„Mąż traktował ludzi interesownie i dostał za swoje, gdy sam potrzebował pomocy. Zapomniał, jak to jest”

Mężczyzna, który jest materialistą fot. Adobe Stock, JustLife
„Mąż zaczął pracować w korporacji, awansował i starannie wybierał osoby, z którymi utrzymywał kontakt. Przyjaźnił się tylko z tymi, którzy coś znaczyli i mogli załatwić. Gardził moimi przyjaciółkami fryzjerkami, ekspedientkami. Biedniejszych miał za gorszy sort”.
/ 05.03.2022 08:20
Mężczyzna, który jest materialistą fot. Adobe Stock, JustLife

Mój mąż był bardzo interesowny. Przyjaźnił się tylko z takimi osobami, które mogły mu, w razie potrzeby, coś załatwić, w czymś pomóc. Uważał, że spotkania dla przyjemności to strata czasu.
Zawsze byłam osobą bardzo towarzyską.

Jak już zawierałam przyjaźnie, to aż po grób. Spotykałam się z koleżankami i kolegami ze szkoły, ze studiów, z pierwszej pracy. Nigdy nie obchodziło mnie, czym się zajmują, co mają, czy są bogaci, czy biedni.

Liczyło się tylko to, że  mogłam z nimi o wszystkim pogadać, pośmiać się, zabawiać. A w razie kłopotów liczyć na ich pomoc. Niestety mój mąż był zupełnie inny. Odkąd zaczął pracować w korporacji, awansował, starannie wybierał osoby, z którymi utrzymywał kontakt. Przyjaźnił się tylko z tymi, którzy coś znaczyli i mogli załatwić. A jak zaczynali mieć kłopoty, tracili pozycję, zrywał znajomość.

Na początku nie zdawałam sobie sprawy, że Sławek jest taki interesowny. Przez różowe okulary nie dostrzegałam w nim żadnych większych wad. A gdy w końcu przejrzałam na oczy, było za późno, by coś zrobić.

Oczywiście nie podobało mi się, że dokonuje selekcji znajomych według takich a nie innych kryteriów, ale się nie wtrącałam. Uważałam, że to jego sprawa, z kim spędza wolny czas i jak traktuje swoich przyjaciół.

Nie znałam tych ludzi za dobrze, tyle tylko, co z widzenia, więc gdy nagle znikali z naszego otoczenia, nawet nie pytałam, co się z nimi stało. Miałam swoją sprawdzoną grupę koleżanek i kolegów, której byłam wierna i z którymi świetnie się bawiłam. Nie sądziłam, że to się kiedykolwiek zmieni. A jednak…

Nie od razu zorientowałam się, że mąż próbuje odseparować mnie od moich znajomych. Na początku wyglądało to niewinnie. Ot, po prostu prosił mnie, żebym spotkała się z nimi w innym terminie, bo muszę z nim iść na kolację do jakiegoś „bardzo ważnego człowieka”.

Godziłam się, bo przecież żona powinna wspierać męża. Ale po kilku miesiącach uświadomiłam sobie, że przez te nasze wizyty u ważniaków, prawie nie widywałam się z przyjaciółmi. I że bardzo brakuje mi naszych spotkań.

Zawsze wracałam z nich odprężona, naładowana pozytywną energią. Tymczasem wizyty u znajomych męża tylko mnie męczyły. Wszyscy gadali tylko o pieniądzach, interesach, chwalili się drogimi samochodami, nowymi domami, wycieczkami.

Pewnie są tacy, którym to imponuje, ale mnie nie. Dlatego któregoś dnia, gdy Sławek oznajmił, że idziemy na przyjęcie do jakiegoś tam dyrektora, nie wytrzymałam.

– Idź sam – oświadczyłam. – Ja mam inne plany. Jestem umówiona.

– A mogę wiedzieć z kim? – spytał, zerkając na mnie spod oka.

– Z Ewką, Kasią i Patrycją.

– Czyli z fryzjerką, sprzedawczynią i urzędniczką pocztową?

