„Mąż nigdy się mną nie interesował. Gdy się od niego uwolniłam, byłam spragniona przygód i… weszłam w bardzo ryzykowny biznes”

Jestem po 40-stce i całowałam się ze studentem fot. Adobe Stock, Bits and Splits
„Gdy nasze dzieci dorosły i wyprowadziły się z domu, nie widziałam powodu, żeby dalej z nim żyć. Gdy wspomniałam o rozwodzie, tylko wzruszył ramionami. – Jak chcesz – powiedział. Od rozwodu staram się więc jak najmniej czasu spędzać w mieście. Uciekam z niego, gdy tylko mogę. Nudzi mnie moja praca, moje koleżanki, moje mieszkanko”.
/ 23.12.2022 18:30
Jestem po 40-stce i całowałam się ze studentem fot. Adobe Stock, Bits and Splits

Przed ślubem Witek obiecywał mi przygody i podróże. Ale nasz tydzień miodowy w Bieszczadach to były nasze najdłuższe wspólne wakacje. A potem zawsze miał wymówkę. Pogoda, zdrowie, pieniądze. Tak naprawdę nie lubił opuszczać kanapy. I butelki piwa. I telewizora. Gdy nasze dzieci dorosły i wyprowadziły się z domu, nie widziałam powodu, żeby dalej z nim żyć. Gdy wspomniałam o rozwodzie, tylko wzruszył ramionami.

Jak chcesz – powiedział.

Od rozwodu staram się jak najmniej czasu spędzać w mieście.

Uciekam z niego, gdy tylko mogę

Nudzi mnie moja praca, moje koleżanki, moje mieszkanko. Od dawna chciałabym coś zmienić w moim życiu. Tylko brakuje mi pomysłu. Tydzień temu postanowiłam się wybrać do Lidzbarka Warmińskiego. Zarezerwowałam nocleg i zaczęłam szukać połączenia. Wklepałam w Google’a: „autobus”, „Lidzbark Warmiński”. Już w pierwszym linku znalazłam dobre połączenie. Wyjazd z Warszawy o 8 rano, przyjazd – o 12. A potem powrót do stolicy w niedzielę o 17. Kupiłam bilety.

Autobus odjechał bez opóźnienia. Do Płońska wszystko szło jak należy. Ale potem autobus skręcił z głównej drogi w lewo.

„Pewnie ma przystanek w jakiejś miejscowości i zaraz wróci na trasę” – pomyślałam.

Ale autobus ciągle jechał nie tam, gdzie powinien. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy spokojnie siedzieli z nosem w komórkach albo książkach. Głupio mi było się pytać, czy ten autobus jedzie dobrą trasą. Wyciągnęłam z torby wydruk mojego biletu. „Warszawa – Lidzbark (woj. warmińsko-mazurskie)”. Lidzbark. Po prostu. Nie Lidzbark Warmiński. Wiedziałam już, gdzie jadę. Do zupełnie innego Lidzbarka. W tym samym województwie. Włączyłam mapę w komórce. Między jednym Lidzbarkiem a drugim było 135 kilometrów. Byłam wściekła na siebie. Przecież doskonale wiedziałam, że Lidzbarki są dwa. I tak po prostu dałam się nabrać wujkowi Google’owi! Ale ciągle nie traciłam nadziei. Przecież z tego miasteczka musi być jakieś połączenie do Olsztyna. W końcu to stolica województwa! A stamtąd dojadę do właściwego Lidzbarka.

Może więc jeszcze nie wszystko stracone…

Na przystanku w Lidzbarku zaczęłam się rozglądać za rozkładem jazdy. Ale nic takiego nie znalazłam. Na ławeczce siedział kierowca autobusu i jadł kanapkę.

– Przepraszam, może pan wie, o której jest autobus do Olsztyna? – zapytałam.

– Do Olsztyna? Przecież pani dopiero co przyjechała z Warszawy…. A, już wiem. W każdym tygodniu mam kilku takich pasażerów. Pani dotarła nie do tego Lidzbarka, co? – kierowca zaczął się śmiać.

– No ma pan rację, jestem idiotką. Ale czy może mi pan jakoś pomóc? Bo tu nie ma nigdzie żadnej informacji…

– No cóż. Nie ma pani zbytniego wyboru. Może pani wrócić ze mną do Warszawy o 17. Innego połączenia dziś nie ma.

