„Mąż wpadał do naszej lokatorki, żeby pomagać przy remoncie. Tak się zapędził, że zmajstrował jej dzieciaka”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock
„W naszym małżeństwie zaczęło dziać się coś złego. Bartek cały czas wybuchał o byle bzdurę, krzyczał na Agnieszkę i przeganiał po kątach naszego psa. Zaczął nagle zostawać w pracy po godzinach, wychodzić w soboty nie wiadomo dokąd. Zagadka się rozwiązała, gdy zobaczyłam brzuch Jagody”.
/ 05.10.2021 11:02
Załamana kobieta fot. Adobe Stock

Początkowo chcieliśmy sprzedać mieszkanie, które Bartosz odziedziczył po babci, a pieniądze przeznaczyć na generalny remont tego, w którym aktualnie mieszkaliśmy. Pierwsza zaczęła nas odwodzić od tego pomysłu teściowa. Twierdziła, że mieszkanie nie jest może w najlepszym stanie, ale znajduje się w samym centrum i szkoda się go pozbywać. Koronnym argumentem okazało się twierdzenie, że nasza córka, Agnieszka ma już piętnaście lat, wkrótce dorośnie i będzie chciała się usamodzielnić.

– Miałaby swoje mieszkanie na start – upierała się teściowa. – To bardzo dużo. Pomyślcie, pieniądze się rozejdą, a drugiego takiego nie kupicie.

Kiedy zdanie teściowej poparła moja siostra, zaczęliśmy się wahać.

– Może zapytajcie też Agnieszki – doradziła Dorota. – Przecież to prawie dorosła dziewczyna, też ma swoje zdanie.

Aga stwierdziła niby, że mamy zrobić, jak sami uważamy, ale trudno było nie zauważyć, jak jej się oczy zaświeciły na myśl o samodzielnym mieszkaniu.

Wydawało się, że mamy szczęście do lokatorów

Po tych wszystkich rodzinnych naradach zrezygnowaliśmy ze sprzedaży i postanowiliśmy mieszkanie wynająć. Szybko trafiła się studencka para pragnąca w nim zamieszkać. Wszyscy byliśmy zadowoleni. Studenci z wynajętego lokum, a my z lokatorów, którzy dbali o mieszkanie, nie urządzali imprez i ogólnie byli w porządku. Czasem spóźniali się z czynszem, ale nie dłużej niż tydzień, więc nie robiliśmy problemów.

– Młodzi są, studiują, pewnie na wszystko brakuje im pieniędzy – usprawiedliwiałam ich.

Jednak po roku oboje wzięli dziekanki i wyjechali do Holandii.

– Bardzo dobrze nam się u państwa mieszkało – tłumaczyli. – Niechętnie rezygnujemy, ale nie wiemy, kiedy wrócimy. Musimy zarobić trochę pieniędzy. Chcemy się pobrać, a rodzice niestety nie mogą nam pomóc.

Nie pozostawało nam nic innego, jak znów szukać lokatora. Tym razem na ogłoszenie odpowiedziała dziewczyna, a właściwie młoda kobieta, około trzydziestki. Była bardzo ładna i elegancka.

– Ma pani zamiar mieszkać sama? – podpytywałam, chociaż może nie powinno mnie to interesować.

– Sama – przytaknęła. – A można wiedzieć, dlaczego pani pyta?

Zmieszałam się.

– Wynajęcie takiego mieszkania to spory koszt dla jednej osoby – znowu chyba powiedziałam nie to, co powinnam, bo milczący dotąd Bartek zmierzył mnie karcącym spojrzeniem.

Dziewczyna jednak uśmiechnęła się tylko.

– Pracuję w banku, dobrze zarabiam, stać mnie.

Tak to jakoś to powiedziała, że nagle poczułam się jak stara ciotka, a na dodatek biedna i zaniedbana.
Jagoda wprowadziła się z mnóstwem waliz i pudeł. Z uśmiechem stwierdziła, że mieszkanie bardzo jej się podoba, a jeszcze bardziej zachwycona jest okolicą. Cały czas była zresztą ze wszystkiego zadowolona. Wyglądało na to, że do lokatorów mieliśmy szczęście. Zdziwiło mnie tylko, gdy poprosiła, czy nie mogłaby nam płacić gotówką, zamiast przelewać pieniądze na konto.

– Nie ma problemu – zgodził się natychmiast Bartek, zanim zdążyłam choćby otworzyć usta.

– Bardzo dziękuję – Jagoda jak zawsze promieniała.

Właściwie to zupełnie nie rozumiałam, dlaczego tak jej zależało na płaceniu gotówką, przecież wykonanie przelewu było dla wszystkich wygodniejsze.

– Miałabym jeszcze jedną maleńką prośbę – tym razem zwróciła się bezpośrednio do mojego męża. – Coś mi się dzieje z elektryką. Ciągle wywala korki, robią się jakieś spięcia czy coś. Mógłby pan zobaczyć, co się dzieje?

– Oczywiście, może w sobotę – odparł Bartek bez chwili wahania.

– Przecież ty nie masz pojęcia o elektryce – próbowałam przypomnieć, bo chyba ten mały szczegół wyleciał mu z głowy.

– Zobaczę, może to jakiś drobiazg.

– Na elektrycznych drobiazgach również się nie znasz.

– Oj, nie marudź, kochanie. Jak nie zrobię sam, to wezwę elektryka.

Nie powiem, byłam trochę zazdrosna, ale tylko trochę

W sobotę Bartek rzeczywiście poszedł naprawiać Jagodzie elektrykę, czy co tam miała zepsute. Po jego powrocie nie zamierzałam ukrywać złości, ale do męża nic nie docierało.

– Nie mam pojęcia, kochanie, dlaczego jesteś tak sarkastyczna? – skrzywił się. – Pomogłem dziewczynie, to nie było nic trudnego, trzeba było tylko wymienić korek.

– I to ci zajęło całe popołudnie?

– Jakie całe popołudnie? – zerknął na zegarek. – O, rzeczywiście. Patrz jak to szybko zleciało. Jagoda zrobiła kawę, trochę pogadaliśmy. Wiesz, ona jest chyba bardzo samotna.

– I ty jej tę samotność masz zamiar wypełniać? A w ogóle to odkąd jesteście na ty?

– Przestań, kotek, chyba nie jesteś zazdrosna? A dla twojej wiadomości, nie jesteśmy na ty. To tylko do ciebie tak powiedziałem – przytulił mnie i pocałował. – Jak nie chcesz, to już nic więcej nie będę jej nigdy naprawiał, obiecuję.

Roześmiałam się.

– Tym bardziej, że ty nic nie umiesz naprawiać.

– No wymienić korek to umiem. Ale już nie będę wymieniał.

– Chyba, że w domu?

– Chyba, że w domu – przytaknął.

Pół roku później Jagoda niespodziewanie przestała płacić. Za pierwszym razem spóźniła się dwa tygodnie. Nie robiłam z tego wielkiej sprawy, każdemu może się zdarzyć. Następne spóźnienie było jednak jeszcze dłuższe. Kiedy dzwoniłam, coś tam kręciła, obiecywała, potem nie odbierała telefonu.

– Bartek, pojedź jutro do tej naszej lokatorki – poprosiłam męża. – Już prawie trzy tygodnie spóźnia się z czynszem.

– Dzwoniłaś do niej?

– Dzwoniłam, ale nie odbiera.

– Dobra, to nie dzwoń więcej, sam to załatwię.

Nic jednak nie załatwił. Pieniędzy nie przyniósł. Powiedział, że Jagoda ma kłopoty, jest chora i prosiła, żeby jeszcze chwilę poczekać, a on się na to zgodził.

– Niby co miałem zrobić, przecież nie mogłem wyrzucić jej na ulicę – tłumaczył się, chociaż nie robiłam mu wyrzutów.

Był wyraźnie zdenerwowany. Znałam go zbyt dobrze, aby tego nie zauważyć.

Nie umiałam w żaden sposób dotrzeć do męża

Od tej chwili w naszym małżeństwie zaczęło dziać się coś złego. Bartek był cały czas podminowany, wybuchał o byle bzdurę, krzyczał na Agnieszkę i przeganiał po kątach naszego psa. Zaczął nagle zostawać w pracy po godzinach, wychodzić w soboty nie wiadomo dokąd.

– Bartek, co się z tobą dzieje? – nie wytrzymałam w końcu.

– Niby co się ma dziać?

– Przecież widzę – nie odpuszczałam. – Masz kłopoty w pracy?

– Daj spokój, nic się nie dzieje.

Czułam, że nie mówi mi prawdy, ale nie potrafiłam nic z niego wyciągnąć. Kiedy dwa miesiące z rzędu pieniądze od Jagody gdzieś się rozmyły, moja cierpliwość się skończyła. Bartek najpierw twierdził, że pożyczył koledze, w następnym miesiącu wydał podobno na naprawę czegoś w samochodzie.
W końcu postanowiłam sama wybrać się do naszej lokatorki, skoro nadal nie odbierała ode mnie telefonu. Otworzyła mi w szlafroku, chyba nie sądziła, że to ja, bo nawet nie starała się ukrywać zaskoczenia.

– Dzień dobry, mogę wejść?

Odsunęła się z przejścia, nadal nie mówiąc ani słowa. Dopiero w pokoju zauważyłam, że Jagoda jest w ciąży, jakiś czwarty, może piąty miesiąc…

– Przyszłam po pieniądze za mieszkanie – zaczęłam, bo milczenie zaczynało mi ciążyć.

Obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem, miała we wzroku coś dziwnego.

– Więc Bartek nic ci nie powiedział? A obiecał, że to zrobi – powiedziała jakoś smutno.

– Nie rozumiem, co niby Bartek miał mi powiedzieć?

– Jestem w ciąży.

– To widzę, ale co to ma wspólnego z Bartkiem i z płaceniem czynszu? Jesteś w ciąży czy nie, za mieszkanie i tak trzeba płacić.

– Ale ja jestem w ciąży z Bartkiem.

– Z jakim Bartkiem?

– Z pani mężem – raptem zbladła i usiadła ciężko na kanapie.

Mnie kolorowe kropki zawirowały przed oczami.

– Kłamiesz – wyszeptałam, chociaż czułam, że mówi prawdę.

– Nie kłamię. Miał ci to sam powiedzieć, ale najwyraźniej stchórzył.

Zwykle bywam spokojna, ale nie tym razem!

Coś jeszcze mówiła, ale nie słyszałam co. Wybiegłam i nawet nie wsiadłam do autobusu. Całą drogę do domu przebyłam pieszo, nawet nie wiem, którędy szłam. W domu dopadłam siedzącego przed komputerem Bartka.

– Zdradziłeś mnie! – krzyczałam. – Zdradziłeś mnie, draniu! Po tylu latach małżeństwa. Zrobiłeś dziecko tej zdzirze! – szarpałam go za włosy, za ramiona.

Nie panowałam nad sobą, a on się nawet nie bronił. Nigdy nie byłam agresywna, ale teraz coś we mnie wstąpiło. W drzwiach stanęła Agnieszka.

– Mamusia – szepnęła przestraszona.– Co ty wyprawiasz?

– Kasiu, przestań – usiłował odezwać się Bartek. – Proszę cię, uspokój się, Wszystko ci wytłumaczę.

– Nie chcę słuchać żadnych tłumaczeń, nie chcę cię więcej widzieć, wynoś się stąd!

– Co ty mówisz, Kaśka, niby gdzie mam pójść.

– Idź, gdzie chcesz, do niej, do mamusi, pod most. Nic mnie to nie obchodzi.

– Mamusiu – gdzieś z tyłu usłyszałam błagalny głos córki.

– Nie wtrącaj się! – wrzasnęłam.

Agnieszka nie była niczemu winna, ale nie potrafiłam się opanować.

– A ty się wynoś – zwróciłam się ponownie do męża. – Za dwadzieścia minut, jak wyjdę z łazienki, ma cię tu nie być – zamknęłam za sobą drzwi z trzaskiem i dopiero wtedy się rozpłakałam.

Zrzuciłam ubranie i stanęłam pod zimnym prysznicem, cała się trzęsłam, ale nie zakręcałam wody, za nic nie chciałam słyszeć, co dzieje się za drzwiami. W końcu Agnieszka zaczęła się dobijać.

– Mamo – prosiła – mamusiu, proszę cię otwórz, ojciec już wyszedł.

Wyszłam spod prysznica dopiero, kiedy dotarło do mnie, że Agnieszka płacze. Sztywnymi z zimna palcami otworzyłam drzwi, nawet nic na siebie nie wkładając.

– Boże, mamo – szepnęła córka i zarzuciła mi ręcznik na ramiona. – Jesteś cała sina, dostaniesz zapalenia płuc – cały czas wycierała mnie ręcznikiem, potem okręciła szlafrokiem.

Poddawałam się bez słowa, szczękając zębami.

Gdyby nie moja siostra, wpadłabym w depresję

Następnego dnia Agnieszka zadzwoniła do mojej pracy i powiedziała, że jestem chora. Chyba rzeczywiście byłam, bo nie miałam siły wstać z łóżka. Wieczorem pojawił się Bartek, przepraszał, prosił, żebym go wysłuchała, ale kazałam mu się wynosić, nie chciałam z nim rozmawiać, ani nawet na niego patrzeć. Kiedy nie wstawałam przez kolejne dwa dni, zrozpaczona Agnieszka zadzwoniła do mojej siostry. Dorota wpadła do mieszkania jak tornado.

– Co ty wyprawiasz, Kaśka?

– Co ja wyprawiam? – zdenerwowałam się. – Może to ja zrobiłam dziecko Jagodzie?

– Na pewno nie ty – Dorota stała nade mną z zagniewaną miną. – Ale w odwecie za to dziecko zamierzasz spędzić resztę życia w łóżku?

– Nie, ale na razie jestem chora.

– Wcale nie jesteś chora – Dorota szarpnęła za kołdrę. – Wstawaj i idź się wykąpać. Ja w tym czasie zrobię kawę i pogadamy.

Nie chciało mi się gadać, ale wiedziałam, że z Dorotą nie wygram. Pół godziny później siedziałyśmy obie w kuchni nad parującymi kubkami z kawą, a na kuchence gotowała się już jakaś zupa.

– Czy ty zapomniałaś raptem, że masz swoje dziecko.

– Nie rozśmieszaj mnie, ona jest dorosła, da sobie radę.

– Dorosła, dorosła – przedrzeźniała mnie siostra. – To nie znaczy, że nie przeżywa tego, co się dzieje.

– Daj mi spokój, nie mam siły się z tobą kłócić. Może jeszcze powiesz, że powinnam udawać, że nic się nie stało.

– Stało się, stało, ale mogłabyś wysłuchać, co twój mąż ma do powiedzenia. Może ta Jagoda po prostu kłamie.

Nie chciało mi się słuchać Bartka. Byłam pewna, że Jagoda mówi prawdę.

– Dobrze, porozmawiamy, ale jeszcze nie teraz. Na razie muszę ochłonąć – powiedziałam.

Po kilku dniach Agnieszka odezwała się nieśmiało.

– Mamo, tata mieszka u babci.

– Dlaczego mi to mówisz?

– Żebyś wiedziała, że nie u niej. Tata chciałby się z tobą zobaczyć.

– Jeszcze nie jestem gotowa.

Nie potrafiłam wybaczyć Bartkowi…

Spotkałam się z Bartkiem po dwóch tygodniach, tylko dlatego, że oboje z Agnieszką bardzo na mnie naciskali. Sama wcale nie miałam na to ochoty, wydawało mi się, ze to jeszcze za wcześnie. Bartek przepraszał, tłumaczył, że to był tylko jeden raz, że wcale nie jest pewien, czy to jego dziecko, że zrobił błąd, ale błaga, żebym mu wybaczyła. Przysięgał, że z Jagodą nic go nie łączy.

– Jak to nic cię nie łączy – nie mogłam uwierzyć, że mój Bartek tak myśli. – Będziesz miał z nią dziecko, ono już zawsze będzie was łączyć.

– Nawet nie wiem, czy jest moje.

– Ale może być twoje.

– Może – szepnął. – I co teraz będzie?

– Nie wiem – rozłożyłam ręce. – Poczekamy, aż się urodzi, i wtedy sprawdzisz, czy jest twoje.

Niestety okazało się, że dziecko jest Bartka. Naprawdę starałam się mu wybaczyć, ale nie potrafiłam. Już mu nie ufałam, nie było między nami dawnej bliskości, nic między nami już nie było. Właśnie jesteśmy w trakcie rozwodu. Bartek płaci na dziecko i pomaga Jagodzie, ale nie mieszka z nimi. Wynajął sobie podobno kawalerkę. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że Jagoda z dzieckiem mieszka w naszym mieszkaniu, które miało być dla Agnieszki i za które Bartek płaci czynsz.

Czytaj także:
„Mąż odszedł, bo wyglądam jak potwór. Przez raka nie mam połowy twarzy, a on znalazł sobie piękną i zdrową kochankę”
„Żyłam w trójkącie – ja, mój chłopak i przyszła teściowa. Adrian odbierał telefony od matki nawet, gdy się kochaliśmy”
„Szwagier z żoną zginęli w wypadku. Kamila chce, byśmy zaopiekowali się ich dziećmi. Ja nie chcę odpowiedzialności”

Redakcja poleca

REKLAMA