„Mąż nie wiedział, że kradnę jego oszczędności życia, żeby kupować ciuchy. Sekret wyszedł na jaw razem z moją zdradą”

Kuzyn uwiódł mi dziewczynę fot. Adobe Stock, Damir Khabirov
„Nie, żeby filharmonia była tym, co mnie interesowało. Za to dobrze ubrany mężczyzna, z na oko bardzo drogim zegarkiem na ręce, niekoniecznie przystojny, ale uśmiechający się do mnie zalotnie, momentalnie ściągnął moją uwagę. Zakręciłam się koło niego. Od słowa do słowa zostaliśmy parą. Trzymałam się go i chętnie przyjmowałam drogie prezenty”.
/ 28.06.2023 18:30
Kuzyn uwiódł mi dziewczynę fot. Adobe Stock, Damir Khabirov

Odkąd pamiętam, zakupy wywoływały we mnie wielką ekscytację. No, powiedzmy sobie szczerze, która kobieta nie lubi zakupów? Już w liceum kupowałam na potęgę. Głównie ciuchy i kosmetyki. Wystarczył jeden wypad do galerii handlowej, a już wracałam obładowana rozmaitymi rzeczami – tymi bardziej i tymi mniej potrzebnymi. Całe kieszonkowe, które zresztą było niemałe, potrafiłam wydać w ciągu jednego dnia. Oczywiście, zdarzały się sytuacje, gdy nagle były mi potrzebne pieniądze, a już ich nie miałam. Aby wytłumaczyć się przed rodzicami, wymyślałam coraz to nowsze historie. A to kilka banknotów wyleciało przez dziurawą kieszeń, a to zostawiłam je w szatni na wuefie i ktoś je ukradł, a to znowu wyrwał mi je jakiś starszy kolega, którego twarzy jak na złość nie potrafiłam sobie przypomnieć.

Nie powiem, żeby moje opowieści były wiarygodne

Na szczęście mojej mamie, która wychowywała mnie sama, wystarczały. W końcu dobrze się uczyłam, nie włóczyłam się po nocach i zawsze wracałam do domu o wskazanej porze, więc dlaczego miałabym kłamać w tej sprawie? Mama myślała po prostu, że mam wyjątkowego pecha. Za to moje szkolne koleżanki nie mogły się nadziwić, gdy wciąż przychodziłam z coraz to nowszymi rzeczami. 

– W przyszłości to będziesz musiała przystopować – ostrzegła mnie jedna. – Albo znaleźć dobrze płatną pracę.

– Albo bogatego męża – stwierdziłam. – Tak, na pewno znajdę jakiegoś dzianego faceta i tyle.

Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Znalazłam bogatego faceta. Ale po kolei. Kiedy poszłam na studia, dziwnym trafem okradli mnie dwa razy w ciągu jednego roku, sprzedali mi dziurawą torbę, w której oczywiście schowałam na chwilę zaoszczędzone pieniądze, a trzysta złotych zjadł pies mojej współlokatorki. Trochę się uczyłam, ale zdecydowanie więcej czasu spędzałam na zakupach. Teraz częściej zamawiałam przez internet, bo przecież nikt nie widział, ile tego do mnie przychodzi. Z ludźmi utrzymywałam jako taki kontakt, a moim najlepszym kumplem był zdecydowanie chłopak z roku, Natan. Kiedy jednak zwrócił mi uwagę, że kupuję strasznie dużo rzeczy, z czego większość pewnie jest mi niepotrzebna, obraziłam się, a nasze relacje mocno się ochłodziły. On coś tam próbował łagodzić, ale więcej go nie słuchałam. Po kolejnym wymyślonym wypadku z pieniędzmi, niby bardzo zmartwiona, dałam się wyciągnąć koleżance do filharmonii.

Tam poznałam swojego przyszłego męża, Krystiana

Nie, żeby filharmonia była tym, co mnie interesowało. Za to dobrze ubrany mężczyzna, z na oko bardzo drogim zegarkiem na ręce, niekoniecznie przystojny, ale uśmiechający się do mnie zalotnie, momentalnie ściągnął moją uwagę. Zakręciłam się koło niego. Trochę poflirtowałam, poudawałam zafascynowanie koncertem, potem dałam się zaprosić na kolację. Od słowa do słowa zostaliśmy parą. Trzymałam się go i chętnie przyjmowałam drogie prezenty. Ani się obejrzałam, a byliśmy po ślubie.  Życie z Krystianem pod jednym dachem było dla mnie spełnieniem marzeń. Co prawda po roku urodził nam się synek, Pawełek, ale w opiece nad nim bardzo pomagała mi mama. W dodatku nie musiałam pracować. Mąż miał dużą, doskonale prosperującą firmę i zarabiał naprawdę dużo. Choć mama coś tam na początku przebąkiwała, że mogłabym się rozejrzeć za jakąś pracą, ja o tym nie myślałam. Zrobiłam licencjat z zarządzania, ale bez większego pomysłu na siebie. Nie ciągnęło mnie do żadnego zajęcia. Zresztą, mogłam się wreszcie spokojnie skupić na kupowaniu.

Przekonywałam się, że wcale nie robię nic złego. Chcę tylko poprawić wystrój domu, ładnie wyglądać, podkreślając kolor oczu nową, elegancką sukienką czy kupić książki, które tak gorąco polecali w sieci. Nie, żebym miała je kiedykolwiek przeczytać, ale tak ładnie wyglądały na tych białych regałach, które kazałam zamówić Krystianowi… Już w połowie miesiąca zaczynałam odczuwać brak środków na koncie. Wiedziałam jednak, że mąż założył nam konto oszczędnościowe, żeby uzbierać na większy dom pod miastem. Uznałam, że przecież nic się nie stanie, jak trochę z niego podbiorę. W końcu oddam zaraz w następnym miesiącu…

Któregoś razu, gdy mama siedziała z Pawełkiem, a ja zastanawiałam się, czy wziąć błękitną, czy fuksjową sukienkę, do drzwi zadzwonił dzwonek. Nie ruszyłam się, więc to mama poszła zobaczyć, kto przyszedł.

– Aguś! – zawołała. – Jakiś pan do ciebie!

Usłyszałam znajomy śmiech

– Żaden pan, miła pani, tylko Natan.

Niechętnie zerknęłam przez ramię.

– Zaraz przyjdę! – zawołałam dla świętego spokoju.

Po krótkiej chwili namysłu, wrzuciłam obie sukienki do koszyka i zapisałam go, żeby móc zaraz sfinalizować transakcję. Potem niechętnie ruszyłam do przedpokoju. Natan. Przystojny, roześmiany i elegancki jak zwykle.

– Cześć – mruknęłam. – Co… tutaj robisz? Myślałam, że wyjechałeś z miasta.

– Wyjechałem, ale wróciłem – wyjaśnił. – I słyszałem od Aliny z roku, że po licencjacie rzuciłaś studia, bo wyszłaś za mąż. Miała ten adres, więc pomyślałem, że może wpadnę. Zobaczę, co u ciebie.

Milczałam, zakłopotana.

– Może… dałabyś się zaprosić na przyjacielską kawę?

– No… nie wiem – rzuciłam niezdecydowana, zerkając tęsknie na ekran laptopa.

– Aguś, idź – przekonywała mama. – Wiecznie siedzisz w domu… Ja przypilnuję Pawełka.

Chcąc nie chcąc, dałam się namówić. Jak się okazało, Natan wrócił na stałe. Został project menagerem w jednej z tutejszych firm. Kiedy zapytał mnie o pracę, wzruszyłam ramionami. Stwierdziłam, że zajmuję się dzieckiem. Uznał, że to też bardzo wymagające.

Po przyjacielskiej kawie był przyjacielski drink

Potem drugi. Później tak jakoś się złożyło, że wylądowałam w ramionach przyjaciela przed barem. Kiedy jednak zaczęliśmy się całować, otrzeźwiałam.

– Natan, mam męża ‒ mruknęłam, choć zabrzmiało to jakoś pusto. – I w ogóle to i tak muszę wracać.

