„Mąż chciał się bawić, a ja ciułałam na buty dla dzieci. Pożyczka od teściów zamiast ratunkiem, była gwoździem do trumny”

Zmartwiona kobieta w kuchni fot. iStock by Getty Images, sarra22
„Ostatnie tygodnie minęły pod znakiem oszczędności i wyrzeczeń. Na nic nie było nas stać, wszystko wydawało się poza naszym zasięgiem. Dlatego kiedy weszłam do salonu i zobaczyłam nowy, ogromny telewizor, myślałam, że śnię”.
/ 28.10.2024 17:30
Zmartwiona kobieta w kuchni fot. iStock by Getty Images, sarra22

Każdego dnia czuję, jakbyśmy balansowali na krawędzi. Jarek – mój mąż, zawsze był optymistą. Uważa, że wszystko się ułoży, że problemy są chwilowe. Ale ja tak nie czuję. Dwa lata temu w firmie Jarka zaczęło się psuć, a od tego momentu wszystko spadło na moje barki – rachunki, planowanie wydatków, unikanie długów. Mam 38 lat i dwójkę dzieci, które potrzebują bezpieczeństwa, a ja nie jestem pewna, czy Jarek to rozumie. Zresztą, czy kiedykolwiek rozumiał? On wciąż wierzy, że marzenia są ważniejsze niż rozsądek. Czasami czuję, że jestem jedyną dorosłą osobą w tym związku.

Nie podobał mi się pomysł męża

– Ewa, musimy coś zrobić. Sytuacja się pogarsza, a my nie możemy tak żyć – Jarek rzucił zdanie, które słyszałam już tysiąc razy. Siedział na kanapie z tą swoją beztroską miną, jakby to był kolejny dzień pełen nadziei.

– Jarek, co tym razem? – westchnęłam, opierając się o blat kuchenny. Czułam, że to nie będzie rozmowa, którą chcę przeprowadzić.

Moi rodzice mogą nam pomóc. Powinniśmy wziąć od nich pożyczkę, spłacimy długi i ruszymy z nowym początkiem.

Zmroziło mnie. Jarek i jego rodzice. Zawsze tak samo. Wiem, że chce dobrze, ale to nigdy nie kończy się na pożyczce. Oni zawsze coś wtrącą, zawsze muszą mieć kontrolę.

– Jarek, ile razy mam ci powtarzać? Ich „pomoc” nie jest za darmo. To kolejne wtrącanie się w nasze życie – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, że zaraz wybuchnę.

– Ewa, to tylko pożyczka. Oddamy, kiedy sytuacja się poprawi. To jedyny sposób, żebyśmy w końcu przestali żyć w biedzie. Nie mamy wyjścia – Jarek się nie poddawał. Jego pewność siebie była czasem wręcz irytująca.

– Zawsze tak mówisz, a potem to się nigdy nie kończy dobrze. Zresztą, masz czterdzieści lat! Czy nie czas, żeby wziąć pełną odpowiedzialność za nasze życie, a nie uciekać do rodziców, kiedy jest ciężko? – Nie mogłam już powstrzymać złości. Wiedziałam, że dla Jarka to było najprostsze rozwiązanie, ale dla mnie oznaczało jeszcze większy chaos.

A co innego możemy zrobić? – zapytał, rozkładając ręce. – Nie damy rady sami z tego wyjść.

Milczałam przez chwilę. Jarek może i miał rację, ale każda komórka w moim ciele krzyczała, że to zły pomysł. W końcu jednak powiedziałam:

– Zgadzam się, ale wiedz, że to będzie miało swoje konsekwencje.

To była totalna przesada

Ostatnie tygodnie minęły pod znakiem oszczędności i wyrzeczeń. Na nic nie było nas stać, wszystko wydawało się poza naszym zasięgiem. Dlatego kiedy weszłam do salonu i zobaczyłam nowy, ogromny telewizor, myślałam, że śnię.

– Jarek! Co to ma być?! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ochłonąć. Staliśmy w sytuacji, gdzie każda złotówka miała znaczenie, a on przynosi do domu coś takiego?

– No co? – Jarek rzucił z niewinnym uśmiechem, jakby właśnie wrócił z najlepszych zakupów swojego życia.

Skąd masz pieniądze na taki telewizor? Myślałam, że spłacamy długi, a nie kupujemy nowe zabawki! – rzuciłam z rosnącą frustracją. Jego nonszalancja zaczynała mnie doprowadzać do szału.

– Ewa, przecież ta pożyczka pozwala nam na takie rzeczy. Nie możemy żyć wiecznie w biedzie, zasługujemy na trochę komfortu. Mam 40 lat, nie będę ciągle liczył każdego grosza – Jarek wytłumaczył tonem, jakby to było coś zupełnie naturalnego.

– Jarek, te pieniądze nie są nasze! Pożyczyliśmy je, żeby spłacić długi, nie po to, żeby kupować luksusy! – Zaczynałam naprawdę się denerwować. Przez chwilę czułam, jakbyśmy żyli w zupełnie innych rzeczywistościach.

– Kochanie, przecież nie wydałem fortuny. To drobiazg, a dzieci będą zachwycone. Trochę normalności nam nie zaszkodzi – powiedział, podchodząc bliżej, próbując objąć mnie ramieniem.

– Normalności? – prychnęłam. – Normalność to nie kupowanie rzeczy, na które cię nie stać, a potem udawanie, że wszystko jest w porządku! – Wyrwałam się z jego objęcia i ruszyłam do kuchni. Poczułam, jak w środku mój gniew zaczyna we mnie rosnąć. On wciąż nie rozumiał, jak bardzo to, co robi, naraża naszą przyszłość.

Mąż nic już nie powiedział. Został w salonie, z nowym telewizorem, który coraz bardziej przypominał mi symbol naszych kłopotów. A ja czułam, że między nami coś zaczyna się powoli kruszyć.

Ukrył przede mną ważny warunek

Zauważyłam, że Jarek coraz częściej rozmawia przez telefon z rodzicami, zamykając się w pokoju. Zaczynało mnie to niepokoić. Niby nie mieliśmy przed sobą tajemnic, ale te szeptane rozmowy, które kończyły się, gdy tylko wchodziłam do pokoju, wzbudzały mój niepokój. Pewnego wieczoru, gdy Jarek wyszedł na chwilę do sklepu, zauważyłam leżące na biurku dokumenty. Nie jestem osobą, która przeszukuje rzeczy męża, ale coś mnie tknęło. Otworzyłam teczkę i zaczęłam czytać.

Serce mi zamarło.

Umowa pożyczki od jego rodziców była zupełnie inna, niż Jarek mi powiedział. Nie tylko pożyczył znacznie więcej pieniędzy, niż deklarował, ale był tam jeszcze jeden kluczowy zapis, o którym nawet nie wspomniał – jego rodzice, w zamian za wsparcie, zastrzegli sobie prawo do ingerowania w nasze większe decyzje życiowe. Mówiąc wprost: oddał im część kontroli nad naszym życiem. Byliśmy dorośli, mieliśmy prawie 40 lat, a on pozwolił swoim rodzicom decydować o tym, co będzie się działo w naszym domu.

Oparłam się o biurko, czując, że moje nogi ledwo mnie trzymają. Jak on mógł mi to zrobić? Byliśmy małżeństwem, powinniśmy podejmować decyzje wspólnie, a Jarek za moimi plecami sprzedał naszą wolność. Czułam narastającą złość, a w tym samym momencie usłyszałam, jak Jarek wraca do domu.

Stanęłam w przedpokoju, nasłuchując, jak rozmawia przez telefon.

– Tak, mamo, wiem... Spłacimy was na czas, nie martw się. Ewa jeszcze nic nie wie o tych dodatkowych warunkach, ale wszystko będzie pod kontrolą. – Jego słowa były jak nóż wbity prosto w serce. Oparłam się o ścianę, żeby nie upaść.

Zdradził mnie. Oszukał.

– Jak on mógł... – szepnęłam, patrząc w stronę zamkniętych drzwi, za którymi mój mąż rozmawiał z matką, przekonany, że nigdy się nie dowiem.

Miałam tego dość

Nie mogłam już tego dłużej znosić. Wszystko we mnie wrzało. Czekałam, aż skończy rozmowę, a kiedy wyszedł z pokoju, stanęłam na środku salonu, trzymając w dłoni umowę, którą znalazłam.

– Co to ma być, Jarek? – Zaczęłam spokojnie, choć w środku czułam, jak ogarnia mnie gniew.

– O czym mówisz? – zapytał, spoglądając na dokumenty w mojej dłoni. Z jego twarzy zniknął uśmiech. Wiedział, że nie dam się łatwo zbyć.

Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś podjąć taką decyzję, nie pytając mnie o zdanie? – Mój głos drżał, choć starałam się zachować kontrolę. Wewnątrz jednak byłam rozdarta.

– Ewa, uspokój się, to nic wielkiego. Oni tylko chcą mieć pewność, że te pieniądze zostaną dobrze wykorzystane. To formalność – Jarek próbował wybrnąć z sytuacji, ale jego ton był zbyt pewny siebie.

– Formalność? – prychnęłam, podchodząc do niego bliżej. – Oddałeś im prawo do decydowania o naszych wspólnych sprawach! Naszych, Jarek! To nie jest formalność, to zdrada! – krzyknęłam, unosząc umowę przed jego twarzą.

– Ewa, przesadzasz. Moi rodzice chcą nam tylko pomóc. Spłacimy ich, a potem wszystko wróci do normy – próbował mnie uspokoić, ale ja już nie mogłam go słuchać. Jak mógł być tak ślepy?

– Pomóc? Naprawdę wierzysz, że chodzi tylko o pomoc? Zawsze, kiedy pojawiają się pieniądze od twoich rodziców, pojawiają się też ich wymagania. I teraz oddałeś im kontrolę nad naszym życiem. Nawet się nie zająknąłeś, nie zapytałeś mnie o zdanie. Ty, dorosły mężczyzna, który wciąż ucieka do rodziców, kiedy coś się nie układa – wyrzuciłam z siebie, czując, jak złość narasta z każdą sekundą.

– Ewa, ja po prostu chciałem dla nas lepiej... – powiedział cicho, opuszczając wzrok.

Lepiej dla kogo? Bo na pewno nie dla mnie. Nie widzisz, że powoli niszczysz naszą rodzinę? – Moje słowa wisiały w powietrzu, a cisza, która zapadła, była gorsza niż najgłośniejsza kłótnia.

Nie odpowiedział. Stał naprzeciwko mnie, bezradny, a ja nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będę mogła mu wybaczyć to, co zrobił.

Nie poznawałam go ostatnio

Po tamtej kłótni między mną a Jarkiem zapadła cisza. Żadne z nas nie potrafiło już rozmawiać normalnie. Zamiast tego pojawiło się coś, czego dotąd nie było – dystans. On próbował udawać, że nic się nie stało, choć doskonale wiedział, że wszystko się zmieniło. Ja... ja próbowałam się z tym pogodzić, ale czułam, że coś we mnie pękło.

Każdego dnia budziłam się z myślą, że muszę podjąć jakąś decyzję. Ale jaka decyzja będzie dobra? Mamy dwójkę dzieci, wspólne życie, a mimo to czułam, że oddalamy się coraz bardziej. Z każdym dniem moje zaufanie do Jarka topniało. Patrzyłam na niego, widząc człowieka, którego kiedyś kochałam, a teraz widziałam jedynie kogoś, kto zawiódł moje nadzieje. Nasze czterdzieści lat – przecież to wiek, w którym powinniśmy już być odpowiedzialni, świadomi tego, co robimy. Tymczasem on wciąż tkwił w świecie marzeń, a ja musiałam walczyć o realia.

Każdego dnia analizowałam naszą przyszłość. Zastanawiałam się, czy mamy jeszcze szansę, czy można odbudować coś, co wydaje się tak kruche. Czy mogę znowu zaufać komuś, kto po raz kolejny wybiera wygodę zamiast odpowiedzialności?

Siedziałam przy stole z kubkiem zimnej już kawy, kiedy Jarek wszedł do kuchni. Spojrzał na mnie z nadzieją, ale ja odwróciłam wzrok. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię, złamię się. A tego nie chciałam.

– Kochanie, musimy o tym porozmawiać – zaczął cicho, siadając naprzeciwko mnie.

– Naprawdę uważasz, że jest o czym rozmawiać? – zapytałam sucho, wpatrując się w swoje dłonie. Czułam, że to, co powiem, może zaważyć na wszystkim.

Chcę naprawić to, co zepsułem – powiedział, choć w jego głosie była niepewność, jakby sam nie wierzył w te słowa.

Spojrzałam na niego, czując w sercu ogromny ciężar. Czy to, co nas łączyło, można jeszcze uratować? Czy to, co zepsuł, można naprawić? Nie wiedziałam, a to było najgorsze uczucie.

– Jarek... nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać – te słowa były trudne do wypowiedzenia, ale musiałam je powiedzieć.

Cisza znowu zapanowała między nami, a ja po raz pierwszy zaczęłam poważnie rozważać, czy to małżeństwo ma jeszcze sens.

Pożyczka nas pogrążyła

Minęły tygodnie. Nasze rozmowy stały się bardziej powierzchowne, jakbyśmy oboje bali się poruszyć cokolwiek, co mogłoby nas jeszcze bardziej poróżnić. A może po prostu nie mieliśmy już na to sił. Każdy dzień wyglądał tak samo – milczące śniadania, wymiany spojrzeń, za którymi kryły się dawne żale, a potem samotne wieczory przed telewizorem, który coraz bardziej symbolizował nasze nieudane wybory.

Rodzice Jarka wciąż dzwonili, pytając o spłatę pożyczki, sugerując, że może powinniśmy sprzedać mieszkanie i przeprowadzić się bliżej nich. Jarek nie widział w tym nic złego, ale ja czułam, że to nieuchronnie prowadzi nas do całkowitej kontroli z ich strony. Z każdym ich telefonem, z każdym ich „dobrze radzę”, czułam się coraz bardziej uwięziona w sytuacji, na którą nigdy się nie zgadzałam.

Któregoś dnia siedziałam w kuchni, patrząc na stos rachunków, których suma przyprawiała mnie o ból głowy. Jarek wrócił z pracy, zmęczony i przygnębiony, ale nadal z tą samą naiwną wiarą, że wszystko się jakoś ułoży. Usiadł naprzeciwko mnie, patrząc na mnie z nadzieją w oczach.

– Ewa, może powinniśmy po prostu spróbować od nowa? Może damy radę... – zaczął, choć ja wiedziałam, że te słowa nie mają już tej samej siły co kiedyś.

Patrzyłam na niego długo, próbując sobie przypomnieć, co tak naprawdę mnie do niego przyciągało na początku naszego małżeństwa. Gdzie podziała się ta pewność, że jesteśmy na dobrej drodze? Czy może to wszystko zawsze było tylko iluzją?

– Nie wiem, Jarek. Naprawdę nie wiem, czy to ma jeszcze sens – powiedziałam, spuszczając wzrok. Słowa, które wcześniej wydawały mi się niemożliwe do wypowiedzenia, teraz wychodziły ze mnie z dziwną łatwością.

On milczał. Wiedział, że nie ma na to odpowiedzi. Nasze marzenia, które kiedyś były wspólne, teraz były jedynie odległymi, pożyczonymi ideami, które nigdy do nas nie należały.

Tego wieczoru po raz pierwszy zrozumiałam, że nasz związek się zmienił – może na zawsze. Nie byliśmy już tymi samymi ludźmi, którzy kiedyś marzyli o wspólnej przyszłości. Teraz byliśmy dwójką obcych sobie osób, które próbowały odbudować coś, co dawno się rozpadło.

Czy będziemy dalej razem? Nie wiem. Ale jedno jest pewne – cena pożyczonych marzeń okazała się dla mnie zbyt wysoka.

Ewa, 38 lat

Czytaj także:
„Mój mąż słuchał swojej matki jak kazania z ambony. Teściowa wpajała mu, że go zdradzam i powinnam siedzieć przy garach”
„Takiej żmii jak moja teściowa trzeba ze świecą szukać. Każdy mój krok i zachowanie oceniała jak w reality show”
„Spakowałam walizkę i uciekłam od rodziny. Musiałam sobie przypomnieć, jak to jest, gdy nikt ode mnie nic nie chce”

Redakcja poleca

REKLAMA