„Byłam uzależniona od zakupów. Gdy biegałam po wyprzedażach, mój facet czuł się odtrącony. W końcu postawił ultimatum”

kobieta uzależniona od zakupów fot. iStock by Getty Images,Jose Luis Pelaez Inc
„Wracałam do pustego mieszkania, zakupy przestały mnie cieszyć. Nie miałam ich komu pokazać, komu pochwalić się nowymi nabytkami. Biłam się z myślami, co robić. Schować dumę do kieszeni i odezwać się do niego? Czy prowadzić cichą wojnę dalej? Z tego wszystkiego przegapiłam promocję na balsamy do ciała”.
/ 15.04.2023 12:30
kobieta uzależniona od zakupów fot. iStock by Getty Images,Jose Luis Pelaez Inc

Uwielbiam zakupy w centrach handlowych. Mogę godzinami chodzić, oglądać i przymierzać ubrania. Nie zawsze je kupuję, ale kiedy jest wyprzedaż... Hulaj dusza, piekła nie ma!

Narzeczonego też poznałam w jednej z galerii. Pomogłam mu wybrać koszulę, on mnie spódnicę, a potem już wspólnie ruszyliśmy na obchód sklepów. Bo skoro kupiłam spódnicę, to należało do niej dobrać bluzkę, buty, torebkę. Przy okazji wypatrzyłam kolczyki. Marcel dzielnie mi towarzyszył, a na koniec zaprosił na kawę.

Spodobał mi się. Zresztą, której kobiecie nie spodobałby się taki mężczyzna? Wysoki, przystojny, elegancki, a do tego uprzejmy i miły. Zaczęliśmy się spotykać. Najczęściej w galeriach. Zawsze miałam pretekst, aby poprosić go o pomoc w doborze bluzki czy sukienki. Znał się na modzie jak żaden z moich znajomych. No i podobał mi się ten błysk w jego oku, kiedy wychodziłam z przymierzalni, by mu się pokazać.

Sądziłam, że on też lubi te nasze wyprawy. Dlatego zdziwiłam się, kiedy pewnego dnia oznajmił, że nie ma ochoty jechać do galerii.

– Jak to? – nie kryłam zawodu.

Wszędzie trąbili o wyprzedaży, a on nie chciał jechać? Moje koleżanki z pracy już na pewno popędziły i wykupią co lepsze rzeczy, a ja?

– Kochanie, nie uważasz, że za często tam zaglądasz? – spytał Marcel, zmieniając kanał telewizyjny. – Pojechałaś do centrum w poniedziałek, środę, czwartek, a dziś mamy sobotę...

– Ależ były promocje, dostałam dwie bluzki w cenie jednej, poza tym obniżyli o dwadzieścia procent cenę płaszczyków, a w drogerii mieli nowe podkłady pod makijaż – tłumaczyłam.

Jak mógł tego nie rozumieć. To oczywiste, że nie mogłam przegapić takiej okazji! Tymczasem Marcel popatrzył na mnie jakoś tak dziwnie.

– Kasiu, czy na pewno potrzebujesz tych wszystkich rzeczy? – wskazał na szafę, która ledwo się domykała.

O co chodzi? Przecież też lubi wyprzedaże!

No wiecie co?! Pewnie, że potrzebowałam! Przecież to dla niego chciałam wyglądać jak najlepiej, jak najładniej.

– Nie ty za to płacisz – wycedziłam.

Kupowałam za własne pieniądze. No, może nie do końca za własne, bo nie zarabiałam aż tyle, ale kiedy wydałam już całą swoją pensję, wiedziałam, że zawsze mogę poprosić rodziców o kilka groszy. Mama rozumiała moją potrzebę zakupów. Ona też zawsze starała się wyglądać jak najlepiej. A tata nie szczędził finansów, by jego żona wyglądała modnie.

– Kochanie, nie chodzi mi o to, kto płaci – zaczął spokojnie Marcel – ale o to, czy naprawdę potrzebujesz aż tylu ubrań? Wiesz, że dla mnie i tak jesteś najpiękniejsza – uśmiechnął się.

Marcel pocałował mnie i szybko zapomnieliśmy o moich wydatkach na ciuchy... Przynajmniej na jakiś czas…

Z przerażeniem spojrzałam na zegar. Było już po siedemnastej! A wyprzedaż w galerii trwa do dziewiątej! Musiałam odepchnąć Marcela, który najwyraźniej planował spędzić resztę popołudnia wraz ze mną.

– Nie zdążę! – wyjęczałam, szukając porozrzucanej bielizny.

– Kasiu... – wyciągnął do mnie rękę.

– Wstawaj – poleciłam prędko. – Galerię niedługo zamykają, a dzisiaj mają obniżkę na rajstopy i tuniki!

Ręce mi się trzęsły, kiedy w pośpiechu się ubierałam, układałam włosy. Jednak Marcel się nie ruszył.

– Nie idę – oznajmił twardo.

Jak to nie idziesz? – zdziwiłam się.

– Zostaję w domu – powiedział. – I chcę, żebyś została razem ze mną.

No chyba oszalał! Po pierwsze, nie przegapię takiej okazji. A po drugie, żaden mężczyzna nie będzie mi mówił, co mam robić. Nawet Marcel. Pokłóciliśmy się, a potem oczywiście pojechałam na zakupy. Wróciłam późno. Galerię dawno już zamknęli, ale przy wyjściu spotkałam koleżankę z pracy. Obie, obładowane firmowymi reklamówkami, wybrałyśmy się jeszcze do pubu. W końcu raz się żyje.

Grubo po północy otwierałam po cichu drzwi mieszkania. Torby od razu rzuciłam na podłogę i zajrzałam do dużego pokoju. Potem do mniejszego i do kuchni. Na końcu do łazienki. Marcela nie było. Czyżby wrócił do siebie? Odszukałam w torebce telefon.

Jest kolejna wyprzedaż? Czemu nic o tym nie wiem?!

– Gdzie jesteś? – spytałam.

– Oglądam mecz z kumplami – odpowiedział i… rozłączył się!

Ogląda mecz? Ja tu wracam z nowymi ubraniami, chcę mu się w nich pokazać, pochwalić, a on wyszedł?! Zadzwoniłam kolejny raz. Długo nie odbierał. Zaniepokoiłam się. Na pewno jest z kolegami? Może z babą?

Odetchnęłam z ulgą, kiedy po kolejnej próbie usłyszałam jego głos.

– Coś się stało, Kasiu?

– Kupiłam nową spódnicę i ten ładny kostium, który widzieliśmy tydzień temu – zaczęłam wyjaśniać. – Był tańszy o piętnaście złotych, taka okazja!

– Super – odparł bez entuzjazmu.

– Kiedy wrócisz?

– Jutro też jest jakaś wyprzedaż w centrum – mruknął. – Wrócę, kiedy się skończy – i znów się rozłączył.

Jaka wyprzedaż? Nie słyszałam o tej niedzielnej! Dopiero po chwili dotarło do mnie, co Marcel powiedział. Jak to wróci, kiedy się skończy? Wyprzedaż na pewno potrwa kilka dni. Mam rozumieć, że dopiero wtedy raczy się pojawić? Zadzwoniłam kolejny raz.

– Tak? – tym razem jego głos był chłodny. Aż mnie zmroziło.

– Marcel, czy coś się stało? – spytałam go nieco niepewnie.

– A co miało się stać? – sądząc po tonie głosu, nastrój miał fatalny.

– Czy ty... – zająknęłam się. – Czy ty masz kogoś? Jakąś kobietę?

– Ja?– zaśmiał się nieprzyjemnie. – Nie, Kasiu, ja po prostu nie chcę ci przeszkadzać w polowaniu na nowe okazje w sklepach. Kiedy zdecydujesz się, co jest dla ciebie ważniejsze – ja czy zakupy, to wtedy zadzwoń.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Chyba nie był zazdrosny o zakupy? Ale zaraz! Wspomniał coś o niedzielnej wyprzedaży. Musiałam to sprawdzić. Zostawiałam zakupy w przedpokoju, nawet ich nie rozpakowałam, i pędem pobiegłam do komputera. Gdzie ta wyprzedaż? W którym centrum? Co mają w ofercie? Szybko zapomniałam o obrażonym Marcelu. Zresztą, jak można obrażać się o taką bzdurę? Przejdzie mu.

Ale minęło kilka dni, a Marcel nadal konsekwentnie milczał. A mnie zaczynało go brakować. Prosto z pracy pędziłam do galerii, wyłapywałam kolejne okazje. Stos reklamówek w przedpokoju rósł, a ja nic z nim nie robiłam. Humoru nie poprawiły mi nawet nowe szpilki. Jednak bez Marcela to już nie było to samo.

Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał…

Wracałam do pustego mieszkania, zakupy przestały mnie cieszyć. Nie miałam ich komu pokazać, komu pochwalić się nowymi nabytkami. Biłam się z myślami, co robić. Schować dumę do kieszeni i odezwać się do niego? Czy prowadzić cichą wojnę dalej? Z tego wszystkiego przegapiłam promocję na balsamy do ciała.

Wreszcie zadzwoniłam do Marcela, ale nie odbierał. Zaskoczyło mnie to. Nie zastanawiałam się dłużej – pojechałam do niego. Jeśli ma kogoś i dlatego nie odbiera, chciałam zobaczyć to na własne oczy.

Otworzył mi drzwi i wpuścił do środka. Podejrzliwie rozejrzałam się po mieszkaniu. Ku swojej uldze, nie zauważyłam śladów kobiety.

Wyprzedaże już się skończyły? – Marcel patrzył na mnie rozbawiony. – Przypomniałaś sobie o mnie?

Poczułam się niezręcznie. Istotnie, zachowałam się jak policjant na rewizji. Zajrzałam nawet do łazienki.

– Może lepiej powiedz, kogo lub czego tak szukasz? Moje mieszkanie to nie galeria. Nie mam na składzie nowych szminek, butów czy cholera wie, czego jeszcze – zaśmiał się.

– Ja... – zająknęłam się.

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Oj, Kaśka, Kaśka... – westchnął. – Innej kobiety tu nie ma. Ty jedna w zupełności mi wystarczysz. Szkoda, że ja tobie nie. Chodź, siadaj, napijemy się kawy i porozmawiamy. Bo chyba mamy o czym, prawda?

Pokiwałam głową.

To był długi wieczór i długa noc. Marcel opowiedział, jak źle się czuł, kiedy zamiast spędzać czas z nim, wolałam biegać po sklepach i kupować tony ciuchów. W większości zupełnie niepotrzebnych, które potem i tak zalegały w szafach. Nie podobało mu się też, że nieodpowiedzialnie wydaję całą wypłatę, a potem biorę pieniądze od rodziców, by kupić kolejne szmaty.

– Chcieliśmy założyć rodzinę... Masz na to czas? Bo ja się boję, że na wieść o nowej wyprzedaży zapomnisz o własnym dziecku i pognasz do galerii.

– To argument poniżej pasa!

– Czyżby? O mnie zapomniałaś – w jego głosie usłyszałam wyrzut i żal.

– Wcale nie! – broniłam się.

W środku jednak wiedziałam, że nie mówię prawdy. Zapomniałam. Przynajmniej na jakiś czas, by w spokoju wybrać się na zakupy.

– Kasiu... Nie oszukuj sama siebie. Masz problem z zakupami. Kocham cię, ale jeżeli mamy być razem, powinnaś coś z tym zrobić...

Popatrzyłam na niego zdumiona. Czyżby zamierzał odejść? Do tego nie mogłam dopuścić! Dotarło do mnie, że nie wyobrażam sobie życia bez Marcela. Kochałam go. Bardziej niż robienie zakupów.

– Zrobię – obiecałam prędko.

I dotrzymałam słowa, choć lekko nie było. Okazało się, że nie tylko ja jestem uzależniona od zakupów. Trafiłam do pani psycholog, która wyjaśniła mi wiele rzeczy. Początkowo trudno mi było trzymać się listy i nie kupować niczego, czego na niej nie zapisałam. Z czasem jednak szło mi coraz lepiej i nie czułam żalu, że omija mnie wyprzedaż. Marcel wspierał mnie na każdym kroku. Najpierw jako narzeczony, potem jako mąż. A potem...

Kiedy na świat przyszedł nasz syn, to ja musiałam odciągać Marcela od działu z zabawkami, gdy upierał się, że trzymiesięcznemu maluchowi potrzebna jest kolejka elektryczna.

– I kto tu ma problem z zakupami? – pytałam wtedy ze śmiechem.

Czytaj także:
„Moja żona jest uzależniona od zakupów. Nie rozumie, że to jest choroba i musi się leczyć. Dla niej to nic wielkiego”
„Jestem uzależniona. Nie od alkoholu czy papierosów. Nałogowo kupuję buty. Przez to popadliśmy w długi”
„Córka uznaje tylko drogie, markowe prezenty. Gdy kupuję wnukowi zwykłą zabawkę, zarzuca mi, że oszczędzam na dziecku”

Redakcja poleca

REKLAMA