Dzień, w którym mój mąż oświadczył mi, że odchodzi, zapamiętam do końca życia. Kajtuś urodził się niespełna pół roku wcześniej. Jego pojawienie się było prawdziwą rewolucją w naszym – jak do tej pory – dość beztroskim młodzieńczym życiu małżeńskim. Pobraliśmy się, mając zaledwie 20 lat i uważaliśmy, że nie ma w życiu nic ważniejszego od dobrej zabawy. Ciąża trochę nas zaskoczyła, ale uznaliśmy, że skoro wszyscy jakoś radzą sobie z dziećmi, my też podołamy.
Nasz synek nie był jednym z tych dzieci, o których mówi się, że są bezobsługowe (zresztą idealizowanie macierzyństwa zawsze wydawało mi się sporym przekłamaniem). Miał bolesne kolki, problemy ze skórą – wciąż musieliśmy ją natłuszczać specjalnymi kremami, bo była wyjątkowo wrażliwa i budził się w nocy po 12-15 razy.
Chodziliśmy rozdrażnieni, przemęczeni i często na siebie naskakiwaliśmy bez powodu. A to nie mogliśmy znaleźć smoczka, którym Kajtuś gdzieś rzucił, a to okazywało się, że butelka jest nieumyta, a maluch domaga się jedzenia natychmiast. Na domiar złego Jacek nie odkładał na miejsce kremów, zasypki ani śpioszków, więc bez przerwy czegoś musieliśmy szukać.
Uciekł z pola bitwy jak zwykły tchórz!
– Magda, wybacz mi, ale ja już dłużej nie dam rady. Nie tak wyobrażałem sobie bycie ojcem.
– Nikt sobie tego tak nie wyobraża – odburknęłam rozdrażniona.
Nie przypuszczałam, że to jego zdanie miało być wstępem do zakończenia naszego małżeństwa, ale on spojrzał na mnie ze łzami w oczach i powiedział, że bardzo mu przykro, ale odchodzi. Trzymałam na rękach Kajtka i karmiłam go z butelki. Nie miałam więc nawet jak wstać, żeby powstrzymać Jacka przed wyjściem. Zresztą, czy miałoby to jakikolwiek sens? Przecież nawet gdybym stanęła w drzwiach, nie zmieniłoby to jego uczuć.
Poddał się! Jak największy frajer zrezygnował i po prostu uciekł z ringu. Bo tak wtedy postrzegałam macierzyństwo. Jak ring, w którym wciąż trzeba podnosić się po kolejnych ciosach i walczyć dalej. Wiedziałam, że to w końcu minie. Że Kajtuś nie będzie wiecznie rozwrzeszczanym niemowlęciem. Podrośnie, nauczy się mówić i komunikować swoje uczucia w inny sposób, niż tylko płaczem. W końcu pójdzie do przedszkola, a potem do szkoły i stanie się dla nas źródłem dumy i kompanem do fascynujących rozmów. Trzeba tylko jakoś przeczekać ten trudny czas. Jacek nie zamierzał na nic czekać. Odszedł, a ja zostałam w domu sama.
Byłam w szoku i rozpaczy. Nie do końca docierało do mnie, co się właściwie stało. I w głębi duszy nie wierzyłam, że to jego ostateczna decyzja. Myślałam, że w połowie drogi, dokądkolwiek ona prowadziła, zrozumie, że popełnił błąd i wróci, błagając o wybaczenie. A ja mu go wielkodusznie udzielę. W pewnym sensie rozumiałam jego bezsilność – sama tak się czułam – ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wszystko rzucić i zwiać.
Jacek jednak się nie opamiętał. Wtedy nie było jeszcze telefonów komórkowych, więc nie miałam z nim żadnego kontaktu. Po tygodniu stanu depresyjnego podniosłam się, wykąpałam i uznałam, że z nim czy bez niego, muszę dać sobie radę. Dla mojego synka. Miałam kogoś, dla kogo musiałam być silna i ułożyć swój świat na nowo. Postanowiłam dać mu tyle miłości, by nigdy nie czuł się samotny i porzucony.
