„Kochanka mojego męża zaszła w ciążę. Zaopiekowałam się jej córką, bo chciała ją oddać do domu dziecka”

kobieta, która kocha dziecko męża fot. Adobe Stock, Cookie Studio
„Z zazdrością patrzyłam, jak inne kobiety pchają wózki z maluchami, i zastanawiałam się, kiedy wreszcie będę na ich miejscu. Ale mijały miesiące i nic się nie działo. Po dwóch latach zdecydowaliśmy się zrobić badania. Okazało się, że jestem bezpłodna i żadne leczenie nie pomoże”.
/ 01.03.2022 20:00
kobieta, która kocha dziecko męża fot. Adobe Stock, Cookie Studio

Gdybym kiedyś usłyszała taką historię, nie uwierzyłabym. Dziś wiem, że droga do macierzyństwa bywa bardzo… pokrętna.

Miałam niespełna 23 lata, kiedy wychodziłam za mąż. Zrobiłam to z wielkiej miłości. Wojtek był w moich oczach ideałem. Starszy ode mnie aż o osiem lat, odpowiedzialny, stateczny. Pracował w drukarni, nieźle zarabiał. „Taki człowiek na pewno poważnie myśli o rodzinie. Zadba o mnie i przyszłość naszych dzieci” – myślałam.

Dzieci! Tak bardzo chcieliśmy być rodzicami! I to jak najszybciej. Ale mijały miesiące, a ja nie mogłam zajść w ciążę. Z zazdrością patrzyłam, jak moje przyjaciółki pchają wózki z maluchami, i zastanawiałam się, kiedy wreszcie będę na ich miejscu. Po dwóch latach zdecydowaliśmy się zrobić badania. Okazało się, że jestem bezpłodna i żadne leczenie nie pomoże. Życie straciło dla mnie sens.

Mąż próbował mnie pocieszać, mówił, że trzeba mieć nadzieję, ale nic do mnie nie docierało. Z upływem czasu rozpacz zamieniła się w złość. Obraziłam się na cały świat. Za swoje nieszczęście winiłam wszystkich i wszystko. Nawet Wojtka. Urządzałam mu karczemne awantury za najmniejsze nawet drobiazgi. Wymyśliłam sobie, że chce mnie opuścić.

– No idź, poszukaj sobie innej kobiety. Takiej, która da ci dziecko, przecież o niczym innym nie myślisz – krzyczałam.

Nie wiem, jak to wytrzymywał…

Życie nie jest sprawiedliwe

Alicja była moją koleżanką, znałyśmy się jeszcze ze szkoły. Mieszkała w sąsiedniej miejscowości. Nigdy nie wyszła za mąż, a miała już trójkę dzieci. Ludzie gadali, że to puszczalska, i każde ma innego ojca. A mnie się wydawało, że po prostu zakochuje się w nieodpowiednich facetach.

Któregoś dnia spotkałam ją na ulicy. Od razu zauważyłam, że wyraźnie przytyła.

– Nie gap się tak, Zuźka, chyba widać, że jestem w ciąży – westchnęła.

– Znowu? Przecież mówiłaś ostatnio, że nie chcesz mieć więcej dzieci – odparłam.

– No pewnie, że nie. Wystarczy tego nieszczęścia. Ale tak jakoś wyszło… – odpowiedziała zrezygnowana.

Poczułam, jak ogarnia mnie żal. Pomyślałam, że los jest jednak bardzo niesprawiedliwy. Jej daje czwarte dziecko, choć go nie chce. A ja nie mam nawet jednego, mimo że pragnę go z całego serca.

Po powrocie do domu opowiedziałam wszystko mężowi.

– Ciekawe, co się stanie z tym maleństwem – zastanawiałam się na głos. – Alicja utrzymuje się z opieki społecznej, bieda u niej aż piszczy. Może odda do domu dziecka? – zastanawiałam się głośno.

– Co ty mówisz? – rzucił Wojtek.

Był wyraźnie zmartwiony i poruszony sytuacją mojej koleżanki. Dlaczego – dowiedziałam się kilka tygodni później.

Tego dnia znowu się z nim pokłóciłam. Już nie pamiętam o co. Nagle stanął przede mną i chwycił mnie za ramiona.

– Ja jestem ojcem dziecka, które urodzi Alicja! – powiedział, patrząc mi w oczy.

Zamarłam. Coś takiego po prostu nie mieściło mi się w głowie.

– Chcesz mi dopiec, czy mówisz prawdę? – zapytałam oszołomiona.

– To naprawdę moje dziecko. Zdradziłem cię, ale tylko raz, przysięgam. Błagam cię, wybacz mi.

Wpadłam w szał. Zaczęłam krzyczeć, wyzywać go od dziwkarzy.

– Wynoś się z domu i nie pokazuj mi się więcej na oczy. Jutro wnoszę do sądu sprawę o rozwód! – wrzeszczałam, wywalając z szafy wszystkie jego ubrania.

Wojtek nawet nie próbował się dalej tłumaczyć. Spakował rzeczy do walizki i wyszedł. Powiedział, że zamieszka u kolegi. Przepłakałam trzy noce. Byłam wściekła na męża, a Alicji chciałam oczy wydrapać. W wyobraźni już widziałam, jak on się do niej wprowadza i razem tworzą jedną szczęśliwą rodzinę. A ja zostaję sama. 

Gdy trochę ochłonęłam, postanowiłam spotkać się z koleżanką. Chciałam wyjaśnić całą sprawę, usłyszeć jej wersję. I dowiedzieć się, czy to, co podpowiadała mi wyobraźnia, jest prawdą.

