„Mąż złamał mi serce i odszedł do jakiejś lali, lecz nie płakałam po nim zbyt długo. Łzy otarł mi nowy, gorący kochanek”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Grzesiek przysunął się bliżej i po raz pierwszy mnie objął. Moje ciało zalała fala ciepła, serce zatrzepotało. Byłam oszołomiona jak nastolatka. Los w ciągu ostatnich lat mnie nie rozpieszczał. Czyżby teraz dawał mi Grześka w ramach rekompensaty? Czy naprawdę dostanę szansę, by odbudować moje życie na zgliszczach poprzedniego?”.
/ 23.01.2023 12:30
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Pamiętam dzień, w którym zdałam sobie sprawę z tego, że nic mnie już nie łączy z mężem. Siedziałam na kuchennym parapecie, paląc papierosa. Smużka dymu sączyła się przez otwarte okno. Raz po raz zerkałam w dół, na biegnący dookoła bloku betonowy chodnik. Nie byłabym w stanie zliczyć, ile razy kusiło mnie, by stanąć na krawędzi parapetu i… To wszystko należało już jednak do przeszłości. Powoli odzyskiwałam siebie i zaczynałam rozumieć, że jeszcze kawał życia przede mną.

– Nie wrócę dziś do domu – oznajmił wtedy mój mąż, stając w drzwiach kuchni.

Strzepnęłam popiół za okno i spojrzałam na niego. Miał na sobie wyprasowaną koszulę i sportową marynarkę. Z daleka czułam zapach jego wody kolońskiej. Był dziwnie odmieniony. Nie widziałam go w takim wydaniu, odkąd na świat przyszedł nasz syn. Poczułam ukłucie w sercu. Zamrugałam powiekami, by powstrzymać napływające do oczu łzy.

– Nie wiem, czy…. w ogóle jeszcze wrócę – dodał, wsuwając ręce do kieszeni dżinsów.

Chciałam coś powiedzieć, ale kompletnie zaschło mi w gardle. Milczałam więc, czekając na to, co się wydarzy. Może powinnam zeskoczyć z parapetu, podejść do męża i, nie wiem, objąć go, ale siedziałam dalej. Był taki zimny i niedostępny, jakbym nic dla niego nie znaczyła. Naprawdę zostawia mnie po tym, co razem przeszliśmy?

– No, to cześć – podniósł rękę i zaraz ją opuścił.

Był wyraźnie zmieszany. Spodziewał się pewnie, że jakoś zareaguję, może nawet będę go zatrzymywać. A ja… Tak, chyba powinnam coś zrobić, ale nie miałam na to siły. Nie miałam siły na udawanie, że mi zależy, do tego stopnia, by o niego walczyć. Dotarło do mnie, że moje uczucie się wypaliło. Tak jak wypalił się ten papieros, parząc mnie w palce. Siedziałam na parapecie kuchennego okna, a wpadający do wnętrza wiatr osuszał płynące po moim policzku łzy. Bo te płynęły. Z żalu po tym, co się właśnie skończyło.

Trzasnęły drzwi i zostałam sama

– Ale jak to: wyszedł? – dziwiła się moja przyjaciółka Alina.

Zadzwoniłam do niej, jak już się trochę uspokoiłam. Umyłam czerwoną od płaczu twarz i związałam włosy. Kilkanaście minut później Alina była już pod moimi drzwiami, z butelką wina pod pachą.

– To koniec, Ala – westchnęłam. Znowu zbierało mi się na płacz. Nasz związek pozostawiał wiele do życzenia, lecz mimo to czułam ogromny żal. Pożegnanie miłości zawsze boli. – On mnie nie kocha. Od dawna. Takie rzeczy po prostu się wie. Ale teraz dotarło do mnie, że ja z kolei pomyliłam uczucie z przywiązaniem. Albo ze strachem przed zmianą, samotnością.

– Przykro mi. Ja… nie wiem, co powiedzieć – Alina objęła dłońmi napełniony czerwonym winem kieliszek. Wyglądała na równie przygnębioną jak ja, a przecież miała mnie pocieszyć. Parsknęłam śmiechem na tę myśl, co rozluźniło atmosferę. – Może to dobra okazja, by zacząć wszystko od nowa – zasugerowała.

– Chyba nie mam innego wyjścia – wzruszyłam ramionami i nadstawiłam pusty kieliszek, by przyjaciółka dolała mi wina. Na co dzień stroniłam od alkoholu, ale tamtego dnia było mi wszystko jedno. Pora przywyknąć do innej rutyny, a raczej jej braku, skoro zniknęły ograniczenia, którymi obwarowane było moje życie przez ostatnich dwanaście lat.

