Przyjechaliśmy do rodziców w odwiedziny i już w sobotę poczułam, że się duszę. Co za nudy! Wysłuchaliśmy wszystkich nowin dotyczących rodziny i sąsiadów, potem rewelacji na temat władz gminnych, napchaliśmy się smakołykami po czubki uszu i dopadła nas niemoc. Przypuszczam, że nie tylko nas, ale ani mama, ani ojciec nigdy się nie przyznają, że tak naprawdę nie mamy zbyt wielu wspólnych tematów. Zresztą, im jest łatwiej, zawsze mogą się czymś zająć, są w końcu u siebie! A nam nie wypada nawet odpalić laptopa, bo zaraz spoglądają na nas z wyrzutem.
– Może zajrzelibyśmy do cioci Adelki? – rzuciłam wreszcie, byle choć na chwilę odetchnąć innym klimatem.
– Dobry pomysł – podchwycił mąż. – Ona piecze takie pyszne ciasta!
No to dowalił...
Jak znam życie, teraz moja rodzicielka zaraz ruszy do kuchni, żeby udowodnić światu, kto jest najlepszą kucharką na świecie.
– Pewnie! – póki co, mama wydęła tylko boleśnie usta. – Idźcie, skoro wam się nudzi. Ale na nic słodkiego nie liczcie, Adela już się nie zajmuje takimi głupotami.
– Taaa – westchnął ojciec. – Jeden pan Bóg wie, co ona w ogóle kombinuje. Sąsiadka opowiadała w sklepie, że widziała ją wieczorem nad jeziorem, stała ponoć w tej zimnej wodzie jak słup!
Miałam zapytać, co sąsiadka tam robiła o takiej dziwnej porze, ale skoro ojciec zawierza słowu znanej plotkary, żeby wyszydzić rodzoną siostrę, to o czym tu dyskutować? Odkąd pamiętam, zawsze mu się coś w ciotce nie podobało, a mama jeszcze podsycała te animozje. Najpierw się wyśmiewali, że ciotka wysyła dzieci na lekcje muzyki do miasteczka, potem kręcili nosem, gdy została sołtysem. A gdy jej córki wyjechały na stałe do Anglii, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że uznali to za zasłużoną karę boską za ciotczyne fanaberie. Zawsze cudowała, wywyższała się, to ma za swoje – na starość nikt jej szklanki wody nie poda! Ja tam lubię zajrzeć do wujostwa, przynajmniej człowiek się przekonuje, że mężczyzna i kobieta mogą razem przeżyć kilkadziesiąt lat, nie skacząc sobie do gardeł. Zupełnie inaczej niż u nas, tu napięcie jest zawsze wyczuwalne jak promieniowanie pod Czernobylem.
– Wrócimy najpóźniej o dziesiątej – zapowiedziałam mamie.
– Dobrze nam zrobi spacer przed snem, nawet bez ciasta! – dodał mąż.
Wuj był na podwórzu i grzebał przy samochodzie
Ucieszył się na nasz widok, przeprosił, że zostanie przy robocie, bo bardzo mu zależy, żeby skończyć przed zmrokiem.
– Adela będzie zachwycona – zapewnił i zawołał żonę. – A ja skończę i przychodzę na kawę.
– Cudownie – ciotka klasnęła w ręce. – Czułam coś, już od rana mówiłam Karolowi, że słyszę jakby trzepot anielskich skrzydeł, i na pewno ktoś miły do nas zawita! Prawda, Karolu?
– Prawda, prawda – potwierdził wuj i czmychnął do swojej roboty.
Ciotka machnęła ręką.
– Dobry chłop, ale nic, tylko by się grzebał w tych swoich smarach – zaśmiała się. – Póki nie zje pierwszych czereśni, nawet wiosny nie zauważy! Jak to dobrze, że przyjechaliście, kochani, przynajmniej będę miała z kim wymienić myśli! Zapraszam!
Opanowały mnie złe przeczucia i słusznie. Po kwadransie luźnej rozmowy, ciotka Adelka wyjęła z szufladki zeszyt w kwiecistej okładce i zaproponowała, że przeczyta swój wiersz.
– Znów zaczęłam pisać – wyznała spłoniona. – Robiłam porządki po wyjeździe dzieci i znalazłam swój panieński pamiętnik. Aż się zdziwiłam, jak mogłam tyle lat żyć bez poezji? Jezioro, księżyc nad sadem, dym z komina wspinający się w niebiosa… Życie jest cudem! – westchnęła.
Spojrzeliśmy z Jędrkiem na siebie w wyraźnej panice. Oby to były jakieś fraszki albo najwyżej sonet.
– Czytałam je ostatnio w świetlicy wiejskiej ale, sami wiecie, to taka niewyrobiona publiczność… – stwierdziła, zerkając na nas skromnie. – Wy to co innego, wy się znacie.
Ciotka umościła się na fotelu, poprawiła okulary i zaczęła:
– Bałwany morskie, fale jak chmur odbicie na ziemi. Lecz się nie boję wcale szybować między niemi. Piach złoty pod stopami umyka jak młode lata. Nade mną mewy białe, beztroska brać skrzydlata…
Mniej więcej po dziesięciu zwrotkach zdałam sobie sprawę, że zanosi się na dłużej i popadłam w stupor. Jędrek za to, za każdym razem, gdy ciotka zaczynała nową zwrotkę, unosił się w górę jak na fotelu dentystycznym przy borowaniu.
– Piękne jest nasze morze! – zaintonowała cioteczka – krwawym zdobyte znojem, jak złote pszenicy pole faluje swym przybojem. Jak traw bezkresna łąka, a ja, jak ta biedronka…
– Jędrek – wujek uchylił drzwi.– Potrzymałbyś mi taki wihajsterek?
Mój mąż poderwał się z wersalki jak błyskawica i już go nie było. Ciotka spokojnie dokończyła wiersz:
– Morze, choć tyś nie róże, wznosisz mą duszę ku górze!
Zamknęła zeszyt i spojrzała na mnie
– To już koniec – wyjaśniła. – I jak ci się podoba ta moja pisaninka?
– Eee – zacukałam się. – Ładne. Dużo pracy ciocia w to włożyła. Dobrze, że Jędrek z wujem wrócili!
– Joli się bardzo podoba – poinformowała ich gospodyni. – Słuchaj, Jędruś, ty pracujesz w wydawnictwie… Mam wierszy na całą książkę.
Zamarłam. A kiedy już mnie natchnęło i miałam powiedzieć, że firma męża drukuje tylko prozę, ślubny wypalił:
– Nie, przykro mi, ale to marketingowa klapa. Nikt tego nie kupi.
– Skąd wiesz?! – rzuciła się ciotka.
– Niech ciocia weźmie udział w kilku konkursach poetyckich, adresy można znaleźć w internecie – Jędrek brnął niewzruszony. – Pierwsze miejsca z reguły są nagradzane drukiem. Tak się debiutuje teraz w literaturze.
– Mówiłem ci, Adelko, żebyś na niego nie liczyła – odezwał się znienacka wujek. – Ty zawsze masz za dobre zdanie o ludziach.
Kilka minut później, gdy wychodziliśmy, nikt nas nie zatrzymywał. Głupi ten Jędrek, co by mu szkodziło ściemnić, że teraz wydają tylko prozę? A tak mam z wujostwem na pieńku.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”