„Mąż był przykuty do łóżka, ja czułam, jak uchodzi ze mnie życie. Zdradzałam go, by choć na chwilę czuć się potrzebna”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Rafael Ben-Ari
„Czułam, że tak będzie. Czego innego mogłam się spodziewać? Odszedł bez słowa. Nieco za szybko. W jego oczach nie było już niczego oprócz zmieszania. Poczułam ból. Żal do losu. Złość na mężczyznę, który przez swoją miłość do prędkości zrujnował nam obojgu życie”.
/ 26.03.2022 05:16
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Rafael Ben-Ari

Większość ludzi narzeka na jesień, a dla mnie to najpiękniejsza pora roku. Uwielbiam poranne mgły i widok granatowych chmur nad miastem. Tamtego dnia też relaksowałam się, słuchając odgłosu deszczu, i ogrzewałam zimne dłonie o rozkosznie ciepłą filiżankę, wypełnioną kokosową czekoladą.

– Podać coś jeszcze? – spytała kelnerka.

Uśmiechnęłam się do niej i poprosiłam o rachunek. Uwielbiałam tutaj przychodzić, bo w całym mieście nie było równie interesującego miejsca. Kawiarnia mieściła się tuż przy dworcu kolejowym. Wypełniali ją podróżni, którym ukradkiem się przyglądałam. W myślach opowiadałam sobie niezwykłe historie na ich temat. Ktoś był szpiegiem, ktoś artystą, a ktoś inny wyruszał właśnie w podróż życia w odległy zakątek świata.

Rozejrzałam się dyskretnie w poszukiwaniu osoby, o której mogłabym dzisiaj fantazjować. Mój wzrok spoczął na młodym mężczyźnie, który w zamyśleniu spoglądał na otwarte czasopismo. Od razu odgadłam, że nie interesuje go treść artykułu.

Myślami był zupełnie gdzie indziej. Miał na sobie idealnie wyprasowaną koszulę i czarne spodnie od garnituru. Był szczupły i garbił się, siedząc, co sugerowało, że dużo czasu poświęca na pracę przy biurku. Patrzyłam na niego chyba zbyt długo, bo wyczuł to i odwrócił się w moją stronę. Miał bardzo ciemne oczy i zaskakująco jasną cerę. Spłoszona uciekłam spojrzeniem w bok.

Już mi się zdarzało, że ktoś przyłapał mnie, jak się na niego gapię, ale nigdy dotąd nie wprawiło mnie to w takie zakłopotanie. Myślałam, że mężczyzna szybko się odwróci, ale on wciąż na mnie patrzył, jakby chciał się zrewanżować, ukarać za podglądanie.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Godzina była późna i powinnam już wracać. W pośpiechu wypiłam resztki czekolady, usta wytarłam serwetką. Wychodząc, zerknęłam na siedzącego w głębi kawiarni mężczyznę.

Odprowadzał mnie wzrokiem z nieodgadnioną miną na swojej bladej twarzy. W drodze do domu próbowałam opowiedzieć sobie jakąś ciekawą historię na jego temat, ale miałam pustkę w głowie. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiało.

Miałam ogromną fantazję. Żyłam w świecie swojej wyobraźni, co pomagało mi przetrwać trudną codzienność. O nieznajomym z dworcowej kawiarni myślałam podczas kolacji. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie wydał mi się tak intrygujący. Nawet Robert.

Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś poczuję podobną fascynację. Może dlatego nie byłam w stanie niczego wymyślić. Bo chciałam poznać prawdziwą historię tego faceta. Może zamiast się gapić, powinnam do niego podejść i zapytać, czym się tak martwi? Ciekawe, co by zrobił, gdybym zamówiła mu gorącą czekoladę…

Dni ciągnęły się jak guma. Było mi ciężej niż zwykle

Pogoda mi się naraz brzydka i zła. Kilka razy płakałam, choć wcześniej trzymałam złe emocje w ryzach. Wiedziałam, że powodem tego mojego rozstrojenia jest mężczyzna z kawiarni. „To absurd – powtarzałam w myślach. – Wybij go sobie z głowy. Nie trać czasu na rozważania o facecie, którego nigdy już nie spotkasz”.

