„Mąż latał po klubach z kumplami, a ja tkwiłam przy dzieciach i garach. W końcu ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na łeb”

zmęczona matka fot. Adobe Stock, fizkes
„Na początku małżeństwa było po prostu cudownie. Wymarzyłam sobie kogoś takiego jak Paweł. Przystojny, mądry, w sam raz skromny, w sam raz pewny siebie. Ideał. Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy, niestety...”.
/ 18.02.2023 11:15
zmęczona matka fot. Adobe Stock, fizkes

Zawiązywał buty, a ja stałam nad nim i usta mi się nie zamykały. Miałam wszystkiego serdecznie dość.

– Pewnie, wyjdź! Idź do swoich koleżków, z nimi będzie ci lepiej! I co, znowu wrócisz na fleku? A ja będę sobie ręce urabiać po łokcie!

Zdawałam sobie sprawę, że moje słowa nie mają dla męża większego znaczenia. Amelka z Maksiem wyglądali przez drzwi swojego pokoju. Zdążyli się już przyzwyczaić do awantur, ale za każdym razem je przeżywali. I trudno się dziwić, bo tak być nie powinno. A ja przez wiele lat trzymałam buzię na kłódkę, jednak kilka miesięcy temu coś we mnie pękło. Dokładnie w chwili, kiedy przez pół nocy nie mogłam się dodzwonić do męża.

Dopiero nad ranem wysłał wiadomość „Jsyem i bernoka”. Sporo czasu mi zajęło odgadnięcie, że to miało znaczyć „Jestem u Bernarda”. To kolega Pawła jeszcze z czasów podstawówki, a potem liceum. Kiedy wrócił do domu, pokazałam mu, co napisał. Wzruszył tylko ramionami i powiedział:

– Trochę się napiłem.

– Trochę?! – wściekłam się. – Takiego bełkotu nie produkuje się przy „trochę”. Poza tym, skąd mam wiedzieć, że byłeś u Bernarda, a nie jakiejś baby?

– Zadzwoń sobie do niego, to ci powie – odparł i skrzywił się, bo miał potwornego kaca. Jakoś nie było mi go żal, w końcu sam to sobie zafundował.

– Tak, już widzę, jak twój najlepszy kumpel cię demaskuje – powiedziałam.

– Nie czepiaj się – jęknął. – Może i przesadziłem z wódą, ale nie byłem na panienkach.

Nawet ziemniaków nie obierze…

W sumie nie miałam co do tego większych podejrzeń, ale tak mnie wnerwiał, że nie mogłam sobie odpuścić. A poza tym… Wiadomo, co może zrobić chłop po alkoholu?
Lecz dzisiaj dostałam szału. Ledwie wrócił z pracy, zdjął buty, usiadł w fotelu i włączył telewizor.

– Kiedy obiad? Bo wieczorem idę z chłopakami do baru na mecz.

Nie wiem, co mnie bardziej rozjuszyło – pytanie o obiad czy wiadomość, że znów wybywa oglądać dwudziestu dwóch facetów ganiających za piłeczką.

– Posłuchaj, skarbie – odpowiedziałam z tłumioną pasją – wróciłam do domu dopiero pół godziny temu. Mógłbyś rozbić kotlety?

O obieraniu ziemniaków nawet nie wspomniałam, bo znów byłyby ociosane w kostkę.

– Jestem strasznie zmęczony – padła odpowiedź. – W robocie był okropny dzień.

Ja też nie miałam łatwego, ale nie uznałam za sensowne o tym z miejsca wspominać. Dla Pawła moja praca była niewiele warta, chociaż wcale źle nie zarabiałam. Ale czy zwykła księgowa może się mierzyć prestiżem z kierownikiem biura projektowego? Oczywiście, że nie.

– Jeśli nie chcesz mi pomóc, będziesz musiał poczekać na obiadek – syknęłam. – Dzieci też…

– Matka powinna myśleć o dzieciach! – zauważył kpiąco.

Tego było za wiele

Wybuchłam, a on zaraz poszedł wkładać buty. A ze mnie potokiem wylewały się żale i gorzkie słowa. Na początku małżeństwa było po prostu cudownie. Wymarzyłam sobie kogoś takiego jak Paweł. Przystojny, mądry, w sam raz skromny, w sam raz pewny siebie. Ideał. O mnie twierdził to samo, chociaż nie skończyłam politechniki z wyróżnieniem. Ukończyłam zwyczajne studia ekonomiczne, a do tego zrobiłam kursy księgowości, specjalizowałam się w podatkach.

A Paweł wręcz nosił mnie na rękach, gdybym zażądała, sięgnąłby po gwiazdę z nieba. Tak było przez parę lat, do urodzenia się Amelki. Właściwie jeszcze przed jej urodzeniem. Mąż zaczął coraz częściej przesiadywać z piweczkiem przed telewizorem, spotykać się z kolegami. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby raczył jednocześnie wywiązywać się z domowych obowiązków, a przynajmniej trochę mnie odciążyć. Urodziłam przecież jego dziecko!

A może on ma jakąś kochankę?

Lecz on był wiecznie zmęczony, zapracowany, nie miał siły na nic więcej niż wyniesienie śmieci. Trochę to rozumiałam, bo Amelka często budziła się w nocy i trzeba ją było długo usypiać, nosić na rękach. Ale przecież najczęściej to ja wstawałam, żeby mąż mógł się wyspać…

– Tobie łatwiej, bo jesteś na macierzyńskim – odpowiedział opryskliwie, kiedy poskarżyłam się, że mam trochę dość robienia w domu dosłownie wszystkiego i do tego zajmowania się dzieckiem. – Jak wrócisz do roboty, będziemy się dzielić obowiązkami.

Zrobił się też w stosunku do mnie jakby chłodniejszy. Zaczęłam nawet podejrzewać, że znalazł sobie jakąś kochankę, ale mnie wyśmiał.

– Daj spokój, Iza! Z jedną babą nie umiem sobie poradzić, a miałbym brać na kark drugą?

– Nie na kark, tylko do łóżka – sprostowałam, rozeźlona.

– Jak chcesz, mogę przysiąc na co chcesz, że cię nie zdradzam – odparł pewnym głosem. – Jestem zwyczajnie wymęczony pracą i domową bieganiną.

Aż mnie zatkało z oburzenia. Domową bieganiną?! Przecież on w domu nie robił dosłownie nic! Potem przydarzył nam się Maksio, miałam nadzieję, że Paweł się zreflektuje, jednak wiadomo, czyją matką jest nadzieja. Wreszcie, zdesperowana, postanowiłam porozmawiać z teściową. Mój mąż zawsze bardzo liczył się z jej zdaniem. Ale i tu dostałam prztyczka.

– Tak, wiem, że masz wielkie pretensje do Pawełka, że niby nic nie robi w domu i ucieka do kolegów. Pomyśl tylko chociaż raz, dlaczego do nich tak chętnie ucieka…

Nie widziała problemu. Jej ukochany synuś przynosił do domu pieniądze, czego mogłam żądać więcej?

– A gdyby twój mąż tylko zalegał przed telewizorem i wybywał do kolesiów, podczas gdy sama musisz wszystko ogarnąć? – spytałam ze złością.

– Mój Marian nigdy nie miał powodów uciekać z domu. Ja mu kołków na głowie nie ciosałam!

To była taka sama prawda jak to, że Ziemia jest płaska, z góry przykryta niebem, a z dołu podparta piekłem. Świętej pamięci teść miał niezwykłą cierpliwość i znosił kaprysy żony z kamiennym spokojem. Czasem podejrzewałam, że po prostu się wyłącza i traci kontakt z niezbyt przyjemną rzeczywistością. Robił, co mu teściowa kazała, żeby mieć święty spokój. Po tej rozmowie, ledwie wróciłam do domu, usłyszałam:

– Co, byłaś się poskarżyć mojej mamie? Nie spodziewałem się tego po tobie.

Już mu zdążyła nadać, chociaż prosiłam o dyskrecję. Nie odezwałam się wtedy i nie odzywałam do niego przez kilka dni. Lecz Paweł zdawał się tym mało przejmować. Pytał tylko od czasu do czasu, czy mi już przeszło, a ja milczałam uparcie. Jednak na dłuższą metę tak się żyć nie da i po cichym okresie musiałam wrócić do normalności. O ile można było to nasze życie nazwać zupełnie normalnym.

Podsłuchiwał naszą kłótnię?!

Paweł wreszcie uporał się z butami, chwycił kurtkę w dłoń, otworzył drzwi i znieruchomiał na chwilę, jakby go zaskoczył jakiś widok. Spojrzałam nad jego ramieniem i zamilkłam. Przy swoich drzwiach stał nasz sąsiad, starszy mężczyzna o nieco zaniedbanym wyglądzie. Wprowadził się jakiś czas temu do maleńkiej kawalerki, której stan odpowiadał jego powierzchowności.

Zdałam sobie sprawę, że mógł tak trwać od jakiegoś czasu i słyszał wszystko, co mówiłam. Zrobiło mi się głupio. Nauczono mnie w domu, żeby nie prać brudów przy obcych, a tutaj takie coś… Wezbrała we mnie złość. Jeżeli podsłuchiwał, to jego sprawa, ale na pewno nie powinien tego robić.

– Dzień dobry – powiedział sąsiad.

– Dzień dobry – bąknął Paweł i wyszedł za próg.

Spojrzały na mnie jasne, nieco wodniste oczy sąsiada. Wyglądał na sześćdziesiąt lat, ale czy tyle miał naprawdę, nie wiedziałam. Na pewno życie go nie oszczędzało.

– Dzień dobry – powiedziałam, prawie sycząc.

Paweł zaczął schodzić po schodach. Normalnie by zbiegł, ale było mu głupio przed mężczyzną.

– Panie Pawle – odezwał się niespodziewanie sąsiad.

Mąż przystanął, spojrzał na niego z pytaniem w oczach.

– Czy mógłby pan do mnie wstąpić? Chciałbym z panem pomówić o czymś bardzo ważnym.

To było tak zaskakujące, że Paweł zwyczajnie zgłupiał. Ja zresztą też. Wielkimi oczami spoglądałam to na starszego pana, to na męża. Paweł mógł się spokojnie wymówić się i chyba już chciał to zrobić, kiedy trochę pozbierał myśli, ale sąsiad dodał:

– Bardzo pana proszę. To naprawdę ważne.

Było w jego głosie coś takiego, że mój mąż wszedł z ociąganiem po schodach, zerknął na mnie, a potem wszedł do kawalerki. Stałam jeszcze w drzwiach dobrych kilkanaście sekund, zastanawiając się, co właśnie zaszło, dopiero potem zatrzasnęłam drzwi.

– Gdzie jest tatuś? – Amelka przyszła za mną do kuchni. – Poszedł do wujka Bernarda?

– Nie… – zawahałam się, wciąż jeszcze zdezorientowana. – Poszedł do naszego sąsiada.

– Tego starego? – Maks przytuptał za siostrą.

– Tak, tego starszego pana.

– A co on tam robi? – dociekał synek.

To było dobre pytanie, na które zupełnie nie znałam odpowiedzi.

– Nie wiem, ale wszedł tylko na chwilkę – odparłam.

– On nic tatusiowi nie zrobi?

No tak, Maksio trochę się obawiał sąsiada, chociaż ten zawsze zagadywał do malca i miło się uśmiechał.

– Nic nie zrobi – zaśmiałam się mimowolnie.

O co mogło chodzić?

Minęło pół godziny, potem godzina. Wytężałam słuch, żeby się zorientować, kiedy Paweł wyjdzie wreszcie od sąsiada. Co oni tam robili? Wprawdzie starszy mężczyzna nie wyglądał na menela, ale na abstynenta również. Nie organizował żadnych imprez, czasem ktoś do niego przychodził, lecz zawsze było cicho.

Tylko wiadomo – cicha woda brzegi rwie. Paweł wykazywał pociąg do kieliszka, szczególnie od pewnego czasu. To mnie mocno niepokoiło. Wolałabym, żeby nie znalazł sobie kumpla alkoholowego prawie drzwi w drzwi. Czego ten sąsiad od niego chciał? Nie wiedziałam nawet, jak się nazywa, nie znałam jego imienia, nic. Jak się wprowadził, tak żyliśmy obok siebie, zupełnie obcy. Nic nas przecież nie łączyło, nie było powodu bliżej się poznawać.

W pewnej chwili otworzyły się drzwi w mieszkaniu obok, zaraz potem usłyszałam delikatne pukanie. Na pewno sąsiad, bo Paweł by po prostu wszedł, a jeszcze bardziej prawdopodobne, że poleciałby do kumpla. Co się stało? Mam odebrać sobie pijanego męża? Otworzyłam pełna najgorszych przeczuć, ale sąsiad wyglądał tak jak zawsze.

– Trochę nam się przeciąga rozmowa – powiedział cicho. – Niech się pani nie denerwuje.

Odruchowo pociągnęłam nosem, jednak nie dolatywała od niego woń alkoholu. Sąsiad zauważył to i uśmiechnął się smutno.

– Zapewniam panią, że nie pijemy. Mnie nawet nie wolno powąchać korka od butelki, bo jestem trzeźwym alkoholikiem. Siedzimy przy herbacie.

Nieco mi ulżyło.

– Ale o czym rozmawiacie? – spytałam.

– Takie tam, męskie sprawy – odrzekł tajemniczo. – Spokojnie, pan Paweł niedługo wróci.

Już miałam na końcu języka, że pewnie nie pójdzie do domu, tylko do Bernarda albo Julka, ale darowałam sobie. To były w końcu nasze problemy.

– Czy to ma jakiś związek z tym, co pan dzisiaj usłyszał? – dociekałam.

– Nie tylko dzisiaj – westchnął. – Bywa u państwa nieraz dość głośno, a ściany działają jak membrana telefonu, jeśli się siedzi w ciszy.

Zatem wiedział, co się u nas dzieje

Dobrze, że przynajmniej nie udawał świętego niepodsłuchującego.

– Ale co to ma do rzeczy? – spojrzałam na niego bezradnie. Coraz mniej rozumiałam.

– Chwilkę cierpliwości – powiedział sąsiad i zniknął w swojej kawalerce. – Zaraz oddam pani męża.

Zostałam z kompletnym mętlikiem w głowie. O co mu chodziło? Paweł wrócił nie zaraz, jak zapowiadał sąsiad, ale po kolejnej godzinie. Wszedł do mieszkania cichutko, bez hałasu zdjął buty, a potem wszedł do kuchni. Stał przez chwilę w progu, a ja patrzyłam na niego wyczekująco. Bez słowa podszedł do stołu, usiadł po drugiej stronie.

– Chcesz herbaty? – zapytałam, żeby przerwać ciszę.

– Herbaty mam potąd – zaśmiał się krótko i wykonał gest poziomu płynu na czole. – Zresztą bardzo smacznej, pan Edek jest koneserem.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówi o sąsiedzie.

– Co tam robiłeś tyle czasu?

– Zmienię się – powiedział zupełnie bez związku. Widząc moje zdziwienie, dodał: – Muszę się zmienić, zanim wszystko zmarnuję i zostanę sam jak palec.

– Chodzi ci o nasze małżeństwo? – spytałam ostrożnie. Pokiwał głową.

– Widzisz, pan Edek opowiedział mi historię swojego życia. Cholera, to było jak kubeł zimnej wody! Zrozumiałem, że stoję już na krawędzi, tylko tego nie dostrzegam, i niebawem polecę w dół.

Stracił wszystko

I opowiedział mi to, co usłyszał od sąsiada. Pan Edek był kiedyś cenionym architektem, świat miał dosłownie u stóp. Założył rodzinę, wybudował dom, ale po jakimś czasie wszystko to go znudziło. Tak samo jak Paweł po przyjściu z pracy zalegał przed telewizorem albo siadał do gier komputerowych. Należał wprawdzie do starszego pokolenia, ale cyfrowy świat wciągnął go bardzo mocno. Zaniedbywał rodzinę, kłócił się z żoną, a wreszcie zaczął popijać.

– Wóda jest jak podstępny wąż – zacytował go Paweł. – Podpełza niepostrzeżenie, a potem nagle uderza i człowiek zdaje sobie sprawę, że jest za późno. Spada z krawędzi, ale to wcale nie koniec, to dopiero początek. Poza tym alkohol sprawia, że obojętnieje się na innych… Wiesz, za dużo sobie ostatnio pozwalałem.

– Wiem. Próbowałam ci to powiedzieć…

– Ale nie przyjmowałem do wiadomości, że zapijam za często i zwalam wszystko na twoją głowę. Pan Edek nieraz słyszał, jak podnosisz na mnie głos. Już od jakiegoś czasu chciał ze mną porozmawiać, ale zwlekał, bo to nie takie proste wtrącać się w czyjeś życie. A dzisiaj samo tak wyszło. Rzeczywiście słuchał naszej sprzeczki, stojąc przed swoim mieszkaniem. Postanowił więcej nie czekać.

Słuchałam go i rosła we mnie nadzieja, że wszystko się jeszcze ułoży. Starszy mężczyzna miał rację, że Paweł stanął na krawędzi. Ale ja też na niej stanęłam. Przecież coraz częściej zaczęłam myśleć o rozwodzie! Nic nie mówiłam, jednak decyzja dojrzewała we mnie z każdym dniem.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedział Paweł. – Kocham ciebie i dzieci, ale jakoś się pogubiłem, rozleniwiłem się, rozpiłem… Od dzisiaj na co dzień ani kropli alkoholu, nawet piwa, najwyżej od święta i kiedy przyjadą goście. Nie chcę się stoczyć jak nasz sąsiad. Wprawdzie zdołał się z tego wygrzebać na tyle, żeby prowadzić teraz jakieś tam normalne życie, ale rodziny nie odzyskał, nie mają do niego zaufania. Nie chcę tak!

Wyciągnął do mnie rękę nad blatem stołu, a ja mu podałam swoją. Poczułam ogromną ulgę, ale też obawę, czy to aby nie chwilowe nawrócenie.

Czytaj także:
„Udawał szarmanckiego bogacza, żeby mnie uwieść. Okazało się, że mój książę z bajki wcale nie jeździ na białym koniu”
„Mój mąż jest niewiele młodszy od mojego ojca. Rodzice go nie akceptują, bo miał żonę, gdy zaczęliśmy się spotykać”
„Mama zamiast oglądać seriale, podgląda sąsiadów. Ten jej osiedlowy monitoring zdał egzamin. Uratowała kobietę"

Redakcja poleca

REKLAMA