„Mąż sąsiadki ma ciemną skórę, nie chodzi do kościoła i nie tyka alkoholu. Chłopy ze wsi nie mogli mu tego darować”

kobieta, której wstyd za sąsiadów fot. Adobe Stock, michaelheim
„Nagle coś poruszyło się w rowie obok drogi. Boże, jak ja się wystraszyłam! Patrzę, a to sąsiad – jęczał i próbował się podnieść! Pobity był tak bardzo, że nie dał rady wstać. Wezwałam pogotowie, a jak go zabrali, od razu poszłam do Natalki powiedzieć jej o wszystkim. Płakała, biedaczka, nie rozumiejąc, kto i dlaczego mu to zrobił”.
/ 16.07.2022 16:30
kobieta, której wstyd za sąsiadów fot. Adobe Stock, michaelheim

Niedawno przekroczyłam sześćdziesiątkę i jestem bardzo samotna. Mój mąż zmarł kilka lat temu, a dzieci pozakładały rodziny i wyjechały do miasta. Mieszkam w małej popegeerowskiej wsi, gdzie wszyscy się znają. Życie  płynie spokojnie, nic się nie zmienia, a jeśli coś się wydarzy, to od razu wszyscy o tym wiedzą.

Moim ulubionym zajęciem są robótki na drutach. Jak jest ciepło, wychodzę z włóczką na ławkę przed domem – stamtąd mogę obserwować podwórko sąsiadów. Szeregowiec, w którym mieszkają, stoi na wprost moich okien. Dzieciaki biegają, bawią się w chowanego, kobiety rozwieszają pranie, a ich mężowie robią coś przy samochodach albo po prostu piją piwo. Zawsze coś tam się dzieje.

Poprosiła, bym zajęła się dziećmi

Któregoś dnia wybuchła prawdziwa sensacja. Jedno z mieszkań od pewnego czasu stało puste. Jego właściciel zmarł, a teraz okazało się, że ma się tam wprowadzić jego wnuczka Natalka. A – jak wieść gminna niosła – Natalka wyszła za mąż za… Araba! I razem z nim miała się tu objawić po remoncie, który trwał miesiąc.

Natalki w pierwszej chwili nie poznałam. Nosiła teraz wielką chustę na głowie, tak ciasno zawiązaną, że ani jeden loczek się nie wymykał (a włosy miała piękne jak aniołek, pamiętałam, jasne i kręcone) i giezło jakieś dziwne do samej ziemi. Jak jaka zakonnica. A po jej mężu rzeczywiście od razu było widać, że to inna rasa – skórę miał ciemną jak torf, a włosy czarne jak smoła.

Zawsze myślałam, że Arabowie to jaśniejsi są, a tu facet jakby prosto z Afryki przyjechał! Za to dzieciaki mieli śliczne, o skórze w tonacji kawy z mlekiem. Chłopiec i dziewczynka, oboje w wieku przedszkolnym, takie ładne, że napatrzeć się nie mogłam. Na wsi wszyscy żywo się interesowali nowymi mieszkańcami, bacznie ich obserwowali i chętnie komentowali ich wygląd, zachowanie, nawet to, jakie meble wnoszą do mieszkania. Ja też.

Natalka zapukała do mnie nazajutrz.

– Dzień dobry, pani Zosiu. Pewnie już pani wie, że się sprowadziłam z rodziną do mieszkania po dziadku. Chciałabym zapytać, czy nie zgodziłaby się pani czasem zostać z moimi dziećmi, kiedy ja będę musiała coś załatwić w mieście? Pamiętam, jak czasem zostawała pani ze mną, kiedy byłam mała…

– Nie ma sprawy, Natalko – zgodziłam się bez wahania. – Powiedz mi tylko, czy one polski znają, bo ja po arabsku ni w ząb.

– Uczą się cały czas, można się dogadać – odparła. – Nawet Barham, mój mąż, trochę mówi.