– Spójrz na to inaczej – dodała Alina.

– Jacek trwał przy twoim boku, dopóki Michaś… Chcę po prostu powiedzieć, że was nie zostawił, gdy potrzebowaliście jego obecności.

– Kochał Michała – powiedziałam, znowu łykając rodzące się w gardle łzy. – Ale nie kochał mnie…

– To nie tak – Alina odstawiła kieliszek na stół i chwyciła mnie za rękę. – Przeszliście więcej niż jakakolwiek inna para. Miało prawo wam się nie udać.

Nie byłam w stanie oceniać naszego małżeństwa. Ani usprawiedliwiać, ani krytykować, mnie, jego, nas. Dzięki Alinie nie czułam się samotna tamtego dnia i byłam jej wdzięczna. Tyle mi wystarczało, na teraz. Chciałam posiedzieć w ciszy, sącząc cierpkie wino. Nie byłam gotowa na kolejną rozmowę o naszym synu i o tym, co przeszliśmy.

Zaakceptowałam to, że Michaś kiedyś odejdzie

Nasze życie nie należało do łatwych. Od razu po ślubie zaszłam w ciążę. Byliśmy z Jackiem młodzi i zakochani, ale czułam, że do pełni szczęścia brakuje nam dziecka. Niestety, Michał urodził się bardzo chory, obciążony poważnymi wadami genetycznymi. Był dzieckiem leżącym. Czasem tylko nieznacznie się uśmiechał i wydawał jakieś niezrozumiałe odgłosy. Nigdy nie usłyszałam: „Kocham cię, mamo”. Nie poczułam ciepła rączek oplatających moją szyję. Nie słyszałam też niosącego się po mieszkaniu tupotu małych stóp.

Dla Jacka było to równie ciężkie doświadczenie. Opiekowaliśmy się synem najlepiej, jak potrafiliśmy, ale nasze życie kompletnie się posypało. Oddaliliśmy się od siebie bezpowrotnie. Tylko obecność Michała zatrzymywała Jacka przy mnie i w domu. Kiedy Michaś umarł, nasz związek dogorywał jeszcze przez wiele miesięcy. Aż końcu po dwojgu zakochanych ludziach nic nie zostało.

Zamiast się przeciwko temu buntować, postanowiłam to zaakceptować. Podobnie jak narodziny chorego dziecka, fakt, że jego czas z nami był ograniczony, wreszcie jego śmierć. Tylko zaakceptowanie rzeczywistości – takiej, jaka jest – pozwala iść naprzód.

– Mówią, że jak kobieta ścina włosy, to zmienia coś w swoim życiu – powiedziała Alina, przerywając pełną niewypowiedzianych słów ciszę.

– Subtelnie dajesz mi do zrozumienia, że czas na fryzjera? – zaśmiałam się, okręcając wokół palca pasmo siwiejących włosów.

Wciąż byłam młoda, ale życiowe doświadczenia odcisnęły na mnie swoje piętno. Alina miała rację. Nadszedł czas, by o siebie zadbać. Pogrążanie się w rozpaczy nie wróci Michałowi życia ani nie sprawi, że Jacek na nowo mnie pokocha.

– Wiesz, że Grzesiek otworzył swój salon całkiem niedaleko? Wpadnij, wyczaruje ci coś ekstra na głowie – zachęcała Aneta. – Kiedy cię umówić?

– Nie odpuścisz, co?

Pokazała mi język.

– Powinnaś jako naganiacz pracować. Niech ci będzie – powiedziałam. – Umów mnie na przyszły tydzień.

Grzesiek był bratem Aliny. Widziałam go zaledwie parę razy w życiu, ale
wydawał się sympatycznym facetem. A skoro otwierał salon, raczej był profesjonalistą i krzywdy moim włosom nie zrobi. Zresztą gorzej nie będzie, pomyślałam. Kilka dni później zjawiłam się na umówionej wizycie. Salon pachniał luksusowymi kosmetykami, a jego wystrój był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Poczułam się nieco nieswojo, miałam wrażenie, że nie pasuję do tego eleganckiego miejsca.

– Cieszę się, że cię widzę! – rozległ się za mną tubalny głos.

Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego, postawnego mężczyznę, o nienagannie przystrzyżonej brodzie i figlarnie ułożonych włosach. Mimo woli się zarumieniłam. Dawno nie widziałam Grześka i chyba coś ćwiczył, bo jakby zmężniał.

– Najwyższa pora – zażartowałam, wskazując na swoją głowę.

