Poznałam Adama na imprezie w akademiku; studiował architekturę, był dowcipny, inteligentny i uroczo złośliwy. Wystarczyła jedna noc, byśmy stali się nierozłączni. Nasz flirt był epicki, a chemia taka, że tego samego wieczoru wylądowaliśmy w łóżku.
Przez pierwsze dwa lata byliśmy pijani miłością, a gdy się oświadczył, powiedziałam „tak” bez wahania. Myślałam, że zawsze będzie między nami tak bajkowo. Niestety, życie jest częściej szare niż kolorowe… Po kilku latach małżeństwa w nasz związek wkradła się rutyna. W końcu nie byliśmy już parą szalonych dwudziestolatków, którzy tuż po studiach złożyli siebie na ołtarzu miłości.
– To już nie to samo – skarżyłam się siostrze. – Rozmawiamy głównie o dzieciach i rachunkach. Nigdzie razem nie wychodzimy. Adam ciągle siedzi w pracy, w ogóle nie ma dla mnie czasu.
– Myślisz, że cię zdradza? – Anka zniżyła głos do szeptu.
– Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Ostatnio stał się jakiś nieobecny. Brakuje mi tego, co było kiedyś. Randek, seksu, bo teraz – westchnęłam ciężko – szkoda gadać.
– Czyli nie sypiacie ze sobą, a on wraca późno… To nie brzmi dobrze, moja droga. Na twoim miejscu trzymałabym rękę na pulsie i przejrzała jego rzeczy.
Rozmowa z siostrą bardziej mnie zmęczyła, niż wystraszyła. Anka niedawno rozstała się z mężem, który notorycznie ją zdradzał, więc obecnie była cięta na wszystkich facetów. Rozumiałam ją, ale nie byłam nią. I miałam swoje zasady.
Nie zamierzałam grzebać Adamowi po kieszeniach, w komputerze czy komórce, tak jak nie życzyłabym sobie, by on mnie szpiegował. Nie zamierzałam też wąchać jego ubrań czy szukać śladów szminki na koszulach przed włożeniem ich do pralki.
To by było poniżej mojej godności. Poza tym, nie chciało mi się. Jakoś nie potrafiłam wzbudzić w sobie zazdrości. Może to kwestia zaufania do człowieka, którego znałam od blisko dziesięciu lat, a może… doszłam do momentu, w którym coś się we mnie wypaliło.
Pytanie, czy chcę tak dalej żyć? Bez pasji, namiętności, z bliską osobą, z którą mijam się w życiu i drzwiach jak z obcym… Musiałam coś zrobić, gdzieś wyjechać, żeby nabrać dystansu.
– Potrzebuję odpoczynku – oznajmiłam Adamowi, gdy wrócił z pracy.
– A czym to się tak zmęczyłaś? – zakpił.
Kłócić też mi się nie chciało, choć zrobiło mi się przykro. Kompletnie mnie nie doceniał. W naszym niby wspólnym domu byłam sprzątaczką, kucharką, animatorką czasu wolnego. Prócz tego pracowałam w biurze na pół etatu, żeby mieć własny grosz.
– Wyjeżdżam na weekend. Ty zostaniesz, zajmiesz się dziećmi i domem, wtedy sam się przekonasz, czym tak się zmęczyłam.
Adam zmarszczył brwi. Nigdy dotąd nie zostawiłam go z dziećmi samego. Ale nic nie powiedział. Może myślał, że żartuję.
– Pojadę na Mazury, do ciotki Ludki. Jest koniec czerwca, piękna pogoda. Mam dość kiszenia się w mieście.
Adam ściągnął usta, dla odmiany, i łaskawie kiwnął głową na znak zgody.
– Może to dobry pomysł. Nie wiem, czy w tym roku pojedziemy gdzieś na wakacje. Z powodu tego cholernego wirusa musimy odrabiać straty. Mogłabyś zostać u ciotki dłużej i zabrać dziewczynki.
Aha, taki sprytny plan. Nic z tego, mój drogi
– Odpoczynek z dala od rodzinnych obowiązków wyklucza zabieranie tych obowiązków ze sobą – też umiałam błysnąć kpiną.
Brwi złączyły mu się w jedną krechę, ale miałam to gdzieś. W końcu nie zostawiam go z niemowlakami. Coś tam burczał pod nosem, a ja spokojnie się pakowałam. Dzieciaki nie miały nic przeciwko temu, by zostać z tatą. Cóż, u ciotki nie było internetu ani miliona kanałów z bajkami.
Następnego dnia popijałam zimne piwo na tarasie ciotki Ludki, gapiąc się na leśną drogę. Cudny czas nicnierobienia i niemyślenia. Luz. Relaks… który zakłócił mi ryk motoru. Chwilę później poczułam się, jakbym oglądała kaskaderską scenę z kręconego właśnie filmu akcji: motocykl zarył przednim kołem w piachu, a kierujący wystrzelił z siodełka jak z katapulty. Gdy pechowy jeździec zdjął kask, nawet ze znacznej odległości, jaka nas dzieliła, zauważyłam, że z głowy leci mu krew.
– Hej, panienko, możesz mi pomóc? – krzyknął do mnie. Do mnie?
Zrobiło mi się miło, bo już dawno nikt nie nazwał mnie panienką. Z daleka mogłam wyglądać na młodszą, bo byłam drobna i miałam długie włosy. Wyjęłam z auta apteczkę i podeszłam do rannego motocyklisty.
– Anita?
– Maciek?
Uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Kopę lat, nic się nie zmieniłaś!
– Za to ty nie wyglądasz najlepiej.
Roześmieliśmy się, a potem zaczęłam opatrywać mu ranę. Maciek był moją wakacyjną miłością. Pierwszą miłością. Miałam wtedy siedemnaście lat i bardzo chciałam być dorosła. Maciek był o dwa lata starszy, piękny, z nagim torsem szalał na motocyklu i łamał serca okolicznym dziewojom tudzież letniczkom. Tamtego roku wybrał mnie.
To z nim straciłam dziewictwo. I nie żałuję, choć nasza miłość skończyła się wraz z latem. Dziwnie było patrzeć na kogoś, z kim kiedyś byłam tak blisko. Dojrzał, zmężniał, wyprzystojniał, chyba nawet urósł i był jeszcze bardziej „hot” niż kiedyś.
– Napiłbym się czegoś. Cholerny upał, a od tego piachu mam pustynię w gardle. Poratujesz mnie? – spytał, gdy skończyłam opatrunek.
Pomyślałam, że niegrzecznie byłoby odmówić, choć jego spojrzenie kleiło się do mnie jak mokra koszulka do pleców. Weszliśmy na taras, piliśmy sok i rozmawialiśmy o tym, co robiliśmy przez ostatnie lata. Maciek przejął warsztat samochodowy ojca, ożenił się i rozwiódł, dzieci się nie dorobił, nadal kochał motocykle i kobiety. Gdy to mówił, już wiedziałam, że zaczęła się zabawa tylko dla dorosłych.
– Miło tak spotkać się po latach. Może wpadłabyś do mnie na kolację?
– Czemu nie – podjęłam grę.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że igram z ogniem, ale chciałam znowu poczuć się jak siedemnastolatka. Wieczorem ubrałam się w letnią sukienkę. Nie myślałam o Adamie, miałam zamiar dobrze się bawić.
Na moment zastygłam, ale potem oddałam pocałunek
– Pięknie wyglądasz… – Maciek zlustrował mnie w drzwiach.
Zawahałam się, bo jego wzrok mnie rozbierał, ale… przecież nie zrobi niczego, na co mu nie pozwolę. Weszłam do jaskini lwa. Lew okazał się uroczym gospodarzem. Rozśmieszał mnie, adorował, częstował smakołykami.
Czułam się przy nim tak jak kiedyś przy Adamie. Młoda, piękna, beztroska, pożądana. Kiedy włączył muzykę i poprosił mnie do tańca, miałam miękkie kolana, wcale nie z powodu wypitego wina. Rozum podpowiadał, żeby stamtąd uciekać, ale ciało nie chciało go słuchać. Wtuleni w siebie kołysaliśmy się w rytm wolnej melodii.
– Pragnę cię… – wyszeptał mi do ucha.
Adam już tak do mnie nie mówił. Chciałam się odsunąć, ale Maciek przytrzymał mnie i pocałował. Jakby piorun we mnie strzelił. Na moment zastygłam, a potem oddałam pocałunek. Namiętnie jak dorosła, spragniona seksu kobieta. Jednak gdy sięgnął dłonią do mojej piersi, zesztywniałam. Jednak nie. Nie tak.
– Co jest? Nie chcesz? – dyszał mi w szyję i dekolt.
– Chcę – powiedziałam. – I pewnie byłoby super, ale muszę najpierw spytać męża…
Maciek zesztywniał.
– O zgodę?
– W pewnym sensie. Ciebie też zapytam: to byłby taki niezobowiązujący, wspominkowy seks czy wstęp do czegoś poważniejszego?
Maciek zabrał ręce i się cofnął.
– No i nastrój siadł – mruknął.
– Przepraszam. Czuję się przy tobie jak siedemnastka, ale już nią nie jestem. Mam męża i dzieci. Skoro myślę o nich w takiej chwili, sądzę, że powinniśmy na razie spasować. Może potem sama zapukam do twoich drzwi…
– Będę czekał – uśmiechnął się. – A teraz cię odwiozę.
Ze stryszku w domu ciotki, z jedynego miejsca, gdzie był zasięg, zadzwoniłam do Adama.
– Kiedy wracasz? – usłyszałam. – Mam tu sytuację awaryjną. Dziewczynki…
– Ja też – przerwałam mu – mam tu sytuację awaryjną. Prawie cię zdradziłam.
– Nie żartuj. Nie mam nastroju.
– A ja zepsułam nastrój, bo powiedziałam mu, że muszę najpierw zapytać męża o zgodę.
W słuchawce zaległa głucha cisza. A potem padło krótkie:
– Mów.
Więc mówiłam. Jak się czuję. Za czym tęsknię. Czego mi brakuje. Czego się boję. Czego nie znoszę. Kim jest Maciek. Czemu go pocałowałam. Czemu nie posunęłam się dalej.
– Podobno doceniasz drugą osobę dopiero wtedy, gdy ją stracisz. Więc chcę wiedzieć, czy byś żałował, gdybyś mnie stracił. Mnie, swoją dziewczynę i kobietę, nie matkę twoich dzieci i twoją gospodynię. Zastanów się. Potem porozmawiamy.
Rozłączyłam się i poszłam spać. Zasnęłam bez problemów, bo sumienie miałam czyste. Gdy się obudziłam, Adam był w kuchni i pił z ciotką kawę. Załatwił opiekę do dzieci, zastępstwo w pracy i przyjechał. W te pędy. Więc może wciąż mu zależy? Może nadal się kochamy, tylko trochę ta nasza miłość zardzewiała i trzeba ją rozruszać…?
Czytaj także:
„Mój wnuk to niewdzięczny smarkacz. Przepisałem mu dom, a teraz słyszę, że moje miejsce jest w domu starców”
„Moja siostra usunęła ciążę w wieku 16 lat. Powiedziała, że nie jest Matką Polką, żeby rodzić furę dzieci”
„Rodzice mojej dziewczyny mną gardzili. Uważali, że lekarka zasługuje na kogoś lepszego niż mechanik samochodowy”