– Tak – skinęłam głową.

– Odwołaj to spotkanie!

– Chyba żartujesz? 

– Mówię całkiem poważnie. Odwołaj je.

– Niby dlaczego?

– Bo szkoda czasu na takie znajomości.

– Nie rozumiem.

– Ale ty jesteś naiwna… Co ci te koleżanki mogą załatwić? Nic. Zakład fryzjerski jest na każdym rogu, w sklepach półki od towarów aż się uginają, więc nie trzeba niczego kupować spod lady, a z usług poczty nie korzystamy… – zaczął tłumaczyć.

– I co z tego? – wzruszyłam ramionami. – To moje przyjaciółki! Takie prawdziwe, od serca! To one były przymnie w trudnych chwilach a nie twoi nadęci znajomi. Lubię je i chcę się z nimi spotykać!

– To spotykaj się, jeśli już musisz. Ale w wolnym czasie. A tego, jak wiadomo, ciągle nam brakuje. Zadzwoń więc do nich i powiedz, że masz inne plany.

– Nie!

– Jak to nie? Dyrektor zaprosił wszystkich z żonami. Musisz ze mną iść! Ty wiesz, co on może?!

– Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi! W najbliższą sobotę spotykam się z dziewczynami. Czy ci się to podoba, czy nie!

Namawiał mnie na wyjścia do jego znajomych

Sławek nie zamierzał się poddać. Wszelkimi sposobami próbował namówić mnie do pójścia na to cholerne przyjęcie. Twierdził, że w dzisiejszych czasach nie ma miejsca na sentymenty, że trzeba kalkulować, wybierać to, co korzystniejsze i może przynieść jakieś profity.

A moim znajomi nie są do niczego przydatni. Im dłużej tak gadał, tym większa złość mnie ogarniała.

– A kalkuluj sobie, proszę bardzo! Ani się obejrzysz, a zostaniesz sam.

– Co masz na myśli?

– Teraz jesteś na górze, więc twoi ważniacy zapraszają cię do siebie. A ciekawe co będzie jak ci się noga podwinie i spadniesz na dno? Nadal będą tacy mili?

– Nic takiego się nie stanie. Zawsze będę na górze. Właśnie dlatego, że odpowiednio dobieram sobie znajomych.

Nie kłóciłam się z nim dłużej, bo to nie miało sensu. Powtórzyłam tylko, że na żadne przyjęcie nie pójdę. I postawiłam na swoim. Gdy on nudził się u dyrektora, ja plotkowałam sobie w najlepsze z dziewczynami. Czułam się naprawdę wspaniale!

Mijały kolejne miesiące, a w naszym domu coraz częściej dochodziło do spięć. Głównie z powodu wspólnych wyjść. Sławek ciągle namawiał mnie na wizyty u kolejnych ważniaków, a ja konsekwentnie odmawiałam.

Gdy miałam do wyboru kolację u prezesa, dyrektora czy innego właściciela firmy, i kino czy wypad do klubu z przyjaciółkami, oczywiście wybierałam to drugie. Mąż nie potrafił się z tym pogodzić. Non stop powtarzał, że tracę tylko czas na nieprzydatnych znajomych, że jestem naiwna, nie nadaję się do życia w dzisiejszych czasach.

Starałam się puszczać te uwagi mimo uszu, bo nie chciałam awantur, ale czasem nie wytrzymywałam. Odpowiadałam mu wtedy, że jest głupi, bo jego przyjaciele są gówno warci. I że wcześniej czy później sam się o tym przekonana. Nie życzyłam mu źle, ale chwilami naprawdę chciałam, żeby dostał nauczkę. No i dostał.

To było tuż po naszym powrocie z wakacji. Sławek przyszedł z pracy pijany. Byłam zaskoczona, bo w tygodniu nie pił alkoholu. Czasem jedno piwko i na tym koniec. A wtedy ledwie trzymał się na nogach.

– Co się stało? – zapytałam.

– Wylał mnie! – wybełkotał.

– Cooo?

– A tak… Miał być awans, jest kop w dupę! Rozumiesz? – prawie płakał.

– Tak, oczywiście… Jutro porozmawiamy. Na razie idź spać – odparłam, pomagając mu położyć się na kanapie.

Oczywiście chciałam poznać jak najwięcej szczegółów, bo wiadomość bardzo mnie zmartwiła, ale wiedziałam, że w tym stanie niczego z niego nie wyduszę.

Na mojej pensji długo byśmy nie pociągnęli

Następnego dnia Sławek miał potwornego kaca. Był jednak na tyle przytomny, by opowiedzieć mi, co się stało. Okazało się że w jego firmie była reorganizacja. Zlikwidowano kilka kierowniczych stanowisk. W tym mojego męża.

– To co teraz będzie? – zmartwiłam się.

Nieźle zarabiałam, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że z mojej pensji nie zdołamy spłacać kredytu i godnie żyć.

– Poszukam innej pracy. W przeciwieństwie do ciebie, mam wielu ustosunkowanych znajomych. Wystarczy, że wykonam kilka telefonów – zapewnił mnie.

– W takim razie dzwoń – odparłam i poszłam  do kuchni zająć się obiadem.

Nie wiem dlaczego, ale przez skórę czułam, że wcale nie będzie tak pięknie… Mąż spędził na telefonowaniu całe przedpołudnie. Gdy w końcu odłożył komórkę, był bardzo zadowolony.

– I co, pomogą? – zapytałam.

– Jasne! Wszyscy obiecali, że się za czymś dla mnie rozejrzą – odparł.

– Oby dotrzymali słowa – westchnęłam.

– A dlaczego mieliby nie dotrzymać? – obruszył się. – To moim przyjaciele.

Już miałam mu powiedzieć, że jeśli kierują się w życiu takimi zasadami jak on, to pewnie skreślili go już z listy znajomych, ale ugryzłam się w język. Moje podejrzenia się sprawdziły. Mijały kolejne dni, a znajomi Sławka nie oddzwaniali. Nie odpowiadali też na jego telefony ani e-maile. Zachowywali się tak, jakby nie istniał. Był z tego powodu rozżalony i zły.

– Cholera jasna! Jak byłem kimś, to jedli mi z ręki. A teraz co? Nawet się nie odzywają. Jak tak można?! – denerwował się.

– Przecież mówiłam ci, że tak będzie! – przypomniałam mu.

– Mówiłaś. I co z tego? Myślałem, że…

– Że ty jesteś mądry, a ja naiwna – dopowiedziałam. – Jest dokładnie na odwrót, kochanie. W przyjaźni najważniejsza jest lojalność, a nie układy, pieniądze, bogactwo. Sam wykreślałeś z pamięci przyjaciół, którym przestało się powodzić. To teraz los odpłacił ci tym samym.

Spodziewałam się, że mąż wda się ze mną w jakąś ostrą dyskusję, ale nie. Zacisnął zęby i zamknął się w sypialni. Od tamtego czasu minęły trzy miesiące.

Sławek szczęśliwie nie jest już bezrobotny. Znalazł sobie nowe zajęcie. Z ogłoszenia. Nie zarabia tyle, co kiedyś, ale udaje nam się związać koniec z końcem. Bardzo się zmienił. Już nie narzeka, że wychodzę na spotkania ze swoimi przyjaciółmi, nie twierdzi, że tracę z nimi czas. Ba, któregoś dnia zapytał nawet, czy może iść z nami. 

Czytaj także:
„Córka śmiertelnie się na mnie obraziła, bo pokochałem matkę jej chłopaka. Uznała to za chore i obrzydliwe”
„Kelnerzy okradali knajpę moich rodziców, zlewali niedopite piwa i sprzedawali znowu. To był dramat”
„Mój facet był ideałem. Nie doceniałam tego, miałam się za księżniczkę i dawałam sobie prawo do pomiatania nim”

Redakcja poleca

REKLAMA