Zamurowało mnie. Gdzie ja jestem? Co to za dziura? Byłam wściekła na siebie, na to miasteczko, na cały świat. Pokój w hotelu był już zapłacony. Nie dość, że straciłam kasę, to jeszcze zmarnowałam sobie weekend. Była taka piękna pogoda, a ja spędzę cały dzień w autobusie! Zobaczyłam po drugiej stronie ulicy bar. Uznałam, że najpierw się czegoś napiję, a potem pomyślę, co dalej. Za barem stała wysoka brunetka. Kruczoczarne włosy, ostry makijaż, ciężka złota biżuteria.

– Co panią do nas sprowadza, złociutka? – zapytała, nalewając mi zimnego piwa.

Wzruszyłam ramionami. Zastanawiałam się, co powiedzieć.

– Oj, chyba już wiem. Pani jest jedną z tych, co do nas trafili pomyłkowo, prawda? No tak… Zdarza się. Zazwyczaj tacy jak pani biorą taksówkę do Działdowa. Heniek bierze za kurs 50 złotych. Ale dziś Heniek nie jeździ. Drużbą jest. Taki pech. To może coś pani zje? Ma pani jeszcze kilka godzin. Schabowego mogę usmażyć, z kapustką.

Nie miałam nic lepszego do roboty, więc zamówiłam schabowego. Był bardzo smaczny. Podziękowałam, zapłaciłam i wyszłam na ulicę.

Z nieba lał się żar

Jedyna ławka, ta przy przystanku autobusowym, stała w słońcu. Rozglądałam się za kawałkiem cienia.

– Gorąco, co? – dopiero zauważyłam, że barmanka stoi oparta o framugę i pali papierosa. – Mamy tu plażę, może chce się pani wykąpać? O tam, trzeba iść tą alejką.

Jezioro. To było już coś. Poszłam wskazaną ścieżką i doszłam nad jezioro. Było naprawdę piękne. Przy niedużym pomoście kołysały się łódki. Oprócz mnie żywego ducha. Wskoczyłam do wody. Była ciepła i bardzo czysta. Od razu wrócił mi humor. W taką pogodę weekend nad jeziorem to może nawet lepszy pomysł niż zwiedzanie zabytków!

Miałam już plan. Znajdę jakiś pokój i zostanę tu do jutra. Popływam, poczytam. Może ten weekend jeszcze nie jest do końca stracony! Wróciłam do baru.

– I co, podobało się? – spytała barmanka.

I to nawet bardzo, dziękuję.

Zamówiłam piwo i zagadnęłam.

– Jezioro macie bardzo ładne, chyba zostanę do jutra. Może mi pani polecić jakiś pensjonat?

Barmanka jakby nie słyszała. Wycierała szklanki i patrzyła przed siebie. Gdy już miałam ponowić pytanie, odezwała się.

No widzisz, złociutka, nigdzie nie ma wolnych miejsc. Wesele mamy. Lokalnego bogacza. Na 400 osób…

Znowu klapa. A wydawało mi się, że będzie dobrze. Spojrzałam na zegarek. 16. Za godzinę odjeżdża pekaes.

To tyle z mojego fantastycznego weekendu…

Usiadłam z piwem w kącie zrezygnowana. Barmanka cały czas wycierała szklanki. I nad czymś bardzo mocno myślała.

– Wie pani, tak sobie myślę i myślę. No nie wygląda pani na psychopatkę ani złodziejkę. A ja mam wolny pokój u siebie. Nic wielkiego, ale wersalka jest. Jak pani chce, to może się pani u mnie zatrzymać. A nie tak tym autobusem w tę i z powrotem.

Nie byłam pewna, czy powinnam się zgodzić. Z jednej strony mnie kusiło, bo nie chciało mi się wracać do domu. Ale tak w czyimś domu? U obcej kobiety? Trochę głupio. Biłam się z myślami…

No niech się pani zgodzi, przecież to nic takiego. Czasem trzeba sobie pomóc, inaczej ten świat zupełnie zejdzie na psy, prawda?

Dałam się przekonać. Cudownie będzie jeszcze pokąpać się w tym jeziorze.

– Niech pani przyjdzie o 18, wtedy zamykam – zakończyła rozmowę barmanka.

Poszłam jeszcze raz na plażę. Wykąpałam się i położyłam w cieniu z książką. Lekki wiatr poruszał trzcinami. Przymknęłam oczy.

– No tak myślałam, że panią tu znajdę. Dawno minęła 18! Niech się pani zbiera, bo ja do pracy idę. Na to wesele.

Otworzyłam oczy. Nade mną stała barmanka. Zrobiło mi się głupio…

– Bardzo przepraszam, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Tylko kłopoty ma pani przeze mnie… – zerwałam się, wrzuciłam ręcznik i książkę do plecaka. I ruszyłam za moją nową znajomą.

– A w ogóle to Bożena jestem – barmanka nagle stanęła i wyciągnęła do mnie rękę.

– Kasia.

Bożena bez słowa ruszyła dalej

Ledwie ją znałam, ale już polubiłam. Widać było, że to konkretna kobieta. Jej domek był nieduży, ale schludny. W ogrodzie kwitły piękne malwy i irysy.

– Tu jest twój pokój. Zaraz znajdę pościel. Łazienka po lewej, kuchnia po prawej. Musisz sobie poradzić.

Wzięłam książkę i poszłam na werandę. Wreszcie przestało być tak gorąco. Po chwili z okna wyjrzała Bożena.

– A wiesz, co tak będziesz sama siedzieć. Dam ci jakąś kieckę i chodź ze mną. Jak mi pomożesz te drinki mieszać, to i zabawić się zdążymy…

Nie no, gdzie tak, na wesele się wpraszać. Nie wypada. Posiedzę, poczytam, nie martw się o mnie – zaczęłam się mitygować, choć szczerze mówiąc, dawno nigdzie nie byłam.

A tak lubię tańczyć! Ale Bożena słusznie uznała, że tylko się kryguję. Wzięła mnie za rękę i zaciągnęła do pokoju. Z szafy wyciągnęła obcisłą srebrną sukienkę. W ogóle nie w moim stylu, ale co tam. Bożena sprawnie upięła mi włosy w kok.

– No, z butami będzie kłopot, bo widzę, że masz nóżkę jak ośmiolatka. Te twoje balerinki muszą starczyć – zawyrokowała.

Sąsiad w rozklekotanym bmw spojrzał na mnie zaintrygowany.

No to ta zguba, wiesz. Zaopiekowałam się nią – wyjaśniła Bożena.

– A, warszawianka! No zapraszam, pokażemy pani, jak my się tu bawić umiemy w tym gorszym Lidzbarku.

Okazało się, że chociaż ja nikogo tu nie znam, to wszyscy wiedzą, kim ja jestem. Szybko stałam się atrakcją wieczoru.

Każdy facet chciał koniecznie ze mną zatańczyć

Parkiet urządzono na dworze, pod rozwieszonymi kolorowymi lampionami. Naprawdę ładnie to wyglądało.

– Heniek jestem – przedstawił mi się kolejny partner. – To dzięki mnie pani tu ciągle jest.

Zaśmiał się, a ja dopiero wtedy skojarzyłam, że to ten taksówkarz. Tańczyłam bez przerwy do 3 nad ranem. 

– No i co? Podobało się? Starczy atrakcji? – na krzesło koło mnie klapnęła Bożena. – Sąsiad zaraz wraca, może nas odwieźć. Nie martw się… – zobaczyła moje przerażone spojrzenie. – On nie pije.

Padłam na łóżko w samej bieliźnie, nie miałam siły szukać piżamy. Spałam do południa.

– No wstawaj już, szkoda dnia – obudził mnie zapach kawy i kuksaniec w bok.

Chwilę mi zajęło, zanim sobie przypomniałam, gdzie jestem.

– Muszę iść do pracy, znalazłam zastępstwo tylko do 13. Jak się ogarniesz, to zamknij drzwi, tu masz klucz, i wpadnij do baru na śniadanie – Bożena pomachała mi na pożegnanie i zniknęła.

Umyłam się, spakowałam i uznałam, że dobra jajecznica postawi mnie na nogi. W barze siedziało przy kawie i jajkach kilka osób. Zamówiłam jajecznicę, grzanki i szklankę soku pomarańczowego.

– Idź na taras, z tyłu. Jest tam kilka stolików. Przyjemniej niż tu – zaproponowała Bożena. – Zaraz do ciebie przyjdę.

Na tarasie panował miły chłód. W skrzynkach rosły pelargonie i surfinie. Przyjemnie. Bożena zjawiła się z tacą. Dla siebie przyniosła kawę. Usiadła i zapaliła papierosa.

Lubię to miejsce, lubię gotować, być wśród ludzi. Ale to już niedługo. Właściciel wyjeżdża do Anglii. Żaden kupiec się nie znalazł, więc po prostu zamknie lokal – Bożena westchnęła. – Mam trochę oszczędności, nawet myślałam, żeby kupić tę budę. Ale nie stać mnie. Może bym się nawet dogadała z właścicielem, ale przecież to nie wszystko. Chciałabym to urządzić po swojemu, wyremontować. Marzy mi się mały lokal z domową kuchnią, a nie bar. Małe stoliki nakryte obrusami w kratę, kwiaty, lampki…. No dobra. Robota czeka – Bożena zdusiła papierosa w popielniczce i poszła do środka.

Po chwili poszłam za nią, zapłaciłam

– Idę popływać, wpadnę coś zjeść przed odjazdem autobusu. Dzięki za wszystko.

Na plaży tym razem była rodzina z dwójką dzieci. I kilkoro nastolatków. Wykąpałam się i wyciągnęłam z książką w cieniu. Nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam o tym, co powiedziała Bożena. Knajpka w małym miasteczku nad pięknym jeziorem. Może to jest to? Może to jest ta moja zmiana, ten mój nowy pomysł na życie? Wiedziałam, ile jest warte moje mieszkanie i ile mam oszczędności. Ale nie miałam pojęcia, ile taki bar może kosztować. I remont. Czy ten plan ma w ogóle ręce i nogi?

Im dłużej myślałam, tym bardziej wydawało mi się, że to szaleństwo. Ale jednocześnie nie mogłam sobie tego pomysłu wybić z głowy. Wróciłam do baru.

– Bożena, nalej mi duże piwo i chodź na taras pogadać. Coś mi przyszło do głowy.

Zjawiła się po chwili. Dla siebie też przyniosła szklankę.

– I tak zaraz będę bezrobotna, więc co mi tam – uśmiechnęła się.

– No właśnie o tym chciałam pogadać. Pewnie uznasz, że zwariowałam, ale wysłuchaj mnie. Mam dość mojej pracy i życia w Warszawie. Jestem księgową, więc coś tam wiem o pieniądzach. Mogę sprzedać mieszkanie. Mam trochę grosza na lokatach. Jak mi powiesz, ile twój szef chce za to miejsce i ile ty masz pieniędzy, mogę spróbować przygotować biznesplan. Sprawdzić, czy pomysł, żebyśmy razem kupiły to miejsce, ma sens. Nic nie obiecuję, ale mogę chociaż spróbować to wszystko policzyć. A, i zapomniałam dodać, że piekę pyszne ciasta. Co ty na to?

Bożena długo milczała. Byłam pewna, że uznała mnie za wariatkę. Trudno jej się dziwić. Nikt normalny nie proponuje wspólnego biznesu komuś, kogo ledwie zna. Nagle zerwała się i mnie przytuliła.

– Naprawdę byś to zrobiła? Dla mnie? Ze mną?

– Bożena, ja nic nie obiecuję. Na razie. Tylko że się przyjrzę i pomyślę. Nie mam pojęcia, czy ten plan się będzie trzymał kupy, czy wystarczy nam pieniędzy. Ale mogę ci obiecać jedno – że się postaram, bo pomysł zamieszkania tu, porannych kąpieli w jeziorze i prowadzenia małej knajpy bardzo mi się podoba.

Zanim wsiadłam do autobusu, kazałam Bożenie zebrać jak najwięcej informacji i przesłać mi mailem. Nie tylko o cenie lokalu, ale i o liczbie gości w miesiącu, obrotach. Na pożegnanie wyściskałam ją i obiecałam, że jak tylko coś będę wiedzieć, to dam znak.

– Zadzwonię, albo raczej przyjadę, bo każda okazja, żeby się wykąpać w tym waszym bajorku, jest dobra – zażartowałam.

– Do widzenia, wspólniczko – Bożena puściła oko i zamknęła za mną drzwi.

Od tygodnia pracuję nad biznesplanem. Jeszcze za wcześnie, żeby powiedzieć, czy ma ręce i nogi. Ale bardzo chcę, żeby nam się udało.

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Redakcja poleca

REKLAMA