„Masz jak w bajce”. To zdanie słyszałam najczęściej od wszystkich naokoło. Znajome zazdrościły mi dużego domu i bogatego męża, siostra uroczych dzieci, a rodzice komfortu, w jakim mieszkałam. A wszystko dlatego, że Julek, mój mąż, zadecydował (tak, dokładnie: zadecydował, bo ja nie miałam w tym względzie nic do powiedzenia), że mam nie pracować, tylko zająć się domem. No, i oczywiście dziećmi.
Byłam z dziećmi cały czas
Ania, Igorek i Gosia były wspaniałe. Kochałam je naprawdę mocno. Mimo to opieka nad nimi przypominała czasem walkę z wiatrakami. Ania, najstarsza, miała siedem lat, więc przynajmniej chodziła do szkoły, ale pięcioletni Igorek i trzyletnia Gosia wciąż siedzieli ze mną cały czas w domu. Julek utrzymywał, że nie ma po co posyłać ich do przedszkola, skoro jestem na miejscu.
– Chcę, żeby mieli z nami dobry kontakt – przekonywał. – Rodzina jest ważna. Niech od razu wychowują się w tym duchu, hm?
Co miałam zrobić? Powiedzieć, że i dla dzieci, i dla mnie byłoby lepiej, gdyby je puścić do rówieśników? Wtedy wyszłabym na złą matkę nie tylko przed mężem, ale i przed teściami, siostrą czy nawet własnymi rodzicami. Już słyszałam moją matkę:
– Ty to ciągle masz jakieś problemy, Kaja! Ty wreszcie skończ wymyślać! Takie wspaniałe życie masz! Pracować nie musisz! Jak księżniczka jakaś, a wybrzydzasz, jakbyś co najmniej w kamieniołomach robiła!
Nikt nie brał poprawki na mój etat
– Ty się męczysz? – prychnęła moja siostra, Angelika, kiedy przyznałam, że jestem zarobiona i nie mam w ogóle czasu dla siebie. – Ty?! Niby czym? Siedzeniem w domu i nicnierobieniem?
Próbowałam jej tłumaczyć, że opieka nad dziećmi to wcale nie jest nic. Zwłaszcza że oprócz licznych zabaw i innych sposobów na organizację czasu dzieciaków, musiałam też znaleźć sobie czas na sprzątanie, gotowanie, prasowanie i pranie. Do Angeliki nie docierało, że ktoś może być wykończony, zostając w domu i nie chodząc do pracy. Tak po prostu – i koniec.
– Ile bym dała, żeby tak się męczyć jak ty – ironizowała. – Posiedź sobie w biurze przez osiem godzin, potem wróć do domu i przygotuj jeszcze coś na kolację, to pogadamy!
Nie chciało mi się z nią spierać, zwłaszcza że wiedziałam, że nigdy jej nie przegadam. Zresztą, nie była jedyną osobą, która za nic nie potrafiła zrozumieć, że w domu wcale nie siedzę i się nie nudzę, a moje roztrzepanie nie wynika z jakiegoś lenistwa.
– Kaja, ty bój się Boga! – matka załamała ręce, gdy jak co niedzielę przyjechaliśmy do nich z dziećmi na obiad. – W takiej powyciąganej bluzie wyszłaś?
– Niech jej mama nie męczy – stanął w mojej obronie Julek. – Wczoraj zapomniała zrobić pranie, no i chyba nie znalazło się nic lepszego na wyjście.
Matka popatrzyła na mnie z politowaniem.
– Oj, Kaja, Kaja – skrzywiła się wyraźnie. – Rozczochrana, prawie nieumalowana… Gdzie ty masz, dziewczyno, głowę ostatnio?
– Może została w domu – mruknęłam cicho. – Razem z tym całym bajzlem, do którego muszę wrócić.
No i wtedy dopiero się zaczęło. Że ja z niczym nie potrafię sobie poradzić. Że nie pracuję zawodowo, a męczy mnie bycie matką i żoną. Przecież ona też siedziała całymi dniami w domu, prała, gotowała i sprzątała, a w dodatku zajmowała się nami dwiema. I nikt nigdy nie oskarżył jej o żadne zaniedbanie! Szkoda tylko, że ona zajmowała się dwupokojowym mieszkankiem, które nie miało nawet czterdziestu metrów, a ja ponad stupięćdziesięciometrowym domkiem. Co za różnica, prawda?
To Ilonka mnie podburzyła
Do domu wróciłam zgnębiona. W dodatku Julek miał pretensje, że tak nieładnie rozmawiałam z matką.
– Wiesz, że twoja mama chce dobrze – stwierdził trochę urażonym tonem. – A ty rzeczywiście mogłabyś się w końcu przestać nad sobą użalać. Co najmniej jakbym cię do jakiegoś niewolnictwa zmuszał.
Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Z trudem dotrwałam do wieczora, a kolejnego dnia obudziłam się zupełnie zniechęcona do życia. Zwłaszcza że Julek o niczym innym ostatnio nie mówił, tylko o wyjeździe na ferie. Tak się złożyło, że jego brat mieszkał w górskiej okolicy i akurat wyjeżdżał na czas ferii, więc postanowił udostępnić mu dom na tydzień, żebyśmy „mogli pokorzystać z dzieciakami z uroków zimy”. Dzieci oczywiście bardzo się na wyjazd cieszyły, bo tylko Ania spośród nich kiedykolwiek była w górach, ja… no trochę mniej.
Całe szczęście, miałam jedną taką przyjaciółkę, Ilonkę, która doskonale mnie rozumiała – ona i tylko ona. Dlatego wisząc na telefonie, gdy Gosia i Igorek chwilowo zajęły się programem w telewizji, a Ania była jeszcze w szkole, wiedziałam, że jedyna okaże wsparcie.
– Nie daj się tłamsić! – powiedziała stanowczo. – Ty nie możesz im ciągle dawać sobie wejść na głowę! Masz taki sam etat, jak twój mąż, który nie wytrzymałby z dziećmi jednego dnia!
Westchnęłam cicho.
– Wytłumacz to komukolwiek – mruknęłam z rezygnacją. – E, nie warto. I tak mnie zakrzyczą.
– No to nie gadaj, ale nie spełniaj wszystkich ich oczekiwań – stwierdziła. – Przecież masz swoje życie. Nie wszystko kręci się wokół tego, co chcą inni!
– Może i nie, ale… to wszystko takie bez sensu – milczałam przez chwilę, nie bardzo wiedząc, co jej jeszcze powiedzieć. – I jeszcze teraz te ferie… Oni się będą bawić, a ja latać za nimi, sprzątać i o wszystko dbać. Najchętniej bym nie pojechała…
– No to nie jedź! – zawołała Ilonka po drugiej stronie. – To nie jest żaden twój obowiązek. Poza tym, skoro tego nie chcesz, po co się męczyć? Zresztą, należy ci się chwila odpoczynku, nie?
Z początku nie byłam przekonana. Pomysł wydawał mi się trochę samolubny, ale Ilonka szybko przeforsowała swoje zdanie – że przecież całe życie robię coś dla rodziny, więc mogę wreszcie pomyśleć tylko o sobie. Chociaż raz.
Powiedziałam im o swoich planach
– Nie jadę z wami w góry – oświadczyłam spokojnie przy kolacji.
Julek omal nie udławił się kanapką. Kaszlał jeszcze przez chwilę, aż wreszcie wychrypiał:
– Nie jedziesz? – Potrząsnął głową. – Nie no, Kaja, ja się chyba przesłyszałem!
– Dobrze słyszałeś: nie jadę – spojrzałam na niego zdeterminowana, by nie ulegać. – Zostaję w domu. Nie jestem wam tam przecież potrzebna. Poza tym… naprawdę nie mam ochoty.
Julek patrzył na mnie, jakbym spadła z księżyca. To naprawdę było takie niesłychane? To był jakiś obowiązek, wyjeżdżać całą gromadą? Ja chciałam po prostu odpocząć. Na chwilę zapomnieć o codziennej orce, której sami mi dostarczali.
– Ale… nie chcesz jechać w góry? – nie dawał za wygraną. – Poważnie?
– Poważnie, Julek – Uśmiechnęłam się do Ani, bo ona też przyglądała mi się z zaciekawieniem. Do młodszych dzieci chyba jeszcze nie docierało, że mają jechać na ferie tylko z tatą. – Nie bawi mnie to. Ani trochę. Wolę zostać w domu i trochę odetchnąć.
Zamrugał.
– Odetchnąć? – spytał. – Ale że od czego?
Wzruszyłam ramionami.
– Od wszystkiego – odparłam. – Od tego „niczego”, którego tak zawzięcie nie zauważacie.
Pokręcił głową.
– No to przecież proponuję ci wyjazd w góry, dla relaksu…
– Ależ ja ci dziękuję za propozycję. – Puściłam mu oko. – Nie skorzystam. Sama zorganizuję sobie czas wolny. Naprawdę.
Wreszcie mam upragnione wakacje
Julek do ostatniego dnia przed wyjazdem liczył, że się rozmyślę. Przyglądał mi się podejrzliwie, czekał, a ostatecznie i tak musiał pojechać z dziećmi sam. A ja? Wreszcie odetchnęłam. Umówiłam się z Ilonką na kawę, wybrałyśmy się razem do centrum handlowego, a wieczór spędziłyśmy w kinie.
Kolejnego dnia spacerowałam po parku i cieszyłam się wolnością, a także tym, że nie muszę nic robić w domu. Mam też plan na resztę tygodnia – posiedzieć, poleniuchować i wreszcie nadrobić czytelnicze zaległości. Ostatnio Julek zirytował mnie uwagą, że teraz nic nie czytam. Cóż, kiedy wrócą, koniecznie go zapytam, ile książek on przeczytał, mając pod opieką trójeczkę naszych uroczych dzieci.
Kaja, 39 lat
Czytaj także:
„Siostra wymyślała kolejne intrygi, by pozbawić mnie spadku. Ja nie jestem w ciemię bita i pokażę jej na co nie stać”
„Byłem księdzem, ale nie dlatego stanąłem przed ołtarzem. Myślałem, że jest mi pisana miłość do kobiet”
„Rodzinna firma miała nam przynieść fortunę. Plan nie wypalił, więc teraz nie mam ani brata, ani pieniędzy”