„Mąż wyrzucił mnie z domu i odebrał dzieci. Rodzina stanęła za nim murem, a ja jestem zbyt słaba, by z nimi walczyć”

kobieta, której mąż odebrał dzieci fot. iStock by Getty Images, Marjan_Apostolovic
„Dostałam pozew rozwodowy. Mąż domagał się pełnej opieki nad dziećmi, twierdząc, że byłam złą matką, i tym bardziej nie poradzę sobie z nimi sama. Ani myślałam przystać na jego warunki, wynajęłam dobrego adwokata, ale on miał jeszcze lepszego. Cała rodzina złożyła się na jego honorarium, ja nie miałam aż takich pieniędzy”.
/ 20.04.2023 13:15
kobieta, której mąż odebrał dzieci fot. iStock by Getty Images, Marjan_Apostolovic

Od rana nie mogłam znaleźć sobie nigdzie miejsca. Obudziłam się, gdy wszyscy jeszcze spali i pobiegłam pod prysznic. Próbowałam się umyć, lecz zamiast tego tylko bezmyślnie patrzyłam na strumień wody. W końcu zakręciłam kran i zeszłam do kuchni. Omal nie stłukłam termosu na kawę, kanapki przygotowywane dla dzieci leciały mi z rąk.

– Mamo, co się z tobą dzieje?! – burknęła zdziwiona Klara.

– Nic, dziecko, nic – zbyłam ją i wypchnęłam razem z bratem za drzwi.

Roberto już czekał na dzieci w samochodzie. Ani on, ani Klara nawet na mnie nie spojrzeli. Tylko Andrea odwrócił się i przesłał mi buziaka na pożegnanie. Odpowiedziałam mu uśmiechem i przyjrzałam się pogrążonej w rozmowie z ojcem, Klarze. „Nie zostanie ze mną – pomyślałam, patrząc jak żartują. – Wybierze Roberto i dziadków, a ja... Obym wywalczyła przynajmniej opiekę nad Andreą...”. Z trudem powstrzymałam łzy i zamknęłam za sobą drzwi.

Wczoraj wieczorem mąż oznajmił mi, że chce rozwodu i mam się wynosić z domu, który kupili nam jego rodzice. Wiedziałam, że mnie zdradza. Ta kobieta nie była pierwszą jego miłostką. Przed nią przeżywał już dłuższe i krótsze zauroczenia, wyprowadzał się, wracał, obrażał, przeprowadzał do matki, po czym na koniec znowu pukał do naszych drzwi.

– Włosi już tak mają – stwierdziła kiedyś moja koleżanka z pracy. – Nic na to nie poradzisz. My, żony, służymy tylko do dawania im potomstwa, bo dla naszych mężów najważniejsze są matki i rodzina, ale tylko ich rodzina.

Nie myliła się, tylko byłam zbyt młoda, żeby jej uwierzyć. Długo sądziłam, że mój ukochany będzie inny. Przecież kochał mnie, poznał moich rodziców, przyjmował u siebie w domu moich znajomych, więc wiedział, jaka jestem. Ale to była tylko gra pozorów.

Chciałam przemówić mu do rozsądku

Od początku teściowa decydowała o każdym kroku swojego syna. Nawet studia wybrał ze względu na nią, w tym samym mieście, bo nie wyobrażał sobie życia we własnych czterech kątach bez obiadków ukochanej mamusi. Tylko raz jej się sprzeciwił – wybierając mnie na żonę, czego zresztą teściowa nigdy mu nie wybaczyła. Nie rozumiała, po co wybrał Polkę, skoro we Włoszech jest tyle ładnych i mądrych dziewczyn, które nie oczekują od swoich mężów Bóg wie czego. Nie przekonała jej nawet moja typowo słowiańska uroda.

– Mogłeś z nią sypiać, ale po co było się żenić? – krzyczała na syna, sądząc, że nie rozumiem po włosku ani słowa.

Wszystko ją we mnie drażniło: moje studia (z Roberto poznaliśmy się, kiedy przyjechałam do Włoch na półroczną wymianę studencką), moje ambicje (nie zamierzałam być żoną przy mężu, a co gorsza w swojej firmie szybko awansowałam na kierownicze stanowisko), nasze wielokulturowe dzieci (zbyt chętnie spędzały wakacje u polskiej babci, przesiąkając naszą kulturą). Od początku krytykowała każdą moją decyzję dotyczącą związku, jej syna czy wnuków. Co prawda kupiła nam mieszkanie, ale od razu zaznaczyła, że należy ono tylko do Roberto, bo nie jest pewna moich intencji. Mimo że awansowałam i byłam chwalona w firmie, ona traktowała mnie wcale nie lepiej od polskich sprzątaczek, które zatrudniała. 

Mąż dał mi zaledwie jeden dzień na wyprowadzkę. Powiedział, że sam odbierze dzieci ze szkoły i zawiezie je do babci, żebym mogła spokojnie się spakować. Dokładnie tak powiedział – „spokojnie się spakować”, a ja nie wiedziałam nawet, w co włożyć ręce. Wyjęłam z szafy walizkę, wrzuciłam do niej kilka sukienek i szali, po czym rozpłakałam się jak dziecko. Wcale nie miałam ochoty odchodzić.

Postanowiłam poczekać na Roberto i z nim porozmawiać. Myślałam, że kiedy oboje ochłoniemy, damy sobie drugą szansę. Przecież miewał już kochanki, krótsze lub dłuższe historie, po których zawsze dochodził do wniosku, że to mnie kocha najbardziej.

– Jeszcze tu jesteś? – nie wytrzymał, kiedy zobaczył mnie w domu.

– Nie przy dzieciach… Roberto, porozmawiajmy – poprosiłam, starając się zająć czymś zaskoczone dzieci.

– Mamo, tata mówił, że dzisiaj wyjeżdżasz do babci. Czy to prawda? – zapytała zaskoczona Klara.

Tata się pomylił, kochanie – opowiedziałam, patrząc prosto w oczy Roberto. – Jak mogłeś? – spytałam męża.

Nikt nie chciał słuchać zrozpaczonej Polki

Zaczęło się piekło. Nie zważając na dzieci, zaczął mnie wyzywać od najgorszych matek i żon. Kiedy próbowałam się tłumaczyć, uderzył mnie. Andrea się rozpłakał, Klara uciekła do swojego pokoju, ale to nie uspokoiło mojego męża. Po chwili miałam u siebie całą jego rodzinę, bo przerażona córka zaalarmowała dziadków. Teść odciągnął ode mnie syna, teściowa zajęła się dziećmi, a starsza siostra męża mną.

– Musisz odejść – tłumaczyła, opatrując mi rany. – Dać mu się uspokoić, a jeśli trzeba – wyszumieć. Zrozumie i wróci.

Nie wierzyłam w to, co słyszę. Gdzieś w głębi duszy łudziłam się, że choć bliscy męża mnie nie lubią, to w takiej sytuacji staną po mojej stronie. Przecież tak byłoby sprawiedliwie! Jednak oni tylko czekali, żeby mnie usunąć ze swojego życia.

– A dzieci? – zapytałam bezradnie.

– My się nimi zajmiemy. Choć poszukam ci na dzisiaj jakiegoś hotelu – zaproponowała siostra Roberto.

Byłam zbyt zmęczona i przybita, żeby z nią walczyć. Zgodziłam się, choć teraz wiem, że nie powinnam była tego robić, tylko walczyć. Wyprowadziłam się najpierw do hotelu, później do wynajętego mieszkania. Dwa tygodnie po tym incydencie dostałam pozew rozwodowy. Mąż domagał się pełnej opieki nad dziećmi, twierdząc, że byłam złą matką, i tym bardziej nie poradzę sobie z nimi sama. Ani myślałam przystać na jego warunki, wynajęłam dobrego adwokata, ale on miał jeszcze lepszego. Cała rodzina złożyła się na jego honorarium, ja nie miałam aż takich pieniędzy i przegrałam walkę w sądzie, bo nikt nie chciał słuchać zrozpaczonej Polki.

Raz w tygodniu mogłam spotykać się z dziećmi. Najbardziej bolało mnie chłodne zachowanie Klary i pytania Andrei, czemu nie chcę wrócić do domu. Po każdej wizycie u nich serce pękało mi z rozpaczy. Nigdzie nie umiałam znaleźć sobie miejsca.

Żyję tylko dla synka. Oby szybko dorósł

Włoskie koleżanki mawiały, że muszę żyć dalej i wyciągały mnie do klubów, ale ja nie umiałam się w nich odnaleźć. Flirtować, sączyć drinki, podrywać mężczyzn, podczas, gdy mój synek moczył się w nocy z tęsknoty za mamą. Zaczęłam chorować. Wszystko leciało mi z rąk, cierpiałam na bezsenność, coraz częściej wymiotowałam bez powodu i chudłam w zastraszającym tempie.

Lekarze dokładnie mnie przebadali, ale nikt nie wiedział, co jest przyczyną mojego stanu. W końcu stwierdzono, że to dziwny objaw nerwicy i skierowano mnie do psychiatry. Leki przyniosły może ulgę, ale bynajmniej nie zabiły tęsknoty za dziećmi. W przypływie rozpaczy postanowiłam zabrać Andreę i uciec z nim do Polski. Pewnie by mi się to udało, ale nie sprawdziłam dokumentów małego. Zostałam zatrzymana na lotnisku, syn nie miał ważnego paszportu.

Wściekły mąż wnioskował o ograniczenie mi praw i spotkań z dziećmi, szczęśliwie sędzia nie przystała na jego propozycję, ale póki synek nie podrośnie, przyznała nam kuratora. Odtąd mogę spotykać się z synkiem tylko pod czujnym okiem obcego mężczyzny. To nie są przyjemne spotkania. Klara natomiast w ogóle nie chce mnie widzieć. Uważa, że jestem słabą kobietą i wstydzi się mnie. Imponuje jej za to silna babcia, zresztą coraz bardziej przypomina teściową.

Od lat trwam w zawieszeniu, czekając aż Andrea dorośnie na tyle, by mógł sam zadecydować o własnym życiu. Często marzymy oboje, że wyjedziemy do Polski. On chciałby spotkać się z polską babcią, za którą tak tęskni, a ja chciałabym wreszcie zacząć móc normalnie żyć. Pogodziłam się już z tym, że być może na zawsze straciłam córkę i nie osiągnę niczego więcej we włoskiej firmie, bo zbyt zniszczyło mnie moje prywatne życie.

Nie wiem, co będzie dalej. Próbowałam odwoływać się od decyzji sądu, ale dla nich jestem obca. Nie mam nikogo, kto stanąłby po mojej stronie, nie mam pieniędzy, wpływów, koneksji i rodziny gotowej mnie wesprzeć. Andrea jest moją ostatnią deską ratunku, tylko dla niego jeszcze żyję.

Czytaj także:
„Opieka społeczna odebrała mi dzieci. Stał za tym mój ukochany, dla którego byłam idealną ofiarą. Zniszczył mi życie”
„Wyszłam za obrzydliwego szowinistę. Zabrał mi całą niezależność, zabronił pracować. Mogłam tylko sprzątać i gotować”
„Mąż po rozwodzie puścił mnie w samych majtkach. Ten nieczuły drań zabrał mi nazwisko, kasę i ukochane mieszkanie”

Redakcja poleca

REKLAMA