Kiedy wychodziłam za mąż, byłam nieprzytomnie szczęśliwa i święcie przekonana, że facet, który przysięgał mi przed ołtarzem miłość, wierność i uczciwość małżeńską, na bank dotrzyma słowa. Dwa lata później mydlana bańka pękła i prosto z nieba trafiłam na samo dno piekła. Dowiedziałam się bowiem, że Paweł mnie zdradza, i to od dawna.
Zakochał się z wzajemnością w żonie swojego brata i zaczął z nią sypiać, niespełna miesiąc po naszym ślubie. Szok okazał się podwójnie bolesny, ponieważ przez cały ten czas Jolka udawała moją serdeczną przyjaciółkę. Obrazowo mówiąc, mąż pchnął mnie nożem w samo serce, a ona chwyciła za rękojeść i jeszcze nim pokręciła.
Moje życie legło w gruzach i straciło jakikolwiek sens. Najpierw wpadłam w bezrozumną wściekłość i chciałam wszystkich pozabijać. Do dziś się dziwię, że nie wydrapałam tej zdzirze oczu i nie potraktowałam Pawła tłuczkiem do mięsa, bo byłam zdolna do każdej głupoty. Zamiast tego, wystawiłam mu walizki za drzwi i kazałam spadać.
O ile wiem, brat Pawła zrobił z rzeczami Jolki dokładnie to samo. W rodzinie wybuchł skandal. Zraniony do żywego szwagier, wyrzekł się brata, a Jolka zyskała miano czarnej owcy i dziwki bez zasad. W tej sytuacji kochankowie wynajęli kawalerkę na drugim końcu miasta.
– Przepraszam. To uczucie, spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Na Anię, zresztą też… Pragniemy, spędzić razem resztę życia. Zdaję sobie sprawę, że zrobiliśmy tobie i Mariuszowi ogromną krzywdę. Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz – powiedział, gdy zabierał resztę swoich klamotów.
No to go znienawidziłam! Tę sukę, Jolkę również. Ta nienawiść pomogła mi przetrwać najgorszy okres – nie sięgnęłam po alkohol czy prochy, nie rzuciłam się w ramiona pierwszego, lepszego faceta. Zaczęłam topić smutki w godnych umysłu psychopatki fantazjach. Bogata wyobraźnia i cierpienie pozwoliły chorym imaginacjom w pełni rozkwitnąć.
Myślałam o strasznych rzeczach…
Moja znajoma twierdzi, że nie ma ludzi do końca normalnych, i ja się z nią zgadzam. W sprzyjających okolicznościach w każdym człowieku może obudzić się potwór.
Wyobrażałam sobie, że Jolka zaczyna poważnie chorować, że Paweł ją zostawia, a potem, dręczony wyrzutami sumienia stacza się na dno i umiera w samotności na marskość wątroby. Marzyłam o tym, że dotyka go trwała impotencja, a Jolka znajduje sobie innego partnera, który okazuje się damskim bokserem, i tłucze ją od rana do nocy.
Dziś okropnie się tych myśli wstydzę, ale wtedy, gdy cierpiałam męki i wyłam po nocach w poduszkę, znajdowałam w nich ulgę i pocieszenie. Nie jestem złym człowiekiem i nie mam mściwej natury. Sadzę, że tak odreagowywałam stres i że dla mojej sponiewieranej psychiki była to pewna terapia.
Kiedy Paweł poinformował mnie telefonicznie, że złożył pozew o rozwód, przyjęłam to nawet dość spokojnie i tylko raz nazwałam go bydlakiem.
– Oczywiście całą winę biorę na siebie i nie zamierzam kłócić się o meble czy mieszkanie. Wszystko zostawiam tobie. Chociaż tyle mogę zrobić – dodał na koniec litościwym tonem.
Poczułam się tą jego dobrocią upokorzona, dlatego syknęłam przez zęby, żeby spadał na drzewo i nie dzwonił. Byłam wściekła, bo poprzedniego dnia, dotarły do mnie plotki, że wybiera się z Jolką na urlop do Jastarni. Zabolało, bo ja też kocham polskie wybrzeże, a Hel chyba najbardziej. Od tego momentu moje ponure fantazje nabrały zupełnie nowego, niebezpiecznego wymiaru.
Zaczęłam sobie wyobrażać, że była przyjaciółka i mój niewierny mąż toną razem w morskich odmętach, albo że zostają zadźgani w jakimś ciemnym zaułku Jastarni przez bandziorów. Wiem, że to przerażające, i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. No może tylko to, że w głębi serca wcale im tego nie życzyłam, i że ani razu nie prosiłam Boga czy innej siły wyższej, żeby zesłała na nich prawdziwe nieszczęście.
Zdawałam sobie sprawę, że takie obsesyjne drążenie tematu do niczego dobrego nie doprowadzi. Czułam, że pielęgnowanie w sobie nienawiści, to prosta droga do zgorzknienia, paranoi i samotności, lecz w tamtym okresie inaczej nie potrafiłam. Gdybym mogła przewidzieć, jakie skutki wywoła ta moja nietypowa metoda leczenia złamanego serca, poszłabym do kościoła, legła krzyżem przed ołtarzem i błagała o interwencję, bo chyba tylko Bóg mógł powstrzymać materializujące się gdzieś zło…
Jednak nie przyszłoby mi do głowy, że niewinne fantazje zranionej kobiety mogą mieć moc sprawczą i doprowadzić do czyjejś śmierci...
To było jak filmowy scenariusz
W sierpniu, gdy wyjechali do Jastarni, a nad Polską przechodziły gwałtowne burze, w mojej głowie narodziła się kolejna, mrożąca krew w żyłach historyjka. Zaczęłam sobie wyobrażać, że Jolka i Paweł giną od uderzenia pioruna. Wizja była bardzo realistyczna:
Jest późny wieczór, oni spacerują brzegiem morza objęci w pół. Szepczą sobie różne czułości, a potem się całują, opadają na piasek i… wiadomo, co robią. Zajęci sobą, nie zwracają uwagi na ciemniejące niebo, nie słyszą pomruków zbliżającej się nawałnicy.
Zaczyna się błyskać, w grzbiety fal walą zygzakowate gromy. Grzmi, ale nie pada, dlatego tych dwoje nie przerywa miłosnych igraszek, tylko jeszcze bardziej się w nich zatraca. Wzmaga się wiatr. Nad plażą zawisa czarna jak przedsionek piekła chmura, a jej wielki, smolisty brzuch zdaje się dotykać ciał splecionych w miłosnym uścisku… Następuje wyładowanie. Jedno. Z wnętrza obłoku wystrzeliwują dwie błyskawice i rażą ich prądem, a właściwie spalają na węgiel. Wtedy zaczyna padać deszcz.
Wyobrażałam sobie tę scenę na wiele sposobów, jakbym tworzyła fabułę książki albo filmowy scenariusz. Raz zabijałam ich w nocy, gdy uprawiali seks, innym razem w biały dzień, kiedy trzymając się za ręce, chronili się przed burzą pod jakimś drzewem czy wiatą.
Bardzo możliwe, że na jakiś czas zwariowałam, bo ta chora fantazja wracała do mnie jak bumerang, jak powtarzający się koszmar. Tyle że senne majaki budzą na ogół przerażenie, ja zaś śniłam na jawie i nie czułam żadnego lęku. Przeciwnie. Wizje śmierci tych dwojga sprawiały mi satysfakcję. Najwyraźniej ktoś czytał w moich myślach…
Ludzie pod wpływem emocji mówią sobie różne straszne rzeczy: żeby cię szlag trafił, żebyś sczezł, żebyś zdechł jak pies… Prawda? Ja niczego takiego nie mówiłam, ja tylko myślałam: „Żeby was piorun strzelił!”. No i – strzelił.
21 sierpnia, w środku nocy, zadzwonił do mnie Mariusz, brat Pawła.
– Miśka, nie uwierzysz – zaczął, a potem usłyszałam jego histeryczny chichot i płacz na przemian.
Nie wolno budzić demonów
Chwilę trwało, nim zdołał wykrztusić z siebie kolejne sensowne zdanie.
– Oni nie żyją . Paweł i Jolka. Kąpali się wieczorem w morzu, na golasa. Cały dzień zbierało się na burzę i wreszcie pogoda się załamała. Wyszli z wody, jak zaczęło grzmieć. No i wtedy błysnęło, huknęło i… – urwał. – Nawet nie zdążyli się ubrać. Śmierć na miejscu. W krzakach nad wydmami siedzieli pijaczkowie, mieli nadzieję na darmowego pornosa. Stąd to wiem… Znaczy wiem od policji, bo komórka Jolki dziwnym trafem ocalała, a ja figurowałem w kontaktach jako mąż. To zadzwonili.
Dobrze, że leżałam w łóżku, bo inaczej padłabym zemdlona na podłogę.
– Żartujesz, prawda? Wymyśliłeś to sobie? – spytałam z nadzieją, bo nie mogłam wykluczyć, że Mariusz schlał się jak świnia i coś mu się zwidziało. Od kiedy wyrzucił żonę z domu, co wieczór znieczulał się kilkoma drinkami, więc to było prawdopodobne.
– Nie. Nie żartuję i od tygodnia alkoholu do ust nie wziąłem – odparł, jakby czytał w moich myślach. – Oni naprawdę nie żyją… Co za ironia losu. Pojechali szukać szczęścia, a znaleźli śmierć.
– Słuchaj, zadzwonię później, jak… jak trochę ochłonę – wydukałam zdławionym głosem.
Musiałam tak zrobić, bo żołądek zmienił mi się w bryłę lodu, a na mojej klatce piersiowej usiadł średnich rozmiarów słoń. Nie mogłam oddychać. W końcu wezwałam pogotowie, bo byłam pewna, że umieram na zawał. Okazało się, że spanikowałam. Dopadła mnie zwykła, babska histeria.
Z jednej strony, wierzę, że tragiczna śmierć Jolki i Pawła była tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Z drugiej… dręczy mnie poczucie winy; w jakiś sposób, przyczyniłam się do ich śmierci! Nie potrafię powiedzieć w jaki, bo przecież nie jestem wiedźmą rzucającą uroki, nie wymówiłam też żadnego magicznego zaklęcia, nie mam paranormalnych zdolności. Fakty są jednak takie, że oni nie żyją i zginęli na plaży porażeni piorunem. Dokładnie tak, jak sobie wyobraziłam.
Bardzo mi przykro. Naprawdę. Miałam do nich żal, zresztą całkiem uzasadniony, bo rozdarli moje serce na strzępy – ale nie pragnęłam ich śmierci! Nie naprawdę. Przysięgam. Niech ta historia będzie przestrogą. Nie wolno budzić w sobie potworów.
Czytaj także:
„Mój facet twierdzi, że karmię go byle czym i powinnam brać produkty z górnej półki. Tyle, że ja zarabiam mniej niż on”
„Zawsze podobali mi się pulchni faceci, byli namiętnymi kochankami. Ernest był mizerotą i cherlakiem, ale pociągał mnie”
„Mój ojciec zabił człowieka i trafił do więzienia. Kiedy z niego wyszedł, zrobił nam więzienie w domu”
Podobają Ci się takie historie? A może wolisz kryminalny dreszczyk? Wykorzystaj kod rabatowy Tania Książka i znajdź najlepsze dla siebie historie w obniżonej cenie!