„Mąż wyżywa się na mnie za to, że jest bezrobotny, ale nie wcale mu się nie spieszy do znalezienia pracy. Mam tego dość!”

Moja synowa zachowuje się jak księżniczka fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO
„Chwilami miałam wrażenie, że wcale mu już nie zależy na znalezieniu pracy; że robi to tylko po to, abym się nie czepiała. Mimo to starałam się zachować spokój, dodawać mu otuchy, ale jest tylko gorzej… Jest przygaszony, zamknięty w sobie. Całymi dniami snuje się po domu albo siedzi przed telewizorem. Na dodatek stał się podejrzliwy i agresywny”.
/ 18.02.2023 16:30
Moja synowa zachowuje się jak księżniczka fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO

Mój Tadek był zawsze wesołym, pełnym życia facetem. A przy tym silnym i odpowiedzialnym. Właśnie dlatego za niego wyszłam. Wiedziałam, że przy nim będę bezpieczna, że wspólnie pokonamy wszelkie trudności. I rzeczywiście do niedawna świetnie sobie radziliśmy. Mamy piękne mieszkanie, dzieci już poszły na swoje. Wydawało się, że najtrudniejszy okres mamy już za sobą.

Niestety rok temu mąż stracił pracę

No i nasz szczęśliwy świat runął. Kiedy Tadek dostał wymówienie, nie za bardzo się tym przejęliśmy. Ja pracuję, mieliśmy odłożone jakieś pieniądze, a poza tym sądziliśmy, że mąż bez problemu znajdzie nowe zajęcie. Jest księgowym, dobrze zna angielski, w każdej firmie był bardzo ceniony. W tej ostatniej też. Nie zwolniono go zresztą, bo przestał sobie radzić, tylko dlatego, że szefostwo przenosiło biura za granicę. Mąż dostał świetne referencje, odprawę. Mieliśmy więc podstawy do optymizmu. Tadek nie zamierzał robić sobie urlopu. Od razu wziął się do szukania nowej pracy. I ucieszył się z dodatkowych pieniędzy z odprawy.

– Chciałaś odwiedzić Karaiby, może teraz pojedziemy? – rozmarzył się.

Był pewien, że z jego kwalifikacjami będzie mógł przebierać w ofertach. Wysyłał CV, wydzwaniał. I nic. Żadnego odzewu. Mimo to nie tracił zapału. Wierzył, że lada dzień ktoś się odezwie, że dostanie świetną propozycję. Jednak mijały kolejne tygodnie, a telefon milczał. W skrzynce mailowej też nie było żadnych wiadomości. Pocieszałam go, że to nic nie znaczy, że musi być cierpliwy, pewnie muszą wyłapać jego dokumenty z setek innych. Kiwał głową, uśmiechał się, ale widziałam, że nie czuje się już tak pewnie… Kiedy zaczął się denerwować? Chyba po trzech miesiącach, gdy na jego konto wpłynęła ostatnia pensja i musiał zarejestrować się w urzędzie pracy.

O matko, jak on to przeżywał!

Zwlekał do ostatniej chwili.

– Nie myślałem, że mnie to spotka – powiedział ze smutkiem, gdy wrócił z pośredniaka.

Przekonywałam go, że to przecież żaden wstyd, kilka milionów osób jest w takiej sytuacji, że to tylko na chwilę. Znowu kiwał głową, uśmiechał się, jednak ja wyraźnie czułam, że jego zapał gaśnie. Po kolejnym miesiącu miał dość czekania. Napisał nowe CV, znacznie obniżył wymagania.

– Trudno, takie czasy. Przez jakiś czas będziemy musieli zacisnąć zęby. A potem się zobaczy – stwierdził.

Był pewien, że teraz szybko dostanie propozycję pracy. I co? Tak, zapraszano go na rozmowy kwalifikacyjne, ale wracał z niczym. Ze złością opowiadał, że przegrał z kimś młodszym. Im dłużej to trwało, tym bardziej się załamywał. Coraz częściej powtarzał, że do niczego się nie nadaje, a jego wysiłki są bez sensu. Choć nadal wertował ogłoszenia, czasem wysyłał CV, robił to z coraz mniejszym zaangażowaniem. Chwilami miałam wrażenie, że wcale mu już nie zależy na znalezieniu pracy; że robi to tylko po to, abym się nie czepiała. Doprowadzało mnie to do białej gorączki! Mimo to starałam się zachować spokój, dodawać mu otuchy. Miałam nadzieję, że jeszcze się otrząśnie i zmobilizuje do działania. Ale jest tylko gorzej… Nie poznaję Tadka. Bardzo się zmienił. Jest przygaszony, zamknięty w sobie. Całymi dniami snuje się po domu albo siedzi przed telewizorem. Na dodatek stał się podejrzliwy i w pewien sposób agresywny. Zwłaszcza jak mówię o pieniądzach. Ot, choćby niedawno. Napomknęłam coś o zbliżających się świętach i czekających nas wydatkach. Od razu się zdenerwował. Zaczął krzyczeć, że go poniżam. Bo to nie jego wina, że nie może znaleźć pracy. Przecież się stara! I nie rozumie, o co mi chodzi.

Zostaw mnie wreszcie w spokoju! Ciągle się mnie czepiasz! – wrzasnął.

A potem rąbnął drzwiami tak, że omal nie wypadły z futryny. Myślałam, że się popłaczę. Przecież nie chodziło mi o to, żeby sprawić mu przykrość czy go obrazić! Chciałam tylko zaplanować budżet, poprosić go o wsparcie i radę. Porozmawiać jak z domownikiem, najbliższym mi człowiekiem. Tymczasem on wszystko odbiera jak atak na siebie. Doszło do tego, że muszę uważać na każde słowo. Nawet przelewy przez internet robię po kryjomu, kiedy on już śpi, bo inaczej zaraz podejrzewa, że mam do niego pretensje i chcę mu wytknąć nieróbstwo.

A przecież to nieprawda!

Jest nam ciężko, ale nie winię go za tę sytuację. Mówiłam mu to. Ale on chyba nie słucha… Ostatnio umówiłam się na pogaduchy z koleżanką, pielęgniarką. Obiecałam sobie, że na temat moich domowych problemów będę milczeć, jednak nie wytrzymałam i zwierzyłam jej się ze wszystkiego. Ileż można nosić w sercu taki ciężar?! Powiedziała mi, że mój mąż ma prawdopodobnie doła. Coraz bardziej zamyka się w sobie, jest rozdrażniony, nic go nie cieszy, nie ma ochoty na jakiekolwiek spotkania. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, jak mu pomóc. Kilka razy próbowałam z nim porozmawiać, namówić go na wizytę u psychologa. Tłumaczyłam, że bardzo się o niego martwię, że to dla jego dobra. Nie chciał nawet o tym słyszeć. Co więcej, wpadł w szał. Krzyczał, że chcę się go pozbyć, zrobić z niego wariata. Wściekł się, gdy do niego dotarło, że rozmawiałam z przyjaciółką o jego problemach.

Tylko mielesz tym jęzorem i mielesz! I po co? Żeby mnie poniżyć? Nigdy więcej tego nie rób – wysyczał.

Wyszłam z domu, bo bałam się, że tym razem nie wytrzymam i wybuchnę. Nie wiem, jak długo jeszcze zdołam to wszystko znosić. Kocham męża i chcę być z nim do końca życia. Jednak boję się, że pewnego dnia zabraknie mi sił. Tęsknię za dawnym Tadkiem. Radosnym, pełnym życia… Co mam zrobić, żeby do mnie wrócił? I czy to w ogóle możliwe? 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA