„Mój bezrobotny mąż regularnie mnie porzucał. Z dnia na dzień pakował walizki, a potem wracał, jak gdyby nigdy nic"

smutna porzucona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Przez długi czas nie dawał znaku życia. Płakałam po nocach z bezsilności. I ze złości, że nie pisze, nie telefonuje. Do tego dręczyły mnie wyrzuty sumienia, bo w złości okrutnie mu dopiekłam. Bardzo chciałabym być mniej zawzięta, ale nie jestem, i z tego powodu też cierpiałam”.
/ 19.09.2023 13:15
smutna porzucona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Przystojny pianista mógł mieć każdą.Dlaczego więc miałby się oglądać za kolejną wzdychającą do niego, cherlawą licealistką?

Nie mogłam sie napatrzeć

Miałam dziewiętnaście lat, kiedy zakochałam się w przystojnym pianiście z zespołu muzycznego, grywającego w naszym mieście – jak to się kiedyś mówiło – „do kotleta”. Poznałam go przypadkowo. Mój sąsiad zza ściany, inny niedoszły wirtuoz fortepianu, dołączył do owej grupy jako perkusista i pewnego razu (pamiętam, że był to początek wakacji) zabrał mnie ze sobą do pracy. Przedstawił mnie kolegom, posadził przy służbowym stoliku i na zawsze odmienił moje życie.

Michał, przystojny pianista, przywitał się ze mną bez entuzjazmu, kiwnąwszy zaledwie głową. Dla niego byłam kolejną smarkulą, która pojawiła się przy ich stoliku. Pracując od lat w różnych lokalach, zdążył się już przyzwyczaić do obecności kobiet: młodych, chętnych i niekłopotliwych w relacjach damsko-męskich, toteż moja obecność go nie zdziwiła ani tym bardziej nie zaciekawiła. Widać było, że od razu zaliczył mnie do kategorii „fanek”, którymi pogardzał.

A ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jak zaczarowana wsłuchiwałam się w każdą wybrzmiałą nutę, gdy grał pochylony nad klawiaturą. Z zachwytem wpatrywałam się w jego piękny profil, marząc, by to moja ręka odgarniała kiedyś niesforny lok z tego czoła… Wpadłam na całego. Odtąd każdego dnia liczyłam tylko godziny do wieczora, kiedy to znów będę mogła usiąść przy stoliku orkiestry i być blisko Michała.

Pragnęłam, żeby wreszcie mnie zauważył, docenił, jaka jestem i zmienił o mnie zdanie. Tymczasem on mnie ledwie tolerował. Taka wielka, obezwładniająca i nieodwzajemniona miłość jest dla dziewiętnastolatki straszliwie dołująca. Nie mogłam więc sobie z nią poradzić.

Ojcicu się to nie podobało

W dodatku mój kochający tatuś, który zwykle swojej jedynaczce niczego nie zabraniał, teraz uznał za ojcowski obowiązek przywołać mnie do porządku i zabronił nocnych wypraw do klubu.

– Nie możesz spędzać pół nocy poza domem! Zabraniam ci! – zapowiedział.

– Jestem pełnoletnia – odparłam bezczelnie. – Mogę robić, co chcę.

– Otóż nie, moja panno! – zdenerwował się biedny tata. – Możesz robić dokładnie tyle, na ile ci pozwolę. A ja nie pozwalam ci się włóczyć wieczorami!

Gdy poziom dyskusji skandalicznie się obniżył, do akcji wkroczyła mama.
Wyłącznie w celach mediacyjnych zresztą. Dało to jednak skutek odwrotny do zamierzonego, bo skończyło się wielką awanturą. Dopiero obietnica sąsiada gitarzysty i perkusisty, który zobowiązał się przy ojcu, że będzie mnie miał na oku, trochę uspokoiła rodziców. Dzięki temu mogłam nadal wpatrywać się w Michała melancholijnym wzrokiem.

Trochę to trwało, przyznaję, w końcu jednak przestałam być dla niego przezroczysta. Zauważył mnie! Zdarzało się nawet, że z uwagą słuchał, o czym mówię; czasem sam do mnie zagadał, aż pewnego dnia bardzo mnie zaskoczył:

– Wiesz, jesteś pierwszą inteligentną dziewczyną, która siedzi przy tym stoliku – oświadczył mi. – I nawet cię lubię – dodał z uśmiechem.

Aż zawirowało mi w głowie z wrażenia… Jego słowa brzmiały prawie jak wyznanie miłości! Prawie czyni wielką różnicę, jednak i tak gotowa byłam ze szczęścia pofrunąć w chmury. Tymczasem skończyło się lato, a zaczął się rok akademicki. Dla mnie, studentki pierwszego roku architektury, rok bardzo pracowity.

Nie sądziłam, że coś z tego będzie

Rzadko widywałam teraz chłopców z zespołu. I niemal straciłam nadzieję, że moje uczucie do Michała zostanie wreszcie odwzajemnione. Pod koniec roku zespół podpisał korzystniejszy finansowo angaż i na początku stycznia wszyscy wyjechali na pół roku do SzwecjiByłam pewna, że to koniec i że rozsądnie będzie, jeśli przestanę o Michale myśleć, bo z pewnością jego wyjazd kończy naszą niedopowiedzianą historię.

Tymczasem paradoksalnie właśnie wtedy mój obiekt westchnień uświadomił sobie, że… nie jestem mu obojętna. Sam był zaskoczony tym odkryciem. Wprost nie mógł uwierzyć, że taka małolata zawróciła mu w głowie. Przez jakiś czas próbował walczyć z tym irracjonalnym, jak twierdził, uczuciem, w końcu skapitulował i zaczął pisać do mnie listy.

Pierwszy był jak wybuch supernowej. Oszołomił mnie, zburzył mój spokój, który z takim trudem osiągnęłam, na nowo rozbudził nadzieje i… wszystko zmienił. Każdy następny zaś coraz bardziej zbliżał nas do siebie, choć w żadnym nie pisaliśmy o uczuciach. Michał potrafił pięknie pisać. Wcześniej nigdy nie zastanawiałam się, jaki on naprawdę jest, to nie było dla mnie ważne, bo kochałam go bezwarunkowo.

Teraz jego listy, które czytałam z zachwytem, odsłoniły inteligentnego i wykształconego człowieka. Znów myślałam tylko o nim. Odtąd żyłam jak na haju, nie mogąc doczekać się jego powrotu.

– Czy to coś poważnego? – zapytała pewnego razu mama, zaciekawiona listami i moim dziwnym zachowaniem.

– Chciałabym… – odparłam z westchnieniem. – Bo to, mamuś, najcudowniejszy mężczyzna na świecie.

Mama objęła mnie, mocno przytuliła do siebie i sama sobie odpowiedziała:

– Moja mała córeczka jest zakochana!

Nie wszystko było łatwe

Od tej chwili czułam, że mam w niej oddaną przyjaciółkę. A kilkumiesięczne rozstanie z Michałem stało się początkiem naszej wielkiej, choć niełatwej miłości. Uświadomiło nam, że pomimo różnicy wieku jesteśmy dla siebie stworzeni. Michał wrócił na początku lipca. Na powitanie objął mnie, po ojcowsku pocałował w czoło i powiedział, że tęsknił. Tylko tyle. A ja byłam bardzo szczęśliwa.

Spędzaliśmy teraz z sobą wszystkie wolne chwile. Mój poważny, małomówny Michał wydawał mi się pociągająco tajemniczy. Uwielbiałam tę jego cechę. A jednocześnie chciałam się dobrze bawić, robić coś szalonego. Tylko jak można z Michałem zrobić coś szalonego? To niewykonalne! Niemniej każdy dzień spędzony z nim był piękny… I każdy określał nasze role w związku.

Ponieważ Michał był starszy ode mnie aż o piętnaście lat, uważał, że jemu należy się przywilej decydowania o wszystkim, co nas dotyczy. Ja zaś – jako osoba bardzo młoda i mająca, według niego oczywiście, niewielkie pojęcie o życiu – zostałam pozbawiona prawa głosu. Taka rola zdecydowanie kłóciła się z moim poczuciem niezależności i dumy, jednakże na początku nie protestowałam, ponieważ wystarczała mi świadomość, że on mnie kocha. Choć w okazywaniu uczuć Michał był dość powściągliwy.

Nadszedł też w końcu czas, by przedstawić przyszłego zięcia rodzicom. Choć obawiałam się ich reakcji – według nich mógł być dla mnie za stary, w dodatku bez porządnego zawodu, stałej i pewnej pracy – Michał ich urzekł od pierwszego spotkania. Pobraliśmy się kilka miesięcy później i zamieszkaliśmy w kupionym przez Michała mieszkaniu.

Nie było nam łatwo. Każde z nas miało własne zdanie, każde chciało dominować. Dla świętego spokoju dość długo ustępowałam, sądząc, że nie warto kruszyć kopii o byle głupstwo. Jednakże po dwóch latach doszłam do wniosku, że moja uległość jedynie utwierdza Michała w przekonaniu, iż tylko on ma rację, nawet jeśli jej nie miał. Wyszłam więc z roli posłusznej dziewczynki, no i porobiło się. Sprzeczaliśmy się odtąd o wszystko.

Byłam zmęczona jego władczością

Pod koniec studiów byłam bardzo zmęczona ostatnimi zaliczeniami oraz pracą magisterską, marzyłam tylko o świętym spokoju. Tymczasem nasze życie małżeńskie wyglądało już jak jeden wielki rejon burzowy, w którym każde najmniejsze załamanie nastroju wywoływało potężne tornado z piorunami. Trudno się dziwić, że w końcu naprawdę się wkurzyłam i podjęłam jedyną, jak mi się wydawało, słuszną w tej sytuacji decyzję
– postanowiłam od niego odejść.

– Musimy od siebie odpocząć – powiedziałam mu pewnego dnia, na co dostrzegłam osłupienie w jego oczach.

– Mówisz poważnie? – spytał.

– Bardzo poważnie. Wyprowadzam się. Uważam, że to najlepsze rozwiązanie naszych problemów. Bo chyba zauważyłeś, że nasze małżeństwo sypie się w gruzy – stwierdziłam smutno.

– Ależ, kotku, wszystko można naprawić… – próbował mnie zatrzymać.

– Nic się nie da naprawić! – krzyknęłam.

– Nie ma mowy, przekroczyłeś wszelkie granice mojej wyrozumiałości! Zresztą już zdecydowałam – dodałam tonem ucinającym wszelką dyskusję.

Michał stał zdezorientowany, gdy pakowałam swoje rzeczy. Nie spodziewał się po mnie aż takiej determinacji. Nie dowierzał, że naprawdę odchodzę. Sądził, że, jak zwykle, w końcu się rozpłaczę, a on będzie mnie przytulał, całował i przepraszał. I ja też będę się do niego tulić i przepraszać, a potem, jak zawsze, obiecamy sobie, że to się więcej nie powtórzy, po czym wszystko wróci do normy. Czyli po kilku godzinach spokoju znowu skoczymy sobie do gardeł.

Ale tym razem naprawdę zamknęłam za sobą drzwi. Szybko jednak przekonałam się, że mój heroiczny krok kosztował mnie więcej, niż się spodziewałam. Bo następne dwa tygodnie okazały się najgorszym i najdłuższym okresem w moim życiu. „No super! – zgrzytałam zębami. – Osiągnęłam swój cel, odeszłam od Michała. No i co?! Tęsknię za nim potwornie, a do tego nie mam pojęcia co dalej. Co właściwie mam teraz zrobić?”.

Prawda była taka, że nic nie mogłam zrobić, bo bardzo szybko uświadomiłam sobie, że bez mojego męża nie potrafię żyć. Jeszcze w dzień trzymałam fason, jednak w nocy rozklejałam się kompletnie i wypłakiwałam swój smutek w poduszkę. Wyrzucałam sobie brak cierpliwości. Może powinnam być bardziej tolerancyjna i ignorować jego apodyktyczny charakter?

Michał nie jest łatwy w kontaktach, to fakt. Niemniej ma wiele zalet i potrafi być cudownym facetem.Teraz przychodziły mi na myśl tylko nasze najpiękniejsze chwile. Z perspektywy panieńskiego pokoju moja decyzja o odejściu od niego wydawała mi się pochopna, nierozsądna i przesadna.

Zrozumiał, o co chodzi

Dwa tygodnie to szmat czasu, lecz aż tyle potrzebował Michał, żeby przyznać się przed samym sobą do porażki. Musiał zrozumieć, że jeżeli chce uratować nasze małżeństwo, powinien choć czasami zrezygnować z roli samca alfa.

– Nie wiem, jak mam cię przepraszać – błagał. – W ogóle nie wiem, co powinienem zrobić ani co powiedzieć, żebyś mi wybaczyła… Wiem tylko, że bez ciebie nie potrafię już żyć… Proszę, Marylko wróć ze mną do domu!

Wyobrażam sobie, ile kosztowały go te słowa. Król Michał na kolanach! Czułam dziką satysfakcję. Jego błaganie było balsamem na moją cierpiącą duszę. A potem przeżyliśmy drugi miesiąc miodowy. Jeszcze piękniejszy od pierwszego… Bo Michał bardzo się starał i jak nigdy dotąd okazywał mi wiele uczucia. Był taki dobry, czuły, nawet uwodzicielski, i to po kilku latach małżeństwa…

Raz nawet zaprosił mnie na jakieś tańce. Doceniłam ten gest, ponieważ wiem, czym dla niego było pójście do lokalu. To tak jakby listonosza wyciągać na spacer po całym dniu pracy. Pomyślałam wtedy o nim: „Ideał”. Wprawdzie tańczył jak noga, niemniej ideał. Byłam zdumiona jego odmianą. No proszę, stwierdziłam z satysfakcją, porzucenie męża to niezła terapia małżeńska. Warto było zaryzykować wszystko, żeby zmienić tak wiele.

Tym razem rozstanie nauczyło nas, że musimy żyć na innych zasadach. Żeby nasze małżeństwo mogło trwać, oboje musimy trochę skruszeć, a przede wszystkim oswoić słowo: kompromis. Obiecaliśmy to sobie, a potem rzeczywiście zaczęliśmy się starać. Ale nie będę udawać, nie zawsze było idealnie. Bo tak bardzo różniliśmy się w oczekiwaniach, że najczęściej nie mogliśmy ze sobą wytrzymać.

Jednak żyć bez siebie też nie chcieliśmy. W końcu zrozumieliśmy, że nie jest ważne ani to, że się kłócimy, ani jak się kłócimy. Ważne, jak się godzimy. A godziliśmy się pięknie. I właśnie te chwile cementowały nasz związek. Dla tych chwil warto było nawet się pokłócić.

Napotykaliśmy kolejne problemy 

Mijały lata. Świat wokół nas się zmienił. Życie w Polsce się zmieniło. Czas dancingów w restauracjach minął bezpowrotnie, nastała era dyskotek. Michał, który od pierwszego roku studiów utrzymywał się z grania, został bez pracy. Z wykształcenia magister filozofii nawet nie miał zawodu. Filozof? Po co komu filozof? Teraz należało być menedżerem lub politykiem. Zwłaszcza politykiem!

Bezrobocie i związana z tym frustracja Michała niekorzystnie odbijały się na naszym związku. Starzejący się grajek czuł się bezużyteczny, niepotrzebny, wyrzucony na aut. Jego życie straciło kolory, może nawet sens. Zmienił się. Stał się jeszcze bardziej milczący i nerwowy.

Starałam się nie utrudniać mu życia. Nigdy nie wspomniałam nawet, że sama pracuję na rodzinę i czasem czuję się zmęczona, niepewna jutra. Że projekty są, ale bywa też, że ich nie ma. Praca architekta nie zawsze jest usłana różami. Prowadziłam swoje biuro z powodzeniem od wielu lat, lecz teraz po raz pierwszy stanęłam przed dylematem, którego z pracowników zwolnić, żeby przetrwać złe czasy. Ponadto nasz studiujący syn wciąż potrzebował pomocy finansowej.

Pewnego dnia Michał zakomunikował mi najspokojniej w świecie, że zamierza wyjechać z kraju.

– Co takiego? – zdziwiłam się w pierwszej chwili. – Nie rób mi tego! – poprosiłam zaraz potem. – Nie zostawiaj mnie znów samej – przypomniałam sobie naszą rozłąkę sprzed lat.

– To postanowione – burknął niegrzecznie, jakby winił mnie za całe zło, które go spotkało.

Jego ton bardzo mnie oburzył.

– Nic nie jest postanowione! – warknęłam z narastającą furią. – Sam tak postanowiłeś, a ja się nie zgadzam!

– Nie pytam cię o zgodę, tylko informuję, że wyjeżdżam – też podniósł głos.

Teraz to już naprawdę się wściekłam.

– Tak? I oczywiście uważasz, że tak ważnej decyzji nie musisz ze mną omawiać, prawda?! No to teraz ja cię informuję, że jeśli wyjedziesz, możesz już nie wracać. Bo nie będziesz miał dokąd.

W tym momencie komunikacja werbalna nabrała tempa, niebawem przekroczyła barierę dźwięku, a ja zdałam sobie sprawę, że przegrałam na całej linii. Michał był głuchy na moje prośby i krzyki. On, który zawsze wie najlepiej, co należy zrobić, miałby mnie słuchać? Właśnie teraz, kiedy postanowił zrobić coś ze swoim życiem i nie być na utrzymaniu żony? Mowy nie ma!

Po kilku minutach awantury Michał nagle zmienił front i spokojnym głosem, bez emocji oświadczył:

– Okej, jak sobie życzysz. Mogę nie wracać – i westchnął ciężko.

Tylko tyle. Więcej się do mnie nie odezwał. Trzy dni później wyjechał do pracy w Danii. Oczywiście, obrażony.

Znowu zniknął mi z oczu

Przez długi czas nie dawał znaku życia. Płakałam po nocach z bezsilności. I ze złości, że nie pisze, nie telefonuje. Do tego dręczyły mnie wyrzuty sumienia, bo w złości okrutnie mu dopiekłam. Bardzo chciałabym być mniej zawzięta, ale nie jestem, i z tego powodu też cierpiałam.

Gdy się wreszcie odezwał, kamień spadł mi z serca. Oczywiście smutek pozostał, bo tęskniłam niewyobrażalnie, ale wreszcie miałam z nim jakiś kontakt. Zachód: ziemia obiecana dla bezrobotnych Polaków. Tam się nie wybrzydza i mąż o tym wiedział. Zatem nie gderał; grał, gdzie tylko się dało i odkładał każde euro, żyjąc nad wyraz skromnie. A w głowie rodził mu się pomysł na życie.

Rok zajęło mu ciułanie pieniędzy. To bardzo długo, nawet po tylu latach małżeństwa. Gdy znowu wpadliśmy sobie w ramiona, cieszyliśmy się sobą jak jacyś narzeczeni. Wyjazd do pracy w Danii całkiem odmienił Michała. Tchnął w niego nowe życie.

Teraz miał środki i dokładnie określony cel, więc z werwą i optymizmem przystąpił do realizacji swojego projektu. Za zarobione pieniądze oraz niewielki kredyt otworzył szkołę muzyczną dla dzieci. Szybko wszedł w rolę biznesmena i pedagoga. Radzi sobie w tym nad wyraz dobrze. Pochłonięty pracą w swojej szkole odzyskał radość życia, a ja nieśmiało zaczęłam wierzyć, że może osiągnęliśmy wreszcie stabilizację, której zawsze pragnęłam.

Są pary, które przeżyły ze sobą całe życie, nie rozstając się nawet na jeden dzień. Są i tacy ludzie, którzy spędzają ze sobą czas także w pracy.
Natomiast nam rozstania były pisane od początku naszego związku: rozstania zawsze przykre, bo przepełnione tęsknotą i smutkiem, lecz jednocześnie potrzebne. Bo za każdym razem uświadamiały mnie i Michałowi, że mimo ciągłych sporów łączy nas tak silne uczucie. Że nie potrafimy bez siebie żyć, chociaż ze sobą również nie jest nam łatwo.

Czytaj także:
„Mój kochanek przez 5 lat nie chciał zostawić żony. Ją zdradzał, a mnie wcale nie kochał. Zranił nas obie i zmarł”
„Ukochana zostawiła mnie i córkę dla kochanka. Jestem samotnym ojcem, który dzięki bezmyślnej niani poznał miłość życia”
„Zostawiłam narzeczonego, gdy najbardziej mnie potrzebował. Jednak karma wróciła - on znalazł miłość, a ja wciąż jestem sama”

Redakcja poleca

REKLAMA