„Mąż nie tylko konsekwentnie mnie zdradzał, lecz także zmuszał do trwania w tej farsie. Owinął mnie wokół palca”

Kobieta, która zdradzał mąż fot. Adobe Stock, Maksym Povozniuk
„Nie wierzyłam w wiarołomność męża. Czułam się zdruzgotana, poharatana. Jędrek wydzwaniał, przyjeżdżał, zaklinał się, namawiał mnie do powrotu. Ucinałam każdą rozmowę, nie chciałam słuchać jego perfidnych kłamstw”.
/ 09.12.2021 08:42
Kobieta, która zdradzał mąż fot. Adobe Stock, Maksym Povozniuk

Nie tylko mnie zdradzał i konsekwentnie, od początku naszego związku, oszukiwał, ale wszedł w sytuację, w której zmuszona zostałam uczestniczyć w jego amorach, oczywiście nieświadomie. Coś tam podejrzewałam, coś mi się niezupełnie zgadzało w cudownych zbiegach okoliczności, dzięki którym niby to przypadkiem znaleźliśmy się razem na nartach, ale tak naprawdę nie wierzyłam w wiarołomność męża. Raczej bawiłam się tą myślą jak dziecko piłką, igrałam nią, odrzucałam i znowu łapałam. Nawet mnie ona w jakimś sensie podniecała – ale jednak nie podejrzewałam, że może być prawdziwa.

Jędrek był ode mnie dziewięć lat starszy i dziewięćset lat mądrzejszy. Był moim pierwszym mężem, ja jego trzecią żoną. Miał świetną pracę, wiele poważnych zawodowych osiągnięć, ja kolebałam się po różnych beznadziejnych posadach, z których – jeśli sama nie rezygnowałam – to i tak w końcu mnie wywalano. Potrafił wypowiedzieć się na każdy temat, ja w towarzystwie wstydzę się w ogóle zabrać głos. Nie to, że nie mam nic do powiedzenia, ale boję się zawsze, że to, co powiem, będzie głupie i bez sensu. Jestem nieśmiała, zamknięta czy nawet zatrzaśnięta w sobie, przekonana o lukach w mózgu, niedostatkach w wykształceniu, brakach w urodzie, deficycie w uczuciach.

Co tu kryć, gdy poznałam Jędrka, zasługiwałam już w pełni na miano „starej panny”. Zakompleksionej, przerażonej upływem czasu, pojawianiem się zmarszczek i znikaniem kolejnych kandydatów na mężów. Mama patrzyła na mnie z melancholią, ojciec nie krył rozczarowania „nieudaną” córką.

– Okej, kobieta może nawet nie mieć rodziny, takich głupich czasów dożyliśmy, trudno. Ale niech chociaż robi karierę, zarabia pieniądze, zabezpiecza sobie przyszłość. A ty? Ani pracy porządnej, ani pieniędzy, ani chłopa. Kto cię utrzyma, jak mnie zabraknie? Kto pomoże sierotce Marysi? Chyba tylko krasnoludki pozostają…

– Daj spokój dziewczynie, młoda jeszcze, głupia. Dzisiejsza trzydziestka to jak dawna dwudziestka, Irma ma jeszcze mnóstwo czasu na wszystko.

– Tak – skrzywił się jak po zjedzeniu cytryny – całe mnóstwo. Zwłaszcza że już nikt nie pamięta tych trzydziestych urodzin.

Więc kiedy pojawił się Jędrek, człowiek sukcesu, niegłupi, niebiedny, z tą skazą jedynie, że po dwóch rozwodach, starzy mocno pchali mnie w jego ramiona. Co prawda nie musieli aż tak bardzo pchać, bo się zakochałam jak głupia. Wykazali jednakowoż wielki entuzjazm.

– Widzisz – mama cieszyła się jak dziewczynka – nie mówiłam! Irminka miała rację, że się nie śpieszyła. Poczekała na swojego księcia i teraz będzie przynajmniej w dobrych rękach. Silnych, opiekuńczych.

Rozkwitałam przy nim z  dnia na dzień

Tata zrobił na te słowa głupią minę, jakby nie do końca wierzył w szczerość uczuć dwukrotnie żonatego mężczyzny. Ja byłam w siódmym niebie. Dojrzały i wiedzący czego chce facet, inteligentny, błyskotliwy, przystojny – nie tylko mnie pokochał, ale nieustannie dawał do zrozumienia, jakim jestem dla niego skarbem. Nazywał mnie „księżniczką” albo „robaczkiem świętojańskim”. Zachwycał się moją figurą, delikatnością rysów… Rozpieszczał, traktował trochę jak dziecko (ale tylko trochę, powiedziałabym, że w sam raz.) Uważał, że jestem piękna, wrażliwa, interesująca, że mam osobowość. Ciekawiły go moje opinie, lubił ze mną dyskutować, prowokować mnie, zmuszać do myślenia, wyrażania myśli. Słowo daję, rozkwitłam przy nim jak kwiatek. Może nie róża, o nie, różą nigdy nie byłam i nie będę, ale polny bądź łąkowy kolorowy kwiatuszek. Tak się właśnie czułam – zwyczajnie dobrze na swojej łące. Bezpiecznie. Miło. Ciepło.

O Urszuli wiedziałam co nieco i nawet ją poznałam osobiście – na naszym weselu. Musiała być kiedyś piękną kobietą – myślałam patrząc na nią i bojąc się przyznać przed samą sobą, że wciąż nią jest. Miała w sobie to wszystko, czego mnie zawsze brakowało – oryginalną urodę i uderzającą pewność siebie. Zachowywała się jak gwiazda na scenie, świadoma wpatrzonych w nią z zachwytem oczu.

– Czy myślisz, że ja też powinnam wypróbować botoks, gdy już przyjdzie na mnie czas? – spytałam Jędrka niewinnie następnego dnia po ślubie.

– Zwariowałaś? Po co ci to?

– A innym kobietom po co? Wiadomo, żeby lepiej wyglądać, wciąż się podobać.

– No nie wiem… Nie znam nikogo, kto by używał botoksu.

– Nie żartuj! Wszystkie używają, z tą twoją Ulą na czele!

– Moją Ulą?!

Wyglądał na zdziwionego.

– Nie sądzisz chyba, że jej twarz, ta pupcia niemowlęcia, jest zupełnie naturalna.

– Nie mam pojęcia. Właściwie co mnie to obchodzi? I dlaczego mówisz „moja Ula”? Taka ona moja, jak i twoja.

– Niezupełnie. Mnie nic z nią nie łączy.

– Mnie też. Kiedyś, owszem, ale tylko przez krótką chwilę. Jest kumpelą z dawnych czasów, i tyle. Należy do naszej starej dobrej paczki. Lubię ją.

Uwierzyłam, kretynka. Ale i tak jej nie znosiłam. Unikałam spotkań z ich „starą dobrą paczką”, i tak mnie zresztą nudziły. Te wspomnienia z czasów studiów, w kółko te same opowieści. Nieraz świerzbił mnie język, żeby spytać: „A Ula też była?”, ale powstrzymywałam się. Po co stwarzać problemy tam, gdzie ich nie ma? Po co wzbudzać w sobie niepotrzebną zazdrość? No, chyba niepotrzebną, przecież w końcu ona też miała swojego faceta.

Udawał człowieka zaatakowanego przez szaleńców

A potem pojechaliśmy na te nieszczęsne narty i niby niepodziewanie spotkaliśmy ją z tym jej nabzdyczonym chłopem. To właśnie dzięki niemu, Adamowi, wszystko się wydało. Nie dał robić z siebie durnia, pokombinował, poszperał i odkrył wieloletni romans. Ciągnący się od czasów studiów.
Przez jakiś czas nie byłam w stanie uwierzyć. Niby miałam przed oczami dowody: zdjęcia i wyimki z korespondencji mejlowej. Dostarczył mi je Adam z nieskrywaną, złośliwą satysfakcją. Twierdził, że zakochał się we mnie i że faktycznie stworzeni jesteśmy dla siebie, tak jak oni dla siebie.

– To zwykła pomyłka w opatrznościowych rozgrywkach. Nie wierzę w Boga, na pewno nie w takiego, który nas prowadzi za rączkę, ale wierzę w jakiś ogólny plan, dzięki któremu puzzle układają się w sensowny obrazek. No i to był błąd w planie, rozumiesz, połączenie ciebie z Jędrkiem, a mnie z Ulką. Nonsens. Powinno być odwrotnie. W sumie to tylko malutkie przesunięcie na szachownicy.

Nie rozumiałam, o czym on plecie. Jeśli przez tyle lat się kochają, dlaczego nie są razem bez Adama pomocy? Po co Jędrek żenił się z trzema kobietami, przysięgał im miłość i wierność, a następnie zdradzał je ciągle z tą samą babą? Gdzie tu logika? Jędrek wyparł się wszystkiego, udawał człowieka zaatakowanego przez szaleńców.

– To jakieś fotomontaże! Wiesz, co można zrobić przy dzisiejszej technice? Wszystko! Złączyć każdego z każdym. Wymyślić wszelką bzdurę i ją udokumentować. Nie wierz temu głupkowi, słowo daję, ma nierówno pod sufitem. Wywal z komputera cały ten chłam i zapomnijmy o tym. Rozumiem twoją wściekłość, ale nie jest uzasadniona. Uwierz mi. Mówiłem ci wiele razy, dlaczego rozwiodłem się z Kasią i Ewą, żadna trzecia nie miała na to wpływu, bo po prostu nie istniała.

Tym razem nie uwierzyłam. Może jestem głupia, ale nie aż tak. Wynajęłam sobie kawalerkę i wyniosłam się od męża. Czułam się zdruzgotana, poharatana. Nawet nie próbowałam opowiedzieć tego wszystkiego starym, wolałam nie przyznawać się do kolejnej klęski. Jędrek wydzwaniał, przyjeżdżał, zaklinał się, namawiał mnie do powrotu. Ucinałam każdą rozmowę, nie chciałam słuchać jego perfidnych kłamstw. Dzwonił również Adam, ten obmierzły typ. Oczywiście rozstał się z Ulką.

– Jeśli mi nie wierzysz, to poczekaj na rozwój wydarzeń. Zobaczysz, za chwilę będą ze sobą mieszkać.

Wciąż tego nie rozumiałam. Mogli zamieszkać ze sobą dawno temu, mogli mieć razem dzieci, rodzinę, dom. Dlaczego nie mają? Po co Jędrkowi te żony, z moją skromną osobą na czele? Od niego samego dowiedzieć się nie mogłam, bo konsekwentnie wszystkiemu zaprzeczał. Przyszło mi więc do głowy, by spotkać się z Urszulą i z nią pogadać, jak dziewczyna z dziewczyną. Wyjaśnić tę absurdalną sytuację raz i na zawsze. Dzwoniłam wielokrotnie, zostawiałam wiadomości głosowe, tekstowe, zero odpowiedzi. Przez fejsbuka namierzyłam, gdzie pracuje, i wybrałam się pod jej biuro.

Trochę poczekałam, zanim wyszła. Wyglądała jak zawsze, czyli jak milion dolarów. Szła sprężystym krokiem dobrze wybieganej suki, beztroska i zadowolona z życia. Nagle zmieniłam koncepcję. Nie czułam się na siłach podejść do niej, co dopiero zacząć rozmowę na temat, który tak mnie bolał. Stwierdziłam, że pójdę za nią. Nie widziała nic poza czubkiem własnego mocno upudrowanego nosa, więc nie obawiałam się, że mnie dostrzeże. Czy zmierzała na randkę z moim wciąż jeszcze mężem?

Pierwszy raz dostrzegłam w jej oczach coś ludzkiego 

Nie. Nogi tego popołudnia wlazły mi w cztery litery, bo obeszła kilka sklepów i na piechotę wróciła do domu. Nie byłam do końca pewna, czy własnego, ale skoro miałam już adres, łatwo mogłam to sprawdzić. Owszem, potwierdziło się. Odtąd śledzenie baby stało się moją pasją. Robiłam to, gdy tylko miałam wolny czas i wystarczającą ilość energii. Co za temperament! Albo bieganie po sklepach, albo po parkach. Nie natknęłam się jednak na najmniejszy ślad obecności Jędrka w jej życiu. I najwyraźniej żadnego innego faceta, odkąd rzucił ją ten bubek. Adam. Próbował wielokrotnie. Twierdził, że powinniśmy być razem, że jesteśmy sobie przeznaczeni, że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia.

– Jesteś jak istota z kryształu, a może nawet z lodu? Przyznaj się, czym tak rozpalasz mężczyzn? Tym swoim chłodem?

Zaczęłam się nawet trochę go bać. Wreszcie Urszula mnie nakryła. Tylko taka primadonna nie dostrzegająca świata wokół siebie mogła to uczynić po tak długim czasie. Inna od razu by się połapała.

– Czego ode mnie chcesz, Irka?

Nie wyglądała przyjaźnie. Ani trochę.

– Chciałam z tobą pogadać. Już dawno – wymamrotałam.

– To dlaczego tylko łazisz za mną?

– Nie wiem, może się ciebie boję?

– Ty się mnie boisz… Dobre sobie.

– To oczywiste. Odebrałaś mi męża.

– Ja tobie? To chyba ty mnie?

Zamurowało mnie kompletnie.

– Ja tobie odebrałam męża? Tylko ciekawe, dlaczego jestem sama. I przez kogo rozstałam się z Jędrkiem. Powiedz mi!

– Ogłupiłaś go kompletnie.

– To ty go ogłupiłaś! I to jakoś na całe życie, zdaje się. Po co? W jakim celu?

– Mówisz o Jędrku? Bo ja o Adamie. Chyba się nie dogadujemy.

Coś mi się zacisnęło w gardle. Z bliska nie wyglądała tak wspaniale, przez ten rok na pewno bardzo się postarzała. I nie uzupełniła botoksu. Dwie głębokie bruzdy odcinały jej lekko obwisłe policzki od podzierganych zmarszczkami okolic ciągle jeszcze pięknych, choć kierujących się ku dołowi ust.

– Nie rozumiesz, że wszyscy padliśmy ofiarą manipulacji jednego człowieka? Tego kretyna Adama?

– Nie.

– To pogódź się z tym. Wróć do Jędrka. To dobry facet i bardzo cię kocha. Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

Pierwszy raz dostrzegłam w jej oczach nie niezwyciężoną kobiecość, której tak bardzo jej zazdrościłam, tylko coś zwyczajnie ludzkiego, normalnego – samotność i ból.

– Chryste, Ula, przepraszam.

– Mnie? Za co? Przeproś Jędrka. Będzie przeszczęśliwy.

W jakimś nagłym radosnym impulsie pocałowałam ją w te ślicznie wykrojone usta.

– Ale najpierw chodźmy na kawę. Porozmawiajmy o tym wszystkim.

– W porządku. Jest o czym.

Uśmiechnęła się blado, pierwszy raz. Ona, zawsze taka promienna. No tak, byłam i pozostanę idiotką. To jest nieuleczalne, jak widać. Chyba że wezmę się w garść i zacznę wierzyć w ludzi. A przede wszystkim w siebie. Może coś wreszcie zrozumiem.

Czytaj także:
„Kupiłam mieszkanie, które kiedyś było meliną. Żyję w ciągłym strachu, nachodzą mnie niebezpieczni ludzie”
„Żona wysłała mnie do Ameryki, żebym zarobił. Za moje pieniądze zbudowała dom dla siebie i swojego nowego faceta”
„Po śmierci mąż połowę majątku przepisał kochance. Tchórz przez 8 lat zapomniał wspomnieć, że ma kogoś na boku”

Redakcja poleca

REKLAMA