„Mąż czuł nade mną władzę, bo przynosił do domu kasę. Wydzielał mi kieszonkowe, musiałam prosić o każdą złotówkę”

Mąż mnie nie szanował fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Musiałam go prosić o każdą złotówkę, a on z mojego poniżenia czerpał nieopisaną satysfakcję. W towarzystwie, a większość naszego otoczenia to prawnicy, niejednokrotnie podkreślał, że nie mam o niczym pojęcia, bo >>ze szkołą nie było mi po drodze<<. Zupełnie pomijał fakt, że ze szkoły odeszłam, bo zaszłam w ciążę”.
/ 25.05.2023 16:30
Mąż mnie nie szanował fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Mój mąż jest wziętym prawnikiem. Poznaliśmy się jeszcze w czasach studiów. Niestety, mnie nie było dane ich skończyć - na trzecim roku zaszłam z nim w ciążę, a moja prawnicza kariera odeszła w zapomnienie. To były inne czasy - pod koniec lat 80. ciąża była równoznaczna z małżeństwem. Rodzice namówili mnie do przerwania studiów. Sami jeszcze pracowali, więc nie mogliby mi pomagać przy dziecku. Seweryn, mój mąż, z łatwością przystał na to, żeby podział obowiązków w naszym związku był tradycyjny, to znaczy, że on będzie robił karierę, a moje miejsce będzie w domu, przy dziecku. Jednak ciąża, ślub i przerwanie studiów nie były w tym wszystkim najgorsze. Seweryn skończył studia i pod skrzydłami swojego ojca, uznanego adwokata, zapoczątkował swoją karierę.

Gdy zaczął zarabiać, zmienił się nie do poznania

Odkąd Bastuś, nasz syn, skończył 3 latka, był świadkiem jak jego ojciec niemal codziennie mną pomiata. Szczęście w nieszczęściu, że dziecko było jego oczkiem w głowie i nigdy bezpośrednio nie musiało się mierzyć z toksycznym charakterem Seweryna. Pozostawałam kompletnie uzależniona finansowo od męża, co było dla niego powodem do gardzenia mną na każdym możliwym kroku. Najpierw zaczął skrupulatnie kontrolować moją pracę w domu, odmawiając mi pieniędzy, kiedy znalazł choćby najmniejsze niedociągnięcie. Musiałam go prosić o każdą złotówkę, a on z mojego poniżenia czerpał nieopisaną satysfakcję.

W towarzystwie, a większość naszego otoczenia to prawnicy, niejednokrotnie podkreślał, że nie mam o niczym pojęcia, bo "ze szkołą nie było mi po drodze". Już po pierwszych kilku latach naszego małżeństwa czułam, że gasnę. Nie mogłam w nikim znaleźć zrozumienia - zarówno moi rodzice, jak i teściowe, uważali, że złapałam Pana Boga za nogi, bo w końcu mam piękny dom, zdrowe dziecko, zaradnego męża, pieniądze, a ja właściwie tylko leżę i pachnę.

Nikt nie wierzył w tyranię Seweryna. Rozwód nie wchodził w grę - mąż miał kontakty i nigdy nie oddałby mi dziecka. Mimo bólu i upokorzenia, trwałam w naszym związku przez lata, byle tylko nie stracić Bastusia. Z każdym kolejnym rokiem stawałam się coraz bardziej zmęczona. Zaczęłam nienawidzić mojego własnego męża, a jednocześnie wciąż musiałam znosić jego towarzystwo i słuchać jego poleceń. Wyliczał mi pieniądze, a jednocześnie nie pozwalał wrócić do pracy. Rozliczał mnie z każdego zadania i oceniał na każdym kroku. Wiedziałam, że muszę znaleźć od tego jakąś odskocznię, bo inaczej postradam zmysły.

Z konieczności, ponieważ Seweryn mnie nie rozpieszczał, podjęłam próby samodzielnego szycia swoich ubrań. Pierwsze sztuki były bardzo nieudane i nadawały się tylko do kosza. Jednak po kilku miesiącach samodzielnej nauki, metodą prób i błędów, korzystając z gotowych wykrojów dostępnych w gazetach, udało mi się osiągnąć zadowalający efekt i uszyć coś, co nadawało się do wyjścia na ulicę. Zauważyłam, że projektowanie i szycie pozwala mi zapomnieć o problemach i chociaż na chwilę odciąć się od otaczającej mnie, jakże przygnębiającej rzeczywistości. Szyłam w tajemnicy przed Sewerynem, kiedy był w pracy.

Niczego nie podejrzewał

I tak było mu obojętne w co jestem ubrana. Jedynie kiedy wychodziliśmy gdzieś razem, to kupował mi coś na tę okazję, jak mówił, nie chcąc się najeść wstydu przed znajomymi. Bastek chodził do szkoły, dlatego miałam więcej czasu na moją odskocznię. Nigdy nie przypuszczałam, że może z tego wyjść coś więcej, ale olśniło mnie za sprawą reakcji mojej teściowej. Za każdym razem, kiedy nas odwiedzała, wpadała w zachwyt nad moim ubiorem, nie mogąc się nachwalić swojego syna, jak to wspaniale mnie traktuje i dba o mnie, kupując mi tak luksusowe rzeczy.

Nie mogłam jej powiedzieć, że sama to wszystko szyłam, bo nie chciałam, żeby Seweryn się o tym dowiedział i zaczął drwić, albo kontrolować mnie i na tym polu. Dotarło do mnie wtedy, że to moja jedyna szansa, żeby wyrwać się z objęć tego toksycznego związku. O niczym tak nie marzyłam, jak o tym, żeby odejść od mojego męża. Dopóki Bastuś był nieletni, nie mogłam tego zrobić. Postanowiłam więc wykorzystać ten czas na zdobycie niezależności finansowej.

Wszystko musiałam robić w tajemnicy przed mężem, dlatego nie było to łatwe. 25 lat temu prawie nikt nie miał dostępu do internetu, a social media nie istniały, dlatego musiałam znaleźć inny sposób na pozyskanie środków na materiały, a następnie na promocję kolekcji i jej dystrybucję. Dzięki frustracji powodowanej moim życiem małżeńskim, byłam bardzo zdeterminowana i gotowa na wszystko.

Do tej pory, materiały pozyskiwałam z używanej odzieży, którą kupowałam w lumpeksie. To były drobne kwoty, dlatego te wydatki udało mi się ukryć przed Sewerynem. Jednak stworzenie spójnej kolekcji z tak różniących się od siebie materiałów było praktycznie niemożliwe.

Musiałam znaleźć inny sposób. Żona jednego z kolegów męża prowadziła luksusowy butik z odzieżą w centrum miasta. Nie znałyśmy się zbyt dobrze, ale w jej oczach często znajdowałam zrozumienie i współczucie, kiedy Sewerynowi zdarzało się drwić ze mnie w towarzystwie. W tym momencie stanowiła dla mnie jedyną deskę ratunku, dlatego, mimo strachu, że wszystko się wyda, postanowiłam zaproponować jej małą, nieoficjalną spółkę. Koniec lat 90. to czas, w którym branża odzieżowa w Polsce wciąż mierzyła się z ograniczoną dostępnością.

Unikalne fasony z Zachodu ciężko było zdobyć, bo cechowały się bardzo wysoką ceną. Popularne, światowe sieciówki dopiero nieśmiało rozpoczynały działalność na naszym rynku. Te ograniczenia, a więc i niewielka konkurencja, stanowiły moją kartę przetargową. Udałam się do butiku Krystyny, żeby z nią porozmawiać i przekonać ją do mojego pomysłu współpracy. Zaproponowałam jej, że z ubrań, które jej się nie sprzedały, będę szyć całkiem nowe rzeczy. Pokazałam jej swoje projekty i przekonałam, że nic na tym nie traci, a może jedynie zyskać.

Ograniczy w ten sposób straty, zminimalizuje koszty zakupu nowych ubrań, a klientkom zaoferuje unikalną kolekcję, której nie dostaną nigdzie indziej na rynku, co wielbicielkom luksusu mogło się spodobać. Na początek, Krystyna zaoferowała mi niesprzedane kostiumy z jedwabiu, które cechowały się niestandardowymi rozmiarami i barwami.

Uszyć coś klasycznego z tak krzykliwych kolorów, to było nie lada wyzwanie, ale wiedziałam, że muszę sobie poradzić. To była moja jedyna szansa na wyrwanie się z mojego koszmarnego życia. W tajemnicy przed mężem zaprojektowałam i uszyłam swoją pierwszą komercyjną kolekcję. Kryśka wstawiła ją do swojego sklepu i czekałyśmy na reakcję klientek.

Początkowo były sceptycznie nastawione

Nowa, nikomu nieznana projektantka, awangardowe kolory i fasony, których nie można było dostać nigdzie indziej. Kolekcja była niewielka i właśnie to przekonało do niej wielbicielki mody. Każda chciała mieć w swojej szafie coś tak limitowanego. Kolejne lata były czasem ogromnego rozwoju naszej spółki. Kolejne kolekcje sprzedawały się z sukcesem, a to pozwoliło nam zainwestować w szwalnię z prawdziwego zdarzenia. Oficjalnie, cała firma zarejestrowana była na Krysię, bo mój mąż nie mógł się o niczym dowiedzieć.

Jednak to uczciwa kobieta i rozliczała się ze mną co do grosza. Moja praca po latach ograniczyła się jedynie do projektowania, a wspólniczka zajmowała się organizacją pracy szwalni i dystrybucją. Tworzyłam pod pseudonimem, dlatego wszystko przez lata udało mi się utrzymać w tajemnicy.

Nadszedł wreszcie mój wielki dzień - Bastuś skończył 18 lat, a więc sam mógł zdecydować z kim chce mieszkać. Nie musiałam już obawiać się koneksji mojego męża i utraty syna. Przez lata udało mi się zaoszczędzić naprawdę dużo pieniędzy, dzięki którym mogłam czuć się wolna i niezależna.

Nigdy nie zapomnę miny Seweryna na wieść o tym, że się wyprowadzam. Na początku ze mnie drwił, bo nie wierzył, że sobie poradzę. Uwierzył dopiero wtedy, kiedy spakowałam walizki, zabrałam dziecko i wyszłam. Zaczęłam całkiem nowe życie - wreszcie bez poniżenia, bez tyranii i bez absurdalnych ograniczeń.

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA