„Mąż bez wahania odszedł do innej. Pogodziłam się z tym, że porzucił mnie, ale jak mógł porzucić nasze dziecko?”

Pracowałam za dwoje, żeby utrzymać dziecko po rozwodzie fot. Adobe Stock, altanaka
„Wszelkie moje argumenty, że powinien postarać się, aby Kuba jak najłagodniej przeszedł fazę naszego rozstania, trafiały jak kulą w płot. Sławek przecież nie nawykł do zajmowania się synem, więc i teraz nie wyczuwał problemu. Po prostu spakował swoje rzeczy i wyprowadził się z domu, z rzadka dzwoniąc potem do syna”.
/ 30.01.2023 08:30
Pracowałam za dwoje, żeby utrzymać dziecko po rozwodzie fot. Adobe Stock, altanaka

Wiadomo nie od dzisiaj, że każde dziecko marzy o tym, aby mieć czworonożnego przyjaciela, i mój syn nie był tutaj wyjątkiem. Pewnie nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie moje alergia. Kuba niby to rozumiał, ale jakby nie do końca. Co jakiś czas uparcie ponawiał swoje prośby o szczeniaka, a ja za każdym razem z bólem serca musiałam mu odmawiać. Zresztą, chyba nie podołałabym dodatkowemu wyzwaniu.

W moim małżeństwie działo się coraz gorzej

Mąż wyżej sobie cenił kontakty z kolegami niż rodzinę. Spędzał z nami coraz mniej czasu, nie angażował się w opiekę nad synem i wszystko było na mojej głowie. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ten facet kompletnie nie jest zainteresowany spędzaniem wolnego czasu z siedmioletnim chłopcem. Zawsze mi się wydawało, że to jest właśnie ten najlepszy moment, aby cieszyć się ojcostwem, wciągnąć syna w męski świat piłki nożnej i koszykówki. Przecież Kuba nie był już dzieckiem wymagającym nieustannej uwagi mamy. Mógł nawet jeździć z ojcem na te jego spotkania z kumplami, skoro, jak twierdził mąż, polegały one na grze w koszykówkę i ćwiczeniach na siłowni. Mąż jednak zasłaniał się brakiem czasu i tym, że na jego „męskie spotkania” nikt swoich dzieci nie zabiera. Niestety, za późno się zorientowałam, że ci kumple mają piersi zamiast wąsów!

Gdy odkryłam zdrady Sławka, był już zdecydowany odejść do innej kobiety.

Ja ją kocham – powiedział tak po prostu, dając mi do zrozumienia, że mnie najwyraźniej już nie.

Nie walczyłam o męża, przyznaję. Uznałam, że skoro chce odejść, zatrzymywanie go nie ma sensu. Bolało mnie tylko to, że porzucając mnie, porzucał także i nasze dziecko. Wszelkie moje argumenty, że powinien postarać się, aby Kuba jak najłagodniej przeszedł fazę naszego rozstania, trafiały jak kulą w płot. Sławek przecież nie nawykł do zajmowania się synem, więc i teraz nie wyczuwał problemu. Po prostu spakował swoje rzeczy i wyprowadził się z domu, z rzadka dzwoniąc potem do syna.

„Dobrze przynajmniej, że Kuba nie będzie musiał nigdzie się przeprowadzać po naszym rozwodzie i zmieniać środowiska – myślałam. – Chociaż tyle zostało mu zaoszczędzone, że nie straci swojego pokoju, szkoły ani kolegów”.

Jak mógł go tak porzucić?

Skromny domek z niewielkim ogrodem, w którym zamieszkaliśmy ze Sławkiem po ślubie, na szczęście należał do mnie. Dostałam go w spadku po babci na kilka lat przed tym, zanim poznałam swojego męża, był więc zapisany na mnie notarialnie i nie wszedł w skład majątku wspólnego. Nie podlegał więc podziałowi po rozwodzie, na co resztą Sławek nie nalegał. On po prostu zostawił za sobą całe swoje dotychczasowe życie po to, aby rozpocząć zupełnie nowe z inną kobietą. Niestety, dopiero kiedy się wyprowadził, zrozumiałam, jak bardzo go Kubie brakuje. Mimo że tata niespecjalnie się nim interesował, to sama jego obecność wpływała kojąco na syna. Gdy Sławka zabrakło, Jakub stracił poczucie bezpieczeństwa. Zastanawiałam się, co z tym zrobić.

Może jednak zgodzić się na psa? Wtedy Kuba miałby się kim zaopiekować i mógłby poczuć się pewniej w życiu” – przeszło mi przez myśl.

Nadal jednak nie byłam pewna, czy to dobre rozwiązanie. No bo co zrobię, kiedy mój syn nie podoła opiece nad pieskiem, lub zwierzak zwyczajnie mu się znudzi? Wzięcie sobie na głowę dodatkowego obowiązku wydawało mi się ponad siły… Na dodatek, jeśli pies by mnie uczulił, musiałabym zażywać lekarstwa. A te kosztują i nie są obojętne dla organizmu… Kiedy się tak wahałam, z pomocą przyszedł mi los. Któregoś dnia zadzwoniła do mnie kuzynka z pytaniem, czy mogłabym przez miesiąc zaopiekować się jej psem, bo ona zamierza wyjechać na wakacje do męża, do Szkocji.

– Przepraszam, wiem, że dla ciebie to dodatkowy kłopot, ale jesteś jedyną osobą w rodzinie, która ma ogródek. Rolf naprawdę nie jest kłopotliwy, jeśli tylko może się wybiegać – zapewniła mnie.

To był naprawdę szczęśliwy zbieg okoliczności!

Rolf to sympatyczne psisko, piękny golden retriever. Kuba go zna, bo wiele razy jeździliśmy do Juli w odwiedziny, i zawsze chętnie bawił się z Rolfem.

„To będzie świetna okazja do tego, aby sprawdzić, czy mały poradzi sobie z opieką nad psem – myślałam. – Lepszego testu niż miesięczna obecność Rolfa w naszym domu nie można sobie wymarzyć”.

Kuba, kiedy dowiedział się o planach swojej cioci, był zachwycony!

To będzie przez ten miesiąc mój pies, prawda? – dopytywał się, cały rozgorączkowany. – Ja będę go karmił i wychodził z nim na spacer!

Oczywiście zgodziłam się na to wszystko z uśmiechem, myśląc, że Kuba nawet nie będzie wiedział, że bierze udział w egzaminie. Na dzień przed przyjazdem zwierzaka syn przygotował miejsce na posłanie w holu naszego domu.

Pamiętaj, Rolf nie może wchodzić ci do łóżka. I dwa razy dziennie musisz wyprowadzać go na spacer w ciągu dnia, niezależnie od biegania w ogrodzie! – postawiłam warunki, na które Kuba zgodził się z ochotą.

„Ciekawe, na ile starczy mu zapału?” – śmiałam się w duchu, myśląc, że miesiąc to w sumie dość długo, ale jakoś wytrzymam.

Nie miałam przecież pojęcia, jak na Rolfa zareaguje mój organizm. Ilekroć jeździłam do kuzynki, zawsze profilaktycznie brałam wcześniej tabletkę odczulającą, dzięki czemu za bardzo nie kichałam w jej domu. A jak mój organizm zareaguje, kiedy przez 24 godziny na dobę będę przebywała z psem?

Niestety, nie było dobrze…

Już po dwóch dniach wiedziałam, że Rolf mnie uczula. Mimo że dużo czasu spędzał w ogrodzie, to jednak wchodził także do domu, a jego sierść była wszędzie! Kichałam, prychałam, jednak nie to było najgorsze. Zaczęłam mieć kłopoty z nabraniem oddechu i bywało, że charczałam przy tym jak, nie przymierzając, Lord Vader. Niestety, Kuba pokochał Rolfa. Jako jedynak często cierpiał z powodu braku kolegów, a teraz dostał kumpla, zawsze chętnego do zabawy. Rozmawiał więc z nim całymi dniami, mając poczucie, że pies go doskonale rozumie. I tak jak kiedyś potrafił sporo czasu spędzać przed komputerem, tak teraz wolał bawić się w ogrodzie z Rolfem. Było więc mnóstwo plusów posiadania zwierzaka! Tylko to moje zdrowie…

Miesiąc mijał szybko i zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Kuba zdał egzamin jako opiekun psa, jak mogłam więc teraz wycofać się ze swojej obietnicy? To nie wchodziło w grę. Dlatego pewnego dnia zapytałam Kubę, jakiego psa by chciał, kiedy Rolf już nas opuści.

– Takiego samego! – odparł.

Kochanie, może jednak mniejszego… – zaczęłam mu tłumaczyć, ale syn kręcił głową ze łzami w oczach.

Zrozumiałam, że zamiast pocieszyć mojego chłopca po stracie ojca, mogę mu teraz zrobić jeszcze większą krzywdę. On bowiem tak bardzo przyzwyczaił się do Rolfa, że zaczął go traktować jak własne zwierzę! A termin powrotu mojej kuzynki zbliżał się nieubłaganie… Kiedy do mnie zadzwoniła, byłam pewna, że chce się umówić na odebranie zwierzaka. Tymczasem Jula niespodziewanie wyznała: 

– Słuchaj, jest taka sprawa… My chyba jednak zostaniemy w Szkocji. Piotrek tutaj naprawdę dobrze zarabia, więc nie ma sensu, aby wracał do kraju. A mnie zaproponowano pracę kucharki w tym samym hotelu. Dzieci mogą tutaj pójść do szkoły, nauczą się mówić po angielsku…

Słuchałam jej z napiętą uwagą

Cały czas czekając, aż przejdzie do sedna: co robimy z psem?!

– No właśnie, nie wiem – przyznała kuzynka. – Nie mogę Rolfa zabrać do Szkocji, bo dostaliśmy mieszkanko na terenie hotelu, a oni tutaj nie pozwalają personelowi na trzymanie zwierząt. Chcemy wynająć nasz bliźniak w kraju, więc w sumie możemy zaznaczyć, że na najemcę spadnie opieka nad psem.

– A jak trafią się jacyś wariaci? – zdenerwowałam się. – Nie możesz przecież powierzyć opieki nad Rolfem komuś obcemu!

Ale naprawdę nie mam co z nim zrobić – zmartwiła się Jula. – Przecież ty go do siebie nie weźmiesz. Jesteś uczulona i słyszę, jak rzęzisz.

– To nie Rolf, tylko pyłki – stwierdziłam wymijająco, bo co innego miałam jej powiedzieć?

Że moje dziecko zakochało się w Rolfie, a jej decyzja o pozostaniu w Szkocji okazała się dla nas najszczęśliwszym zbiegiem okoliczności na świecie? Dlatego muszę go mieć w domu za wszelką cenę. Nawet własnego zdrowia!

– A nie myślałaś o tym, aby się odczulić? – zapytała Julka.

Niestety, dobrze wiedziałam, że odczulenie się na psa jest praktycznie niemożliwe. To długie, żmudne i w dodatku kosztowne leczenie, bo państwo go nie refunduje. A prawdopodobieństwo sukcesu wynosi zaledwie 20 procent!

Martwię się, co będzie, ale nie mam wyjścia

– No to co zrobisz? – moja mama była nieco przerażona, kiedy powiedziałam jej, że jednak zdecydowałam się na czworonożnego lokatora.

Wiedziała dobrze, w przeciwieństwie do Juli, że to właśnie Rolf mnie najbardziej uczula.

To może skończyć się na astmie!

Cóż… Kiedy musiałam wybierać między swoim zdrowiem a szczęściem mojego dziecka, wolałam postawić na szczęście Kuby. Rolf więc u nas został, ale… pod pewnymi warunkami. Z domu wyjechały wszelkie dywany, a podłogę we wszystkich pokojach trzeba przecierać raz dziennie. Rolf dostał zakaz wchodzenia do mojego pokoju, który jest dla mnie azylem. Musi być także często kąpany i czesany, za czym wprawdzie nie przepada, ale zawsze znosi to bardzo cierpliwie. Po kilku miesiącach od momentu, gdy pies z nami zamieszkał, obserwuję, że objawy mojej alergii wyraźnie się zmniejszyły. Organizm najwyraźniej jednak zaczął pozytywnie reagować na Rolfa, co się zdarza. Oczywiście, nie wykluczam, że problemy mogą się znowu nasilić, na przykład, gdy przyplącze się infekcja i organizm będzie osłabiony. Albo kiedy zaczną na wiosnę pylić różne trawy i Rolf przyniesie ich pyłki na swojej sierści do domu. Ale Kuba jest tak zakochany w swoim psie, że jakoś to wytrzymam. Jako matka nie mam innego wyjścia.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA