Byłam, ot taką sobie, zwyczajną kobietą. Żoną, matką, pracownicą urzędu. Nic specjalnego ani szczególnego. Szara myszka. Przypadkiem jednak ktoś uznał, że mam w sobie potencjał, który tylko czeka, by go rozwinąć.
Decyzja wcale nie była prosta
– I co, mamo, zdecydujesz się czy jak zwykle wycofasz rakiem? – siedemnastoletni Patryk wyglądał na zaciekawionego.
Na samo wspomnienie propozycji znajomego poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Co też mnie podkusiło, żeby pochwalić się mężowi, że Tadek widzi mnie w roli swojej prawej ręki i kierownika logistyki w swojej firmie? Nie zarabiałam dużo, ale też nigdy nie miałam się za jakiegoś orła.
Byłam jednym z wielu pracowników urzędu miasta, robiłam, co do mnie należało, w zamian za posadę, spokój i podstawowe świadczenia. Może w ostatnim czasie tego spokoju było nieco mniej z powodu humorów kierowniczki. Sądziłam jednak, że kiedy Halina upora się z kryzysem w związku, wszystko wróci do normy.
Tyle że w tym czasie wypadł właśnie grill u naszych dobrych znajomych, podczas którego Tadeusz zaczął zwierzać mi się z kłopotów z pracownikami. Przejęta podrzuciłam mu kilka pomysłów na zreorganizowanie firmy, w zamian za co po kilku dniach zaprosił mnie na kawę. Szłam przekonana, że chce podzielić się swoimi przemyśleniami, a on zaproponował mi pracę. Tak po prostu rzucił stawkę trzy razy wyższą od mojej pensji i kierownicze stanowisko!
Zaniemówiłam z wrażenia, a gdy już doszłam do siebie, natychmiast mu odmówiłam. Ja i funkcja kierownika? Śmiechu warte! Nie wyobrażałam sobie siebie w takiej roli. Na pewno zżarłaby mnie trema i świadomość, że udaję kogoś, kim nie jestem. Spotkanie z Tadkiem potraktowałam jak dobry żart i tak też opowiedziałam o nim mężowi, ale Krzysiek był już innego zdania.
– To fantastyczna wiadomość! Wiesz, jak to by poprawiło nasz budżet? Nie musiałbym już brać dodatkowych prac! Spłacilibyśmy kredyt i pożyczkę, zapewnili dzieciom lepszy start i pierwsze rodzinne wakacje od pięciu lat – rozmarzył się.
Nie zdążyłam się wtrącić, gdy do pokoju wszedł podekscytowany Patryk i wspólnie z ojcem zaczął się nakręcać wizją awansu.
– Mamo, byłabyś kimś – wyrwało mu się, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
W starej pracy czułam się bezpiecznie
Nikt nie zapytał mnie, czy czuję się na siłach, aby podjąć się takiego wyzwania, nie pytał, czy w ogóle nadaję się na kierownicze stanowisko.
Nim minął dzień, o propozycji Tadka wiedziały już też młodsza i starsza córka, moja siostra i nasi rodzice. I wszyscy gratulowali mi, mimo że nie przyjęłam nowej posady.
– Zawsze w ciebie wierzyłam – powtarzała mama, choć nigdy wcześniej nie usłyszałam z jej ust podobnej opinii.
Przez krótką chwilę sądziłam, że sprawa rozejdzie się po kościach, ale mąż i syn nie odpuszczali. Ten pierwszy zdążył za moimi plecami wykonać telefon do Tadka, zapewniając go, że przekona żonę, choć nie dałam mu powodu do takiej pewności. Tego drugiego z trudem udało mi się powstrzymać przed wygadaniem się przed kolegami.
Najchętniej zbyłabym ich obu jakąś historyjką, prosząc znajomego, aby zapomniał o całej sprawie, ale dawno nie widziałam w oczach syna takiego zainteresowania moją osobą. Pomyślałam, że chyba zaimponowałam mu możliwością awansu, bo dotąd miał mnie za szarą myszkę, która nie wystawia nosa ze swojej norki, więc czy mogłam go rozczarować?
A co jeśli sobie nie poradzę i Tadek wyrzuci mnie po trzech próbnych miesiącach? Co zrobię bez pracy, dobiegając pięćdziesiątki? – myślałam, coraz bardziej panikując.
– Jeszcze się waham – rzuciłam, udając, że wciągnęła mnie lektura esemesów.
– Nie wahaj się, tylko walcz. Sama mi powtarzasz, że trzeba chwytać okazje, bo więcej mogą się nie powtórzyć. Głowa do góry, mamo, na pewno sobie poradzisz i uratujesz firmę wujka – ostatnie zdanie powiedział z takim zaangażowaniem, jakbym miała jakieś cudowne moce.
– Ale będę miała więcej pracy i na pewno mniej czasu dla…
– Poradzimy sobie! Rozmawialiśmy już o tym z tatą i podzieliśmy się obowiązkami. Julka i on zajmą się posiłkami, ja mogę wstawiać pranie. Sama mówiłaś, że coraz lepiej radzę sobie z porządkami. Będziemy na zmianę robić zakupy, tylko się zgóóódź – złożył dłonie jak do modlitwy, czym rozśmieszył mnie do łez.
Dawno nie bawiliśmy się tak dobrze w swoim towarzystwie. Zdążyliśmy się uspokoić, gdy zajrzała do nas czternastoletnia Julka i niepytana opowiedziała, jak minął jej dzień. Dotąd musiałam siłą wyciągać z niej jakiekolwiek informacje, ale odkąd usłyszała o kierowniczym stanowisku, zaczęła częściej mi się zwierzać, jakbym na nowo stała się dla niej autorytetem.
Nigdy nie myślałam o sobie
Dziwnie było stać się kimś, a nie jak dotąd służyć za cień swojej rodzinie. Ale tak mnie wychowano, że najważniejsi byli dla mnie zawsze bliscy – mąż, dzieci, dom, rodzice. Gdzieś na szarym końcu byłam ja, sądząc, że tak jest dla mnie najlepiej. Patryk miał rację, na swój sposób żyło mi się wygodnie w mojej mysiej dziurce, dlatego łudziłam się, że Tadeusz znajdzie kogoś bardziej kompetentnego i zapomni o całej sprawie.
Niestety, po rozmowie z moim mężem przysłał wiadomość, żebym pamiętała, jak mnie potrzebuje. Zestresowana jego wyznaniem przestałam sypiać, co natychmiast zostało zauważone przez kierowniczkę.
– Wiesz, że możesz wszystko mi powiedzieć – zaczęła, wezwawszy mnie do siebie któregoś ranka. – Widzę, że ostatnio nie czujesz się najlepiej, ale jestem tutaj, gdybyś czegoś potrzebowała. Czegokolwiek, nawet niezwiązanego z pracą. Czasami tak się w życiu układa, że potrzebujemy drugiego człowieka… – dodała z wyraźną nadzieją, że zwierzę się jej ze swoich problemów, więc skonsternowana rzuciłam jedynie coś na temat mojego męża.
Chodziło mi jedynie o to, że przez niego znalazłam się w niezręcznej sytuacji, ale kierowniczka natychmiast przełożyła to na swoje życie, uznając, że ja także borykam się z problemami w związku. Chciałam jej przerwać, ale nie pozwoliła mi dojść do słowa, zarzucając mnie informacjami na temat swojego małżeństwa, których, wierzcie mi, wolałabym nie poznać.
Domyślałam się, że potrzebuje się wygadać, więc milczałam, co wzięła za dobrą monetę i odtąd codziennie zasypywała mnie wiadomościami o tym, co powiedział albo czego nie zrobił jej mąż. Była przy tym tak natarczywa, że potrafiła zadzwonić w nocy, żeby zrelacjonować mi jakąś kłótnię i szukać potwierdzenia na słuszność swoich wybuchów.
Przytłoczona, nie wiedziałam, co zrobić. Na swój sposób próbowałam stawiać jej granice, ale reagowała wtedy złością i dokładała mi obowiązków, więc od razu się wycofywałam. Niestety, była protegowaną dyrektora naszego wydziału, więc nie miałam nawet komu poskarżyć się na jej nieprofesjonalne zachowanie. Na męża też nie mogłam liczyć, bo widząc, co się dzieje, powtarzał jedynie, że powinnam odejść.
Wreszcie się zdecydowałam
Po dwóch tygodniach emocjonalnej szarpaniny zrozumiałam, że ma rację, i zadzwoniłam do Tadka. Jego radość dodała mi otuchy i jeszcze tego samego dnia złożyłam wymówienie. Raz kozie śmierć, chyba gorzej być nie może – myślałam, kładąc papiery przed szefową.
Jak mogłam się spodziewać, zareagowała wściekłością i odtąd stawała na głowie, żeby uprzykrzyć mi życie. Groziła dyscyplinarką, gdy zaczęłam chorować z przepracowania. Od dziewczyn wiem, że szukała na mnie haków, ale nie mogła mi już zaszkodzić, bo Tadeusza nie interesowały żadne jej opinie ani świadectwa pracy. Liczyło się tylko moje pomysły.
Teraz, po pięciu latach od podjęcia decyzji, myślę, że powinnam podziękować tej kobiecie. Gdyby nie jej zaborczość i ślepa wściekłość nigdy nie odważyłabym się na zmianę. Nie przyszłoby mi nawet do głowy, że ja – zwyczajna, zapracowana matka i żona z licencjatem – jestem w stanie szefować zespołowi. Zdobyć po pięćdziesiątce tytuł magistra i uprawnienia menadżerskie, zacząć naukę języka angielskiego.
Muszę przyznać, że szefowa miała ogromny wkład w moje dalsze zawodowe życie, bo uczyłam się na jej błędach. Dzięki temu wiedziałam, że nie mogę uzależniać pracy podwładnych od swojego nastroju, a od nic nieznaczących komplementów ważniejsze jest zaangażowanie. Choć bardzo tego nie chciała, sprawiła, że poznałam siebie z innej strony. Zobaczyłam, że potrafię być odważna i samodzielna, a przede wszystkim, że sprawia mi przyjemność podziw dzieci i męża.
Patryk miał rację – choć nie zawsze było nam łatwo, poradziliśmy sobie w nowej sytuacji. Także dlatego, że wszyscy bardzo potrzebowaliśmy tej zmiany. Mąż ma więcej czasu dla dzieci, a teraz i dla wnuków, i wreszcie mógł rozwinąć swoją stolarską pasję. Patryk nauczył się samodzielnego prowadzenia domu, co przydało mu się, gdy wyjechał na studia, a młodsza córka zrozumiała, że kobieta może spełniać się też w inny sposób, niż tylko będąc czyjąś towarzyszką życia.
Czytaj także:
„Chwila zabawy zrujnowała mi życie. Przegrałem sporą sumę, mam olbrzymie długi, a do drzwi pukają dziwni ludzie”
„W rok zrobiłem 100 tysięcy i mam kasy jak lodu. Rodzice myślą, że robię karierę w korpo, a ja zarabiam ciałem”
„Przez 8 lat bezskutecznie starałam się o dziecko. Mąż i jego rodzina zataili jego chorobę, a ja straciłam czas”