Czekałam na to, aż przyjdzie do mnie pozew rozwodowy, żeby wnioskować o alimenty od tego tchórza, ale nie przychodził. Nie wiedziałam nawet, gdzie mąż mieszka, ale dowiedziałam się, że mogę złożyć do sądu wniosek o rozwód zaoczny i zasądzenie alimentów. Rozwód udało mi się uzyskać po trzech latach. Alimentów jednak nigdy nie zobaczyłam.
Byłam wściekła i rozgoryczona, ale nie chciałam, by Kajetan odczuwał to w jakikolwiek sposób. Nie okłamywałam go w sprawie taty. Powiedziałam, że odszedł, gdy on był mały, ale nie wdawałam się też w zbytnie szczegóły. Jeszcze tego by brakowało, by zaczął się obwiniać o odejście taty.
Jakoś ułożyliśmy sobie codzienność we dwoje
Podzieliliśmy się nawet obowiązkami domowymi. Mój nastolatek zmywał podłogi, wyrzucał śmieci i nastawiał pranie, a w weekendy gotował i mył łazienkę. Ja robiłam resztę. Pracowałam na pół etatu jako fakturzystka w żwirowni, która znajdowała się niedaleko nas, a po godzinach dorabiałam, gotując obiady dla pracowników.
Dzięki temu my także mieliśmy w tygodniu darmowe obiady, bo tak umówiłam się z dyrekcją. Mogłam też spędzać czas z synem po południu, gdy wrócił już ze szkoły. Odrabiał lekcje i opowiadał o tym, co się wydarzyło. Oczywiście nie było nam lekko, ale wspieraliśmy się w trudnych chwilach i byliśmy ze sobą naprawdę bardzo blisko. Czułam wdzięczność do losu, że mimo przeciwności byliśmy szczęśliwą rodziną.
Któregoś dnia Kajtek oświadczył, że marzy o grze na perkusji. W zasadzie nic wielkiego, bo wielu chłopców chce zostać perkusistami, ale to marzenie szczególnie mnie dotknęło. Wiązało się bowiem ze wspomnieniami o tym, jak poznałam ojca Kajtka... Mieliśmy po 16 lat.
Jacek grał na bębnach w miejskiej orkiestrze dętej w Gminnym Centrum Kultury. Ja chodziłam tam na tańce. Któregoś dnia, wychodząc z zajęć w obcisłym body i legginsach, zwróciłam jego uwagę. Zaczął się tak popisywać, że przebił bęben pałeczką. Dyrygent się wściekł, bo instrument był własnością GCK-u.
Jacek go przeprosił i pobiegł za mną i zaprosił na lody do cukierni. To była moja pierwsza w życiu randka, więc szykowałam się na nią jak na bal. Założyłam na noc papiloty, ale rano obudziłam się z taką fryzurą, że musiałam natychmiast umyć włosy i ułożyć je od nowa. Podkradłam mamie szminkę i założyłam sukienkę, którą kupiła mi na zbliżające się wesele kuzynki.
– Gdzie ty się wybierasz w tym stroju? – krzyknęła mama, a ja szybko wybiegłam, żeby nie kazała mi się przebierać.
Krzyczała za mną jeszcze przez okno, bo bała się, że pobrudzę sukienkę, ale nie powstrzymała mnie.
Jacek czekał na mnie przed cukiernią, ubrany w koszulę, w której chodził zwykle do kościoła, i z włosami zaczesanymi do tyłu, na że.! Myślałam, że oszaleję z radości. Usiedliśmy przy stoliku. Jacek wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Zamówił wielką porcję lodów z bitą śmietaną i jedliśmy z jednego pucharka.
To była najbardziej romantyczna randka w moim życiu. Skończyła się plamą na sukience i dwutygodniowym szlabanem, ale było warto. Przynajmniej wtedy tak myślałam. Czas pokazał, jak bardzo się pomyliłam.
