„Mąż uważał, że mężczyźni prowadzą lepiej niż kobiety. Zmienił zdanie, kiedy facet rozbił mu auto”

Mężczyźni uważają, że są lepszymi kierowcami niż kobiety fot. Adobe Stock, T.Den_Team
Mąż nigdy nie dawał mi prowadzić, chyba że chciał się napić u znajomych. Ciągle powtarzał, że mężczyźni są lepszymi kierowcami niż kobiety. Ale to właśnie mężczyzna rozbił mu potem ukochane auto!
/ 29.06.2021 13:54
Mężczyźni uważają, że są lepszymi kierowcami niż kobiety fot. Adobe Stock, T.Den_Team

Wśród mężczyzn panuje powszechne przekonanie, że kobiety nie potrafią prowadzić samochodu. Bzdura!

Kiedy córka uznała, że chce zrobić prawo jazdy, byłam pewna, że mąż będzie temu przeciwny i wynajdzie milion przyczyn, dla których nie powinna jeszcze prowadzić auta. Nie pomyliłam się. Andrzej stwierdził, że Inga jest za młoda, bo ma dopiero 20 lat.

Dodał także, że… jest kobietą, a kobiety są gorszymi kierowcami niż mężczyźni. Sama mam prawo jazdy od ponad 20 lat, ale dobrze wiem, ile mnie kosztowało jego zdobycie. Mój tata taksówkarz uważał, że prowadzić samochód potrafi on i jeszcze od biedy kilku innych facetów, których może policzyć na palcach jednej ręki.

Mój pomysł z prawem jazdy przyjął chłodno

Niby mi nie zabraniał, lecz także nie zachęcał. Na moje pytania, czy kiedy już będę miała upragniony dokument, to pozwoli mi wsiąść za kółko swojego auta, odpowiadał monosylabami. Wiem, że bardzo mnie kochał i w każdej sprawie nieba by mi przychylił, ale z jednym wyjątkiem. To niebo nie miało najwyraźniej nic wspólnego z jego samochodem.

Kluczyki dostawałam sporadycznie, od wielkiego dzwonu, i zawsze tylko wtedy, gdy tata siedział obok na siedzeniu pasażera i mógł komentować każdy mój ruch. Nienawidziłam tego. No i wcale nie garnęłam się do prowadzenia.

Mąż dawał mi kluczyki tylko, gdy chciał się napić

Prawdziwym kierowcą czułam się tylko przez trzy lata, kiedy już nie mieszkałam w rodzinnym domu, a jeszcze nie wyszłam za mąż. Miałam wtedy malucha i naprawdę go uwielbiałam. Czułam się wolna, mogąc, kiedy zechcę, wsiąść do samochodu i jechać przed siebie.

Chyba właśnie to poczucie niezależności sprawiło, że mąż od początku usilnie nalegał, abym sprzedała swoje ukochane autko.

– Po co mamy je utrzymywać? Wystarczy jedno, moje jest większe! – dowodził.

W sumie była to prawda, bo i tak wszędzie jeździliśmy razem. Nawet do pracy: Andrzej zostawiał mnie po drodze, a wracając ze swojej firmy, zabierał do domu. Było to wygodne i ekonomiczne, nauczyłam się patrzeć na sprawę rozsądnie. Oczywiście, nie było mowy o tym, aby czasami Andrzej dał mi prowadzić w drodze do pracy, byłam więc tylko weekendowym kierowcą.

Dostawałam kluczyki, gdy jechaliśmy do rodziny czy znajomych i mąż zamierzał wypić jakiś alkohol. Sporadycznie wyjeżdżałam również gdzieś dalej za miasto, kiedy Andrzej musiał w weekend nadrobić zaległą pracę, którą brał z firmy. W sumie nie narzekałam, przyzwyczaiłam się do tego. Jeździłam spokojnie, bez brawury, choć pewnie. Hamowałam i przyspieszałam tam, gdzie trzeba, prawidłowo biorąc zakręty.

Kiedyś znajomy policjant jechał za mną przez dłuższy czas i potem powiedział zdumiony:

– Myślałem, że to pan Andrzej jedzie przede mną. Dobrze pani prowadzi.

– Byłam kiedyś na kursie ekonomicznej jazdy – przyznałam się mu.

Mężowi o tym nie mówiłam, bo pewnie by mnie wyśmiał. Uznałby, że zmyślam – przecież żadna baba nie poszłaby na taki kurs. A tymczasem ja, jeszcze zanim zaczęłam jeździć na serio, naprawdę postanowiłam się doszkolić. Wyszłam z założenia, że jeżeli od razu nabiorę dobrych nawyków, to potem one zaprocentują.

Drogo zapłacił za swoje głupie uprzedzenia

W sumie uważam, że jestem dobrym kierowcą, podobnie jak wiele moich koleżanek. Myślę także, że teraz już nie sposób żyć bez samochodu, tym bardziej kiedy mieszka się poza miastem, tak jak my. Dlatego choć zajęło mi to trochę czasu, to w końcu udało mi się przekonać Andrzeja, że powinien zgodzić się, by Inga zrobiła prawo jazdy.

Głównym argumentem było to, że wracając po nocy, wreszcie będzie bezpieczna. Córka bała się wracać nocnym autobusem, a z kolei my nie zawsze mogliśmy po nią podjechać.

– No dobrze, niech się szkoli. Zobaczymy, co z tego wyjdzie – mruknął.

Córce szło całkiem nieźle, ale przed egzaminem nieco się denerwowała. Poprosiła więc ojca, aby z nią trochę poćwiczył na bocznych drogach. Andrzej zapalił się do tego pomysłu, lecz gdy przyszło co do czego, musiał wyjechać służbowo.

– To może mama? – zaproponowała.

Chętnie bym na spokojnie poćwiczyła z naszą jedynaczką jazdę i manewry, mąż jednak miał inny pomysł: – Wojtek z tobą poćwiczy. On ma pazur, jeździ w zawodach i odnosi sukcesy.

Wojtek to syn naszych znajomych, nieco starszy od Ingi. Prawdę mówiąc, nie bardzo mi się podobało, że ma ją czegoś uczyć, ale skoro Andrzej się uparł… I jeszcze pożyczył mu nasz samochód!

Gorzko potem tego żałował. Bo Wojtek chciał się chyba popisać przed naszą córką swoimi rajdowymi umiejętnościami, gdyż... wszedł w zakręt za szybko, zaciągając jednocześnie ręczny hamulec, aby auto gwałtownie skręciło. Oczywiście wpadł w poślizg i przywalił tyłem w stojący na rogu słup. Rozbił nam samochód, a potem naprawa (bo Andrzej nie wykupił AC) kosztowała nas sześć tysięcy złotych!

Tyle właśnie mój ukochany mąż zapłacił za swoje przekonanie, że kobiety prowadzą gorzej od mężczyzn. To nie kwestia płci

Czytaj także:
„Mój były mąż potrafił ugotować tylko wodę na herbatę. Pralki i odkurzacza nie tknął nigdy w życiu”
„Po rozwodzie z Jurkiem wszystko zaczęło się sypać. W przenośni i dosłownie. Nawet spłuczka nie chciała działać”
„Byłam w szoku, gdy podsłuchałam, że nastolatka chce uwieść mojego męża. Co ta młodzież ma w głowach?”

Redakcja poleca

REKLAMA