Odkąd winda jest nieczynna, spacery z Anetką to męka. Wózka sama nie zniosę z drugiego piętra, a nosidełko nie służy mojemu dziecku. Powiedziałam o tych kłopotach Maćkowi, ale mąż tylko prychnął, że zawracam mu głowę pierdołami:
– Nie widzisz, jak ciężko zasuwam, żeby utrzymać rodzinę z jednej pensji?!
Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu moje życie zmieniło się w koszmar. Maciek, dotąd zakochany i czuły, stał się odległy i obcy. Po pracy myśli tylko o tym, żeby zjeść obiad i się przespać. Nawet nie mam z kim porozmawiać, bo gdy zaczynam coś opowiadać, od razu okazuje znużenie. Wiem, że w siedzeniu z dzieciakiem nie ma nic interesującego, więc pytam o jakieś zdarzenia w firmie, a on tylko macha ręką, że codzienna rutyna i tyle.
Jeszcze się boczy, gdy teściowa zaprasza nas na niedzielny obiad! Nie, żebym była wielbicielką jego rodziny, ale dla mnie to raj: po pierwsze, choć jeden dzień nie stoję przy garach, po drugie – dziadkowie wyrywają mi córkę z rąk… Mogę po prostu gapić się w okno, odpocząć…
Maciek by wolał wyciągnąć się na kanapie albo przed komputerem, a ja powinnam wtedy podtykać mu smakołyki, żeby czuł się doceniony. Niedoczekanie! Nawet teraz, gdy wróciłam z tego piekielnego spaceru i położyłam Anetkę, nie mam chwili wytchnienia, bo muszę posprzątać porozwalane na podłodze zabawki… Okna też już błagają o umycie, przecież dziecko nie może mieszkać w chlewie!
Kiedy skończyłam, mała już otworzyła oczka, wzięłam ją więc na kolana i odpaliłam komputer.
O, rany, list od Kuby, ale niespodzianka!
„Miałem już nie pisać do Ciebie, Dorotko, tyle pięknych wspomnień zbudziło się, odkąd odnalazłem Cię na „naszej-klasie”, że aż bolało… Pomyślałem więc, że lepiej nie budzić demonów, niech raz przepadnie w otchłani niepamięci ta cudowna wiosna – ty, taka świeża, przerażona zbliżającą się maturą, ja, trochę starszy, wystraszony uczuciami, które we mnie wzbudziłaś… Już zawsze będę Cię pamiętał w mojej sztruksowej kurtce nad rzeką i Twoje przymknięte oczy, gdy pochylałem się, aby Cię pocałować. Byłem taki głupi – jak mogłem pozwolić, by taki klejnot wymknął mi się z rąk?”.
Siedziałam i gapiłam się w ekran. Maciek, choćby torturowany nie wysmażyłby takiego listu. To zwykły facet, nawet gdy mi się oświadczał, nie wykazał się romantyzmem: po prostu kupił kwiatki u baby
i zapytał, czy za niego wyjdę… A ja byłam szczęśliwa, że odważył się choć na tyle!
Przypomniała mi się ówczesna mina męża i aż się roześmiałam, a potem zrobiło mi się smutno… Co się z nami stało? Kiedy przekroczyliśmy niewidzialną granicę, za którą zaczęliśmy się stawać tacy, jak nasi rodzice? Pozbawieni fantazji i pełni wzajemnych pretensji?
Anetka zaczęła się wiercić i od razu wzięła mnie do galopu. Najpierw chciała jeść, potem zaczęła pluć, a w końcu się rozpłakała i musiałam ją nosić… Przez cały czas jednak stał mi przed oczami list Kuby i tamta wiosna, którą opisywał. Boże, byłam zakochana jak wariatka. Do dziś pamiętam chyba każde słowo Kuby, każdy dotyk, choć zupełnie zapomniałam, jak zdawałam maturę. Wiedziałam tylko, że mam ją zaliczyć, żeby znaleźć się na tym samym uniwerku, co mój ukochany, więc musiało się udać.
A potem, zaraz na początku wakacji, Kuba wyjechał do wujka do Francji, zbywając mnie jakimś liścikiem pisanym na kolanie. Nie to jednak było najgorsze, lecz fakt, że całe miasteczko huczało, że zostawił dziewczynę w ciąży. Inną.
Kiedy ogarnęłam to wszystko, zupełnie się załamałam, a gdy dotarło do mnie, że tamta poroniła, nie wiedzieć czemu wzięłam prochy i wylądowałam na OIOM-ie. Córeczka przywołała mnie do porządku. Potrafiła czasem być taka zabawna! Stroiła miny jak jej tata, nawet identycznie marszczyła brwi. Przytuliłam ją w przypływie uczuć, ale odepchnęła mnie, pokazując, że nie czas na czułości, gdy właśnie chce miśka stojącego na szafie.
Gdy się bawiła, kończyłam lepić ulubione pierogi Maćka. Ten jednak wpadł jak po ogień, bo trafiła mu się fucha i zaraz musiał znowu wyjść.
– O! – ucieszyłam się. – Kupimy sobie coś ekstra?
– Tak, nową rurę wydechową. – Aha! – wrócił jeszcze od drzwi. – Windy nie naprawię, ale gadałem ze starszym panem z dołu… Powiedział, że na razie możesz trzymać wózek u niego w loggii, i tak stoi pusta. Zadowolona?
– Nie wiem, on się zawsze tak gapi… Może to jakiś zboczeniec?
– Tobie się nie da dogodzić – mruknął zły i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Wzruszyłam ramionami i znów zajrzałam do komputera, tym razem przeglądając poprzednie listy Kuby.
Wspominał o tym, że zajął się numizmatyką, bo jego żonę bardziej interesuje kariera niż małżeństwo, w związku z czym nie wie, kiedy doczeka się potomka…
Wyczułam jego samotność i frustrację
„Kuba, ja też wszystko pamiętam, nawet zapach tej kurtki, ale jakie to ma teraz znaczenie? Wypuściłeś klejnot z rąk i poszedł w świat. Jesteśmy dorośli, czas porzucić młodzieńcze mrzonki” – wystukałam.
Miałam mu napisać, że nasze rozstanie to tylko jego wina, ale potem pomyślałam, że wyrzuty mógłby uznać za zaangażowanie z mojej strony…
„Dorotko – odpisał po chwili. – Pomyśl, siedzimy teraz oboje, każde w swoim świecie, mniej lub bardziej wrogim… Dzieli nas odległość kilometrów, ale nie myśli. Dotykam Cię swoim marzeniem, czujesz?”.
Dobrze, że Anetce znudził się miś, bo gotowa byłam potwierdzić! Wyłączyłam komputer, przebrałam córkę i wyjęłam klocki, wciągając ją w zabawę. Nie, nie powinnam ciągnąć tej korespondencji, to nielojalne wobec Maćka. Może i nam się teraz nie układa, ale kiedyś mąż okazywał mi tyle uwagi i miłości! Dbał o mnie, sam wyciskał soki, gdy leżałam w szpitalu na podtrzymaniu ciąży…
Wieczorem uśpiłam Anetkę, zrobiłam się na bóstwo i czekałam na ślubnego. Maciek wrócił późno i podekscytowany.
– Facet był zachwycony robotą – opowiadał. – Nie tylko zapłacił więcej, ale dał nowe zlecenie. W niedzielę zabieram was do jego chaty nad jeziorem, szybko machnę fuchę i przez resztę dnia będziemy się byczyć na pomoście. Super, co?
W ogóle nie zauważył, że się wystroiłam!
Poza tym, jak on sobie wyobraża biwak z dzieckiem?! Będzie grzebał w instalacji, a ja mam pilnować, żeby mała się nie utopiła?
Nie panikuj! – odparował. – Możemy zostawić Anetkę rodzicom i pojedziemy sami. Dobry plan?
– Zostawić Anetkę na cały dzień?! Oszalałeś? Przecież będzie płakać!
– Najpierw mi trujesz, że się nudzisz w domu, a jak coś załatwię, też ci nie pasuje. Co się z tobą dzieje, kobieto?!
– A z tobą? – zapytałam. – Rządzisz i jeszcze wymagasz zachwytów! Czy ja jestem jakąś cholerną paczką, żeby mnie przestawiać z miejsca na miejsce? Powinieneś uzgadniać ze mną plany!
Wściekł się, a potem odwrócił i zasnął. „Czuję to marzenie – piszę. – Już sama nie wiem, czy Twoje czy moje, unosi się wokół jak zapach wiosennej trawy w zmarzniętym kwietniowym powietrzu. Nie da się go zobaczyć ani dotknąć, ale świat bez niego byłby po prostu nie do zniesienia”. Wciskam enter.
Czytaj także:
„Przez moją głupotę utonął mąż przyjaciółki. Poświęcił się, ratując moją córkę, którą zostawiłam na chwilę samą w wodzie”
„Moich synów wychowywały babcie. Ja nie miałam czasu. Czy nie wystarczy, że ich urodziłam? To i tak bohaterstwo”
„Koleżanki córki z przedszkola oblegały nasz dom. I ciągle domagały się słodyczy. Nie chciałam być darmową nianią”