Zawsze myślałam, że mnie i Janka połączyło coś wyjątkowego. Choć poznaliśmy się w podeszłym wieku i mieliśmy już dawno za sobą młodzieńcze uniesienia, postanowiliśmy na stare lata zamieszkać razem. Nasze rodziny początkowo nie traktowały tych zamiarów poważnie.
– Naprawdę chcesz to zrobić? Zamieszkać z obcym człowiekiem? – dopytywały się moje zaniepokojone dzieci.
– Wasz ojciec także kiedyś był dla mnie obcy, zanim się pobraliśmy – uświadomiłam im absurdalność ich pytania.
– Tak, ale…
– O co chodzi? Czy o to, że w moim wieku pewnych rzeczy już robić nie wypada? – zapytałam otwarcie, żeby już dłużej nie kluczyły.
– No wiesz, mamo… Musisz przyznać, że to niezbyt często się zdarza… – zaczął starszy syn i umilkł.
Chyba wstydził się powiedzieć, że nieczęsto się zdarza miłość po sześćdziesiątce.
Czy to wstyd się zakochać w tym wieku?
Udowodniliśmy im z Jankiem, że to możliwe! Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Janka, od razu serce zabiło mi mocniej. Czułam się jak nastolatka, rozpamiętywałam po tysiąc razy każde zamienione z nim słowo, przejmowałam się każdym gestem, czy dobrze wypadłam w jego oczach, robiąc to czy tamto. Zapragnęłam schudnąć, aby wyglądać młodziej, zmieniłam fryzurę i ufarbowałam włosy na inny odcień! Moim dzieciom się to podobało, dopóki nie odkryły przyczyny tych zmian. I wtedy się zaczęły sugestie, że powinnam sobie odpuścić. A to niby dlaczego? Czy ja już nie mam prawa do uczucia, a nawet do seksu? – chciałam im powiedzieć, ale oczywiście wzmianka o seksie nigdy by mi nie przeszła przez gardło. Co nie znaczy przecież, że go nie było… Tak, byliśmy z Jankiem blisko nie tylko duchowo, ale i cieleśnie. Przy swoim byłym mężu zdążyłam zapomnieć, jakie to jest wspaniałe uczucie, kiedy człowiek czuje się pożądany. Jak to cudownie wpływa na kobiecość…
Sądziłam, że Janek również docenia to, co nam się przytrafiło na starość. W każdym razie jeszcze do wczoraj dałabym sobie dosłownie rękę uciąć za jego uczucie. A dzisiaj? Czuję, że mam przez niego złamane serce… Kiedy się poznaliśmy, oboje byliśmy ludźmi po przejściach. Ja rozwiodłam się z mężem już dawno, ponad trzydzieści lat temu. Zdradził mnie i zostawił samą z dwójką maleńkich dzieci, ale dziś wiem, że te bardzo trudne lata zahartowały mnie życiowo. Teraz już ich nie rozpamiętuję i staram się wracać wspomnieniami tylko do tego, co było miłe. Janek natomiast ze swoją żoną rozszedł się piętnaście lat temu, kiedy ich synowie byli już dorośli. Wydawało mi się, że minęło już wystarczająco dużo czasu, by mógł pogodzić się z rozstaniem. Niestety, kiedy go poznałam, jego stare rany były wciąż niezagojone. Ile to ja się nasłuchałam o tym, co on przeszedł ze swoją byłą żoną!
Ponoć zdradziła go z jego przyjacielem
Przykra historia, bo cios przyszedł ze strony dwojga najbliższych mu ludzi. Rozumiałam to i szczerze współczułam Jankowi.
– Ale na mojej krzywdzie swojego szczęścia nie zbudowali. Nie udał im się ten związek i po kilku latach się rozstali – podkreślał Janek z ogromną satysfakcją.
Po bolesnym rozstaniu Janek nie utrzymywał kontaktów z byłą żoną. Nie poszedł nawet na jej pogrzeb (zmarła dwa lata temu), mimo że dzieci bardzo go o to prosiły.
– W końcu to nasza matka i chociaż za to należy jej się twój szacunek! Byłeś z nią tyle lat, tato! – argumentowały, dodając, że wprawdzie mama odeszła z innym, ale on, jako mąż, także nie był nigdy święty.
