Siedziałam przy biurku ze wzrokiem tępo wbitym w ekran monitora. Robota szła mi gorzej niż źle. Choć bardzo się starałam, nie mogłam skupić się na projekcie zleconym przez szefową. A wszystko przez Kamilę, moją przyjaciółkę. Zadzwoniła bladym świtem bardzo podekscytowana.
– Monia, pójdziesz ze mną po pracy do centrum handlowego? Chcę kupić suknię wieczorową. Potrzebuję twojej rady! Sama wiesz, mam trochę bazarowy gust, a muszę wybrać coś naprawdę eleganckiego – poprosiła.
– A co? Niespodziewane wesele wam się w rodzinie trafiło? – zapytałam.
– Nie, idziemy z Marcinem na bal! Taki prawdziwy, w pałacu. No wiesz, wielka sala, kryształowe lustra i żyrandole, porcelanowa zastawa, kelnerzy w białych rękawiczkach. Słowem, wielki świat – szczebiotała.
– Oczywiście że pójdę – wykrztusiłam po chwili, bo z wrażenia straciłam głos.
– No to do zobaczenia, wpadnę po ciebie o siedemnastej – odparła i odłożyła słuchawkę.
Mam już serdecznie dość
„Ta to ma szczęście” – z tym westchnieniem pogrążyłam się w niewesołych myślach. Od dawna marzyłam, żeby choć raz w życiu pójść na prawdziwy bal. Włożyć długą suknię z dekoltem, szpilki – i tańczyć walca w pięknej sali, wśród innych eleganckich par… Jednak kiedy wspominałam o tym Karolowi, mój mąż zawsze reagował tak samo:
– Zwariowałaś?! – prychał niezadowolony. – Wiesz, ile to kosztuje?
A potem umawiał nas na imprezę składkową do znajomych. I jeszcze domagał się za to wdzięczności!
– Tobie to nigdy dogodzić nie można! O co ci chodzi? – denerwował się, gdy tłumaczyłam mu nadąsana, że nie o taką zabawę mi chodziło.
Nie chodzi o to, że nie lubię spotkań z naszymi przyjaciółmi. Owszem, zazwyczaj jest bardzo miło – wszyscy się dobrze znamy i lubimy. Jednak zawsze tak samo – zwyczajnie i trochę nudno. Panowie jak zwykle rozmawiają o sporcie i polityce, my o dzieciach. Nawet dowcipy opowiadamy ciągle te same. No i stroje… Przecież nie włożę balowej sukni na imprezę w mieszkaniu!
Już widzę, jak próbuję w niej tańczyć w wąskim przejściu pomiędzy kanapą a stołem, i wykonując obrót, strącam z brzękiem całą zastawę! Kilka razy próbowałam wytłumaczyć Karolowi, dlaczego nie przepadam za naszymi prywatkami, lecz nawet nie chciał mnie słuchać.
– Naoglądałaś się w telewizji jakichś bzdurnych seriali i bujasz w obłokach. Kobieto, zejdź na ziemię! Czasy są ciężkie, nie należy wyrzucać pieniędzy
w błoto – tak kwitował moje słowa.
– W jakie błoto? Przecież taki bal to spełnienie moich marzeń! Czy to się nie liczy? – denerwowałam się.
– A ja marzę o podróży dookoła świata i jakoś nie pakuję jeszcze walizek! – ucinał dyskusję i ostentacyjnie wsadzał nos w pierwszą lepszą gazet.
Po każdej takiej wymianie zdań nie odzywałam się do niego przez kilka dni. Było mi potwornie przykro. Żebyśmy chociaż klepali biedę, ledwie wiązali koniec z końcem, wtedy zrozumiałabym jego sprzeciw. Ale oboje dobrze zarabialiśmy i naprawdę mogliśmy sobie pozwolić na jedno szaleństwo w roku…
Robiło mi się smutno i źle
Jakoś szczęśliwie dotrwałam do końca roboczego dnia. Kamila już czekała na mnie przed wejściem.
– O rany, już nie mogę doczekać się tego balu! Wiesz, że Marcin kupił sobie nawet na tę okazję smoking i lakierki?! Nie myślałam, że zdobędzie się na coś takiego. Przecież nawet w garniturach nie chodzi… A tu obiecał, że wystąpi
w pełnym rynsztunku. Założy pas i muchę – opowiadała, gdy stałyśmy w korkach w drodze do centrum handlowego.
Im dłużej gadała, tym bardziej robiło mi się smutno i źle. Gdy pół godziny później buszowała po butikach i sieciówkach, ja wlokłam się za nią z nosem spuszczonym na kwintę. Ba, niemal szorowałam nim o podłogę…
– No i jak wyglądam? Nie za zwyczajnie? – spytała w trzecim sklepie, prezentując się w długiej, ciemnowiśniowej sukni z jedwabiu.