Nie byłam zadowolona, że Kajtek zdecydował się właśnie na bębny. Uznałam jednak, że nie ma co walczyć z wiatrakami. Zapisał się na kurs i był zachwycony. Powiedział, że idzie mu świetnie i nauczyciel go chwali. Przez kilka miesięcy biegał tam dwa razy w tygodniu po szkole. Wszystko mu się podobało – perkusja, nowi koledzy, nauczyciel, który odkrywał przed nim nieznany świat muzyki.
Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego!
Przed wakacjami syn przyniósł mi zaproszenie na koncert. Bardzo chciał, żebym przyszła zobaczyć, jak gra. Oczywiście zgodziłam się z prawdziwą przyjemnością. Kajetan poszedł do ogniska muzycznego godzinę wcześniej, żeby się przygotować, a ja pół godziny później dojechałam autem.
Widownia powoli się zapełniała. Usiadłam nieco z boku, żeby nie stresować syna. Scena była dość prowizoryczna, ale miała nawet zrobioną z zasłon kurtynę. Instrumenty wyglądały za to bardzo profesjonalnie. Na salę wchodzili dumni rodzice. Oczywiście niemal wszyscy parami. Czasami w takich chwilach wciąż ściskało mnie w gardle.
Spojrzałam na scenę i zamarłam. Znajoma męska sylwetka przemknęła przez środek podestu i schowała się za kulisami. „Chyba źle widzę” – pomyślałam. „To przecież nie mógł być on. Może z tych emocji coś mi się przywidziało”.
Poczułam się jednak dziwnie zestresowana. Po chwili zadzwonił dzwonek oznajmiając, że zaczyna się występ, i przed widownią pojawił się... Jacek. Teraz już nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to on. Stanął przed mikrofonem i przedstawił się zebranym:
– Witam państwa serdecznie, nazywam się Jacek Kowalski i prowadzę zajęcia z najbardziej uzdolnionymi uczniami, z jakimi przyszło mi pracować. Tak się składa, że to państwa dzieci.
Z wrażenia zaschło mi w gardle
Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. W głowie zaczęła się gonitwa myśli. „Kajtek chodził na lekcje do własnego ojca. Czy o tym wiedział? Nazwisko Kowalski jest popularne, więc mógł się nie domyślić, ale Jacek na pewno wiedział. Nie przypuszczam, żeby w naszym mieście było dwóch Kajetanów Kowalskich i to w tym wieku. Powiedział mu, czy się ukrywał? A może razem spiskowali za moimi plecami?! Co to w ogóle miało znaczyć?! Od kiedy on mieszka w naszym mieście?!".
Miałam ochotę stamtąd wyjść, ale w tym momencie Kajtek wyszedł na scenę, namierzył mnie wzrokiem i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Chciał, żebym wysłuchała jego występu i była z niego dumna. „Po to tu przyszłam i obecność Jacka tego nie zmieni!” – zdecydowałam. Gotowałam się w środku, ale wzięłam głęboki oddech i pokazałam synowi, że trzymam kciuki. Poza Kajetanem na scenie był jeszcze gitarzysta, basista i wokalistka. Zaczynała perkusja.
Muszę uświadomić Jackowi, że nie ma żadnych praw
Wiedziałam, że Kajtek ma poczucie rytmu, ale to co pokazał, zwaliło mnie z nóg. Był niesamowity. Zachwycający. Przez chwilę zupełnie zapomniałam o obecności Jacka. Jednak kiedy skończyli i otrzymali zasłużony aplauz, nie potrafiłam już oderwać wzroku od byłego męża, który wyszedł na scenę i każdemu z nich przybił piątkę, a Kajetana jeszcze przyjacielsko przytulił i poklepał po plecach.
Syn wyglądał na dumnego, że zaimponował swojemu nauczycielowi. Niewątpliwie był dla Kajtka autorytetem. Ciężko było przełknąć widok, jak ściskają się na scenie. Uważałam, że Jacek nie zasługuje na to, by przytulać Kajtka.
Występ się skończył, widownia rozeszła, a ja stałam przed salą i czekałam, aż mój syn wyjdzie. Całe szczęście był sam. Pogratulowałam mu fantastycznego pokazu i ruszyliśmy korytarzem. Po chwili powiedziałam, że zapomniałam kurtki i muszę wrócić po nią na salę. Kajtek zaoferował, że on po nią skoczy, ale dałam mu kluczyki do samochodu i poprosiłam, żeby poszedł włączyć ogrzewanie, a ja zaraz dołączę.
Wróciłam na salę i zastałam tam Jacka. Był sam. Odwrócił się w moim kierunku spokojnie. Jakby doskonale wiedział, że ten moment nastąpi właśnie teraz, że po 17 latach od naszej ostatniej rozmowy przyszedł czas na konfrontację.
– Cześć, Gosia... Pięknie wyglądasz – powiedział.
Miałam ochotę zacząć okładać go pięściami za ten swobodny ton.
– Możesz mi powiedzieć, co tu robisz?! – wrzasnęłam. – Czy nasz syn wie, kim jesteś?!
– Nie – pokręcił głową. – Wróciłem ze Stanów 2 lata temu. Amerykański sen się nie ziścił. Nie zostałem światowej sławy perkusistą, nie udało mi się też dojrzeć – zaśmiał się smutno. – Uznałem, że jedyne miejsce na świecie, gdzie mogę jeszcze szukać szczęścia, jest tu... Nie mówiłem nic Kajtkowi.
- Możesz mi nie wierzyć, ale to, że do mnie trafił, to był przypadek... Albo może zrządzeniem losu? Sam nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem jego nazwisko na liście. Chciałem się z wami skontaktować po powrocie, ale się bałem. Całe życie się tylko boję. Odpowiedzialności, zobowiązań, prawdziwych uczuć...
Jego użalanie się nad sobą nie robiło na mnie wrażenia. Stałam tam roztrzęsiona. W tych kilku zdaniach Jacek odpowiedział na dziesiątki pytań, które zadawałam sobie niejednej bezsennej nocy. A więc wyemigrował do USA. Najwyraźniej nie miał nowej rodziny. A teraz postanowił zamieszkać tu.
– Nie masz prawa wtrącać się w nasze życie! – wrzasnęłam pełna buzujących emocji. – Nie masz prawa być ojcem Kajtka. Nigdy nie zapłaciłeś złamanego grosza na jego lepsze życie, nie wychowywałeś go, ani nie pamiętałeś o jego urodzinach. Nie powinieneś tu wracać. Masz się wynieść na koniec świata, rozumiesz?! Nie chcę cię tu widzieć!
Krzyczałam jak oszalała, aż zaczęły mi płynąć łzy, a on podszedł i chciał mnie przytulić. Wyrwałam się z jego uścisku i odepchnęłam najmocniej jak potrafiłam, ale nawet się nie cofnął.
– Co się dzieje, mamo? – Kajtek wrócił na salę zaniepokojony moją długą nieobecnością.
– Nic, skarbie – próbowałam udawać, ale było to bez sensu.
Emocje były widoczne jak na dłoni
Kajtek stał, wpatrując się we mnie i w Jacka. Nagle jego twarz pobladła. Dotarło do niego to, co ukrywał przed nim Jacek.
– Pan... jest... Jacek Kowalski... Jest pan moim ojcem? – wycedził
– Tak...– odpowiedział bardziej przestraszony niż kiedykolwiek widziałam.
Syn, ku mojemu zdumieniu, zacisnął pięść i z całej siły uderzył go w twarz. Jacek aż się zatoczył.
– Kajtek! – krzyknęłam.
– Chodź, mamo. Nie mam temu panu nic więcej do powiedzenia.
Wyszliśmy z sali w milczeniu. Oboje byliśmy tak zszokowani, że trudno nam było cokolwiek powiedzieć. Usiadłam za kierownicą, ale trzęsły mi się ręce i nie mogłam trafić kluczykiem do stacyjki. Kajetan stwierdził, że musimy chyba najpierw trochę ochłonąć i zaproponował, żebyśmy poszli do pobliskiej kawiarni i tam spróbowali porozmawiać.
Usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy mówić. Najpierw ja – o tym, co usłyszałam od Jacka. A potem on – o miesiącach spędzonych z facetem, który okazał się jego ojcem. Opowiadał, jak go polubił.
– Nie był jak inni dorośli, zagoniony, przemęczony i z setkami zmartwień – Kajtek uśmiechnął się przepraszająco. – Miał w sobie luz nastolatka.
Jacek opowiadał mu o klubach jazzowych w USA, beztroskim życiu z kumplami z zespołu i magicznym świecie muzyki. Kajetan był nim zafascynowany. Nie wiedział jednak, że całe to eldorado było droższe niż mógł przypuszczać, bo przypłacone całym jego życiem bez taty. Pieniądze, które Jacek wydawał na gin z tonikiem, powinny były znaleźć się na moim koncie, bym mogła zapłacić Kajtkowi za podręczniki i zimowe buty. Syn oświadczył, że nie chce mieć z ojcem żadnego kontaktu.
Tej nocy oboje nie mogliśmy zasnąć. Słyszałam Kajtka, jak gra na komputerze do późnych godzin nocnych. Normalnie bym zaingerowała, ale tym razem chciałam dać mu odreagować.
Przez kolejne dni oboje chodziliśmy jak struci. Kajtek, który zwykle przy posiłkach opowiadał z entuzjazmem o swoich postępach w grze na bębnach i o wspaniałym nauczycielu, nie wiedział, jak odnaleźć się w nowej sytuacji. Ja z kolei powróciłam myślami do czasów, gdy Jacek odszedł i wciąż rozpamiętywałam na nowo tamte lata oraz wczorajsze spotkanie. Te dwie chwile dzieliły niemal dwie dekady, a miałam wrażenie, jakby połączyły się w całość.
Nie wiedziałam, czy Jacek wyjedzie z naszego miasta i wcale nie byłam przekonana, czy na pewno bym tego chciała. Oczywiście byłam na niego wściekła za to co nam zrobił, ale wiedziałam też, że Kajetan dorasta i ja mu już przestałam wystarczać. Potrzebował nowych autorytetów i ścieżek. Bałam się, że zraniony i oszukany pójdzie niewłaściwą drogą. Ojciec na pewno nie wpisywał się w kategorię autorytetu, ale mieli wspólne zainteresowania i pasję...
Widziałam, że Kajtkowi bardzo brakuje gry na perkusji
Spokoju nie dawała mi też myśl, że może jednak mogliby z Jackiem zbudować relację, która dałaby synowi oparcie. Na pewno nigdy mu nie wybaczy tego, co zrobił, ale może choć spróbuje się z nim porozumieć. Miałam wrażenie, że w głębi duszy obaj bardzo tego pragną.
Po dwóch tygodniach zadzwoniłam do ogniska muzycznego. Odebrał Jacek. Przedstawiłam się, a on zastygł w oczekiwaniu na to, co powiem.
– Rozmawiałam o tobie z Kajtkiem... – zaczęłam. – Ustaliliśmy, że jeśli tego chcesz, możecie spotykać się na dalsze lekcje gry.
Relacje Kajetana z ojcem początkowo były bardzo trudne. Widywali się od czasu do czasu, ale Kajtek nie chciał już się u niego uczyć. Niełatwo było odzyskać jego zaufanie. Jacek tym razem nie poddał się tak łatwo. Był na każde zawołanie i pomagał zawsze, gdy syn tego potrzebował.
Kiedy Kajetan skończył studia, Jacek zapytał mnie, czy mógłby w ramach rekompensaty za wieloletnie niepłacenie alimentów kupić mu mieszkanie. Oczywiście zgodziłam się. Jackowi dorastanie do bycia odpowiedzialnym rodzicem zajęło dużo czasu, ale ważne, że w końcu się udało.
Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.
Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”