wrzeszczała teściowa. – Tyle razy mówiłam, zakładaj dywaniki na stopnie. Ale wielka pani chciała mieć nowocześnie, goło, jak w laboratorium i doprowadziła do nieszczęścia. Ty jesteś winna, tylko ty.
Faktycznie sama zaprojektowałam naszą willę. O takiej marzyłam; jasnej, czystej i kompletnie innej niż landara teściowej. Wymiotować mi się chciało na jej dywany i rzeźbione meble. Odrzucało mnie to bezguście. U nas miało być inaczej. Światło, zieleń i starannie wybierane sprzęty stworzyły cudną przestrzeń. Dom natychmiast znalazł nabywcę, kiedy tylko postanowiłam go sprzedać… Nie mogłabym tam mieszkać, poza tym miałam pewność, że z Antkiem będzie dobrze, tylko trzeba go ratować. Problemem były jednak pieniądze. Potrzebowałam ich dużo.
Wszystkiego próbowałam. Woziłam go po klinikach, sprowadzałam specjalistów od medycyny tradycyjnej i niekonwencjonalnej. To kosztowało majątek, więc kasa szybko się rozeszła. Ledwo mi starczyło na kupienie i dostosowanie do opieki nad Antkiem dwóch pokoików z łazienką. Rzuciłam pracę, nie miałam żadnych dochodów. Musiałam więc zaciskać pasa. Nic nie mówię o ojcu Antka… Ludzie pytają, czy jest z nami i czy pomaga? Odpowiadam, że go nie ma, odszedł dwa lata po wypadku. Mówił, że nie daje rady, że jest młody i chce normalnie żyć
– Mam prawo mieć inne dzieci – tłumaczył. – Ty kompletnie odjechałaś, nie śpimy razem, odtrąciłaś mnie. A ja potrzebuję seksu, kobiety w łóżku, rodziny. Nie będę się tego wstydził… Nie zatrzymywałam go.
W ogóle mnie nie obchodził rozwód. Czy z mojej winy, czy z nie mojej, co to za różnica? Dopiero sędzia mi wytłumaczyła, że porozumienie stron będzie lepsze. Więc się zgodziłam na wszystko pod warunkiem, że Jerzy mnie zabezpieczy finansowo i będzie płacił alimenty na syna. Nie powiem; wywiązuje się, tylko Antka widział ostatni raz przed trzema laty. Już wtedy miał córkę z drugiego małżeństwa… Teściowa nie może się jej nachwalić.
– Jaka zdolna, jaka śliczna – opowiada za każdym razem, kiedy u nas jest. – Wyjątkowe dziecko. Pójdzie do szkoły muzycznej, ma talent.
– Antek też ładnie śpiewał i miał dobry słuch – wtrącam, ale mnie zakrzykuje.
– Wymyślasz. Niczego takiego nie pamiętam… Po co tworzyć legendy?
– Tak było! Mama nie zaprzeczy, że wszyscy się zachwycali, kiedy mówił wierszyk albo śpiewał.
– Może, może… Skoro ci z tym łatwiej, to sobie opowiadaj takie bajki. Widocznie inaczej nie umiesz.
Znowu mam ochotę rzucić się jej do gardła. Żeby przestała gadać te okropieństwa. Ale co zrobię, jeśli więcej do nas nie zajrzy? Nie przyniesie pieniędzy na nowy materac przeciwodleżynowy? Muszę zapłacić masażyście, jest drogi, ale świetny. Z mojego chałupnictwa wystarczy na jedzenie i połowę świadczeń. Gdzie reszta? Teściowa znalazła wyjście. Już dawno stwierdziła, że Antek powinien być w jakimś zakładzie „dla takich dzieci”.
– Jemu jest wszystko jedno, bo i tak wegetuje, ale tobie byłoby lżej.
– Niech się mama o mnie nie martwi – wychrypiałam. – Nie oddam go. On wie, że jest w domu i tak ma zostać.
– Co on tam wie? – nie odpuszczała.
– Przecież to roślina.
Całe szczęście, że wtedy do drzwi zadzwonił listonosz. Gdyby nie to…
Parę razy prosiłam:
– Niech mama powie swojemu synowi, żeby odwiedził Antka. Ucieszy się.
– Kto?
– Antek. On wie, co się dzieje wokół.
– Ty nie żyjesz w realnym świecie. – powiedziała twardo. – Nie chcesz dopuścić prawdy o tym, co się stało, ale Jerzy ma jasny ogląd sytuacji. Nie będzie się narażał na stres, ma dziecko do wychowania.
„Ty potworze!” – pomyślałam, ale znów zagryzłam zęby. To babsko jednak mi pomaga. Oprócz pieniędzy przywozi jedzenie, owoce, pampersy, witaminy i wszystko, na co mnie nie byłoby stać. Przyjeżdża raz na dwa tygodnie. Stoi w drzwiach do pokoju Antosia. Nigdy nie podchodzi bliżej...
Moi rodzice nie żyją. Jestem sama. Rodzeństwa nie miałam. Dalsza rodzina się odsunęła, pewnie tak jak teściowa uważają, że Antek powinien być w domu opieki. Brakuje mi kogoś, kto by mnie pocieszył i podtrzymał. Wiem, że teściowa i tak zachowuje się przyzwoicie, bo przecież nie musi interesować się byłą synową i wnukiem, o którym mówi „warzywo”.
Wiem, nie powinnam się przejmować tym, co ona gada, ale wpadam w drżączkę, kiedy zbliża się dzień jej odwiedzin. Zaczęłam grać w totka; marzę, że trafię szóstkę i oddam jej wszystko, co na nas wydała, a potem powiem: won. Innych marzeń nie mam, bo to, że Antoś się obudzi, to nie marzenie. To pewność.
Więcej listów do redakcji: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”