Grzesiek zaprosił mnie na fotel i polecił jednej z pracownic, by zrobiła mi kawę. Był uprzejmy, profesjonalny, szarmancki, a zarazem, jak by to ująć, komfortowy. Czułam się przy nim swobodnie i dobrze nam się rozmawiało. Był bratem Aliny, więc wiedział, co w życiu przeszłam. Nie zadawał zbędnych pytań i nie drążył bolesnych tematów. Ta wizyta i rozmowa z Grześkiem były jak balsam. Jak gdyby w dusznym pokoju ktoś wreszcie otworzył okno, wpuszczając powiew świeżego powietrza. Skorzystały i moje włosy, i moja dusza.

– Nigdy nie sądziłam, że będzie mi pasował blond! – zachwycałam się, spoglądając w lustro.
Rozjaśnione, skrócone pasma sięgały mi do ramion. Wyglądałam młodo i energicznie. Oczy mi błyszczały, a policzki pokrywał lekki rumieniec.

– Wyglądasz pięknie… – ton, jakim Grzesiek to powiedział, był jakiś niepokojąco intymny. Poczułam się tak, jakby przez moje ciało przeszedł prąd. Naelektryzowana. Wtedy…

Zawieszony nad drzwiami dzwoneczek oznajmił przybycie kolejnej klientki.

– Ile płacę? – sięgnęłam do torebki po portfel i poczułam dotyk na ramieniu.

– To na koszt firmy.

Grzesiek spojrzał mi prosto w oczy. W tym spojrzeniu było wszystko: zrozumienie, współczucie i podziw.

– Ale… nie mogę… – wydukałam.

– Więc umówmy się na kawę i będziemy kwita.

Grzesiek nachylił się w moją stronę i cmoknął mnie w policzek. Chyba coś mi się rozregulowało, bo zakręciło mi się w głowie od tego niewinnego, braterskiego całusa i od zapachu jego perfum. Nim zdążyłam zareagować, ruszył w stronę oczekującej klientki. Wyszłam z salonu i… jakbym znalazła się w zupełnie innym świecie. Jakbym przekroczyła jakąś niewidzialną metę, będącą zarazem linią startową do mojego nowego życia.

Przyjaciółka od razu coś zauważyła

W ciągu ostatnich dwunastu lat kierowałam się intuicją, głównie gdy chodziło o kwestie związane z leczeniem Michałka. Tym razem głos wewnętrzny kazał mi nie tchórzyć i dać się ponieść tej ekscytującej fali, zwłaszcza że na myśl o kolejnym spotkaniu z Grześkiem robiło mi się ciepło na sercu.

– Gdzieś ty go chowała przez te wszystkie lata? – zapytałam Alinę kilka dni później.

Wciąż nie miałam dość mojego nowego odbicia w lustrze. Jasny brąz poprzetykany siwymi pasemkami zniknął, ukazując moje nowe oblicze.

– Dopiero niedawno się tu przeprowadził – westchnęła Alina. – Ma za sobą nieudane małżeństwo i chce zacząć wszystko od zera.

– Brzmi znajomo – zauważyłam.

Alina spojrzała na mnie przenikliwie, aż oblałam się rumieńcem. Po chwili na jej twarzy wypłynął uśmiech swatki, która zwęszyła, że coś się święci.

– Wpadł ci w oko, hę?

Wzruszyłam ramionami.

– Sama wiesz, że może się podobać… – starałam się nie okazać nadmiernego zainteresowania.

Oboje zasługujecie na szczęście. Życie wywróciło się wam do góry nogami. Spotkajcie się, co wam szkodzi, ale bez presji. Dajcie sobie czas.

– No chyba… – mruknęłam. – Czeka mnie jeszcze rozwód z Jackiem.

To on złożył pozew o rozwód

Nie wiedziałam nawet, kiedy zabrał swoje rzeczy. Miał klucze, więc musiał to zrobić, gdy byłam poza domem. Sądziłam, że jestem już znieczulona, a jednak mocno mnie ubodło, że po tym wszystkim nie potrafił zamienić ze mną kilku zdań. Ale…

Kiedy byłam z Grześkiem, zapominałam o tym, co złe, przykre, smutne, bolesne. Nasz wspólny wypad na kawę przerodził się w długą i szczerą rozmowę. Czułam się przy Grześku akceptowana, rozumiana i bezpieczna. Nie pamiętam, kiedy tak czułam się przy Jacku.

– Świetnie mi się z tobą gada, wiesz?

– Grzesiek musnął moją dłoń, a ja patrzyłam, jak moje przedramiona pokrywa zdradziecka gęsia skórka. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

– Też na to liczę – uśmiechnęłam się.

– Dziękuję, że jesteś taki taktowny, że… no, wiesz.

– Wiem. Ty też nie pytasz, gdy sam nie mówię. Dzięki.

