„Mąż wyjechał do Irlandii za pieniądzem i zaczęliśmy się od siebie oddalać. Postanowiłam zawalczyć o nasze małżeństwo”

Słomiana wdowa fot. Adobe Stock
Jasna rzecz, chciałam mieć mieszkanie, lecz także i męża!
/ 27.04.2021 12:42
Słomiana wdowa fot. Adobe Stock

Kiedy Marcin powiedział, że zastanawia się nad wyjazdem do Irlandii, bo tylko tam widzi możliwość zarobienia na nasze cztery kąty, nawet się ucieszyłam. Od czasu ślubu mieszkaliśmy u jego rodziców. Nie było nam źle, ale odkąd na świat przyszły nasze bliźniaki, sytuacja bardzo się skomplikowała.

Nie potrafiłam się odnaleźć w moich stosunkach z teściami, którzy do wszystkiego się wtrącali. Marzyłam więc o własnym mieszkaniu i mój mąż doskonale o tym wiedział.
– Bałem się, jak zareagujesz – stwierdził zadowolony, widząc, że jestem gotowa naprawdę na wiele, byle w końcu wyprowadzić się na swoje.

Za żadne skarby świata nie powtórzę błędu Danki

Dzieciom pokrótce wyjaśniliśmy, że tata na jakiś czas wyjedzie, ale szybko zarobi pieniążki i do nas wróci. Były za małe, żeby robić z tego dramat. Ja też widziałam wszystko w jasnych barwach. Wyjechał, a ja całkiem dobrze radziłam sobie sama. Rano odprowadzałam dzieciaki do przedszkola; odbierałam je po południu, zaraz po pracy.

W domu poświęcałam im dużo czasu i uwagi, starając się, aby w jak najmniejszym stopniu odczuły nieobecność ojca. Ale wieczorami zasypiałam na stojąco ze zmęczenia. Nie miałam nawet sił porozmawiać z mężem przez Skype’a. Na jego esemsy ledwo żywa odpisywałam zdawkowym: „Wszystko w porządku”.
Im dłużej to trwa, tym mniej mamy do obgadania – tak kiedyś podsumowała sytuację moja koleżanka z biura, która podobnie jak ja miała męża za granicą.

Danka zwierzyła mi się, że na początku rozmawiali często i długo, ale po pewnym czasie zabrakło im tematów. Teraz, jak stwierdziła z goryczą rozmawiają sporadycznie i z reguły tylko o tym, kiedy jej mąż wyśle do domu pieniądze.
Rozłąka nie służy rodzinom – westchnęła, dając mi do zrozumienia, że chyba jej małżeństwo nie wyjdzie z tej próby obronną ręką.
Jej słowa podziałały na mnie jak kubeł zimne wody. W jednej chwili otrzeźwiałam i zrozumiałam swój błąd.

Pochłonięta codziennymi trudami zapomniałam o pielęgnowaniu bliskości…

Byłam za młoda, żeby skazywać się na los rozwódki, a moje dzieci na życie bez ojca! Kochałam Marcina i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. A przecież dzielące nas tysiące kilometrów i dla nas mogły okazać się zabójcze… Postanowiłam zaradzić tej sytuacji i wciągać Marcina na nowo w to, co się u nas dzieje. Nie mogłam dopuścić, żeby się odzwyczaił ode mnie i dzieci.

Nawet kiedy byłam potwornie zmęczona zawodowymi i domowymi obowiązkami, siadałam przed komputerem albo sięgałam po telefon, żeby zamienić z mężem chociaż parę ciepłych słów. Bywało, że nawet flirtowałam z nim jak za dawnych lat narzeczeństwa!
– Bardzo za tobą tęsknię – mówił wtedy, a ja czułam że mimo odległości wciąż jesteśmy sobie bardzo bliscy.
– Ja też odliczam dni do twoich odwiedzin – wyznawałam szczerze.

Często też łączyłam się z nim przez Skype’a w weekendy, żeby nasze bliźniaki mogły porozmawiać z tatą i opowiedzieć mu, co się wydarzyło. Dzieci traktowały te rozmowy jak świetną zabawę. Starałam się zawsze być wesoła i opowiadać o naszym życiu z optymizmem. Często radziłam się Marcina w różnych sprawach, podkreślając, jak ważne są dla mnie jego opinie. Angażowałam go we wszystko, czego doświadczaliśmy, żeby czuł, że wciąż jest blisko nas.
– Natalia dostała wyróżnienie w konkursie plastycznym w przedszkolu, a Tomek przebąkuje coś o kopaniu piłki. Myślisz, że dobry pomysł? – pytałam.
– Ja w jego wieku też uwielbiałem biegać po boisku. Zapisz go – odpowiadał jak typowa głowa rodziny.

Moje postępowanie wobec męża przynosiło efekty. Marcin z niecierpliwością oczekiwał każdego wirtualnego spotkania z nami. Na jego twarzy coraz częściej gościł radosny uśmiech. Chociaż widziałam, że bywa bardzo zmęczony, to czułam, że nasze rozmowy dają mu siłę, by mierzyć się z każdym kolejnym dniem. A ja nie czułam się taka samotna i przytłoczona przeróżnymi obowiązkami.

Nie chciał mnie zawieść, przecież był głową rodziny

Kiedy pod koniec kwietnia niespodziewanie przyleciał na moje urodziny, nie pozwoliłam mu wyjechać.
– Trochę już zaoszczędziliśmy, na resztę weźmiemy kredyt – oświadczyłam mu.
W odpowiedzi Marcin uśmiechnął się tylko zadowolony, że nie musi podejmować tej trudnej decyzji. Widać było, że tak samo jak my za nim, on tęsknił za nami, tylko nie chciał mnie rozczarować. Bo przecież na nasze upragnione własne mieszkanie będziemy musieli jeszcze poczekać. Dobrze jednak, że w porę zrozumiałam, jak niszcząca dla związku jest rozłąka, i nie pozwoliłam, żeby łączące nas więzi niebezpiecznie się rozluźniły. 

Czytaj także:
„Przez dwa lata oszukiwał mnie i zdradzał. A ja niczego nawet nie zauważyłam, bo tak bałam się bycia skrzywdzoną”
„Po 7 latach moje małżeństwo istniało tylko na papierze. I wtedy Cyganka przepowiedziała mi, że spotkam miłość życia”
„Zaszłam w ciążę jako 16-latka. Mój syn jest o tydzień starszy od… mojej siostry”

Redakcja poleca

REKLAMA