Więcej nie spotkałam się z Natanem, choć dzwonił i pisał mnóstwo esemesów. Skupiłam się na swoim życiu. Niestety, w końcu zaczęło mi brakować pieniędzy. Na koncie nie miałam prawie nic, na oszczędnościowym były jakieś resztki. Oczywiście, uspokajałam sama siebie, że wszystko zwrócę. Trochę pooszczędzam i tyle. Co to dla mnie? Zresztą, Krystian miał mieć dodatkowe środki z jakiegoś nowego projektu. Ostatecznie uznałam, że pieniądze można pożyczyć. Byłe koleżanki ze studiów patrzyły na mnie dziwnie, gdy prosiłam o kilka stówek. Każda, co do jednej, stwierdziła, że nie ma. Muszą zapłacić rachunki i takie tam. Byłam zirytowana, bo wiedziałam, że mama na pewno nie dysponuje wolną gotówką. W końcu zdecydowałam się spotkać z Natanem.

– Wiesz, śmieszna sprawa, zabrakło mi dosłownie sześciu stówek na taki jeden kurs – rzuciłam do niego trochę nerwowo, gdy szliśmy przez park.

– Jaki kurs? – zainteresował się.

Że też musiałam wymyślić akurat kurs!

– A… taki tam – machnęłam ręką. – Z tego, no, z zarządzania. Nie znam jeszcze dokładnie szczegółów.

Pokiwał głową

– Pożyczysz? – popatrzyłam na niego z nadzieją. – Na pewno oddam!

Pożyczył. Nie musiałam go nawet długo namawiać. Kiedy wróciłam do domu ze spotkania z Natanem, od razu wyczułam, że coś jest nie tak. W salonie czekał na mnie Krystian, który zwykle zjawiał się dwie, trzy godziny później, a obok niego siedziała mama. Była blada jak ściana.

– Gdzie byłaś? – rzucił, gdy tylko weszłam. – Z nim?

Zatkało mnie.

– Z kim?

Natan… Tak ma na imię? – odezwał się.

Nigdy dotąd nie widziałam go tak wściekłego.

– Aldona, moja asystentka, widziała cię z nim dwa tygodnie temu. Migdaliliście się pod jakimś barem.

Nie wiedziałam zupełnie, co powiedzieć. Nie spodziewałam się tego.

– Krystian, nic nie rozumiesz…

– Rozumiem więcej, niż ci się wydaje – warknął. – Ale mniejsza o to. Powiedz mi, gdzie są pieniądze?

– Pieniądze? – powtórzyłam głupio.

– Tak, nasze… nie, przepraszam, moje oszczędności – wycedził. – Wyczyściłaś konto niemal do zera! Na co brałaś? Pewnie na niego, tak? Takiego frajera sobie znalazłaś, co?

Stałam i patrzyłam na niego, wciąż oszołomiona. Jakoś żadna chwytliwa historyjka nie przychodziła mi do głowy. Wytłumaczyłam Krystianowi, na co naprawdę wydałam jego oszczędności. Z początku nie uwierzył. Potem, kiedy to do niego dotarło, powiedział, że jestem nienormalna. Nie chciał ze mną dłużej rozmawiać. Kazał zabierać rzeczy i się wynosić. Zapewnił, że spotkamy się w sądzie, na rozprawie rozwodowej.

Wyprowadziłam się do mamy

Na szczęście Pawełek pojechał z nami. Krystian miał pewne obawy co do tego, czy jestem na tyle stabilna psychicznie, by zająć się dzieckiem, ale wiedział, jak mały jest przywiązany do babci. Nie chciał mu niszczyć życia. Zamierzał łożyć na jego wychowanie i regularnie go odwiedzać. Z początku bardzo rozpaczałam po naszym rozstaniu. Próbowałam nawet dzwonić do męża z tłumaczeniami, ale zawsze zrzucał moje połączenia. W sumie dobrze się stało, że nie próbowaliśmy brnąć w to dalej. Uświadomiłam sobie, że ja go nawet nigdy nie kochałam. Teraz chodzę na terapię.

Jestem zakupoholiczką – przyznałam to przed sobą. Zaczęłam też pracę w pobliskiej herbaciarni. Nie ma z tego dużych pieniędzy, ale przynajmniej zajmuję czymś myśli, żeby nie skupiać się na planowaniu kolejnych zakupów. I przydarzyło mi się coś dobrego – spotykam się z Natanem. On wie o moim uzależnieniu. Mam od niego ogromne wsparcie. Tak jak od mamy i małego Pawełka. Od niedawna skupiam się na ludziach, nie na rzeczach. I czuję różnicę.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA