„Mąż grozi rozwodem, jeśli nie przestanę wydawać kasy na bzdury. Nie wierzę, że zostawi mnie z powodu kilku szmatek”

kobieta uzależniona od zakupów fot. iStock by Getty Images, raw
„Weszłam i poczułam natychmiast ulgę. Złość i frustracja gdzieś się ulotniły, ich miejsce zajęła ekscytacja, że zaraz kupię sobie coś nowego. Znalazłam kaszmirowy sweterek i prawie nową czapkę zimową. Do zimy wprawdzie było jeszcze pół roku, a ja mam dziesiątki ciepłych czapek, ale co to jest cztery złote za piękną czapeczkę z angory? Po prostu musiałam ją mieć”.
/ 20.04.2023 18:30
kobieta uzależniona od zakupów fot. iStock by Getty Images, raw

Znowu pokłóciłam się z Karoliną. Moja córka potrafiła być czasami taka nierozsądna! Doprowadziła mnie nieomal do zawału deklaracją, że zmienia pracę, chociaż jej obecne zajęcie było dobrze płatne i prestiżowe. Godzinę tłumaczyłam jej, że „pójście na swoje” to ryzykowny pomysł i zamiast realizować się w wymarzonej pracy fotografa, zostanie z niespłaconym kredytem i bez ubezpieczenia.

– Jak zwykle, mamo, myślisz kategoriami ludzi z twojego pokolenia – podsumowała moje argumenty. – Zresztą nie mam ochoty ci się tłumaczyć z moich decyzji. Uznajmy ten temat za zamknięty!

Rozłączyła się, a ja musiałam wyjść z domu. Zapięłam Norce smycz i poszłam się przejść po osiedlu. Wstąpiłam do drogerii i kupiłam sobie tonik (był w promocji), potem nogi same zaniosły mnie do naszego osiedlowego ciucholandu. Akurat mieli świeżutką dostawę, więc zostawiłam psa przed wejściem i zanurzyłam się w morzu ciuchów, szukając okazji.

Zdobyłam całą górę fantów za grosze

Po kilku minutach zupełnie nie pamiętałam już o kłótni z córką. Byłam szczęśliwa, bo znalazłam fantastyczną amarantową kamizelkę z dżetami, która idealnie pasowała mi do błyszczących butów, które kupiłam w zeszłym tygodniu w innym second-handzie. Miałabym już niezły zestaw na wieczór! Do tego jako pierwsza wyłowiłam ze stosu torebek prześliczną chanelkę z ekoskórki. Ucieszyłam się, bo to był niezły łup, widziałam to po rozczarowaniu na twarzach konkurentek, czyli innych kobiet, które jak ja lubiły polować na okazje.

Przy kasie zobaczyłam jeszcze urocze malutkie filiżanki i zgarnęłam cały komplet za kilka złotych. To w ogóle był udany połów – rachunek niższy niż trzydzieści złotych, a kupiłam dwie ładne rzeczy i serwis. Zły nastrój prysnął. Do domu wróciłam już w doskonałym humorze. Szkoda, że od razu popsuł mi go mąż.

– Znowu musiałem wyrzucić pół lodówki jogurtów – zaczął mi wypominać już od progu. – Czemu zawsze kupujesz za dużo jedzenia, kobieto? Przecież to się marnuje!

– Były w dobrej cenie – mruknęłam obronnym tonem. – Miały krótki termin przydatności do spożycia, a nie moja wina, że ich nie jadłeś. Mogłeś jeść, to byś teraz nie wyrzucał.

Maciek sarkał jeszcze przez chwilę, a ja poszłam wyprać swoją nową kamizelkę. Oczywiście natychmiast jak tylko zobaczył ją rozwieszoną na oparciu krzesła, zaczął mnie głupio pytać, po co mi ona, skoro on mnie nigdy w życiu nie widział w kamizelce. Podeszłam więc do szafki z butami i z tryumfalnym gestem podsunęłam mu pod nos moje piękne amarantowe czółenka.

– Bo to będzie komplet! Ty wiesz, ile w normalnym sklepie zapłaciłabym za tak dobrany zestaw? Mnóstwo kasy! Oszczędziłam ze dwieście, trzysta złotych!

– Raczej wydałaś, a nie oszczędziłaś – Znowu musiał zepsuć mi całą radość z zakupów. – I to jeszcze na rzeczy, których nigdy nawet nie założysz. Spójrz tylko na swoją szafę, przecież ona się nie domyka!

Nie chciało mi się z nim dyskutować. Co chłop może wiedzieć o damskich ubraniach? Fakt, miałam ich sporo, ale wszystkie były kupione na wyprzedażach, w second-handach albo outletach. Nie wydawałam dużo na ciuchy, powinien był docenić, że mam zmysł do tropienia okazji i oszczędzam nasze pieniądze.

Następnego dnia w naszym salonie był spory ruch, bo przed wakacjami wiele klientek chce zrobić pasemka, trwałą czy się ostrzyc. Byłam bardzo zmęczona, kiedy wreszcie zabrałam się za zamykanie drzwi. Właściwie to zmęczona, głodna i rozdrażniona, bo na ostatek trafiła mi się roszczeniowa pani, której nic się nie podobało. Wyprowadziła mnie z równowagi.

– Skoro tak się pani świetnie zna na farbowaniu włosów, to polecam otworzyć własny salon fryzjerski – mamrotałam półgłosem, maszerując po chodniku i wyobrażając sobie, że przemawiam do nieznośnej klientki. – Z taką uroczą osobowością na pewno będzie pani miała mnóstwo zadowolonych klientek!

W mojej wyobraźni klientka nadal była konfliktowa, więc do swojej tyrady dołączyłam kilka nieco bardziej soczystych wypowiedzi. Po kilkunastu minutach takiej wyimaginowanej pyskówki byłam jeszcze bardziej zła niż na początku. Do tego jakiś samochód obryzgał mnie wodą z kałuży i uwierał mnie nowy but, kupiony zresztą też na wyprzedaży.

Nagle zobaczyłam w uliczce pięknie oświetloną wystawę i bezwiednie skręciłam do nowej księgarni. Dopiero co ją otworzyli, więc klienci kuszeni byli nieziemskimi promocjami i darmową kawą. Weszłam tam i… zły nastrój minął jak ręką odjął.

– Przecież ty nie czytasz książek – zdziwił się mąż, kiedy wparowałam do domu z dwoma poradnikami w cenie jednego i kieszonkowym wydaniem powieści kryminalnej.

– No to mam dobrą okazję, żeby zacząć. Tobie też by nie zaszkodziło – odgryzłam się. – Zresztą dzisiaj były megazniżki, więc tak naprawdę nie wydałam więcej niż ty na te swoje gazety o samochodach miesięcznie. A książki poszerzają horyzonty, o!

Cała moja złość gdzieś się ulotniła

Miałam zabrać się za czytanie wieczorem, ale leciał fajny serial w telewizji, więc książki powędrowały na parapet w sypialni. Kryminał nawet zaczęłam kilka dni później, ale gubiłam się w akcji, więc postanowiłam, że przy najbliższej okazji dam go córce. Co prawda ona chyba wolała romanse, ale przecież zawsze mogła dać komuś książkę na prezent.

Kilka dni później zrobiło się bardzo gorąco i wszyscy ledwo żyli od upałów. Co gorsza, w salonie wysiadła klimatyzacja i nie było wyjścia – musiałyśmy zamknąć do czasu naprawy. Byłam wściekła, bo na ten dzień miałam zapisanych kilka stałych klientek, takich, które zawsze zostawiały niezłe napiwki.

– Mam dosyć! – rzuciłam do Hani, palącej papierosa przed salonem. – Zadzwoń po mnie, jak przyjadą faceci od klimy. Muszę się przejść.

– W taki upał? – zdziwiła się Hania, cofając się w cień. – Gdzie chcesz iść?

– Gdzieś, gdzie jest chłodno. Do galerii – zdecydowałam spontanicznie.

I tak wylądowałam w dużej galerii handlowej w samym środku sezonu letnich przecen. Poczułam się jak w raju! Niemal odebrało mi oddech, kiedy zobaczyłam, ile mogę zaoszczędzić na ubraniach, butach, nawet kosmetykach. Cała wcześniejsza złość ulotniła się, kiedy płaciłam za apaszkę w ogromnej promocji. Po dwóch godzinach zadzwoniła Hania i powiedziała, że klimy nie udało się naprawić i do pracy wrócimy dopiero następnego dnia.

– Skoro tak, to przyjedź tu do mnie – zachęciłam ją. – Jest chłodno i przyjemnie, a jakie promocje!

– Nieeee, dzisiaj nie zarobiłam nic z napiwków… – zawahała się. – Ale wiesz co? Może przynajmniej sobie pooglądam. Niedługo będę.

Kiedy się spotkałyśmy, miałam już trzy siatki, każdą z logo innego sklepu. Od razu pochwaliłam się przyjaciółce swoimi łupami.

– Apaszka? – wzięła w rękę zielony jedwab w białe groszki. – Nigdy nie widziałam cię w apaszce… I puder w kremie? Ty używasz pudru?

– Czasami, na wielkie wyjścia – mruknęłam zmieszana, bo właśnie przypomniałam sobie, że w domu mam już puder w kamieniu i sypki, oba zresztą kupione w promocji i nieużywane.

Przez moment martwiłam się, że wydałam za dużo pieniędzy, ale przecież Maciek sporo zarabia, ja też się nie lenię, więc chyba czasem należy mi się odrobina przyjemności.

– Słuchaj, mam już dosyć tych zakupów – Hania szybko się znudziła. – Wszystko już mam, nic nowego mi się nie podoba… Ale ty zaszalałaś! – spojrzała wymownie na moje pięć reklamówek. – Maciek nie będzie zły?

Już chciałam odpowiedzieć, że to przecież wszystko za pół ceny, kiedy uświadomiłam sobie, że mąż nienawidził tego argumentu. „Nie chodzi o cenę, tylko o ilość!” – mówił i twierdził, że mam problem, bo nie potrafię się powstrzymać od kupowania. „Na pewno będzie wściekły, że przyniosłam kolejne rzeczy” – pomyślałam i wpadłam na genialny pomysł.

– Słuchaj, mogę to przez jakiś czas przechować u ciebie? – poprosiłam przyjaciółkę. – Co jakiś czas będę brała po jednej rzeczy i przynosiła do domu, tak żeby Maciek się nie zorientował. Wiesz, jaki on jest…

Po prostu musiałam to mieć!

Hania zgodziła się, choć niezbyt chętnie, a ja wróciłam do domu jak gdyby nigdy nic. O siatkach, które u niej zostawiłam, przypomniałam sobie dopiero po tygodniu, ale jakoś nie chciało mi się wracać do tematu. Największą radość miałam w momencie kupowania, a to, czy rzeczy leżały potem w mojej szafie czy u Hani miało w sumie drugorzędne znaczenie. Zresztą, to nie był dobry moment na przynoszenie gratów …

– Słuchaj, dlaczego my jesteśmy na minusie w tym miesiącu? – zdziwił się mąż, sprawdzając wyciąg bankowy. – Miałaś wpłacić na konto czterysta złotych, a widzę, że nic nie wpłaciłaś…

– Mieliśmy zamknięty salon, nie dostawałam napiwków – wytłumaczyłam się, pomijając fakt, że przerwa trwała tylko kilka godzin.

Ale Maciek zaczął drążyć. Nic mu się nie zgadzało, pieniądze gdzieś wyciekały, chociaż nie były to duże kwoty. Za to były bardzo liczne.

– Dwanaście pięćdziesiąt w drogerii, osiemnaście w aptece, trzydzieści pięć w księgarni… – zaczął wyliczać i przeklęłam swoją kartę zbliżeniową, którą płaciłam za drobne zakupy.

Najgorsze było jednak to, że Maciek w końcu sam doszedł do tego, na co wydaję pieniądze.

– Wydajesz na bzdury! – krzyknął. – Po co kupiłaś tran?! A nową obrożę dla psa? I po cholerę poszłaś drugi raz do księgarni, skoro nawet nie otworzyłaś poprzednich książek?! Co się z tobą dzieje, kobieto?!

Nie podobało mi się, że na mnie krzyczy. Zdenerwowałam się. Spojrzałam na swoje dłonie, trzęsły mi się palce, a skóra pokryła się czerwonymi plamkami, czułam ucisk w brzuchu i źle mi się oddychało.

Nie będziemy tak rozmawiać! – oznajmiłam i pomaszerowałam do przedpokoju. – Wychodzę na spacer!

Poszłam do przedpokoju, włożyłam buty i sięgnęłam po torebkę.

– Po ci torebka na spacerze? – Maciek stanął w drzwiach. – Irena, wiem, dokąd idziesz. Poprawić sobie humor zakupami, prawda? Jesteś uzależniona od kupowania!

Warknęłam, że to moje pieniądze i moja sprawa, i wybiegłam ze łzami w oczach. Czułam się poniżona i zraniona, byłam zła na męża. Negatywne emocje dosłownie mnie zalewały. Układałam sobie w głowie, jak mu nawrzucam, kiedy już wrócę do domu. Nagle zobaczyłam, że stoję przed ciucholandem…

Weszłam i poczułam natychmiast ulgę. Złość i frustracja gdzieś się ulotniły, ich miejsce zajęła ekscytacja, że zaraz kupię sobie coś nowego. Znalazłam kaszmirowy sweterek i prawie nową czapkę zimową. Do zimy wprawdzie było jeszcze pół roku, a ja mam dziesiątki ciepłych czapek, ale co to jest cztery złote za piękną czapeczkę z angory? Po prostu musiałam ją mieć!

Kiedy podeszłam do kasy, zobaczyłam, że stoi przy niej Maciek. Patrzył ze zgrozą na naręcze ciuchów, które niosłam w objęciach.

Co tu robisz? – warknęłam, tracąc nagle promienny nastrój, w który wprawiło mnie znalezienie kilku istnych perełek ubraniowych za grosze.

– Nie kupisz tego – powiedział cicho. – Odłóż te rzeczy, wychodzimy.

Gdy wróciłam, mąż się na mnie obraził

Żachnęłam się. Nie miał prawa mi niczego zabraniać! Zarabiałam na to!

– Irka, jeśli to kupisz, słowo daję, że się wyprowadzę – zagroził.

Roześmiałam się, takie to było idiotyczne. Miałby mnie zostawić z powodu kilku łaszków?

– Mówię poważnie – powiedział z kamienną twarzą. – Wyjadę do brata i zażądam separacji. Nie mogę żyć z zakupoholiczką! Więc jeśli ci na mnie zależy, odłóż to. Potrafisz?

Wyśmiałam go, że bredzi. Ja zakupoholiczką? Nie, serio, nie jestem dziewczyną z Manhattanu, która biega w szpilkach po drogich sklepach, a potem nie mieści się w obrotowych drzwiach kolejnej galerii, bo trzyma kilkanaście siatek od znanych projektantów. Bo przecież tak właśnie wygląda zakupoholiczka, prawda? To taka kobieta sukcesu, która ma urodę, młodość i pieniądze. W sumie naprawdę można skończyć gorzej…

Maciej wyszedł, a ja zostałam sama z używanymi ubraniami. Nie, nie wierzyłam, że naprawdę zostawi mnie z powodu kilku szmatek, ale coś w jego spojrzeniu kazało mi potraktować tę groźbę serio. I to pytanie: czy potrafię się powstrzymać od zakupów. To przecież idiotyczne!

– Kupuje pani czy nie? – zapytała zniecierpliwiona sprzedawczyni.

– Tak… nie… to znaczy… tak, oczywiście… albo nie…

Nagle zdałam sobie sprawę, że naprawdę nie potrafię zrezygnować z kupna tych rzeczy. Zdobyłam je przecież! To były moje łupy! Odniosłam sukces, wyszukując je, i miałam je tak po prostu zostawić…?

W tym momencie zadzwoniła Hania. Zapytała, czy może mi jutro przynieść moje zakupy z galerii, bo zabierają jej miejsce w szafie. Nieco skołowana odpowiedziałam, że tak. Dosłownie chwilę później przyszedł esemes od Karoliny. Pytała, czy mogę jej kupić jakąś książkę w tej księgarni koło mnie. To mi przypomniało, że kupiłam tam już sześć książek i żadnej nie przeczytałam…

Przegrałam wtedy. Nie dałam rady odłożyć wełnianej czapki i kaszmirowego swetra. Musiałam je mieć. To była jedyna rzecz, która mogła mi poprawić humor! Dzięki temu byłam szczęśliwsza. Całe napięcie znikało…

Kiedy Maciek zobaczył mnie z tymi rzeczami, bez słowa poszedł do pokoju. Nie chciał rozmawiać, ignorował moje pytania. Obraził się!

Dopiero wieczorem przemówił.

– Patrz! – stanął przy szafie, a u jego stóp walało się kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt czapek. – Rozumiesz już, że masz problem? A teraz patrz tu! – gwałtownie otworzył szafkę z butami, a te wysypały się na podłogę.

– Ile masz par? Sześćdziesiąt? Osiemdziesiąt? Po co ci tyle szpilek? Nigdy nie chodzisz w szpilkach. A chodaki? Po co ci chodaki, pytam?! No po co?

Staram się, ale nie do końca mi wychodzi

Znowu poczułam się bardzo źle z tą jego gniewną miną i napastliwym tonem. Zdenerwowałam się i natychmiast pomyślałam o… zakupach.

– Masz! – wcisnął mi do ręki jakiś papier. – To artykuł o zakupoholizmie. Przeczytaj to.

Nie miałam ochoty, ale przeczytałam. „Zakupoholikiem nie zawsze jest osoba, która wydaje dużo. Ważne jest to, że wydaje często i bez uzasadnionej potrzeby. Zakupoholik reguluje swoje emocje za pomogą kupowania. Nie ma znaczenia, co kupuje, ważne, że sama ta czynność stanowi dla niego ukojenie i jest szybko dostępnym źródłem satysfakcji. Osoby uzależnione od zakupów można spotkać w każdej grupie społecznej, nie tylko wśród najbogatszych, jak wynikałoby to z amerykańskich seriali. Jeśli kupujesz kompulsywnie, tylko po to, żeby poprawić sobie nastrój, jeśli potem nie interesują cię kupione dobra, a liczy się dla ciebie tylko moment „polowania”, to wypełnij poniższy test, bo możliwe, że masz problem z zakupoholizmem…”.

Niżej znajdowało się dwadzieścia pytań. Odpowiedziałam twierdząco na osiemnaście z nich.

– Masz rację, jestem uzależniona od zakupów… – przyznałam się w końcu sama przed sobą i przed mężem. – To prawda, że kupuję, bo tylko to poprawia mi nastrój… Ale nie wiem, co musiałabym sobie kupić, żeby dać sobie radę, jeśli się wyprowadzisz…

Rozpłakałam się, a on mnie pocieszał. Obiecał, że mi pomoże. Na początek dobrowolnie oddałam mu kartę płatniczą, obiecałam też przynosić wszystkie napiwki do domu. Naprawdę chciałam zerwać z uzależnieniem.

Od tego czasu minęło kilka tygodni. Jest ciężej niż myślałam. Chodzę rozdrażniona i często się wkurzam z byle powodu. Dwa razy wybuchłam przy klientkach, mogę stracić pracę. W domu mąż przepytuje mnie jak nastolatkę z tego, ile zarobiłam, czy coś kupiłam po drodze. Przeszukuje moją torebkę i kieszenie. Wciągnął w to też Hanię – ona liczy mi, ile napiwków dostałam, on sprawdza w domu, czy przyniosłam całą kwotę.

Czuję się, jakby ktoś robił mi krzywdę, choć przecież wiem, że mąż i przyjaciółka chcą mi tylko pomóc. Dlatego tym gorzej się czuję, kiedy ich okłamuję. Bo czasami tracę nad sobą kontrolę i kupuję rzeczy, które potem chowam w pojemniku na pościel pod kanapą. Mąż nigdy tam nie zagląda, więc ich nie znajdzie. Skąd biorę pieniądze? Ze sprzedaży. Po kryjomu prowadzę handel przez internet, pomału wyprzedając swoją szafę, niekiedy jakieś rzeczy z domu, jak ten serwis filiżanek.

Maciek oczywiście nic nie zauważył, a ja mam swoje sekretne dochody. Najgorsze jednak jest to, że te internetowe aukcje to broń obosieczna – z jednej strony sprzedaję, z drugiej nie mogę się powstrzymać przed przeglądaniem ofert sprzedaży. Dzisiaj rano na przykład wyszukałam sobie cudowną broszkę. Nie mogę przestać o niej myśleć, muszę ją mieć! Już licytuję i moja oferta jest najwyższa, mam szansę na zwycięstwo! Jeśli mi się uda i ją zdobędę, Maciej nigdy jej nie znajdzie, a jeśli nawet, to wmówię mu, że mam ją od dawna. Kiedyś z tym skończę, może nawet pójdę na terapię, ale na razie… po prostu muszę wygrać tę licytację z broszką. Tylko to mnie uszczęśliwi!

Czytaj także:
„Byłam uzależniona od zakupów. Gdy biegałam po wyprzedażach, mój facet czuł się odtrącony. W końcu postawił ultimatum”
„Moja żona jest uzależniona od zakupów. Nie rozumie, że to jest choroba i musi się leczyć. Dla niej to nic wielkiego”
„Jestem uzależniona. Nie od alkoholu czy papierosów. Nałogowo kupuję buty. Przez to popadliśmy w długi”
 

Redakcja poleca

REKLAMA