Jest mi wstyd za sąsiadów

I tym sposobem zyskałam bliższy wgląd w ich życie. A nie ma co ukrywać – żyli inaczej niż my. Natalka w niedziele myła okna, a w piątki świętowali, grillując na podwórku. Kurczaka albo wołowinę, bo wieprzowiny nie jedli. Do kościoła oczywiście nie chodzili, księdza z kolędą też nie przyjęli. Do przedszkola Natalka dawała dzieciom własnoręcznie przygotowane posiłki, żeby przypadkiem nie zjadły czegoś zabronionego przez Koran. I modlili się kilka razy dziennie na dywaniku, który Natalka z rana starannie trzepała. Robiłam przy dzieciach, co akurat trzeba było, ale dziwiłam się, co za czasy nadeszły, że za sąsiadów mam arabską rodzinę.

Natalka zwierzyła mi się kiedyś:

– Myśmy się, pani Zosiu, poznali we Francji, bo ja tam przecież pracowałam, no i tam też wzięliśmy ślub. A teraz chcemy jakiś czas pomieszkać w Polsce. Potem może pojedziemy do Londynu albo i dalej, do Stanów…

U tego jej męża, na którego wszyscy mówili „Ciapaty”, najbardziej podobało mi się to, że w ogóle nie pił alkoholu. W naszej wsi (i nie tylko w naszej) chłopy za kołnierz nie wylewają, a on – ani kieliszeczka. Bo mu religia nie pozwala. Kiedy w sobotni wieczór nasi panowie umawiali się pod sklepem „na piweczko”, Barham spacerował z dziećmi po okolicy albo grał z nimi w piłkę.

Myślałam, że ludzie w końcu się do nich przyzwyczają, przecież nikomu nic złego nie robili, ale natura ludzka widać już taka, że inności nie znosi. Którejś soboty, a był to już późny wieczór i na dworze szarówka, zorientowałam się, że nie mam dość dużo cukru na niedzielny placek, więc poszłam do sklepu. Już prawie do niego dochodziłam, kiedy nagle coś poruszyło się w rowie obok drogi.

Boże, jak ja się wystraszyłam! Patrzę, a to „Ciapaty” –  jęczał i próbował się podnieść! Pobity był tak bardzo, że nie dał rady wstać. Wezwałam pogotowie, a jak go zabrali, to już nie kupiłam tego cukru, tylko od razu poszłam do Natalki powiedzieć jej o wszystkim. Płakała, biedaczka, nie rozumiejąc, kto i dlaczego mu to zrobił. Ja też nie rozumiałam.

Jak Barham wyszedł ze szpitala, oboje pięknie mi podziękowali, z kwiatami, jak należy. I powiedzieli, że wracają do Francji. Bo tam nikomu nie przeszkadza ani kolor ich skóry, ani to, że nie chodzą do kościoła. Nie chcą narażać dzieci; prędzej czy później im też ktoś by krzywdę zrobił, kamieniem rzucił albo choćby i złym słowem. A dzieci trzeba chronić.

Jak powiedzieli – tak zrobili. Wyjechali i miesiąc później przyszła od nich kartka z Paryża. A mnie jest przykro i wstyd do tej pory. Za sąsiadów, bo to przecież któryś z nich musiał się tak popisać. Ech, szkoda gadać.

Czytaj także:
„Mąż jak ognia unika prac domowych. Nie przeszkadza mu, że to ja wszystko naprawiam. Ale gdy pomógł mi sąsiad, była afera”
„Sąsiadów zżera zazdrość, bo na mojej ziemi znaleziono skarb. A to moja wina, że przez głupotę kasa przeszła im koło nosa?”
„Moja dziewczyna przygarnęła pod swój dach obcego faceta. To niby tylko kolega, ale jestem pewien, że zamierza ją uwieść”

Redakcja poleca

REKLAMA