Wychodząc za mąż, byłam absolutnie pewna swojej decyzji. Sądziłam, że Grzesiek jest mężczyzną, z którym spędzę resztę życia w błogim szczęściu.
Niestety, życie szybko zweryfikowało moje nadzieje i popchnęło mnie prosto w ramiona... mojego teścia.
Myślałam, że to ten jedyny
Poznaliśmy się na jednej z imprez u znajomych. Nie sądziłam, że jakakolwiek domówka może być miejscem, w którym poznam swojego przyszłego męża. Jestem osobą wierzącą i wielokrotnie przekonałam się, że wszelkie imprezowe podrywy to tylko strata czasu: facetom głównie chodziło tylko o jedno.
Nawet gdy udawało nam się umówić na kilka randek, kiedy tylko wspominałam o tym, że chciałabym zachować czystość do ślubu, absztyfikanci pryskali, gdzie pieprz rośnie. Grzesiek był jedynym, który przyjął tę wiadomość z uśmiechem. Powiedział, że jak najbardziej rozumie i nie zamierza nigdy na mnie naciskać.
Wydaje mi się, że już wtedy się zakochałam. Czułam, że mężczyzna, który potrafi mnie szanować, jest materiałem na męża, a potem i ojca dla naszych dzieci.
Nie powiem, moje postanowienie czasami mnie uwierało. Bywały dni, kiedy szalałam z pożądania i marzyłam jedynie o tym, żeby złamać dane sobie samej słowo. Grzesiek faktycznie nigdy nie naciskał – gdy tylko zauważał, że ja tracę nad sobą kontrolę, szarmancko się wycofywał, żeby jeszcze bardziej mnie nie kusić.
Bardzo mnie to ujęło, bo widziałam, że traktuje naszą umowę poważnie: nie tylko sam nie inicjował niczego, co mogłoby być dla mnie przekroczeniem granicy, ale i nie rzucał się na każdą okazję, kiedy tylko mógł skorzystać na moim rozkojarzeniu. Wtedy było to dla mnie istotą rycerstwa i prawdziwej męskości. Dziś już wiem, że powinna mi się była zapalić czerwona lampka...
Rodzina Grześka od razu mnie polubiła
Choć nasze łóżkowe relacje pozostawały niewiadomą, w każdym innym aspekcie życia byliśmy stuprocentowo zgodni. Mieliśmy te same poglądy na życie, na politykę, na rodzinę. Lubiliśmy te same filmy, te same książki, a nawet, co już chyba zupełnie niespotykane, zawsze mieliśmy dokładnie te same pomysły na wakacje.
Gdy Grzesiek mi się oświadczył, nie wahałam się ani chwili. Do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia, a mój ukochany, wsuwając mi na palec wytworny pierścionek z białego złota, przyrzekł, że zawsze będzie mnie szanował. Tego samego wieczoru zaprosił mnie na kolację do domu swoich rodziców.
Byli dla mnie bardzo serdeczni, choć na pewno nie można było tego powiedzieć o ich wzajemnych relacjach. Od samego początku czułam między nimi jakiś chłód, chociaż na pozór tryskali dobrym humorem: prześcigali się w komplementach wobec mnie i pomysłach na wesele, za które natychmiastowo zgodzili się zapłacić. Gdy jednak pytałam o wspomnienia z ich ślubu czy staż małżeński, odpowiadali wymijająco i szybko zmieniali temat.
– Przepraszam, pewnie wydaje ci się to dziwne... – mruknął Grzesiek, gdy zostaliśmy sami. – Mama i tata już od dawna średnio się dogadują. Są naprawdę świetnymi rodzicami, ale mam wrażenie, że jako małżeństwo niezbyt się dobrali. Chyba wcześniej tego nie zauważałem, ale im częściej zacząłem myśleć o założeniu własnej rodziny, tym bardziej zacząłem im się przyglądać. A im chyba nadal wydaje się, że jestem małym dzieckiem i muszą przede mną udawać piękną rodzinę.
– Rozumiem... Faktycznie, obydwoje wydają się być naprawdę fantastyczni. Ale może masz rację, oddzielnie – odparłam.
Zbliżyłam się do jego rodziców
Następne miesiące upływały nam na planowaniu wesela, a ja miałam okazję jeszcze bliżej poznać swoich przyszłych teściów. Spędzaliśmy z nimi większość czasu i byli zaangażowani praktycznie w każdy etap przygotowań. Byłam z tego powodu szczęśliwa: rodzice Grześka, Maria i Piotr, błyskawicznie odnaleźli się w roli rodziców, których sama straciłam w bardzo młodym wieku.
Jeszcze przed ślubem czułam się, jakbym już była częścią ich rodziny. Jednak im bardziej im się przyglądałam, tym więcej różnic między nimi widziałam. Teściowa była ciepła, ale najczęściej cicha, a może wręcz zahukana. Większość wolnego czasu spędzała na oglądaniu mszy w telewizji i odmawianiu różańca, choć miała zaledwie pięćdziesiąt lat – tego typu „pasje” zawsze kojarzyły mi się ze staruszkami w bujanych fotelach, a przecież sama też byłam wierząca...
Teść z kolei był chyba najbardziej przebojową osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Zawsze żartował, opowiadał fascynujące historie, które później opisywał (miał już na koncie kilka zbiorów opowiadań), a przy tym był bardzo szarmancki i troskliwy. Lubiłam ich obydwoje, ale przyznaję, kilkukrotnie przeszło mi przez myśl: „Co taki energiczny, przystojny facet robi z tą przedwcześnie zdziadziałą babuleńką?”.
W końcu nadszedł dzień ślubu. Przysięgliśmy sobie miłość i wierność w rodzinnym ogrodzie przy kameralnym gronie gości. Pierwszy taniec w ramionach Grześka był jak z bajki. Wirowałam w jego ramionach czując się jak ktoś, kto właśnie trafił los na loterii.
Chociaż mój świeżo poślubiony małżonek stale wznosił za mnie toasty, okrywał mnie swoim płaszczem, gdy marzłam i regularnie donosił mi przystawki, większość wieczoru przetańczyłam z teściem. Nie widziałam niczego złego w tym, że tak dobrze bawię się w jego towarzystwie – przecież od teraz byliśmy rodziną.
Poczułam się jednak niezręcznie, gdy podczas jednego z tańców jego dłoń nieznacznie zjechała w stronę dołu mojego kręgosłupa. Po moim ciele rozeszło się przyjemne mrowienie.
Nie mogłam się doczekać nocy poślubnej
„Uspokój się, głupia”, zrugałam się w myślach, a swoją reakcję szybko usprawiedliwiłam narastającym pożądaniem przed nocą poślubną. W końcu tyle czekałam! Nic dziwnego, że moje ciało reaguje na każdy dotyk ze strony mężczyzny, zwłaszcza przystojnego, a mój teść, nie dało się ukryć, był przystojny.
Choć wesele było wspaniałe, zaczęłam coraz bardziej wyczekiwać, aż goście sobie pójdą, a ja i Grzesiek w końcu zostaniemy sami. Gdy nadszedł ten upragniony moment, zrzuciłam z siebie sukienkę i zaprezentowałam się mężowi w komplecie bielizny, który pieczołowicie wybierałam specjalnie na tę okazję.
– Tak bardzo na to czekałam... – mruknęłam do niego.
– Weronika, wyglądasz zjawiskowo, ale dziś już nie dam rady... Intensywny dzień – ziewnął ukochany, po czym przykrył się kołdrą i odwrócił na drugi bok.
Po kilku minutach już spał. Byłam wściekła i głęboko zraniona. Przecież wiedział, że ta noc jest dla mnie wyjątkowa. Myślałam, że i dla niego taka będzie, przecież chyba każdy facet marzy o pierwszym razie ze swoją ukochaną! Łzy frustracji ciekły mi po policzkach przez kilka godzin.
Nocy prawie nie przespałam, wciąż na nowo analizowałam co zrobiłam nie tak i czy w jakiś sposób zawiodłam oczekiwania Grześka. Dopiero nad ranem udało mi się uspokoić i postanowiłam, że dam mężowi szansę na odpokutowanie tego zawodu.
Mąż unikał zbliżeń jak ognia
Niestety, następnego dnia Grzesiek wpadł w ferwor porządkowania wszystkich poślubnych sprawunków. Przygotowywał dokumenty, które miałam złożyć w urzędzie, wpłacił na konto pieniądze, które otrzymaliśmy w prezencie i wypisał liściki z podziękowaniami dla wszystkich gości. Wieczorem zasnął, zanim zdążyłam przyjść do sypialni. Znowu zasnęłam wściekła.
Tak samo było następnego i jeszcze następnego dnia. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, zbywał mnie. Mówił, że czekaliśmy tyle czasu, to jeszcze kilka kolejnych dni nas nie zbawi. Twierdził, że wszystko jest w porządku i nie mam się czym martwić. Wierzyłam mu i dalej czekałam. Jednak mijały kolejne tygodnie, a nasze małżeństwo nadal nie zostało skonsumowane. Snułam się po domu teściów z nieszczęśliwą miną, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie tak powinna wyglądać młoda, świeżo poślubiona żona.
Pewnego wieczoru teść zastał mnie późnym wieczorem popijającą wino przed kominkiem. Grzesiek oczywiście od dawna chrapał, tym razem zmęczony noszeniem drewna na opał.
– Wercia, powiedz mi, co się dzieje? Przecież widzę. Kłócicie się? Stało się coś złego? – zapytał Piotr.
Nie potrafiłam zignorować tak bezpośrednio zadanego pytania. Niewypowiedziane całymi tygodniami emocje wypłynęły ze mnie potokami łez.
– Cicho, piękności, cicho... – teść natychmiast mnie przytulił.
Ciepło jego ramion sprawiło, że zaczęłam szlochać jeszcze bardziej. Świadomość, że teść obejmował mnie bardziej czule niż mój własny mąż sprawiła, że poczułam się żałośnie. Nie umiałam nad tym zapanować: wyznałam mu wszystko, choć doskonale wiedziałam, że ojciec mojego męża jest ostatnią osobą, z którą powinnam dzielić się takimi problemami.
Straciłam cnotę... z teściem
Słuchał w ciszy i tulił mnie coraz mocniej, a ja po raz pierwszy od tygodni poczułam się lepiej. I wtedy zdarzyło się coś, czego nie spodziewałabym się nawet w najśmielszych snach. Piotr mnie pocałował. Wszystkie myśli z mojej głowy wyparowały. Nie potrafiłam tego powstrzymać. Moje usta odpowiadały na jego gorące pocałunki z coraz większą śmiałością.
Nie dopuszczałam do siebie świadomości, że obydwoje robimy coś karygodnego. Czułam się pocieszona, pożądana i szczęśliwa. Kombinacja tych uczuć sprawiła, że nie umiałam im się oprzeć. Nie dbając o to, że znajdujemy się w salonie i nie jesteśmy sami w domu, Piotr zaczął rozpinać moją sukienkę. Tej nocy straciłam swoje dziewictwo.
Następnego dnia obudziłam się u boku chrapiącego męża. Po raz pierwszy od tygodni, nie byłam nieszczęśliwa, nie biegłam do lustra tuszować zapuchniętych od płaczu powiek. Nie wiem, co będzie dalej ze mną, z Grześkiem, z naszym małżeństwem. Ale wiem, że te zakazane chwile, które spędziłam z Piotrem, były najpiękniejszymi w moim życiu.
Czytaj także:
„Kroczyłam drogą cnoty i staropanieństwa, aż tu nagle zdarzył się cud. A raczej... wypadek, który uratował mi życie”
„Chłopak zostawił mnie zaraz po tym, gdy straciłam z nim cnotę. Spotkałam go po 30 latach i miałam okazję się odegrać”
„Faceci rzucają mnie, bo nie wpuszczam ich do łóżka. Rozumiem, że chłop ma swoje potrzeby, ale ja zaczekam do ślubu”