Janek był jednak nieugięty. I nawet mnie nie udało się go przekonać, aby zmienił zdanie. Nie miałam zamiaru oceniać jego postępowania, bo sama wtedy sobie zadawałam pytanie, czy ja bym poszła na pogrzeb swojego byłego męża? W końcu także mam z nim dwóch synów. Ale nasze małżeństwo to już była zamierzchła przeszłość. On dawno założył drugą rodzinę i ma z tamtą żoną także dwójkę dzieci. Na pogrzebie nie wiedziałabym więc, jak się zachować, gdzie stanąć i pewnie czułabym się wyjątkowo niezręcznie. Za nic bowiem nie chciałabym siedzieć w pierwszym rzędzie, a tego pewnie życzyłyby sobie moje dzieci. Żebym usiadła z nimi w jednej ławce. Pogrzeb byłej żony Janka upewnił mnie, że i dla niego, i dla mnie najważniejsze jest teraz nasze wspólne życie. Spotkaliśmy się wprawdzie w jego jesieni, ale to nie znaczy, że nie połączyło nas naprawdę silne uczucie.
Byłam z Jankiem naprawdę szczęśliwa
Nasze dzieci po pierwszym szoku, że sędziwy tata i wiekowa mama znaleźli nagle drugich małżonków, nie tylko się z tym pogodziły , ale nawet ucieszyły. Nic dziwnego, w końcu zrozumiały, że dzięki temu nie muszą się martwić o opiekę dla nas na starość, skoro troszczymy się o siebie nawzajem. Gdy wzięliśmy z Jankiem ślub, po uroczystości jego starszy syn powiedział mi:
– Pani Justyno, pani ojcu życie przedłużyła! Bo my się już martwiliśmy o niego z bratem, że leków nie chce brać i nic ze sobą nie robi. A przy pani tata wygląda i czuje się dużo młodziej.
Wiele razy potem myślałam, że naprawdę nie można sobie wymarzyć lepszej starości. Chciałam żyć jak najdłużej, dla dzieci, wnuków i dla Janka, czując, że dla nikogo nie jestem ciężarem. W pewnym momencie zaczęłam się jednak zastanawiać, gdzie ja i Janek powinniśmy być pochowani po śmierci. Nie jestem zwolenniczką stawiania sobie pomnika za życia, uważam to za trochę upiorny pomysł. Ale wiadomo, ile teraz kosztuje pogrzeb, trzeba zawczasu się zabezpieczyć, aby potem bliscy nie mieli problemów. Miałam więc zamiar pogadać o tym z Jankiem, ale zbierałam się w sobie i zbierałam, i ciągle jakoś nie było mi po drodze z tym tematem. Aż do wczoraj, kiedy odkryłam kwit za kwaterę na naszym komunalnym cmentarzu. Okazało się, że Janek już o grobie pomyślał. Niestety, tylko dla siebie. I może by mnie to tak nie zabolało, gdyby nie fakt, że wykupił kwaterę… obok swojej byłej żony! Przeżyłam prawdziwy szok, kiedy to odkryłam.
– Jak mogłeś? – zapytałam męża ze łzami w oczach. – To kim ja właściwie dla ciebie jestem, skoro nie chcesz leżeć ze mną, tylko przy niej?
Zaczerwienił się wtedy i strasznie zmieszał, a potem zaczął mi się nieporadnie tłumaczyć, że to wszystko przez dzieci.
– Moi synowie zasugerowali mi, że chcą mieć oboje rodziców blisko siebie, żeby nie biegać między grobami – mówił. – Tak im będzie po prostu wygodniej.
Wiem, że kłamie, bo jego młodszy syn był zaskoczony decyzją ojca równie mocno jak ja i zarzekał się, że nigdy z nim na temat grobu nie rozmawiał. Ani on, ani jego starszy brat. Jestem więc pewna, że Janek sam tak postanowił.
Tylko naprawdę nie wiem dlaczego
Zastanawiam się nad tym od tygodni i doszłam do wniosku, że mój ukochany tak naprawdę nigdy nie pogodził się z odejściem byłej żony. Nie wiem, czy zagrała w nim nagle dawna miłość czy tylko urażona męska ambicja, ale najwyraźniej postanowił podkreślić po śmierci swoje prawa jako jej mąż. I zrobił to nawet kosztem tego, że złamał mi serce. Sądziłam, że pod koniec życia znalazłam swoją drugą połówkę i razem się godnie zestarzejemy, a potem będziemy leżeć razem w jednym grobie, jak mąż i żona, bo jakżeby inaczej? Teraz czuję się oszukana i widzę, że bardzo się pomyliłam. Chyba jednak dla mnie związek z Jankiem o wiele więcej znaczy niż dla niego.
Nie jest mi lekko z tym żyć i zaczęłam się nawet zastanawiać nad tym, czy nie powinniśmy się rozstać. Najwyraźniej bowiem Janek w swoim sercu nie uważa mnie za swoją prawowitą żonę. Może i chce być ze mną „aż do śmierci”, bo mu tak wygodnie. Ale po śmierci... to już raczej nie!
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”