W naszym mieście znali go wszyscy. Umiał się odnaleźć w każdym towarzystwie, na każdym zrobić dobre wrażenie. Zwłaszcza na kobietach.
– Ty to masz szczęście, że taki facet ci się oświadczył – powtarzały mi koleżanki. – Spędzisz z nim wspaniałe życie.
Też tak myślałam. Przynajmniej do dnia naszego ślubu. Byłam młoda, miałam niewiele ponad dwadzieścia lat i trochę pstro w głowie. Zapomniałam się w trakcie weselnej zabawy. Tańczyłam z kolejnymi partnerami, śmiałam się na cały głos, żartowałam z druhnami i wznosiłam toasty. Ale skąd mogłam wiedzieć, że Pawłowi to się nie spodoba? Że będzie zazdrosny, że poczuje się ignorowany?
Coś w niego wstąpiło
O północy zarządzono oczepiny. Poszłam na piętro się przebrać. Zachichotałam, kiedy wślizgnął się do mojego pokoju. Chciałam zarzucić mu ramiona na szyję, powiedzieć, że go kocham…
Nie zdążyłam. Cios w brzuch szybko zmazał mi uśmiech z twarzy.
Zgięłam się wpół, łapiąc powietrze i wtedy usłyszałam:
– Zachowujesz się jak tania ladacznica.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Paweł zawsze zwracał się do mnie z szacunkiem i miłością. Czy ja śniłam? Sparaliżowało mnie przerażenie. Chciałam się bronić, lecz nie byłam w stanie ruszyć nawet ręką. Bałam się wzywać pomocy. Zrobił ze mną, co chciał.
– A teraz ubierz się, upudruj nosek i wracaj na dół – powiedział, gdy skończył. – Goście mają widzieć w tobie szczęśliwą pannę młodą.
Zrobiłam, co kazał. Dlaczego już wtedy się nie zbuntowałam? Nie wiem. Sama obecność Pawła sprawiała, że truchlałam. Poza tym później nie było tak źle. Do końca przyjęcia tańczyliśmy razem, a on prawił mi komplementy, przysuwał krzesło, kiedy siadałam, przynosił drinki, owoce, wkładał wprost do ust najlepsze kąski. Ludzie aż cmokali z wrażenia, jaka z nas zakochana para. Miałam wtedy wstać i powiedzieć, że od niego odchodzę?
Zresztą następnego dnia było jeszcze lepiej. Paweł przepraszał mnie na kolanach. Potem wyruszyliśmy na Karaiby. Tam, wśród białych plaż i turkusowego morza, wmówiłam sobie, że to był tylko jednorazowy wybryk. Nawet miałam do siebie pretensje, że go sprowokowałam.
Bił mnie i przepraszał
Za kilka miesięcy wszystko się jednak powtórzyło. Znów czymś go wkurzyłam, ponownie mnie pobił. Ale po wszystkim znów nastąpił „miodowy miesiąc”. Przeprosiny, kosztowne prezenty, czułe słówka i romantyczne wieczory we dwoje. „Jak on ją szaleńczo kocha” – wzdychali wszyscy wokół. A ja pudrowałam siniak pod okiem.
Z biegiem czasu pojęłam, że moje życie z Pawłem już zawsze będzie sinusoidą. Umiałam odczytać z jego zachowania, że zbliża się burza. Kuliłam się wtedy w sobie, czekając na to, co nieuniknione. Ale, wstyd się przyznać, gdy wybuch następował, a on znowu mnie poniewierał, już zaczynałam się cieszyć na długie tygodnie szczęścia, które zapewni mi po tym wszystkim mąż… aż do następnego kryzysu.
Na świat przyszły dzieci
Zaszłam w ciążę i Paweł się uspokoił. Urodziłam zdrową córeczkę. Jak on mnie nosił na rękach, kiedy wychodziłam ze szpitala! Przyznam, że po urodzeniu dziecka miałam nawet nadzieję, że Paweł się wyciszy na dobre. Tym bardziej, że tym razem „miodowy miesiąc” trwał wyjątkowo długo – prawie pół roku.
Potem jednak przemoc i agresja wróciły. I to w zdwojony sposób. Tym razem, żeby dziecko nic nie widziało, Paweł zamykał mnie w piwnicy. A potem znów błagał o przebaczenie. Diabeł i anioł. Byłam tak skołowana i zaszczuta, że już nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie, żeby od niego odejść.
Adaś przyszedł na świat dwa lata później. Wyczekany przez Pawła, wyśniony i wymarzony syn. Dziedzic nazwiska i fortuny, bo kilka lat po ślubie mój mąż był już lokalnym bogaczem.
Mijały lata. Dzieci poszły do szkoły. Nie wierzę, że nie widziały, co dzieje się w domu. W naszej piwnicy znałam każdy skrawek podłogi. Córka i syn musieli zauważyć, że co jakiś czas znikam. Że po powrocie jestem blada i poobijana. Nigdy jednak mnie nie zapytały, co się dzieje. Nie winię ich za to. Dzieci mają wrodzoną zdolność wypierania strasznych obrazów i przeżyć. Nie mogą ich jednak zupełnie wymazać z pamięci. Koszmary zostają w głowie, tyle że w najciemniejszym zakamarku mózgu. I wpływają na całe ich życie.
Uciekali więc od nas. Do klasowych przyjaciół, do szkoły z internatem, do akademika w odległym mieście. Wcześnie wyfrunęli z domu, a ja zostałam i cierpiałam coraz bardziej.
Byłam dla niego nikim
Paweł z wiekiem wcale nie złagodniał, wręcz przeciwnie. Jego napady stawały się coraz dłuższe i bardziej perfidne. „Miodowe miesiące” się skracały. Myślałam już, że nie ma dla mnie ratunku. Byłam blisko 50-tki, a Paweł coraz częściej mi wypominał, że jestem nikim. Przecież nie pracowałam, zajmowałam się tylko domem.
Wiedziałam, że jestem tylko niewolnicą męża. Nie liczył się w ogóle z moim zdaniem. Wielokrotnie szydził, że gdybym poskarżyła się policji, to nikt by mi nie uwierzył. Wszyscy w miasteczku uważali mnie za życiową szczęściarę, a jego za wspaniałego męża i ojca.
Ta noc zmieniła wszystko
I nagle wszystko się odmieniło. W nocy obudził mnie łoskot. Najpierw leżałam skulona pod kołdrą, aż wreszcie zdecydowałam się sprawdzić, co się stało. Paweł leżał w kuchni, przy otwartej lodówce. Miał wykrzywioną połowę twarzy, toczył ślinę z ust, niezbornie próbował się poruszać i coś mówić. Nie trzeba być lekarzem, żeby zgadnąć, że miał udar.
Nie wiem, jak długo stałam nad nim i patrzyłam. Miałam u stóp człowieka, który zrobił sobie ze mnie niewolnicę i zamienił moje życie w piekło. Przez niego niemal straciłam kontakt z dziećmi. Wystarczyło odwrócić się na pięcie i wrócić do łóżka, żeby do rana zmarł. Słowo daję, miałam ochotę tak zrobić. Ale nie potrafiłam. Nie jestem mordercą.
Pogotowie dojechało w kilka minut. Zabrali go do szpitala. A ja, jako przykładna żona, za jaką mnie uważano, codziennie go odwiedzałam.
– To był bardzo rozległy udar – miesiąc później oznajmił mi ordynator oddziału neurologicznego. – Niestety, niewiele byliśmy w stanie zrobić.
Obawiam się, że pani mąż już do końca życia będzie sparaliżowany i całkowicie niesamodzielny. Nic więcej tu nie zdziałamy. Musimy wypisać go ze szpitala.
Teraz jego los był w moich rękach
Kiedy zabierałam Pawła do domu, nie byłam już zastraszoną myszką. Przez trzydzieści dni, które spędził w klinice, wszystko sobie przemyślałam. Spotkałam się z jego prawą ręką.
– Wprowadź mnie w finanse Pawła – rozkazałam Łukaszowi. – Chcę wiedzieć, ile mam pieniędzy i na jakich kontach. A jak już wszystko policzysz, masz stanąć na głowie, żeby zalegalizować też wszystkie poukrywane środki. Zamierzam uczciwie korzystać z całego bogactwa.
Kiedy więc niedługo później, w towarzystwie wynajętej opiekunki i rehabilitanta, opuszczałam z Pawłem szpital i zabierałam go do domu, wiedziałam już, że jestem najbogatszą kobietą w naszym mieście. W ciągu następnych tygodni kupiłam nowy dom, luksusowy samochód, zafundowałam sobie pobyt w SPA i kuracje kosmetologiczne. Wyładniałam, poczułam się pewniej, ale najważniejsze, że nareszcie przestałam się bać.
Jestem inną kobietą
Ludzie mnie szanują i podziwiają. Mam w mieście opinię skutecznej bizneswoman – Łukasz skrupulatnie prowadzi moje finanse – oraz cudownej żony. W suterenie nowego domu urządziłam pokój dla sparaliżowanego męża, którym przez całą dobę zajmują się opiekunki. Oblegają mnie adoratorzy, lizusi, fałszywe przyjaciółki. A ja… pławię się w tym wszystkim bez skrępowania. Odbijam sobie stracone lata.
A mąż? Czasem odwiedzam go w suterenie. Ma dobrą opiekę. Jest czysty, zadbany i najedzony, choć – podobnie jak kiedyś przez niego – prawie nie może się ruszać. Jest jednak obracany co dwie godziny do innej pozycji przez którąś z opiekunek, a co drugi dzień wpada do niego Kuba – rehabilitant i masażysta.
Szczerze mówiąc, to chyba bardziej za sprawą Kuby odwiedzam Pawła. Młody, pięknie zbudowany chłopak po Akademii Wychowania Fizycznego patrzy na mnie maślanymi oczami, kiedy masuje mojego poczciwego męża. A ja… nie jestem mu nieprzychylna.
Bywa nawet, że w nagłym przypływie namiętności przywieramy do siebie na oczach Pawła. Trochę mi później głupio, że był świadkiem naszego gorącego flirtu, ale z drugiej strony… nic mnie to nie obchodzi.
Czytaj także: „Sprzedawca wystrychnął mnie na dudka i ugrzęzłem w długach. Komornik kosi mi teraz połowę emerytury”
„Zdradzałem żonę, bo taka jest natura mężczyzny. W zemście zrobiła mnie na szaro, a ja wyszedłem na głupka”
„Za kasę ze spadku po rodzicach kupiłem dom w lesie. Nigdy nie powiem żonie, jaką tajemnicę skrywają te mury”