Za trzy dni miał odbyć się chrzest naszej dwumiesięcznej córeczki – Hani. Zamówiłam wizytę u fryzjera. Z małą miał zostać mój mąż, Paweł. Kilka razy proponowałam, że może zadzwonię po swoją mamę, by mu pomogła, bo ze trzy godziny mnie nie będzie. Oburzał się jednak tylko, że go nie doceniam i nie mam do niego zaufania, więc w końcu postanowiłam dać spokój. W sumie jest ojcem, niech się wykaże! Tuż przed wyjazdem przystawiłam Hanusię do piersi, przebrałam, uśpiłam i wydałam ostatnie instrukcje mężowi:
– Będzie spała dobre dwie godziny. Jakby się wierciła, daj jej smoczek. Nie powinna być głodna, ale w razie czego odciągnęłam pokarm, podgrzej i jej podaj…
– Jedź już! I niczym się nie martw! Co ja, jakiś nierozgarnięty jestem, że się własną córką przez trzy godziny nie zaopiekuję? – przerwał mi.
No to pojechałam
Fryzjer był w połowie nakładania mi farby na włosy, kiedy rozdzwoniła się moja komórka. Nie odebrałam, ale ktoś zaczął dzwonić drugi raz. Za trzecim jedna z praktykantek spytała, czy podać mi telefon. Okazało się, że to mój mąż. Chciał wiedzieć, czy długo mi jeszcze zejdzie. Był zły i zniecierpliwiony. Wkurzyłam się, bo przecież go uprzedzałam, że ze trzy godziny mnie nie będzie, a on dzwoni po 40 minutach z głupim pytaniem, ile jeszcze.
– Ze dwie godziny. A coś się dzieje? – spytałam.
Stwierdził, że małej chyba coś dolega, bo zaraz po moim wyjściu się obudziła i jest niespokojna i że mam się nie rozsiadać u tego fryzjera, tylko pospieszyć. Tak jakbym do koleżanki na plotki poszła! Co miałam powiedzieć fryzjerowi? „Proszę się pośpieszyć, bo mąż się niecierpliwi?”. Zresztą Paweł taki był urażony, że go nie doceniam, więc niech się wykaże. Jednak po kilkunastu minutach znów zaczął dzwonić, raz za razem. Najchętniej wyłączyłabym telefon, ale nie mogłam. Bałam się, że może coś się stało, więc w końcu odebrałam.
– Przyjedź, tylko szybko! Hania drze się wniebogłosy, nie mogę jej uspokoić! Zaraz się udusi! – ryknął do słuchawki i się rozłączył.
Byłam zdezorientowana. Spojrzałam na swojego fryzjera i powiedziałam, że muszę na chwilę do domu. On też wydawał się zaskoczony, powiedział jednak, że mam poczekać pięć minut, bo właśnie kończy nakładanie farby. Z głową pozawijaną w folię aluminiową wybiegłam na parking, wsiadłam w samochód i ruszyłam w kierunku domu. Nie muszę mówić, jaką minę mieli kierowcy, których mijałam… Gdy wpadłam do domu, Hania była zapłakana. Dostawiłam ją do piersi i spytałam Pawła, czemu nie podgrzał jej mleka.
– Niby jak miałem to zrobić, jak ją nosiłem? – spytał oburzony.
No tak. A ja niby jak każdego dnia sprzątam, gotuję, prasuję? Zresztą podgrzanie mleka nie wymaga zaangażowania dwóch rąk. Dzwonić potrafił, a włożenie butelki do ciepłej wody było zbyt skomplikowane? Hania zasnęła, a ja pojechałam z powrotem do salonu. Praktykantka akurat kończyła zmywać mi farbę z głowy, gdy mój telefon znów zaczął wściekle dzwonić. Wkurzona na maksa odebrałam i syknęłam do słuchawki:
– Paweł, byłam w domu pół godziny temu, nakarmiłam małą, więc nie jest głodna. Chyba możesz, do cholery, zająć się przez chwilę własną córką?! – aż się we mnie gotowało.
Nie jest łatwo być ojcem
Usłyszałam tylko jego przerażony głos, że mam natychmiast wracać, po czym się rozłączył. A mnie serce podskoczyło do gardła! Pełna najgorszych przeczuć chwyciłam pierwszy lepszy ręcznik, zawinęłam włosy i bez słowa znów pognałam do domu na złamanie karku. Już od progu zaczęłam pytać, co się stało.
– Kupę zrobiła! – wypowiedział to takim tonem, jakby co najmniej trzecia ręka jej wyrosła.
Gdyby wzrok mógł zabijać, właśnie stałabym się wdową na własne życzenie. Ściągnął mnie z salonu, zadzwonił, przestraszył – i to wszystko dlatego, że dziecko zrobiło kupę? Nawymyślałam mu i zabroniłam zbliżać do siebie na odległość mniejszą niż metr. Po czym przebrałam Hanusię i trzeci raz tego dnia pokonałam tę sama trasę w kierunku salonu.
Tam zaczęłam przepraszać za swoje zachowanie, pomstować na męża i żalić się na los matki Polki, która z domu nawet na chwilę wyjść nie może. Fryzjer z dziwną miną dość szybko wysuszył mi włosy, podciął, wymodelował. Byłam pewna, że jest na mnie zły i ma mnie po prostu dość. Jednak kiedy skończył i chciałam zapłacić, usłyszałam:
– Dziś gratis, niech pani szybko wraca do domu i kupi mężowi piwo ode mnie.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, czemu nie chce pieniędzy, no i niby czemu Pawłowi piwo miałam kupować? W ogóle nie zasłużył! Mężczyzna, widząc moją zdezorientowaną minę, dodał:
– Też mam córeczkę, ma cztery miesiące. Pewnie też dzwoniłbym do żony kilka razy, a w przerwach między telefonami osiwiał.
Tylko się roześmiałam. Tatusiowie na medal!
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”