Mimo to, kiedy wreszcie nadeszła moja wolna środa, zmierzałam do dworcowej kawiarni pełna głupich nadziei. Zjawił się dokładnie o tej samej godzinie co tydzień wcześniej. Usiadł pod oknem naprzeciwko mojego stolika. Byłam pewna, że mnie poznał.

Spuściłam głowę i przez chwilę patrzyłam na swoją filiżankę. Gdy ją znowu uniosłam, mężczyzna czytał gazetę. Podziwiałam go z oddali. Czarne włosy, bardzo jasna cera, szczupła sylwetka. Wydawał się piękny na swój dziwny, chłopięcy sposób. Przewrócił stronę gazety wąskimi, bladymi dłońmi. Był zupełnie inny niż Robert…

Nie mogłam oderwać od niego oczu. Gdy wreszcie i on na mnie spojrzał, uznałam, że powinnam wyjść. Nie ma sensu prosić się o coś, co nie ma szans na zaistnienie. „To bez sensu” – powtórzyłam sobie, ale wtedy… on się do mnie uśmiechnął. I stało się.

Odwzajemniłam uśmiech. Patrzyliśmy na siebie, siedząc każde przy swoim stoliku. Czułam przyciąganie, dreszcz emocji, których dawno nie doświadczyłam. Mężczyzna wstał i podszedł bliżej. Wahał się przez moment, ale po chwili niepewności odezwał się wreszcie niskim, przyjemnym głosem:

– Mój pociąg odjeżdża za dwadzieścia pięć minut. Lubię tutaj posiedzieć. Pani też chyba często tutaj przychodzi, prawda?

Udało mi się kiwnąć głową.

– Mogę się przysiąść?

Znowu tylko skinęłam. Nie powinnam się zgodzić, ale jak powstrzymać spragnionego człowieka przed spróbowaniem zimnej, orzeźwiającej wody? Usiadł naprzeciwko mnie. Jego oczy były ciemne i błyszczące jak rozgwieżdżona noc.

– Jestem Michał – przedstawił się.

– Dorota – odparłam.

Na dźwięk mojego głosu uśmiechnął się nieco szerzej. Zapytał, jak się czuję. Odpowiedziałam coś zdawkowo, nieco oszołomiona całą sytuacją i tym, jaki jest wspaniały i subtelny. Rozmowa nie trwała długo i polegała głównie na wymianie uprzejmości, ale wiedziałam, że to nie koniec. Po prostu to wiedziałam.

Przez kolejne dni żyłam tą rozmową

Wspominałam gesty Michała i jego niewielką bliznę nad górną wargą. Zapamiętałam absolutnie wszystko, nawet zapach jego wody kolońskiej. Wiedziałam, że znowu się spotkamy, i nie mogłam się doczekać.

Wieczorami pojawiały się ogromne wyrzuty sumienia, czasami łzy. Ile można płakać? Ileż można być smutną?! W kolejną środę pomalowałam usta czerwoną szminką i poszłam do kawiarni. Zjawiłam się dużo wcześniej, a on już tam był. Wpatrywał się we mnie z nadzieją, której musiałam go już pozbawić.

Ogarnął mnie dojmujący smutek. Gdy usiadłam naprzeciw niego, powiedział, że już zamówił czekoladę. Do odjazdu jego pociągu mieliśmy dwie godziny. Zaczęliśmy rozmowę. Okazało się, że Michał to doktorant astrofizyki, który przez trzy dni w tygodniu prowadzi zajęcia na toruńskim uniwersytecie.

Podobała mi się pasja, z jaką opowiadał mi o swojej pracy. Był spokojny, opanowany i niezwykle inteligentny. Z przyjemnością słuchałam jego głosu. Uspokajał mnie. Spotkaliśmy się w następnym tygodniu.

Odszedł bez słowa

Nie było wymiany numerów telefonów ani próśb o spotkania w inne dni. Michał czuł, że w grę wchodzą tylko środy. Nie zadał mi jeszcze tego najważniejszego pytania, lecz wiedziałam, że wcześniej czy później zapyta. Bałam się tego, jednak z drugiej strony chciałam mieć to jak najszybciej za sobą.

