Zarobki za granicą są sporo wyższe niż u nas w kraju. Ale czy warto? Teraz już wiem, że to wcale nie jest takie opłacalne… W życiu są ważniejsze rzeczy niż kasa.
Naszym marzeniem był dom
– Dawaj, Dorotka, no pokaż wreszcie – Helenka, moja dobra znajoma, niecierpliwie wyciągnęła dłoń, żeby zobaczyć fotografie. – No nie mogę, Szczepan? Ale sobie znalazł śliczne panienki!
– Hej, ja też chcę zobaczyć – Edytka wraz z Jolką, pchane ciekawością, momentalnie poderwały się, żeby obejrzeć zdjęcia przysłane przez mojego małżonka z jego pobytu w Anglii.
Co drugi miesiąc zjawiał się u nas na weekend. Nie ukrywam, że obawiałam się tej decyzji. Kiedy opuszczał kraj, miał 27 lat. Uprzejmy, sympatyczny i kompetentny. Na oddziale intensywnej opieki medycznej był prawdziwym skarbem. Doskonały pielęgniarz i po prostu dobry człowiek.
– Schudł – spostrzegła Hela. – Bardzo zeszczuplał – dorzuciła, zerkając na mnie z ciekawością.
Uniosłam bezradnie ramiona.
– Czego się spodziewasz? Haruje jak wół na dwóch etatach, marzy o domku z ogródkiem.
Często dyskutowałam ze Szczepanem, czy ten wyjazd ma w ogóle sens. Żyliśmy z moimi rodzicami pod jednym dachem. Pracowaliśmy razem w szpitalu, na OIOM–ie. Kiedy nadarzyła się szansa wyjechać za granicę do pracy i nieźle zarobić, mąż się zapalił do tego pomysłu. U rodziców nie było nam najgorzej, ale on marzył o własnym kącie. Miałam wtedy 26 lat i byłam bardzo zakochana w mężu, nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy się rozstać na dłużej.
Przyrzekł mi, że to potrwa maksymalnie 3 lata. Po wielu wahaniach w końcu przystałam na to. Odmierzałam czas, który pozostał do naszego spotkania, podczas gdy mój ukochany ciułał każdego funta i roztaczał przede mną cudowne wizje przyszłości.
– Wyobraź sobie tylko, postawimy śliczny dom parterowy, a wokół będzie piękny ogród – opowiadał z zapałem.
Rodzice nie mogli pojąć, dlaczego zgodziłam się, by wyjechał aż tak daleko.
– Przecież kiedyś to mieszkanie będzie należało do was – mówiła mi mama. – A tak to zmarnujecie najwspanialszy okres w życiu, będąc osobno…
Byłam w nim bardzo zakochana
Szczepana poznałam, gdy oboje studiowaliśmy pielęgniarstwo. Wyróżniał się na tle innych studentów. W krótkim czasie nawiązaliśmy bliższą relację, a po kilkunastu miesiącach zaczęliśmy się ze sobą spotykać. Nie mogłam się powstrzymać i spytałam go wprost, dlaczego zdecydował się na tak kobiecy kierunek.
– Gdy skończyłem dwanaście lat, ojciec nagle zasłabł. Widziałem go, jak leżał na kuchennej podłodze, ściskając się za piersi, a ja przerażony i bezradny nie byłem w stanie nic zrobić. Niestety, zanim karetka dojechała na miejsce, już nie żył. Zostałem sam z mamą…
Ta historia poruszyła moje serce i zrozumiałam jego chęć niesienia pomocy.
– Zawsze myślałem, że moja mama będzie nieśmiertelna. Nie narzekała, nie mówiła o żadnych dolegliwościach. Aż tu nagle, któregoś dnia, dopadł ją udar. Przez ponad pięć lat była przykuta do łóżka, nie mogła się ruszać. Pielęgniarki, które się nią zajmowały, pokazały mi, jak dbać o kogoś, kto jest ciężko chory i leży. Opiekowałem się mamą aż do samego końca...
Niedługo po zakończeniu nauki na uczelni stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Wprowadziliśmy się do domu moich rodziców i zaczęliśmy pracować w przychodni. Aktualnie, gdy nie było go obok, strasznie tęskniłam za naszymi wspólnymi chwilami tylko we dwoje. Każdego kolejnego dnia brakowało mi go coraz mocniej. Wylegiwałam się w naszym łóżku i wyobrażałam sobie, jak to będzie, kiedy przyleci w najbliższą sobotę. Raz na osiem tygodni. Rodzice nie pomagali mi w tej sytuacji. Bez przerwy słyszałam docinki, że moje przyjaciółki są już w ciąży, a ja na co jeszcze czekam?
– Atrakcyjny, samotny facet to nie lada pokusa dla kobiet – stwierdziła moja mama. – Łatwo stracić głowę i popełnić błąd...
– Szczepan nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Jestem miłością jego życia – stanęłam murem za ukochanym.
Mama tylko głęboko westchnęła.
– Gdyby mu tak bardzo zależało, to by tu z nami siedział, a nie latał za granicę podcierać tyłki jakimś angielskim dziadkom – wtrącił się tata.
Ciężko tam pracował
Mój małżonek był zatrudniony w ośrodku dla seniorów położonym na zachodzie Anglii. To nie było łatwe zajęcie. Opiekował się pacjentami przykutymi do łóżek, których należało kąpać, karmić, robić im masaże i wymieniać pieluchy… Byłam pełna uznania dla jego zapału i zaangażowania, lecz ciężko mi było nie przyznać racji moim rodzicom. Teraz koleżanki też teraz nieźle dołożyły mi do pieca.
– No już, powiedz wreszcie, jaką kasę już zgarnął – naciskała Helena.
– Może uzbierał na kawalerkę.
– Czyli Szczepan niedługo się zjawi, no nie? – dopytywała Jolka.
– Byleby tylko nie złapał tam jakiejś innej… – zaniepokoiła się Edyta.
Muszę przyznać, że właśnie tego obawiałam się najbardziej… Szczególnie późnym wieczorem, kiedy kładłam się samotnie do łóżka, rozmyślałam nad tym, czym aktualnie zajmuje się Szczepan. Coraz bardziej rosła we mnie obawa, że być może pojawiła się jakaś nowa osoba w jego życiu. Z ponurą miną pozbierałam zdjęcia i umieściłam je w kopercie. Ogromnie żałowałam, że przystałam na jego wyjazd.
– Jeżeli wysłał ci zdjęcia, to raczej nieprędko się spotkacie – stwierdziła Helena.
Byłam bliska łez. Moje koleżanki z pracy po skończonej zmianie pojadą do swoich domówch, gdzie oczekują na nie ukochani mężowie i pociechy. A co ze mną? Czeka mnie samotność i nieustanne wyczekiwanie na jego powrót... Zdecydowałam się przeprowadzić rozmowę z moim mężem.
– Skarbie, przemyślałam to wszystko dogłębnie – powiedziałam mu jeszcze tego samego dnia wieczorem przez telefon. – Nie dam rady dłużej tak funkcjonować. Albo wracasz i jesteśmy razem, albo... – poczułam, jak mój głos zaczyna drżeć i zalałam się łzami, po czym wykrztusiłam: – Wróć do mnie, bo strasznie za Tobą tęsknię!
Ledwo minęła doba od naszej rozmowy, a on już do mnie oddzwonił, przynosząc niesamowite nowiny.
– Słuchaj, Dorotko, za tydzień wracam do kraju. Tym razem już na dobre – oznajmił, a ja poczułam, że zaraz oszaleję ze szczęścia i zacznę latać po całym domu.
Miałam go przy sobie
Kiedy w końcu stanął przede mną na lotnisku, od razu skoczyłam mu w ramiona. Jedyne czego się obawiałam to tego, czy nie ma mi za złe, że postawiłam go pod ścianą...
– Nie gniewasz się na mnie? – zagadnęłam niepewnie.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, jednocześnie kręcąc głową na boki.
– Jak byłem w domu opieki, to zakolegowałem się z jedną babcią. Mówiła mi sporo o tym, jak jej się kiedyś żyło. Jej mąż całe życie pływał na statkach. Byli ze sobą prawie 50 lat, a realnie razem przebywali razem tylko 15. Cała reszta upłynęła im na byciu osobno. Nie chciałbym, żebyśmy my tak skończyli – oznajmił, tuląc mnie do siebie.
No to nareszcie dotarło do niego, co się liczy w życiu najbardziej. Ekstra! Kiedy spotkaliśmy się kolejnego dnia, mój mąż zaprezentował mi stan swojego konta bankowego. Suma, którą ujrzałam, nie pozwalała na realizację marzenia o własnych czterech kątach. Zwróciłam mu na to uwagę.
– Aktualnie faktycznie nie, ale wkrótce sytuacja diametralnie się zmieni – zareagował.
– W jaki sposób? – byłam zaskoczona.
– Owszem, to za mało na budowę domu, jednak spokojnie wystarczy, by rozkręcić własny biznes – objaśnił. – Otworzymy wypożyczalnię sprzętów do rehabilitacji! Mnóstwo osób w podeszłym wieku oraz borykających się z różnymi schorzeniami potrzebuje kul, chodzików, wózków, urządzeń dostarczających tlen, a także specjalistycznych łóżek. Nasz interes będzie funkcjonował przez całą dobę!
– Szczepan, naprawdę planujesz zainwestować w to całą gotówkę?
To absolutnie nie przypadło mi do gustu. A co, jeśli by się nie powiodło? Co byśmy wtedy zrobili?
– Spokojnie, tylko połowę.
Objął mnie ramieniem. Poczułam bijące od niego ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Delikatnie dotknęłam palcem jego ust, dając mu do zrozumienia, żeby przestał rozwodzić się nad tym pomysłem. On jednak wciąż przekonywał, że to strzał w dziesiątkę, idealny pomysł. W Anglii taki interes kwitnie.
– W naszym miasteczku jest sklep, ale nie ma miejsca, gdzie można by wynająć sprzęt – kontynuował. – Wielu ludzi nie ma funduszy na zakup, a my będziemy go wypożyczać za rozsądną opłatą.
Opowiadał o tym z takim zapałem… Cóż, w końcu zdołał mnie przekonać.
Interes nam się kręcił
Moi rodzice zdecydowali, że się dorzucą. Ich kondycja finansowa była świetna, więc pragnęli wesprzeć nasze działania. Przez 48 godzin przemierzaliśmy województwa w pobliżu, zaglądając do profesjonalnie prowadzonych wypożyczalni. Miałam okazję podziwiać ich nowoczesne wnętrza oraz usatysfakcjonowanych klientów, którzy wynajmowali sprzęt dla swoich babć, dziadków albo chorujących rodziców.
Zrobiło to na mnie spore wrażenie. Taki biznes wydawał się sensowny i niezbędny. Zdecydowaliśmy się wynająć lokal na parterze w samym sercu miasta. Prace remontowe zajęły nam kwartał. Szczepan zajął się kwestiami technicznymi, a ja wzięłam na siebie sprawy związane z wyglądem wnętrza.
Następnie mój małżonek pojechał do Anglii, żeby kupić używane, lecz wciąż w dobrej kondycji wyposażenie do rehabilitacji. Nie miałam już czasu, by kontynuować pracę w szpitalu. W rezultacie podjęłam decyzję o rezygnacji z posady.
– Dorotko, co ty wyczyniasz? – Helena nie kryła zaskoczenia. – Przecież tutaj masz stabilne i bezstresowe zajęcie. Nie porzucaj go, radzę ci...
– Jestem przekonana, że nam się powiedzie – odpowiedziałam.
Już od samego początku mieliśmy sporo zainteresowanych osób. Interes zaczął prężnie się rozwijać. Kolejnym strzałem w dziesiątkę było podjęcie decyzji o całodobowym funkcjonowaniu wypożyczalni. I rzeczywiście, niejednokrotnie zdarzało się tak, że ktoś wpadał po jakiś potrzebny sprzęt w środku nocy, bo cierpiący chory potrzebował pilnej pomocy. Obserwuję z zaplecza, w jaki sposób Szczepan prowadzi rozmowy z klientami.
Wyjątkową opiekuńczością darzy osoby w podeszłym wieku i z różnymi dolegliwościami. Traktuje ich z niezwykłą życzliwością i delikatnością. Zastanawiam się, czy patrząc na nich, wyobraża sobie w tej sytuacji swoich rodziców? Odnoszę takie wrażenie.
Odkąd nasza działalność zaczęła świetnie się rozwijać, to o czym marzyliśmy staje się coraz bardziej realne. Już za kilka miesięcy, jak tylko zrobi się ciepło, weźmiemy się za stawianie naszego upragnionego gniazdka z kawałkiem zieleni wokół!
Dorota, 28 lat
Czytaj także:
„W pierwszą ciążę zaszłam po 40. Koleżanki kpiły, że powinnam już być babcią, a nie babrać się w pampersach”
„Mąż częściej niż do dzieci, zaglądał do butelki. Codziennie martwiłam się, czy z pracy wróci prosto, czy slalomem”
„Wiecznie brakowało mi kasy, ale nie wiem jak dorobić. Rodzina mówi, że wybrzydzam, ale ja po prostu nic nie umiem”