Była noc, zatrzymałem samochód i wyłączyłem silnik. Stałem na rozstaju dróg, ale w bezpiecznym miejscu, więc mogłem sobie pozwolić na wyłączenie świateł.
Chciałem pobyć sam, w ciszy, jakiej nie zaznałem od dawna
Gdybym był kobietą, zapewne rozpłakałbym się, ale ostatni raz uroniłem łzę pięć lat temu na pogrzebie ojca. „Po co ja w ogóle się rozwodziłem?!” – jęknąłem więc tylko. Ojciec miał rację, gdy na wieść o rozwodzie nazwał mnie nieodpowiedzialnym gnojkiem.
– Wydaje ci się, że ta druga będzie lepsza od pierwszej? – wrzasnął na mnie.
Wściekły odparowałem, że przynajmniej moje dzieci nie będą świadkami niekończących się awantur między rodzicami. Chciałem mu dopiec, ale doprowadziłem jedynie do tego, że wyrzucił mnie z domu. Już na schodach słyszałem, jak krzyczy, że jestem skończonym idiotą, myśląc, że porzucenie dzieci dla młodej d*** (tak się wyraził) jest lepsze od sprzeczek z ich matką…
Wyżył się, ale kiedyś zrozumie, o czym mówię – myślałem wtedy. – I może nawet pogratuluje mi, że miałem odwagę zakończyć toksyczną relację. Cóż, jak zwykle to ja się pomyliłem, bo tata nie tylko mi nie pogratulował, ale i więcej nie wpuścił do swojego domu. Zobaczyłem go dopiero w trumnie tuż przed pogrzebem.
Do końca nieprzejednany sporządził testament i należną mi część spadku przepisał na moje dzieci z pierwszego małżeństwa. Mogłem sądzić się z nimi choćby o zachowek, ale odpuściłem. Wtedy już wiedziałem, że tata miał rację.
– Nie będziesz dochodził swoich praw? – Anita, moja druga żona, nie zamierzała jednak odpuścić. – A co z naszymi dziećmi? Im nic się nie należy?! Jak długo jeszcze będziesz przepraszał swoją rodzinę za to, że wreszcie jesteś szczęśliwy, no?
A jestem? – chciałem zapytać, lecz powstrzymałem się od złośliwości. W chwili śmierci taty mieliśmy już sześcioletni staż małżeński i dwójkę małych dzieci, ale o sielance dawno nie było już mowy. Właściwie to jeszcze przed ślubem Anita zaczęła pokazywać rogi, wtedy jednak myślałem jeszcze inną częścią ciała i nie zwracałem uwagi na takie drobiazgi jak jej upór i chęć postawienia za wszelką cenę na swoim.
O tym, jaka jest moja ukochana, przekonałem się dopiero po narodzinach dzieci, kiedy zostałem zredukowany do roli maszynki do zarabiania pieniędzy. Między Izą, moją eks, a mną bywało różnie, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy traktować mnie jak kartę kredytową. Owszem, często nie rozumieliśmy się i miewaliśmy długie, ciche dni, ale zawsze odnosiliśmy się do siebie z szacunkiem.
Dla Izy byłem pierwszym poważnym facetem. Ja także nie miałem zbyt wielu doświadczeń z kobietami, więc tak naprawdę oboje byliśmy dwójką dwudziestoletnich młokosów, którzy zdecydowali się na ślub z braku innego pomysłu na życie. Tak samo było z naszym rodzicielstwem. Wylądowaliśmy w pieluchach, nim zdążyliśmy się dobrze poznać czy choćby nacieszyć sobą.
Najpierw urodził się Jurek, potem Sabinka – moje oczko w głowie. Nie powiem, podobała mi się rola ojca, zwłaszcza że dla dzieci miałem czas jedynie w weekendy, ale nie podobało to, co działo się w moim związku. Nasza codzienność była szara, nudna i znojna. Naszym zbliżeniom też daleko było do fajerwerków. Żadne z nas nie miało siły na eksperymenty ani ochoty na kuszenie się nawzajem. Pewnie dlatego straciłem głowę dla Anity.
Do czasu urodzenia dzieci była cudowna… no, prawie
Znacznie młodsza ode mnie i od Izy, zawsze wypoczęta, zadbana, uśmiechnięta i miła robiła na mnie oszałamiające wrażenie. Kiedy więc znajomy z pracy rzucił, że i ja nie jestem jej obojętny, poczułem się tak, jakby piorun we mnie strzelił. Po prostu zwariowałem. Nagle szlag trafił całą moją odpowiedzialność. Liczyły się tylko spotkania z Anitą, możliwość spojrzenia z bliska w jej ogromne, sarnie oczy, dotknięcia jej delikatnych dłoni, muśnięcia kruchego ramienia, a potem i zbliżeń, o jakich dotąd nie śmiałem marzyć.
Anita potrafiła w łóżku zrobić wszystko. Nie tylko spełniała każdą moją zachciankę, ale i sama inicjowała coraz śmielszy seks. Może zabrzmi to śmiesznie, ale jej obecność sprawiała, że czułem się, jakbym grał w filmie typu „9 i pół tygodnia”. Poza tym potrafiła słuchać. Miałem wrażenie, że spotkałem kobietę idealną – piękną i seksowną, więc nie mogłem pozwolić jej odejść, kiedy po półrocznym romansie wyznała, że dłużej nie może żyć w ten sposób.
Ja także byłem już zmęczony ciągłym lawirowaniem, więc po kilku miesiącach wahania oznajmiłem żonie, że odchodzę.
– Po prostu coś się między nami skończyło – wypaliłem pewnego wieczoru, bojąc się przyznać do zdrady.
Teraz wiem, że trzeba było wtedy się pokajać i wycofać z romansu. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy ze sobą tak szczerze, jak tamtej nocy. Biedna Iza! Nie przyszło mi do głowy, jak bardzo musiała cierpieć, i z jaką godnością znosiła swój ból. Dzisiaj wiem, że gdyby nie zaślepienie, zerwałbym z Anitą i zawalczył o swój związek, bo naprawdę było o co, ale o tym przekonałem się dopiero kilka lat później po drugim ślubie.
Iza bardzo przeżyła nasze rozstanie, choć starałem się iść z nią na ugodę pod każdym niemal względem, oprócz opieki nad dziećmi, co nawet podobało się Anicie – do czasu, aż sama nie została matką. Wtedy nagle Jurek i Sabina zaczęli jej przeszkadzać. Musiałem toczyć z nią boje o każde spotkanie ze starszymi dziećmi.
Nie podobało jej się, kiedy przywoziłem je do nas, denerwowały ją relacje z przybranym rodzeństwem, choć wydawało mi się, że starsze, zwłaszcza Sabina, bardzo polubiły nasze bliźnięta. Kiedy więc umawiałem się z nimi na mieście, wściekała się, że wydaję pieniądze na kawiarnie, bary, kina czy lodowiska, podczas gdy nam ledwie starcza do pierwszego, co nie było prawdą.
Swoimi pretensjami doprowadziła do tego, że dogadałem się z Izą i u niej zacząłem spotykać się z Jurkiem i Sabiną. Początkowo wszyscy czuliśmy się dosyć niezręcznie w naszym dawnym mieszkaniu, ale w nowych rolach, jednak z czasem coraz częściej spędzałem wieczory z Izą, podczas gdy nasze dzieci odrabiały lekcje w swoich pokojach.
Przez te wszystkie lata Iza niewiele się zmieniła, wciąż była tą samą prostolinijną dziewczyną, która potrafiła zobaczyć dobre strony nawet najgorszych sytuacji. Owszem, nie mogła równać się z Anitą pewnością siebie czy seksapilem, lecz jej naturalność i szczerość sprawiały, że czułem się przy niej bezpiecznie, tak jak wtedy, gdy byliśmy razem.
Zawsze dobrze jej życzyłem i cieszyłem się, gdy zaczęła się spotykać z trenerem Jurka
Niestety, facet okazał się równie niestały w uczuciach i porzucił ją dla młodszej zawodniczki. Miałem ochotę sprać gościa na kwaśne jabłko, kiedy zobaczyłem, w jakim stanie zostawił Izę, ale mnie powstrzymała.
– Przykro mi, że spotykasz w życiu samych kretynów – wyrwało mi się wtedy.
Uśmiechnęła się w ten swój delikatny sposób, lecz nie skomentowała mojego wyznania. Ja także zamilkłem speszony, bo mówiłem szczerze. Pewnie trwalibyśmy w tym stanie, gdyby Anita nie zadzwoniła z pretensjami czemu jeszcze nie ma mnie w domu. Sam nie wiem, dlaczego skłamałem, że zasiedziałem się w pracy. Iza ponownie przemilczała moje dziwne zachowanie. Chyba już wtedy coś zaczęło dziać się między nami, przynajmniej ja poczułem żal, że choć wcale nie mam na to ochoty, muszę wracać do nowego życia.
Jednak zbliżyliśmy się do siebie dopiero podczas wspólnych wieczorów uknutych przeze mnie za plecami Anity. Wspólne przygotowywanie kolacji, długie rozmowy o życiu, plany co do przyszłości dzieci i wspomnienia dawnych, szczęśliwych chwil – wszystko to sprawiło, że straciłem głowę dla byłej żony. Będąc z Anitą, nie mogłem przestać myśleć o Izie, a będąc z nią, pragnąłem tylko jednego, żebym mógł znowu dotknąć jej ciała i pokazać, jak bardzo jej pragnę.
To ja ją uwiodłem i zaciągnąłem do łóżka, choć rozpaczliwie próbowała postawić mi granice. To ja przekonałem ją, że warto ponownie mi zaufać. Potem siedziałem w środku nocy w zimnym samochodzie na rozstaju dróg, nie wiedząc, którą wybrać drogę. I pewnie przemarzłbym do szpiku kości, bo na zewnątrz temperatura dawno już zeszła poniżej zera, gdyby nie dwaj policjanci.
Podjechali tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale po oddaniu dokumentów poradzili mi, abym jak najszybciej jechał domu. Niewiele myśląc, włączyłem silniki i wjechałem na jedną z dróg. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że pędzę do Izy.
Mój drugi rozwód przypominał jatkę. Anita puściła mnie dosłownie w skarpetkach. Tylko dzięki litości pani sędzi nie płacę horrendalnych alimentów, jakich ode mnie zażądała na dzieci i siebie. Oddałem jej wszystko, co miałem, uznając, że miłość do Izy warta jest każdych pieniędzy… To idiotyczne, ale jestem czterdziestoletnim facetem z czworgiem dzieci, a dopiero teraz czuję, że dorosłem.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Daria jako 8-latka widziała śmierć swojego brata. Wmówiła sobie, że to ona go zabiła
Marek był 19 lat starszy. Od zawsze mi imponował, ale... gardził mną
Wyglądam bardzo młodo. Powinnam się cieszyć, a to moje przekleństwo