– Super – mruknęłam.
Przyjaciółka spojrzała na mnie spod oka, a potem stwierdziła:
– Słuchaj, mierzę już chyba dziesiątą kieckę, a ty ciągle odpowiadasz tak samo. Mam wrażenie, że nawet gdybym włożyła na siebie worek po kartoflach, też bym usłyszała, że wyglądam super. Możesz się na chwilę skupić?
– Przepraszam, jestem naprawdę zmęczona, miałam dzisiaj dużo pracy. Ta suknia jest naprawdę piękna. Wyglądasz w niej jak dama z wyższych sfer. Powinnaś ją kupić – odparłam, próbując ukryć to, co czułam, i wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu.
– Też tak myślę! – ucieszyła się i zniknęła w przebieralni.
Już po chwili taszczyła pod pachą wielkie pudło z balową kreacją. Godzinę później doszło do tego pudełko ze szpilkami i pudełeczko z długimi czarnymi rękawiczkami.
– Wszystko już mam! Idziemy na kawę – zarządziła wtedy i popchnęła mnie w stronę przytulnej kawiarenki.
Chociaż najchętniej uciekłabym do domu, nie zaprotestowałam. Od tego łażenia rozbolały mnie nogi.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Będę miała co wspominać do końca życia – zaczęła szczebiotać Kamila, gdy tylko usiadłyśmy przy stoliku.
Miałam tego serdecznie dość
– Możemy zmienić temat? – poprosiłam, niemal zgrzytając zębami.
Kamila natychmiast spoważniała:
– Mów, co się dzieje, jesteś jakaś taka dziwna. Zawsze jak biegamy po sklepach, tryskasz energią, a dziś przeciwnie.
Milczałam, ale ona nie odpuszczała. Upiła łyk kawy i stwierdziła:
– Zachowujesz się, jakby ta nasza wyprawa sprawiała ci przykrość.
– Bo sprawia! – wypaliłam.
– No co ty, Monika? – Kamila spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Nie udawaj, że nie wiesz. Jestem wkurzona! – wybuchłam. – Ty kupujesz suknię, szykujesz się na wielki bal, a ja znowu spędzę dzień przed telewizorem! Zazdroszczę ci, czy to takie dziwne? – prawie chciało mi się płakać.
– To wy z Karolem nigdzie nie wychodzicie? – zdziwiła się.
– Karol i wielkie wyjście? Żartujesz! Jedyne, na co mogę liczyć, to jakaś prywatka u znajomych. Sałatki, domowe ciasto, rozmowy o pierdołach i stare ciuchy. Francja elegancja – zakpiłam.
– A mówiłaś mu, że marzysz o prawdziwym balu? – spytała.
– Niejeden raz i zawsze kończyło się awanturą. On uważa, że to głupota, głupie fanaberie i wyrzucanie pieniędzy w błoto – odparłam zrezygnowana.
Kobieta wie, jak podejść mężczyznę
Kamila patrzyła na mnie wzrokiem pełnym szczerego współczucia.
– Ech, ci faceci! Nigdy nie zrozumieją naszych marzeń – westchnęła.
– Właśnie! A jak ci się udało namówić Marcina? O ile pamiętam, to on także nie przepada za takimi imprezami – zainteresowałam się.
Przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko.
– Jest taki sposób… Kobiety w naszej rodzinie korzystają z niego od pokoleń. Może nie do końca fair, ale, jak mawiała moja prababcia, niewinne oszustwo nie jest grzechem – powiedziała i puściła do mnie oko. – Posłuchaj, zrobisz tak…
Kwadrans później znałam już wszystkie szczegóły tej sztuczki.
– Nie daję stuprocentowej gwarancji, ale spróbuj. Nie masz nic do stracenia
– uśmiechnęła się przy pożegnaniu.
Po powrocie do domu prawie się nie odzywałam. Zrobiłam sobie herbatę, ukroiłam ciasta, które upiekłam dzień wcześniej, i usiadłam obok Karola na kanapie w dużym pokoju. Mój mąż swoim zwyczajem gapił się w telewizor.
– Co jesteś taka milcząca? Stało się coś? – zapytał po chwili.
– Nie, nic… – odparłam.
– Jak to nic? Przecież widzę, że coś jest nie tak – oderwał wzrok od ekranu.
– Spotkałam się dziś z dziewczynami – rzuciłam od niechcenia.
– I pewnie jak zwykle gadałyście o głupotach – prychnął Karol.
– Nie chodzi o to, o czym gadałyśmy, tylko o to, co usłyszałam niechcący…
– A co usłyszałaś? – spytał na odczepnego, zmieniając kanał.
– Spóźniłam się trochę, dziewczyny pewnie myślały, że w ogóle się nie pojawię, i zaczęły nas obgadywać. Ale ja słyszałam każde ich słowo.
– No i? – zainteresował się Karol.
– Dowiedziałam się, że ostatnio źle nam się powodzi i… – tu przerwałam.
Zbladł, ale wciąż milczał, więc podjęłam relację, czując, że trafiłam mojego męża w czuły punkt.
– Mówiły, że pewnie mamy jakieś wielkie kłopoty, bo na nic nas nie stać. Kiedyś, jak stwierdziły, byłeś bardzo zaradny, ale teraz ci w firmie nie idzie. Bardzo nam, oczywiście, z tego powodu współczuły, bo w dzisiejszych czasach, jak się upadnie, to raczej trudno się podnieść – wyrecytowałam.
– Przecież nie mamy żadnych kłopotów! A firma kwitnie mimo kryzysu…
– Wiem, ale one uważają, że jest inaczej. Choćby dlatego, że wszystkie wybierają się z mężami na wielkie bale, a o naszym wyjściu jakoś nic nie słychać. Wnioski nasuwają się same. Znasz to przysłowie? Kto nie ma miedzi, ten w domu siedzi.
– No dobra, a jak już się dowiedziałaś, co o nas myślą, to nie próbowałaś tego wyprostować? – zapytał.
– Nie mogłam, bo zapytały tylko, czy się gdzieś wybieramy na zabawę. Zaczęłam kręcić, że jeszcze się zastanawiamy nad miejscem. Przecież nie mogłam im powiedzieć prawdy, że nigdzie nie idziemy!
Karol poderwał się i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. Widziałam, że nad czymś intensywnie myśli.
– Słuchaj, zawsze robiłaś mi wymówki, że nie chodzimy na bale. No to może poszlibyśmy w tym roku? Chyba nie jest jeszcze za późno, żeby znaleźć jakieś miejsce z klasą. Zamek, pałac, ostatecznie jakiś elegancki hotel – zaproponował nagle.
– Mogę czegoś poszukać… Ale nie wiem, czy warto. Nie mam się w co ubrać i nawet nie wiem, czy mam ochotę iść. Zaskoczyłeś mnie tą propozycją – marudziłam, specjalnie zwlekając.
Już ja wszystkiego przypilnuję
– Naprawdę trudno cię zrozumieć! – zdenerwował się. – Najpierw trujesz mi o swoim największym marzeniu, a jak przychodzi co do czego, to się dąsasz. A suknię możesz sobie kupić! Przecież mamy pieniądze i dobrze o tym wiesz!
– A ty w co się ubierzesz? Przydałby się jakiś smoking, muszka, buty – kułam żelazo, póki gorące.
– Nie ma mowy! Nie wystroję się jak pingwin! – nadął się od razu.
– Marcin, mąż Kamili, sam kupił sobie smoking… – zauważyłam ostrożnie.
Karol milczał chwilę.
– Niech będzie ten smoking! – westchnął zrezygnowany.
Tamtego wieczoru długo nie kładłam się spać. Bo jak zażyczył sobie mąż, szukałam w internecie miejsca z klasą. I znalazłam. Piękny pałac z wielką balową salą, kryształowymi żyrandolami i parkietem z trzech rodzajów drewna. Rano pokazałam mężowi ofertę. Nie zaprotestował, choć na widok ceny zaproszeń omal nie zakrztusił się kawą.
– Zadzwonisz do tych swoich dziewczyn i powiesz im, gdzie idziemy? – upewnił się, wychodząc do pracy.
– Zaraz zadzwonię! Padną z zazdrości – odparłam, uśmiechając się szeroko.
Oczywiście zadzwoniłam tylko do Kamili. Opowiedziałam jej o wszystkim. Była ze mnie bardzo dumna.
– No widzisz, prababcia Felicja miała rację! – zaśmiała się. – Faceci są bardzo próżni. Nie lubią, jak ludzie gadają, że ich na coś nie stać. Wystarczy to tylko umiejętnie wykorzystać i ich podejść.
– Mądra kobieta z tej twojej prababci. A ja przez tyle lat niepotrzebnie tak
z nim walczyłam o ten o bal…
Czytaj także:
„Mój mąż to chłopczyk zagubiony w ciele mężczyzny. Zrozumiałam, że mam dwa wyjścia: odejść, albo znosić to do końca życia”
„Wystarczy, że teściowa kiwnie palcem, a mój mąż do niej leci na łeb na szyję. Moje potrzeby zostają daleko w tyle”
„Mój mąż to egoista i zdrajca. Przyłapałam go z obcą babą, ale musi zostać w moim życiu dla dobra dziecka”