Tamtego przedpołudnia pracowałam w ogrodzie, chciałam zrobić porządek wokół naszego pięknego, drewnianego domu, który niedawno kupiliśmy. To było moje marzenie, Paweł je spełnił, a ja właśnie zamierzałam mu powiedzieć o naszym następnym spełnionym marzeniu. Dotknęłam dłonią brzucha…
W pewnym momencie usłyszałam podjeżdżający pod dom samochód. To pewnie mąż wrócił z gminy, od rana załatwiał tam jakieś służbowe sprawy. Wiedziałam, że miał problemy w firmie, wycofało się kilku kontrahentów, kredyt czekał na spłacenie, bank przysłał już kilka monitów. Ale wiedziałam też, że sobie poradzimy, kochaliśmy się i byłam w ciąży, już w drugim miesiącu i chciałam o tym nareszcie powiedzieć Pawłowi.
Pobiegłam w stronę domu. Z uśmiechem otworzyłam drzwi do kuchni i zamarłam. Na stole stała do połowy opróżniona butelka wódki, Paweł siedział rozparty na krześle i właśnie przechylał pełną szklankę.
– Co ty robisz? – wykrzyknęłam.
– Daj mi spokój – odburknął. To nie było podobne do mojego męża, prawie nigdy nie pił. – To już koniec, rozumiesz, bank przejął naszą hurtownię, jesteśmy bankrutami.
– Przecież musi być jakieś wyjście – objęłam go, chciałam jakoś uspokoić.
– Co ty wiesz, wejdą na hipotekę domu, zostaniemy bez dachu nad głową! – Nie patrząc już na mnie, rzucił się do drzwi.
– Paweł, wracaj! – krzyknęłam, ale do moich uszu doszedł tylko pisk opon.
Ogarnął mnie strach, nie powinien siadać za kierownicą w tym stanie, droga była śliska, nocą padał deszcz. Musiałam do kogoś zadzwonić, tylko do kogo? Może do ojca… Albo lepiej do Marka, młodszego brata męża, z nim zawsze potrafiłam się dogadać.
– Pojechał po wódce? – w głosie szwagra usłyszałam zdumienie.
– Tak, w stronę rzeki – rozpłakałam się.
– Zostań w domu, Ala, ja już tam jadę – rozłączył się.
Nie posłuchałam szwagra
Wyszłam na drogę i nagle zobaczyłam biegnącą w moją stronę znajomą kobietę, mieszkająca nad rzeką. Serce mi zamarło.
– Ala, wasz samochód rozbił się o barierkę mostu! – krzyknęła na mój widok.
Zaczęłam biec, szybko, brakowało mi tchu, ale już widziałam przęsła mostu, grupkę ludzi, ambulans.
I nagle dostrzegłam Marka, dobiegł do mnie, chwycił mocno za ramiona, przytrzymał.
– Nie idź tam! – krzyknął.
Ale ja już zobaczyłam podłużny kształt, na poboczu jezdni, przykryty ciemną płachtą. I leżący obok but, brązowy, jeden z ulubionych mokasynów Pawła. Poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod nóg…
– Była pani nieprzytomna, ale już jest dobrze – usłyszałam jakiś czas potem czyjś głos. – Teraz proszę odpoczywać.
Obudziłam się na szpitalnym łóżku i patrząc na pielęgniarkę, przypomniałam sobie wszystko…
– A moje dziecko? – spytałam z lękiem.
– Jest dobrze – pielęgniarka uśmiechnęła się. – Rodzice czekają, mogą wejść?
Zaraz potem objęły mnie ciepłe, bezpieczne ramiona mojej mamy. Wylałam chyba całe morze łez.
– Teraz musisz pamiętać o dziecku – szeptała mama i tuliła mnie do siebie.
– My z tatą wszystkim się zajmiemy, pomożemy ci.
Niewiele pamiętałam z tamtych pierwszych dni po powrocie ze szpitala. Moi rodzice zajęli się wszystkim, pogrzebem męża, sprawami w banku. Pomagał mi też Marek. Dwaj starsi bracia Pawła nawet się nie odezwali do mnie. Może nawet i lepiej, oni nigdy nie trzeźwieli.
A Marek był porządnym człowiekiem, tak jak i mój mąż, obaj byli inni niż ich bracia. Często wpadał do mnie, wspierał mnie jak mógł, rozmawialiśmy o Pawle. Wciąż wszystko miałam w głowie, pisk opon samochodu, krzyk tej kobiety znad rzeki. I ten brązowy mokasyn Pawła… Łzy spływały mi po twarzy, ale nie miałam siły wyciągnąć ręki, żeby je otrzeć.
I kiedyś poczułam delikatny dotyk na swoich policzkach. Przez łzy zobaczyłam, jak Marek wyciera mi twarz chusteczką, nieśmiało, delikatnie.
– Nie płacz, Alunia, jeszcze wszystko się ułoży, jesteś młoda, silna – mówił cicho.
– Całe życie przed tobą, poradzisz sobie.
– Już nic nie będzie jak dawniej – wyszeptałam. – Marek, ja będę miała dziecko, a Paweł nawet jeszcze o tym nie wiedział, a ono teraz będzie sierotą, już nią jest, choć się nie urodziło…
A potem pożegnałam męża i musiałam wrócić do życia. Zaraz po pogrzebie rodzice przynieśli niedobre wieści.
– Ja nie wiem, jak on mógł do tego dopuścić – denerwował się ojciec. – Wziąć takie kredyty, pod zastaw całej hurtowni, jak mógł być taki lekkomyślny?
Nie zdawałam sobie sprawy, że interesy tak źle idą, a Paweł ukrywał to przede mną. Kredyty, które zaciągnął, nie były spłacane od kilku miesięcy, a bank nie miał zamiaru czekać dłużej.
– Po przejęciu hurtowni zostanie jeszcze sporo długu – stwierdził ojciec. – My nie mamy aż tyle oszczędności – popatrzył na mnie uważnie. – Ale można sprzedać dom, przeniosłabyś się do nas, wystarczy miejsca dla ciebie i dziecka.
Nie spodziewałam się takiego tragicznego zwrotu w swym życiu, nie byłam przygotowana ani na śmierć męża, ani na utratę wszystkiego, na co oboje pracowaliśmy.
– Ten dom to przecież wszystko, co mam, co mi zostało po Pawle – powiedziałam z żalem. – I musi być dla dziecka, gdy się już urodzi…
Wciąż jeszcze moją duszę przepełniał żal po utracie męża, nie zastanawiałam się, jak będę dalej żyć i z czego. Miałam wprawdzie jakieś drobne pieniądze na koncie, ale co potem? Życie szybko sprowadziło mnie na ziemię. Ci dwaj bracia mojego męża odwiedzili mnie któregoś dnia. Byłam wtedy sama w domu, mama przychodziła tylko nocować.
– No bratowa, przyszliśmy się rozmówić – powiedział starszy Wiesiek, gdy tylko przekroczyli próg domu. – Pogrzeb już był, popłakaliśmy trochę, jak przystało, ale teraz załatwimy nasze sprawy
– wszedł do kuchni, wyjął z kieszeni kurtki butelkę wódki i położył na stole. – Daj jakie kieliszki, o suchym pysku rozmawiać przecie nie będziemy…
– No właśnie, a nam się dział jaki po bracie należy – ten drugi stanął przy nim, przypatrując mi się śmiałym wzrokiem.
– Nie wiem, o czym wy mówicie – poczułam, jak serce ze strachu podchodzi mi do gardła. Wyjęłam jednak z szafki dwa kieliszki, nie chciałam z nimi zadzierać.
– Ty, bratowa, jesteś kobitka niczego sobie, Paweł wiedział, co brał – roześmiał się Wiesiek. – To i chłopa sobie szybko znajdziesz, pocieszysz się po naszym bracie, a nam, co zostanie – nagle uderzył ręką w stół, aż podskoczyłam na krześle. – Pół domu się nam należy po bracie!
– Dzieci nie macie, to i nasza musi być połowa – drugi brat przechylił kieliszek.
– Ale przecież… – chciałam im powiedzieć o oczekiwanym dziecku, ale w porę zamilkłam. Uświadomiłam sobie nagle, że nie powinnam im teraz tego mówić, ja się po prostu ich bałam.
Patrzyłam na ich czerwone policzki, zamglone alkoholem oczy i ogarniał mnie coraz większy strach. Zrobiło mi się niedobrze, czułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. I nagle usłyszałam głośne stukanie do drzwi wejściowych i na progu stanął Marek. Zdyszany, jakby od szybkiego marszu, obrzucił wzrokiem wnętrze kuchni i oczy pociemniały mu z gniewu.
– Wiedziałem, że nie dacie jej spokoju – jednym susem był przy stole, chwycił już zupełnie pijanego Wieśka za ramię.
– No, co ty brat, my tu interesy załatwiamy – zabełkotał tamten. – Dla ciebie też, połowa domu się nam należy, po Pawle, no nie!
– G… się wam należy – krzyknął wściekle Marek. – Zabierać się i do domu, jak jeszcze raz tu przyjdziecie, to kości wam porachuję – wypchnął ich obu za drzwi.
Siedziałam skulona na stołku, wciąż jeszcze sparaliżowana strachem.
– Słyszałem, jak się zmawiali, że do ciebie przyjdą, ale nie sądziłem, że się odważą – Marek pochylił się nade mną. – Nic ci nie jest?
– Nie – potrząsnęłam głową. – Po prostu nie spodziewałam się czegoś takiego – spojrzałam mu w twarz. – Słyszałeś, oni chcieli swojego działu po Pawle, a ja nawet nie wiem, czy sama nie zostanę bez dachu nad głową.
– Nie płacz, Ala, ja przepraszam cię za nich – Marek podszedł do mnie blisko, wyjął mi z rąk kieliszki, które zaczęłam sprzątać ze stołu. – Nikt nie zabierze ci tego domu, moja już w tym głowa – delikatnie pogłaskał mnie po ramieniu, ale prawie natychmiast cofnął rękę. – No, nie płacz już, proszę cię.
– Ja wiem, że ty jesteś innym człowiekiem – wierzchem dłoni otarłam łzy. – Poradź mi, bo ja już naprawdę nie wiem, co mam robić. Rodzice chcą, żebym sprzedała dom i przeniosła się do nich.
– Ale dlaczego? – spojrzał na mnie ze zdumieniem.
– Hurtownia nie wystarczy na spłacenie długu, bank może wejść na dom – wyszeptałam.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając.
– Byłaś żoną mojego brata, teraz jesteś wdową po nim i powinnaś mieć w nas, jego braciach, podporę – zająknął się.– Wiesz chyba, jaki dawniej był zwyczaj, chyba nie tylko na wsi, czytałem, że i po królewskich dworach – uśmiechnął się.
– O czym ty mówisz? – nie rozumiałam.
– No o tym, że dawniej brat brał za żonę wdowę po swoim bracie…
Aż się nogi pode mną ugięły. Musiałam mieć straszliwie głupią minę, gdy siadałam, bo Marek nagle roześmiał się głośno.
– Przecież nie proszę cię o rękę, przynajmniej nie teraz – zażartował, chociaż wcale nie byłam taka pewna, czy to był tylko żart. – Naprawdę chcę ci pomóc, mam trochę pieniędzy, chciałem zainwestować, ale to może poczekać. A ty spłaciłabyś te długi w banku.
– No, co ty mówisz – zdumienie niemalże odebrało mi głos. – Jak ja bym mogła przyjąć od ciebie tyle pieniędzy?
– Spłacisz bank, pomyśl o dziecku, przecież musisz normalnie żyć, a nie mieć nad głową komornika…
To, co mówił Marek, miało swój sens. Jego pożyczka rzeczywiście rozwiązywałaby moje kłopoty, pozwoliła zachować dom, spokojnie czekać na dziecko. Uśmiechnęłam się do niego, jakoś tak zrobiło mi się nagle lekko na sercu, radośniej, po raz pierwszy od śmierci męża. I wtedy poczułam, jak moje dziecko poruszyło się mocno, gwałtownie. Aż zastygłam bez ruchu, bojąc się nawet oddychać.
– Co się stało? – przestraszył się Marek. – Ala, czy to coś z dzieckiem?
– Poruszyło się, po raz pierwszy – uśmiechnęłam się radośnie. – To takie wspaniałe uczucie.
– A czy ja… – zająknął się. – Czy ja mógłbym na chwilę dotknąć?
– No pewnie, zobacz, jaki silny jest twój bratanek – położyłam rękę Marka na swoim brzuchu. Przejęty podniósł na mnie oczy, pełne wzruszenia.
– To tak, jakby Paweł był wciąż z nami – wyszeptał.
Pokiwałam głową.
Tak. Marek miał rację, przez swoje dziecko, mój mąż zawsze będzie z nami, z tymi, którzy go kochali. A i ja sama poczułam się w tej chwili dużo lepiej. Wiedziałam, że nie zostałam sama na świecie, tylko z moim maleństwem. Miałam przy sobie rodziców i szwagra, młodszego brata mojego Pawła. Człowieka, który nie pozwoli nam zrobić krzywdy. Prawdziwego przyjaciela.
W ciągu następnych miesięcy nieraz miałam okazję się o tym przekonać
Dom wciąż należał do mnie, już zupełnie legalnie. Pieniądze, które dostałam od rodziców i od Marka, w całości pokryły długi. Przyjęłam je od nich z wdzięcznością, chociaż, patrząc na czek mojego szwagra, nie mogłam pozbyć się wątpliwości.
– Ależ uparciuch z ciebie, dziewczyno – Marek wyciągnął z portfela jakiś papier. – Dostałem dotację, chcę postawić szklarnie, może wydzierżawiłabyś mi ten kawałek pod lasem, który odkąd Paweł zajął się hurtownią, stoi odłogiem?
W ten sposób zostałam wspólniczką swojego szwagra, który zawsze ze śmiechem powtarzał, że przy nim nie zaznam krzywdy. Pod warunkiem, że nie odmówię mu zaszczytu bycia ojcem chrzestnym mojego synka. Bo jak twierdził, wtedy będzie miał przynajmniej pretekst wpadania do nas, jak tylko się da najczęściej.
Moje dziecko rosło we mnie zdrowo, starałam się być radosna. Ale czasem nawiedzały mnie demony przeszłości, słyszałam pisk opon samochodu, widziałam ten mokasyn na poboczu drogi. I wtedy żal rozdzierał mi serce, nie mogłam powstrzymać łez, czułam się taka samotna i opuszczona. I taką skuloną w fotelu, zapłakaną zastał mnie któregoś popołudnia Marek.
– Jeżeli chcesz, pójdę sobie – powiedział cicho. – Ale lepiej, żebyś nie zostawała teraz sama – pochylił się nade mną.
– Dobrze, że akurat przyszedłeś – spojrzałam na niego ciepło, ale łzy znowu ścisnęły mi gardło.
Mimowolnie oparłam głowę o jego pierś, po chwili przód jego koszuli był mokry. Ale on zupełnie nie zwracał na to uwagi. Głaskał mnie łagodnie po głowie, czułam, jak ten przyjacielski gest uspokaja powoli moje rozdygotane serce.
– Przepraszam, nie chciałam się tak rozkleić – wyszeptałam.
– Nie ma sprawy, zawsze możesz wypłakiwać się w moją koszulę, mam ich kilka, nie zabraknie – zażartował, a za moment dodał poważnie. – Ala, ja mógłbym być przy tobie zawsze…
Gdy to mówił, patrzył mi prosto w oczy, takim szczególnym wzrokiem, męskim i zdecydowanym, a jednocześnie łagodnym i ciepłym. I dopiero teraz uświadomiłam sobie to, co powinnam przecież już wcześniej wiedzieć, że Marek patrzył na mnie wzrokiem Pawła, jego oczami, pełnymi uczucia. Ale on nie był moim mężem, tylko jego młodszym bratem. I jakoś to mnie nie niepokoiło. Nawet te jego ostatnie słowa.
Powoli mijały tygodnie, miesiąc za miesiącem
Jakoś się pozbierałam, wciąż przy mnie była mama, no i Marek. Łapałam się już na tym, że gdy nie widziałam go przez kilka dni, brakowało mi jego obecności, jego beztroskiego śmiechu, rozmów przy kuchennym stole. Pomagał mi wykończyć pokój dla dziecka, w swoim warsztacie sam zmajstrował drewniane półki na zabawki, zrobił nawet piękną, sosnową kołyskę. Wniósł ją któregoś dnia do kuchni i postawił przede mną.
– O takiej właśnie marzyłam – o mało co nie rzuciłam mu się na szyję. – Skąd wiedziałeś? I zrobiłeś ją dla mnie…
– Ala, przecież wiesz, że ja dla ciebie zrobiłbym wszystko – powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
A potem delikatnie dotknął mojej ręki. Minęła dobra chwila, zanim ją cofnęłam. I ku swojemu zdziwieniu, wcale nie czułam wyrzutów sumienia, za ten gest, który przecież w niczym nie przypominał przyjacielskiego.
Dwa tygodnie później, wczesnym rankiem, poczułam pierwsze bóle. Nie byłam na nie przygotowana, przyszły prawie miesiąc za wcześnie. Gdy skurcz nieomal złamał mnie na pół, przerażona, chwyciłam za słuchawkę. W pierwszym odruchu, zupełnie nieświadomie, wybrałam nie numer rodziców, ale Marka.
– Chyba się zaczęło – zdołałam wykrztusić.
– Będę za kilka minut, trzymaj się, Aluńka – krzyknął.
Do szpitala dojechaliśmy w ostatniej chwili. Mój synek napraszał się na ten świat, zupełnie nie zważając, że miał jeszcze miesiąc czasu. Na szczęście urodził się zdrowy i taki śliczny, z ciemnym, długim czubem włosków nad czołem.
– Ależ z niego prawdziwy Irokez – śmiała się położna. – Mąż ucieszy się, chodzi biedaczek po korytarzu w kółko, jak nieprzytomny…
Już miałam powiedzieć, że to nie mąż, tylko szwagier, ale zamilkłam. Nie będę jej nic tłumaczyć. I nagle zakłuło mnie w sercu, że Paweł nigdy nie zobaczy małego. Byłby pewnie z niego taki dumny. Ale nie czas było wspominać przeszłość. Teraz miałam syna, musiałam go wychować, zadbać o niego.
I znowu we wszystkim pomagali mi Marek i moja mama.
I pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że właściwie nie wyobrażam sobie już życia bez niego, bez jego ciepłego spojrzenia, pomocnych dłoni, otuchy, gdy opadały mi już ręce, gdy załamywałam się, bojąc, że nie poradzę sobie sama z dzieckiem. Jakoś tak mimowolnie, zajął w moim domu i moim sercu miejsce, z którego nie miałam ochoty go wyprosić. Wciąż jeszcze tęskniłam za mężem, ale ta inna miłość przyszła powoli, nieśmiało, jakby bała się przekroczyć próg domu jeszcze niedawnej żałoby.
Marek był przy mnie, przy moim synku i to było najważniejsze. I zupełnie przestały mnie obchodzić złe spojrzenia ludzi we wsi, ich szepty na mój widok i nawet perswazje mamy. Przestałam się przejmować tym, co ludzie powiedzą.
– Pamiętasz, gdy opowiadałem ci kiedyś o tym dawnym zwyczaju. – zapytał któregoś dnia. Kołysałam wtedy synka, który zasypiał, śmiesznie posapując. – Gdy brat bierze za żonę wdowę po bracie – od jego wzroku zrobiło mi się gorąco. – A gdybym cię teraz poprosił Alu, żebyś została moją żoną, odmówiłabyś?
– Nie – wyszeptałam i głos mi się załamał ze wzruszenia. – Zostanę twoją żoną.
– Nigdy tego nie pożałujesz – przyklęknął przy mnie, położył mi głowę na kolanach. Wsunęłam palce w jego włosy, miękkie i delikatne. A on pochwycił moją dłoń, przycisnął do ust, ucałował i podniósł na mnie roześmiane oczy. – I czy wiesz, że nawet nie będziesz musiała zmieniać nazwiska?
Takiego widoku nigdy się już nie zapomina...
Czytaj także:
„Teściowa wparowała z buciorami do naszego życia i rozstawia mnie po kątach. Musiałam jej sprzątać, prać i gotować”
„Mąż celowo spowodował wypadek, żeby wymusić pieniądze z odszkodowania. Skończył w szpitalu z połamanymi nogami”
„Przyłapałam nauczycielkę na seksie z uczniem. Mam to zgłosić, ale twierdzi że go kocha, mimo że jest 12 lat młodszy”