„Mąż bez zapowiedzi odszedł do kochanki. Chciałam się komuś wypłakać, ale wstydzę się przyznać, że wymienił mnie na młodszą”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Александр Бердюгин
„Zdębiałam. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Jaka inna kobieta? Jakie razem? Przecież to ja jestem jego żoną! To mnie jeszcze niedawno wyznawał miłość! Byłam w szoku. Kochałam Roberta i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Przecież przeżyliśmy wspólnie prawie 12 lat! W głowie mi się nie mieściło, że można je ot tak przekreślić”.
/ 06.12.2022 08:30
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Александр Бердюгин

Zawsze wydawało mi się, że nasze małżeństwo jest bardzo udane. Pobraliśmy się z wielkiej miłości, po długim okresie narzeczeństwa. Przed ślubem razem mieszkaliśmy. Zdążyliśmy się dotrzeć, dobrze poznać. Owszem, czasem się kłóciliśmy, miewaliśmy ciche dni, ale w którym związku ich nie ma? Zresztą potem dość szybko dochodziliśmy do porozumienia i wszystko znowu świetnie się między nami układało. Tak mi się przynajmniej wydawało. Niestety, okazało się, że Robert ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Przekonałam się o tym miesiąc temu, gdy ni stąd, ni zowąd oświadczył mi, że odchodzi do innej.

Odetchnęłam z ulgą

Nie zapomnę tego koszmarnego wieczoru do końca życia. Wrócił tuż przed 22. Nie byłam zaskoczona. Od jakiegoś czasu pracował nad ważnym projektem i musiał siedzieć w firmie od świtu do nocy. Tak przynajmniej twierdził. Wierzyłam mu, bo dlaczego miałam nie wierzyć? Nie od dziś wiadomo, że jak się chce utrzymać w dobrej pracy, to trzeba zasuwać jak chomik w kołowrotku.

– Zjedz kolację. Jest risotto – powiedziałam, gdy stanął w drzwiach.

– Nie jestem głodny – mruknął.

– Jak to, musisz coś jeść! Nie po to gotuję, staram się, żeby potem wyrzucać – zdenerwowałam się.

Po takiej przemowie mąż zazwyczaj szedł do kuchni i podgrzewał sobie kolację. Ale wtedy od razu wszedł do salonu. Nawet kurtki nie zdjął.

– Musimy poważnie porozmawiać – oświadczył, sadowiąc się w fotelu.

– O Boże, co się stało? Zwolnili cię z pracy? Ale dlaczego? – natychmiast zasypałam go pytaniami.

– Nie, w pracy wszystko w porządku – przerwał mi.

– No to o co chodzi? – zapytałam.

– Odchodzę.

– Gdzie odchodzisz? Do innej firmy? Dostałeś lepszą propozycję? – nie rozumiałam, o czym on mówi.

– Nie. Odchodzę od ciebie. W moim życiu jest inna kobieta. Już od dłuższego czasu. Razem pracujemy, świetnie się dogadujemy. Kocham ją, a ona mnie, chcemy być razem – wypalił.

Kochanie, czekaj, proszę, porozmawiaj ze mną

Zdębiałam. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Jaka inna kobieta? Jakie razem? Przecież to ja jestem jego żoną! To mnie jeszcze niedawno wyznawał miłość! To ze mną był w górach na nartach!

– Robert, o czym ty, do cholery, mówisz?! To jakiś żart? Jeżeli tak, to naprawdę niesmaczny – krzyknęłam, gdy już trochę ochłonęłam.

– To nie żart. Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny. Nic chcę cię dłużej oszukiwać, udawać, że jestem szczęśliwy, grać na dwa fronty. Jestem już tym bardzo zmęczony. Za kilka dni składam pozew o rozwód. Chcę, żeby wszystko odbyło się w cywilizowany sposób, bez scen. Mogę nawet wziąć winę na siebie. Mieszkanie też możesz zatrzymać – oświadczył sucho, a potem wyjął z szafy walizkę i zaczął wrzucać swoje rzeczy.

Byłam w szoku. Kochałam Roberta i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Przecież przeżyliśmy wspólnie prawie 12 lat!  W głowie mi się nie mieściło, że można je ot tak przekreślić.

– Ależ, kochanie, co ty najlepszego wyprawiasz? Usiądźmy, porozmawiajmy spokojnie. Ta kobieta na pewno nic dla ciebie nie znaczy. To tylko chwilowe zauroczenie. Jeśli obiecasz, że więcej się z nią nie spotkasz, wszystko ci wybaczę. Nie będzie łatwo, ale się postaram – chciałam się do niego przytulić, odepchnął mnie.

– Daj spokój! Co miałem powiedzieć, powiedziałem. Koniec kropka. Nie kocham cię i już. Zrozum to wreszcie! – dokończył pakowanie.

Ogarnęła mnie wściekłość

– Żaden koniec! Nigdy nie dam ci rozwodu. Zapamiętaj to sobie! Zamienię ci życie w piekło – wrzasnęłam.

– A rób, co chcesz. Mam to gdzieś – wzruszył ramionami.

A potem po prostu wyszedł. Minął mnie obojętnie, jakbym była kimś obcym, jakbyśmy się nigdy nie kochali. Myślałam, że mi serce pęknie. Pierwsza noc była koszmarem. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Błądziłam jak oszalała po mieszkaniu, a w głowie kołatało mi się tylko jedno pytanie: Dlaczego Robert przestał mnie kochać? Przecież między nami wszystko było w porządku… Próbowałam się do niego dodzwonić, ale chyba wyłączył telefon. Pewnie po to, bym o nic nie pytała, nie błagała, żeby wrócił.

Rozpłakałam się jak dziecko. Nawet nie wiem, kiedy wyszperałam butelkę wódki. Miałam nadzieję, że jak się upiję i wypłaczę, to zrobi mi się lżej.  Niestety, łzy i alkohol nie pomogły. Ani wtedy, ani teraz. Mijają kolejne dni, a ja ciągle nie potrafię pogodzić się z odejściem Roberta. Na początku łudziłam się jeszcze, że mój mąż się opamięta, ale nie…

Dowiedziałam się, że już złożył pozew o rozwód, a przez adwokata poinformował mnie, że chce zabrać z domu resztę swoich rzeczy. Nawet sam do mnie nie zadzwonił! Chciałabym się komuś wypłakać, wyżalić, ale nie mam komu. Mama już nie żyje, ojciec mnie nie zrozumie, a przyjaciółki? Zawsze zazdrościły mi męża. Nieraz mówiły, że miałam szczęście, że trafiłam najlepiej z nich. I teraz miałabym się przyznać do porażki?

Co mam teraz zrobić?

Już widzę te ich niby współczujące spojrzenia, słyszę fałszywe słowa pociechy. A za plecami złośliwe uśmieszki i szepty: no tak, skoro ją zostawił, to widać sobie na to zasłużyła. Nie chcę, żeby one widziały moje łzy.

Zamknęłam się w czterech ścianach. Nigdzie nie bywam, nie odbieram telefonów od znajomych. A jeżeli już ktoś się dodzwoni i proponuje spotkanie, wykręcam się brakiem czasu. Na razie nikogo to specjalnie nie dziwi, bo zawsze byłam bardzo zajęta. Chodzę więc tylko do pracy, a po powrocie walę się na łóżko, płaczę i rozpamiętuję to, co mnie spotkało. Z jednej strony, jestem wściekła na męża i na tę jego panienkę. Są momenty, że chcę pójść do nich do firmy i wykrzyczeć na korytarzu, co mi zrobili. Ale z drugiej, obwiniam siebie.

Czasem myślę, że może gdybym bardziej o siebie dbała, poświęcała Robertowi więcej czasu, podawała mu kolacje, a nie tylko gotowała, to nie doszłoby do tego wszystkiego… Co mam robić? Nadal kocham męża i chcę, żeby wrócił. Walczyć więc o niego, czy jednak pogodzić się z jego odejściem? A jeżeli to drugie, to jak?!

Czytaj także:
„Pijany lowelas na weselu przystawiał się do mojej żony. Trochę go poturbowałem, więc teraz chce mnie oskubać z pieniędzy”
„Mąż zostawił mnie przez SMS-a. Chciałam zemsty, więc nakłamałam córkom, że latami mnie krzywdził, a znajomym, że mnie okradł”
„Mój facet zdradzał mnie z długonogą blondynką. Gdy zrozumiałam, że był ze mną z braku lepszej opcji – załamałam się"

Redakcja poleca

REKLAMA