– Od zawsze chciałaś pracować jako tłumaczka? – spytał mnie któregoś razu.

– Nie – wzięłam głęboki oddech.

Pora się wreszcie przyznać i zniszczyć piękny początek niemożliwego.

– Chciałam być nauczycielką angielskiego, ale los sprawił, że pracuję w domu.

– To znaczy? – zmarszczył brwi.

– Mam męża – wyznałam.

Michał cofnął się nieco zbyt gwałtownie i czekolada chlupnęła na stolik. Gorący płyn spłynął po blacie i zabrudził moje zamszowe kozaki. Musiałam być dzielna.

– Chciałabym, żebyś go poznał.

– Kogo? Twojego męża…?!

– Proszę. Nie umiem o tym mówić. Musisz zobaczyć! Tylko tak zrozumiesz.

Patrzył na mnie zraniony, zły, ale kiedy dotknęłam jego ręki, zgodził się iść ze mną. Kiedy otworzyłam drzwi, w przedpokoju już stała pielęgniarka, która raz w tygodniu mnie zastępowała. Zapłaciłam jej i zamknęłam za nią drzwi. Michał patrzył w stronę sypialni. Wiedział, że tam jest mój mąż. Wszystko zrozumiał. Nie musiał tam nawet zaglądać.

– Co mu się stało? – zapytał.

– Wypadek na motocyklu. Trzy ciężkie operacje neurochirurgiczne.

– Masz z nim jakiś kontakt?

– Wiem, że jest obecny, choć nie tak jak kiedyś. Teraz jest bardziej jak dziecko.

Michał skinął głową.

– Muszę już iść. Mój pociąg…

– Oczywiście.

Czułam, że tak będzie. Czego innego mogłam się spodziewać? Otworzyłam drzwi i wypuściłam Michała na klatkę schodową. Od razu poczuł się lepiej. Zaczerpnął głęboko powietrza. Może chciał coś powiedzieć, może chciał przeprosić. Nie wiem. Odszedł bez słowa. Nieco za szybko. W jego oczach nie było już niczego oprócz zmieszania.

Poczułam ból. Żal do losu

Złość na mężczyznę, który przez swoją miłość do prędkości zrujnował nam obojgu życie. Rozczarowanie drugim mężczyzną, który nie okazał mi zrozumienia, choć na nie zasługiwałam. 

Zdjęłam jesienny płaszcz i kozaki. Zajrzałam do Roberta, który już spał, a następnie weszłam do kuchni. Zrobiłam kolację i zostawiłam ją nietkniętą na blacie. Płakałam tylko przez chwilę. Nie miałam siły na dramatyzowanie. Nie miałam na to czasu.

Musiałam się poskładać do kupy. Znałam wielu ludzi żyjących w znacznie gorszej sytuacji, którzy byli dużo silniejsi i dzielniejsi niż ja. Powinnam brać z nich przykład. Nie wolno się poddawać. Nigdy, za nic.

Nadeszła kolejna środa. Lubiłam je spędzać w dworcowej kawiarni i nie zamierzałam z tego zwyczaju rezygnować z powodu Michała. Chciałam cieszyć się tym, co mam, i zapomnieć na kilka godzin o tragedii i cierpieniu męża. Usiadłam przy swoim stoliku. Kelnerka bez słowa podała mi czekoladę.

– Mogę się przysiąść? – spytał Michał.

Nie uśmiechał się tak jak wcześniej, ale jego oczy były pełne ciepła.

– Oczywiście – odparłam.

Oboje wiedzieliśmy, że nie mamy szansy na nic więcej i że nasz świat ograniczy się wyłącznie do środowych spotkań w kawiarni. Mimo to zaczęliśmy rozmawiać.

Czytaj także:
„Wypadek zweryfikował moje życie. Narzeczona odeszła do sprawnego, a kumple rzucali mi litościwe spojrzenia”
„Mama miała mnie za rzecz, którą bezkarnie można obrzucać mięsem. Mam do końca życia płacić jej za to, że mnie urodziła?”
„Praca i ciągła pogoń za kasą, doprowadziła mnie do granicy wytrzymałości. Musiałem minąć się ze śmiercią, żeby to pojąć”

Redakcja poleca

REKLAMA