Nigdy nie wymagałam od Marka angażowania się w domowe sprawy. Od prania, sprzątania, gotowania i zmywania zawsze byłam ja. Podobnie jak od myślenia o zakupach, wizytach z dziećmi u lekarza, terminach rachunków do zapłacenia, szkolnych wywiadówkach naszych córek i pomocy w odrabianiu lekcji. Mąż skupiał się na swojej pracy w korporacji, którą szumnie nazywał karierą.
Mąż był z siebie dumny
Jego firma była ogromną spółką z zagranicznym kapitałem, czym zawsze się szczycił. Projektowali i wdrażali oprogramowanie dla biur rachunkowych i działów księgowych przedsiębiorstw. Mieli dość dużych klientów – obsługiwali nawet miejscowe urzędy.
– Przed branżą IT jest wielka przyszłość. Teraz świat cyfrowy rządzi, a wraz z popularnością aplikacji rosną zarobki – często powtarzał podczas rodzinnych spotkań. Chyba na złość mojej rodzinie, w której wiele osób pracowało po prostu fizycznie.
Tylko, że mój mąż wcale nie był programistą ani innym specjalistą w tej branży. Pracował w dziele reklamacji, a jego głównym zajęciem było obłaskawianie klientów, którzy składali reklamacje na przedłużające się terminy. Praca jak praca i ja ją cenię, ale do kadry menedżerskiej i pięciocyfrowych zarobków to mojemu Markowi było jednak daleko.
Lubił czuć się lepszy
Mimo to zawsze naśmiewał się z mojego brata, który jest kierowcą w firmie transportowej i dostarcza ładunki do Niemiec czy Belgii.
– Co to za praca za kółkiem? Ciągłe wyjazdy, przewożenie towaru. Ani szans na awans, ani żadnych perspektyw rozwoju – powtarzał z szyderczą miną.
– Może i Wojtek jest zwykłym kierowcą, jak to ty masz w zwyczaju mówić, ale on zarabia naprawdę dobrze. Pracuje uczciwie, bierze dodatkowe dyżury i właśnie kończą z żoną budowę wymarzonego domu – czasami się odcinałam.
– Budują się, bo dostali działkę od teściów. Zresztą pewnie rodzice Doroty sporo się im dołożyli. Gdzie tam kierowcę byłoby stać na budowę – mój mąż, jak zawsze, wiedział swoje.
Nie chciał, żebym była sprzątaczką
Gdy kuzynka poleciła mnie na zastępstwo w firmie zajmującej się sprzątaniem biur, zaczął mi dokuczać. Dziewczynki były już w miarę duże, praca na kilka godzin popołudniami i z dość elastycznym grafikiem. Ja potraktowałam to jako szansę na powrót na ścieżkę zawodową. Dla Marka to był powód do śmiechu i szyderstw.
– Daj spokój Beata. Ile ty tam zarobisz? Chcesz latać ze ścierą i kible po ludziach myć? – w ogóle nie wspierał mojej decyzji o powrocie do pracy. – Lepiej zajmij się dalej domem. Przynajmniej obiad będzie ugotowany na czas.
Ale ja się zawzięłam i postanowiłam spróbować. Kiedyś skończyłam zaocznie kulturoznawstwo, ale po obronie dyplomu zaszłam w ciążę, najpierw urodziłam Kasię, potem Karolinę i na długi czas wciągnęła mnie opieka nad dziećmi. W swoim zawodzie nie miałam większego doświadczenia. Córki rosły, a wraz z nimi potrzeby naszej rodziny, a wcale nie byliśmy w bardzo dobrej sytuacji finansowej. Owszem, Marek zarabiał nie najgorzej, ale kokosy to raczej nie były.
Nie posłuchałam męża
Szybko wdrożyłam się w nowe obowiązki, które wcale nie były tak uciążliwe, jak wydawało mi się na początku. Miałam do posprzątania przydzielone pomieszczenia. Przychodziłam popołudniami, gdy pracownicy wychodzili już do domu. Mogłam spokojnie pracować: czyścić kolejne korytarze, gabinety czy łazienki bez wścibskich spojrzeń.
Podczas zamiatania, mycia podłóg i ścierania kurzy słuchałam ulubionej muzyki. Później przerzuciłam się na audiobooki. Wreszcie nadrobiłam zaległości czytelnicze. Kiedyś chłonęłam książki tonami, ale przy małych dzieciach i licznych obowiązkach w domu, nie miałam zwyczajnie czasu na lekturę. Zwłaszcza, że Marek niewiele mi pomagał.
– Ja pracuję, zarabiam na całą naszą rodzinę, to domem możesz ty się zająć – często powtarzał. – Zresztą jestem zmęczony – dodawał i zalegał na kanapie czy przed komputerem, gdzie namiętnie grał w nowe gry sieciowe.
Pierwsze samodzielnie zarobione pieniądze dodały mi skrzydeł. Nie była to może oszałamiająca kwota, ale wreszcie poczułam, że także dokładam się do domowego budżetu. Kupiłam drobne prezenty dzieciom, sama zainwestowałam w modny płaszczyk, o którym marzyłam, a zawsze wydawał mi się zbyt drogi.
Powoli wdrażałam się w swoje obowiązki. Szefowa chwaliła mnie, że jestem dokładna i sumienna.
– Takich ludzi jak pani teraz naprawdę trudno znaleźć. Zgłasza się dużo studentek, ale one mają tylko wysokie wymagania i żadnych chęci do pracy. Więcej czasu spędzają z telefonem w ręce niż podczas mycia podłóg czy odkurzania. Spadła mi pani z nieba – mówiła.
– No cóż, takie pokolenie. Teraz dzieci urodziły się z gotowymi profilami na Facebooku, TikToku i Instagramie, które muszą bez przerwy nadzorować i rozwijać, aby nie zniknąć ze świata – śmiałam się, a szefowa kiwała głową ze zrozumieniem.
Mąż wciąż ze mnie kpił
Marek cały czas naśmiewał się z mojej pracy. Marzyła mi się odrobina wsparcia i docenienia z jego strony. Chciałam, żeby przekonał się, że jestem samodzielna, pracuję, zarabiam i dokładam się do naszych wydatków. W zamian on fundował mi sarkastyczne uwagi, a czasem wręcz pogardę.
– Wiesz, nie spodziewałem się, że moja żona skończy na mopie. W końcu jesteś po studiach. Ja wiem, że to twoje kulturoznawstwo to jedna wielka pomyłka, ale żeby aż tak? – mówił z szyderczym uśmiechem.
Sam skończył ekonomię i też nie miał jakichś ogromnych znajomości języków obcych czy specjalistycznej wiedzy. Lubił jednak umniejszać moje zasługi.
– Mam tylko nadzieję, że któryś z moich kolegów z pracy albo ich znajomych cię nie spotka, gdy sprzątasz cudze łazienki. Bo to byłby naprawdę wstyd. Pomyślałaś w ogóle o dziewczynkach? Mają w szkole mówić, że ich mama jest zwykłą sprzątaczką? – dogryzał mi.
– Wstyd to kraść, a nie uczciwie pracować. Ja tam cieszę się z mojego zajęcia. Szefowa dobrze nam płaci, jest uczciwa, a inni pracownicy traktują nas z szacunkiem. Dla nich sprzątaczka wcale nie oznacza kogoś gorszego – odpowiadałam, ale było mi naprawdę przykro, że w ogóle mnie nie wspiera.
Dostałam kuszącą propozycję
Moja sumienność i pracowitość opłaciły się. Szefowa postanowiła wyjechać do córki do Anglii, która właśnie urodziła bliźniaki. Pewnego dnia zawołała mnie na rozmowę do swojego biura.
– Ja już napracowałam się w życiu. Spokojnie mogę przejść na wcześniejszą emeryturę i pomóc mojej Sylwii w opiece nad maluszkami. Ona planuje powrót do pracy, a ceny wynajęcia opiekunek w Londynie są ogromne – mówiła.
Potaknęłam głową, bo nie wiedziałam, dlaczego mi to opowiada. Pewnie po prostu czeka mnie zwolnienie.
– Tutaj mam podpisanych kilka kontraktów. To nie jest jakaś wielka firma, ale na opłaty i codzienne życie spokojnie wystarcza. Może pani przejmie ten biznes? – zapytała, a ja ze zdziwienia upuściłam torebkę, którą trzymałam w rękach.
– Mówi pani poważnie? Ale czy ja w ogóle się nadaję? I jeszcze tyle tej biurokracji, na której się nie znam – wahałam się.
– Spokojnie sobie pani poradzi, pani Beatko – dodawała mi otuchy. – Zresztą zostanie zespół. To zgrane dziewczyny, nie będzie pani musiała szukać nowych pracowników – przekonywała.
Postanowiłam zaryzykować
Zarejestrowałam działalność gospodarczą, rozpisałam biznes plan i nawet dostałam dofinansowanie z urzędu pracy. Córki mi dopingowały, podobnie jak mój brat z żoną i rodzice. Tylko Marek, jak zawsze, wyszukiwał przeszkody.
– Żeby tylko ta twoja zabawa w businesswoman zbyt drogo nas nie kosztowała. Jak ty chcesz zarobić na składki, które cały czas rosną. ZUS, podatki… Obliczyłaś to? Bo nie chcę, żeby komornik nam mieszkanie zlicytował – zniechęcał mnie.
– Oczywiście, że wszystko wyliczyłam. Rozpisywałam przecież biznesplan. Mam stałe zlecenia, fajne i pracowite dziewczyny. Do tego sama dalej będę sprzątać. Damy radę. A formalnościami zajmie się księgowa. Moja była szefowa poleciła mi sprawdzone biuro rachunkowe, z którym współpracowała od lat – mówiłam.
Męża wcale to jednak nie przekonało. Moją pracę dalej uważał za uwłaczającą godności.
– Może teraz zarejestrowałaś firmę, ale nadal jesteś sprzątaczką. A ja poważnym pracownikiem korporacji. Naprawdę nie spodziewałem się, że moja żona wykręci mi taki numer – gderał i podcinał mi skrzydła, ale ja już zupełnie przestałam przejmować się jego gadaniem i skupiłam się na swojej pracy.
Ja się rozwijałam, a jego zwolnili z pracy
Idzie mi naprawdę dobrze. Zdobyłam nowy kontrakt na sprzątanie sieci prywatnych przychodni zdrowia. Zatrudniłam 4 dodatkowe osoby i podwoiłam swoje zarobki. W tym czasie mój mąż stracił pracę.
– Jak można zwolnić takiego pracownika jak ja? Doświadczonego i niezastąpionego? – wrzeszczał. – To pewnie jakiś przekręt.
– To teraz wysyłaj CV. Takiego specjalistę jak ty na pewno zaraz zatrudnią. Może ci nawet zapłacą więcej – pierwszy raz wbiłam mu szpilkę, ale on nawet tego nie zauważył.
– Tak, masz rację. Znajdę lepszą pracę. Już dawno powinienem dostać awans – powiedział i zabrał się za przeglądanie ofert w Internecie.
Jego poszukiwania trwają już ponad 6 miesięcy. Czasami zapraszają go na rozmowę kwalifikacyjną, ale z żadnej jeszcze nic nie wyszło. Zresztą Marek chyba przyzwyczaił się do bezrobocia. Teraz ma więcej czasu. Późno wstaje, ogląda seriale, gra na komputerze, wychodzi gdzieś z kolegami. Ci jednak coraz rzadziej go zapraszają. Oni w końcu pracują, więc mają swoje obowiązki. Mimo, że ma mnóstwo czasu, nic nie robi w domu.
Zapomniał, że teraz to ja go utrzymuję
Nadal naśmiewał się z mojej pracy. Nie wziął tylko pod uwagę tego, że od kilku miesięcy to ja utrzymuję cały dom i nic nie zanosi się na to, aby sytuacja ta miała się zmienić.
– Jutro usmaż kotlety na obiad i podaj je dziewczynom po powrocie ze szkoły – dodałam, a on z obrażoną miną poszedł na kanapę do salonu.
– Nie będę gotował, daj spokój. Ty jesteś od tego – zaczął niemal krzyczeć, gdy prosiłam go o obranie ziemniaków czy wstawienie kurczaka do piekarnika.
Moje słowa chyba dały mu jednak nieco do myślenia, bo próbował zrobić te schabowe. Już na klatce poczułam zapach spalenizny. Gdy otworzyłam drzwi wejściowe do naszego mieszkania, swąd jeszcze bardziej się nasilił. Marek, jak gdyby nigdy nic, leżał na kanapie i oglądał serial kryminalny.
– Coś ci się przypaliło? Dlaczego nie otworzysz porządnie okien i tego nie wywietrzysz? – starałam się, żeby moje słowa zabrzmiały neutralnie, ale tak naprawdę miałam ochotę krzyczeć.
Nie, nie zdenerwowało mnie, że mąż przypalił kotlety. Zdenerwowała mnie jego ignorancja i kompletny brak odpowiedzialności pomieszany z ogromną pewnością siebie, która wyrażała się w pogardzie do innych.
– Przecież mówiłem, że smażenie kotletów to babska rzecz – mruknął i powrócił do oglądania filmu, gdzie właśnie trwał szaleńczy pościg za przestępcą.
– Jasne. A co jest męską rzeczą? – syknęłam, bo już nie wytrzymałam tych jego docinków i głupiego gadania.
– Jak to co? Zarabiać na dom – odpowiedział machinalnie i chyba przypomniał sobie, że właśnie palnął głupstwo, bo podniósł się i wyszedł na balkon na papierosa.
Spalone kotlety stały w misce na blacie i wyglądały jak prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Jednym ruchem wyrzuciłam je do kosza i sięgnęłam do lodówki po garnek z wczorajszą zupą do odgrzania.
Nie wiem, czy nie będę mu musiała pomóc w znalezieniu pracy. Przecież jak dłużej pozostanie w domu to całkowicie z nim zwariuję. Może pogadam z Rafałem. Marek w końcu ma prawo jazdy kategorii D, które zrobił jeszcze na studiach. Czy jednak zgodzi się zostać kierowcą? Zawsze odnosił się z pogardą do tej pracy. Ale już nie pozwolę, żeby dalej siedział, nic nie robił i mi docinał, mimo, że teraz to ja go utrzymuję.
Czytaj także: „Wyszłam za mąż, by uciec z domu i zamieszkałam w piekle. Maż wolał kanapę i butelkę, niż mnie i dziecko”
„Rodzina traktowała mnie jak bankomat. Kiedy otarłem się o śmierć, docenili, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze”
„Zdradziłam męża na weselu córki. Gdy on wirował na parkiecie, ja w toalecie drżałam w namiętnym uścisku jego brata”