– Zwariowałaś? Nie chcę rozbijać waszego małżeństwa. Nic do niego nie czuję. To był przypadek. Powinnaś mu wybaczyć. On kocha tylko ciebie – tłumaczyła.

Słuchałam jej spokojnie. Jak na siebie, za spokojnie. Nie wiem dlaczego, ale nagle przestało mnie obchodzić, co się wtedy stało. Już nie byłam zazdrosna ani wściekła. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jej brzuch i myślałam o dziecku, które nosi pod sercem.

– Kiedy masz termin? – zapytałam nagle.

– Gdzieś za trzy tygodnie – odparła zaskoczona moim zainteresowaniem.

– Nie martw się, jak maluch się urodzi, Wojtek na pewno go uzna i ci pomoże – powiedziałam z przekonaniem.

Spojrzała na mnie tak jakoś dziwnie i tylko machnęła ręką. Miałam wrażenie, że przyszłość tego maleństwa w ogóle jej nie obchodzi. Bardzo mnie to zabolało.

– Nie jesteś na mnie zła? – zapytała Alicja, tonem pełnym niedowierzania.

– Myśl teraz o dziecku. I daj znać, kiedy będzie po wszystkim – odpowiedziałam.

Nie mogłam oderwać oczu od małej

Zadzwoniła miesiąc później. Okazało się, że urodziła dziewczynkę. Poprosiła, żebym ją odwiedziła w szpitalu. Zgodziłam się. Chciałam zobaczyć tę maleńką istotę. Alicja bardzo ucieszyła się na mój widok. Od razu zaczęła mówić o córeczce.

– Jest zdrowa, sama zobacz… – powiedziała, rozchylając kocyk.

Dziewczynka była taka malutka, bezbronna. Miała perkaty nosek, zupełnie jak Wojtek. Wzruszyłam się na jej widok.

– Ty to masz szczęście – powiedziałam do Alicji, łykając łzy.

– Zuźka, ja nic do niej nie czuję. Naprawdę. Nie dałam jej nawet imienia. Jak chcesz, to możesz ją sobie wziąć – wypaliła nieoczekiwanie.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę.

– Cooo?

– Poważnie – mówiła dalej. – Jeśli małej nie weźmiecie, oddam ją do domu dziecka. Wojtek wie, co zamierzam. Powiedział, że chce wychowywać córkę, ale wszystko zależy od ciebie. Teraz pewnie trzęsie się ze strachu i czeka, co powiesz.

Wybiegłam na korytarz. Byłam oszołomiona. Nie bardzo wiedziałam, co mam odpowiedzieć, jak się zachować. Biłam się z myślami. Jeden głos mówił mi: „Nie możesz zaopiekować się tym maleństwem, nic nie wiesz o macierzyństwie. To dziecko będzie ci zawsze przypominało o zdradzie męża”. Ale drugi zaraz dodawał: „To córeczka twojego Wojtka, pozwolisz, by trafiła do domu dziecka? Ona nie jest niczemu winna. Masz niepowtarzalną szansę zostać matką, zawsze o tym marzyłaś…” .

Wróciłam do sali. Wzięłam maleństwo na ręce i spojrzałam na Alicję.

– Nikomu jej nie oddasz. Joasia, to jej imię, zostanie ze mną i Wojtkiem – powiedziałam, tuląc dziewczynkę mocno.

Gdy wypowiedziałam te słowa, poczułam, jak ogarnia mnie radość. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak wspaniale. Natychmiast zadzwoniłam do męża. Odebrał strasznie zdenerwowany. Chyba bał się, że zrobię mu awanturę. Ale ani mi to było w głowie.

– Wracaj natychmiast, nasza córeczka jutro jedzie do domu – powiedziałam tylko. Słyszałam, jak odetchnął z ulgą.

Miałam zaledwie dobę na to, by przygotować się do macierzyństwa. W księgarni wykupiłam chyba wszystkie poradniki. W błyskawicznym tempie przemeblowaliśmy naszą sypialnię, wstawiliśmy łóżeczko i stolik do przewijania niemowląt. Kupiliśmy ubranka, wanienkę i dziesiątki innych rzeczy, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Byłam jak w transie.

Pierwsze dni były dla mnie naprawdę trudne. Nie miałam pojęcia, jak zajmować się noworodkiem. Ale dzięki pomocy sąsiadki wszystko zaczęło się układać.

Dziś Asia ma już dwa i pół roku i opieka nad nią sprawia mi ogromną radość. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. Kocham ją jak prawdziwą córkę. A ona uważa mnie za swoją mamę. Boli mnie tylko jedno: formalnie jestem dla Asi zupełnie obcą osobą. Prawo do niej ma na razie tylko mój mąż, bo Alicja zrzekła się praw do córki. Ale już staram się o adopcjęTo niestety trochę trwa. Ale ja ma czas i dużo sił. Dla Asi wytrzymam wszystko!

Czytaj także:
„Córka śmiertelnie się na mnie obraziła, bo pokochałem matkę jej chłopaka. Uznała to za chore i obrzydliwe”
„Mój facet był ideałem. Nie doceniałam tego, miałam się za księżniczkę i dawałam sobie prawo do pomiatania nim”
„Moja kobieta po latach spotkała dawną miłość. Kisłem z zazdrości, bo on był klawym muzykiem, a ja zwykłym szarakiem”

Redakcja poleca

REKLAMA