Grzesiek przysunął się bliżej i po raz pierwszy mnie objął. Moje ciało zalała fala ciepła, serce zatrzepotało. Byłam oszołomiona jak nastolatka. Los w ciągu ostatnich lat mnie nie rozpieszczał. Czyżby teraz dawał mi Grześka w ramach rekompensaty? Czy naprawdę dostanę szansę, by odbudować moje życie na zgliszczach poprzedniego? Trochę na próbę położyłam głowę na jego ramieniu. Pasowała.

– Daj mi trochę czasu – poprosiłam.

– Mówią, że najtwardszym fundamentem każdej relacji jest przyjaźń – odparł Grzesiek, wciągając w siebie zapach moich włosów.

Chwila była tak romantyczna, że chciałam, by trwała wiecznie. Nie przeszkadzały mi nawet ukradkowe spojrzenia innych klientów kawiarni.

– To co? Przejdziemy się na spacer, mój przyjacielu? – zaproponowałam.

Uśmiechnął się, a moje szalejące serce zrobiło fikołka. Zakochiwałam się i to było wspaniałe uczucie. Jeszcze cudowniej było czuć na sobie pełne zachwytu spojrzenie atrakcyjnego mężczyzny. Kolejne miesiące wcale nie należały jednak do łatwych.

Każde z nas zmagało się ze swoimi demonami i problemami. Grzesiek musiał poświęcić więcej czasu pracy w salonie, by na dobre rozkręcić biznes w nowym miejscu. Ja z kolei denerwowałam się procesem rozwodowym. Musiałam też znaleźć zatrudnienie po latach nieobecności na rynku pracy. Dotychczas zajmowałam się opieką nad niepełnosprawnym synem. Dzięki pomocy znajomych udało mi zaczepić w urzędzie miejskim. Byłam trochę jak feniks odradzający się z popiołów.

Ból po stracie dziecka nadal rozrywał mi serce i odbierał dech w najmniej spodziewanych momentach, ale powoli słabł. Zrobiłam dla Michasia wszystko, co mogłam. Walczyłam o każdy dzień, dlatego nie miałam już do siebie pretensji. Jackowi też wybaczyłam wszystko, co złe.

Chciał czmychnąć z sądu od razu po ostatniej rozprawie, ale zdążyłam go dogonić. Zatrzymałam się zdyszana, spocona. Spojrzał na mnie tak, jakbym była zupełnie obcą osobą. O dziwo, to również już mnie nie bolało.

Po początkowej euforii nasza relacja wyhamowała

– Starliśmy się i przegraliśmy, ale dziękuję za to, że się nami opiekowałeś – powiedziałam.

– Przeszliśmy przez piekło – odparł Jacek, mnąc rękaw marynarki. – Zawalczmy o swoje szczęście osobno. Michał by sobie tego życzył, gdyby…

Nie musiał kończyć. Skinęłam tylko głową, ponieważ i mnie wzruszenie odebrało głos. Patrzyłam, jak Jacek odchodzi długim korytarzem, a wraz z nim całe moje dawne życie i wszystkie związane z nim bolączki. Nie wystarczy otoczyć kogoś opieką i łożyć na jego utrzymanie, kiedy brak najważniejszego czynnika. Miłość to coś więcej niż troska i obowiązek. Zrozumiałam to właśnie przy Grześku.

Grzesiek był jak opoka, na której mogłam się oprzeć. Była jak skała, której wiatr ani deszcz nie skruszą. Nie musiałam się spieszyć, dzięki czemu wszystko, co się między nami działo, przychodziło naturalnie i z uśmiechem.

– Może to już pora, żebym awansował z osobistego fryzjera na osobistego narzeczonego? – zażartował Grzesiek podczas jednego z naszych wspólnych spacerów.

Parsknęłam śmiechem, ale jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło, bym zrozumiała, że pod płaszczykiem żartu kryje się nadzieja na wspólną przyszłość. Jak zwykle w takich sytuacjach odebrało mi mowę. Więc po prostu wtuliłam się w ramiona Grześka. Czułam, jak szybko bije mu serce. Po moich policzkach spłynęły łzy, ale po raz pierwszy od dawna były to łzy szczęścia.

Czytaj także:
„Nie zauważyłam, że moja przyjaciółka jest poważnie chora. Przez moje zaniedbanie mogła umrzeć”
„Ja i moja przyjaciółka chciałyśmy być rodziną, więc postanowiłyśmy wyswatać swoje rodzeństwo”
„Wiedziałam, że moja przyjaciółka ma ogromne kłopoty, ale byłam zajęta własnym szczęściem. Teraz jest już za późno...”

Redakcja poleca

REKLAMA