Mój mąż jest z zawodu dyrektorem. Ten cytat z komedii Stanisława Barei to najlepsza charakterystyka Karola. Kiedy go poznałam, miał 28 lat, dyplom z zarządzania i marketingu, i już był dyrektorem oddziału firmy handlującej kształtkami (to takie kawałki rur). Za mąż wychodziłam za dyrektora departamentu sprzedaży. Potem, ilekroć Karol zmieniał pracę, zawsze zasiadał na dyrektorskim stołku. Niezależnie od tego, co produkował lub czym handlował jego pracodawca.
Zawód męża określił całe nasze życie
Począwszy od wesela w najlepszej knajpie w mieście, przez podróż poślubną na Teneryfę, aż do willi na Oficerskim Żoliborzu, którą Karol wynajął po okazyjnej cenie (rodzicom nigdy nie przyznałam się, ile ta okazja wynosi, w obawie, że mama padnie na zawał). Codzienność u boku zawodowego dyrektora okazała się odrobinę nużąca. Do moich zadań należało przede wszystkim utrzymywanie w dobrym stanie garderoby Karola, organizowanie wystawnych przyjęć dla jego przyjaciół dyrektorów i prezesów, oraz dbanie o samą siebie, bym mogła godnie reprezentować męża.
Na szczęście pracować mi Karol nie zabronił (pewnie dlatego, że żoną farmaceutką, współwłaścicielką apteki, można się nawet pochwalić), poza tym czasami było mi z nim naprawdę przyjemnie. Bo mój mąż to przystojny, miły i inteligentny facet z poczuciem humoru. No i z klasą, o czym podobno świadczy sposób, w jaki się ze mną rozstał.
– Kochana, Rafał przez trzy lata robił mnie w bambuko – przypomina mi Ilona, moja wspólniczka. – Jak ta durna wierzyłam w delegacje, konferencje, a tymczasem on wił sobie gniazdko z tą cholerną Weroniczką. Dopiero jak wyprowadził większość kasy z naszego konta, zdecydował się wystąpić o rozwód. Doceń Karola. Nie tylko przedstawił ci swoją nową pannę, ale jeszcze grzecznie spakował manatki i się wyprowadził. Nie musiałaś z nim walczyć o każdy talerz jak ja z Rafałem, no i ani razu cię nie uderzył – wylicza Ilonka, kiwając głową w zadumie. – A ja jednego zęba straciłam…
– Jezu, nigdy nie mówiłaś, że Rafał cię bił! – naprawdę jestem przerażona.
– No, niezupełnie bił. O komódkę po mojej mamusi się szarpaliśmy, potknęłam się po prostu – przyznaje Ilonka uczciwie. – W każdym razie Karol to facet z klasą.
– Niech ci będzie – zgadzam się dla świętego spokoju, bo do apteki akurat wchodzi klientka; szczerze mówiąc, mam jednak w tej kwestii mieszane uczucia…
Tamtego wieczoru Karol wrócił z cotygodniowej wizyty w centrali w Sztumie w towarzystwie jakiejś lali. Przedstawił ją jako nową szefową HR.
– Lucynka wizytuje nasz oddział w stolicy – wyjaśnił mąż. – Przenocuje u nas. Kochanie, zrób jakąś kolację – zarządził, po czym oddalił się na piętro, do łazienki.
Pani od HR bardziej mi wyglądała na asystentkę
No chyba że w Sztumie kadra kierownicza nosi spódniczki mini, dekolty do pępka i czerwone szpilki. Na ich widok od razu pomyślałam, że po wizycie trzeba będzie wycyklinować parkiety. Oprócz zalęknionego „bry wieczór” nie usłyszałam od Lucynki ani słowa. Stanęła w przedpokoju, łypiąc oczkami na boki. Kiedy z góry zszedł Karol, odświeżony i wypachniony, zaczęła łypać na niego. Miałam wrażenie, że Lucynka usiłuje wzrokiem dać coś mojemu mężowi do zrozumienia. Ale co? Podczas kolacji Karol jak zwykle opowiadał o jakichś sprawach firmy, które niewiele mnie interesowały. Potem przerzucił się na ceny nieruchomości na Wybrzeżu, i wyraził nadzieję, że uda mu się tam coś niedrogiego i atrakcyjnego kupić.
– Ale po co, kochanie? – zainteresowałam się. – Chcesz tam mieć mieszkanie na wakacje? Czy jako lokatę kapitału?
Lucynka łypnęła na Karola, Karol spojrzał na mnie, przełknął kęs karkówki i oznajmił rzeczowym tonem:
– Przeprowadzam się do Gdańska. Lucyna to moja przyszła żona.
Parsknęłam śmiechem. Bo co miałam zrobić? Jednak ani pan dyrektor, ani pani kierowniczka nie podzielali mojej wesołości. Wtedy dotarło do mnie, że coś jest nie halo.
– Ty tak na poważnie? – wykrztusiłam.
– Myślałaś, że żartuję? – zdziwił się Karol. – Zależy mi na szybkim i kulturalnym rozwodzie – wyjaśnił. – Rozumiesz chyba, że z moją pozycją nie mogę…
Lucynka jednak u nas nie przenocowała. Karol zresztą też nie. Pogoniłam zakochanych, popisując się całkiem niezłą znajomością brzydkich wyrazów. Ja nie jestem kobietą z klasą. Aha, jeszcze jedno – niedawno dowiedziałam się, że mój były mąż zmienił zawód. Teraz jest prezesem. Stołek odziedziczył po swoim nowym teściu.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”