Oliwka wróciła ze szkoły w kiepskim humorze, pytania zbyła machnięciem ręki:
– Oj, nawet mi się gadać nie chce, mamo.
Ha, chyba tylko ze mną, bo już po chwili z łazienki dochodziły odgłosy telefonicznej konferencji z którąś z psiapsiółek. Kiedy wyszła, spojrzała na mnie czujnie i rzuciła:
– Mam nadzieję, że nie podsłuchiwałaś, bo mi się zaklęło.
– Bo ja nie mam co robić – burknęłam spod piekarnika. – Oszaleję z tym nowym piecykiem, nic nie działa jak trzeba!
Córka wzruszyła ramionami i usiadła na brzegu stołu, biorąc do ręki instrukcję. Ledwo rzuciła na nią okiem, już podeszła i kilkoma stuknięciami palca ustawiła zegar.
– Chciałabym mieć tylko takie problemy – przewróciła oczami. – Wiesz, że moja wycieczka do planetarium chyba właśnie idzie się paść? Znowu nie wszyscy zapłacili.
Przypomniałam córce, że jest kryzys
Może ludzi nie stać już na takie zbytki? Jeszcze trochę, a i ja zacznę oglądać banknoty z każdej strony.
– Ciekawe jak, skoro najczęściej płacisz kartą – zauważyła przytomnie mądrala. – Poza tym, daj spokój, to wyjazd do Chorzowa, a nie Paryża.
Odkąd pamiętam, zawsze tak było, że nie wszyscy jeździli na wycieczki. Niekoniecznie ze względu na finanse, niektórzy po prostu nie lubią grupowych imprez, i tyle. Nie bardzo rozumiałam więc, w czym problem? Ci, co chcą, jadą, reszta idzie na lekcje do równoległej klasy i sprawa załatwiona.
– Nowej wychowawczyni to nie pasuje – córka wydęła usta. – Mam nadzieję, że blefuje dla dramatyzmu, ale dziś stwierdziła, że jadą wszyscy albo nikt. Jezu, niech już nasza pani wróci…
– Trzeba było nie dawać jej w kość, aż wylądowała na urlopie zdrowotnym – wzruszyłam ramionami. – Jęczałaś, że stara i nie na czasie, teraz macie młodą zaraz po studiach i znów ci nie pasuje. Ogarnij się, słonko.
– Zobaczysz na wywiadówce w piątek, co to za model – Oliwka przewróciła oczami. – Siłaczka!
Na pierwsze zebranie w szkole nie dotarłam, mieliśmy w firmie audyt, i faktycznie, nie zdążyłam jeszcze poznać nowej nauczycielki córki, a chyba warto, sądząc po tym, jak Oliwka przeżywa jej pomysły. W ten piątek zresztą też do końca nie było pewne, czy mi się uda. Że też wszystkie plagi świata spadają akurat w dni szkolnych zebrań! Tym razem siadło mi auto, ale po prostu zostawiłam je na parkingu pod firmą i zadzwoniłam po taksówkę. Do sali wsunęłam się cichutko już w trakcie, akurat jedna mama wkraczała do akcji we właściwy sobie sposób, więc nikt nie zwrócił uwagi, gdy przemykałam do ławki. Usiadłam przy Joannie, z którą znamy się jeszcze od czasów przedszkola naszych dziewczyn, i zapytałam, co ciekawego straciłam.
– Zwykłe smęty – szepnęła. – Na najlepsze chyba zdążyłaś. Wiesz o wycieczce, nie? To właśnie ta baba blokuje imprezę. Kobieta nie wie, co to obciach, patrz!
Duża blondyna stała przy ławce
– Sorry – powiedziała. – Nie stać mnie. Mam jeszcze dwoje dzieci, a jest kryzys. Moim problemem jest, co do garnka włożyć, a nie jakieś wycieczki.
– Rozumiem – młoda nauczycielka rozejrzała się bezradnie po klasie. – Rzecz w tym, że to nie jest jakaś tam wycieczka, wyjazd ma walory edukacyjne. Może byśmy się wspólnie zastanowili, czy da się jakoś rozwiązać ten problem? A gdybyśmy wyjątkowo sięgnęli po pieniądze ze składek na Radę Rodziców, żeby wszystkie dzieci mogły uczestniczyć?
– Na radę ta pani też nie zapłaciła – podniósł się na to przewodniczący Komitetu Rodzicielskiego.
– Bo to nie jest obowiązkowe – burknęła blondyna. – I póki co, nauka w Polsce jest bezpłatna.
– Nauka, owszem – gość z komitetu nie zamierzał ustępować. – Ale są jeszcze nagrody za osiągnięcia, święta szkolne, jakieś drobne imprezy… Dodatkowe pieniądze zawsze się przydają, pośrednio służą integracji klasy jako społeczności.
– Właśnie – podchwyciła nauczycielka. – Dzieci nie tworzą przypadkowego zbioru, lecz społeczność, doskonale to pan ujął. I w sytuacji, gdy ktoś ma chwilowe problemy z płynnością finansową, możemy chyba nagiąć trochę reguły w imię wyższego dobra.
„Ale idealistka” – pomyślałam, trochę ze współczuciem, a trochę z zazdrością.
Choć swoje racje ma: w końcu kiedy dzieciaki mają się nauczyć poczucia wspólnoty? Rodziny są małe, często niepełne…
– Ja się absolutnie na to nie zgadzam – zawołał ktoś spod okna i po chwili odezwały się inne głosy.
– Ja też nie! Chwilowe problemy, a to dobre! Ta pani nigdy za nic nie płaci.
– Okażmy solidarność, proszę państwa – spanikowana nauczycielka pobladła gwałtownie i uchwyciła się biurka jak tonący szalupy na wzburzonym morzu. – Ja wiem, że nie jest łatwo, ale czy to powód, by zapominać o humanizmie?
Powoli, acz nieubłaganie, sytuacja wymykała się spod kontroli. Ktoś przypomniał, że córka tej kłótliwej zawsze robi najgorsze paczki mikołajkowe, ktoś inny rzucił w przestrzeń rozpaczliwe „w dobie pięćset plus na dziecko, żeby nie mieć nawet na komitet?”.
– Po prostu zostawmy wszystko tak, jak było – nie wiem, jak to się stało, że nagle stałam i zwracałam się do wszystkich. – Kto chce, ten jeździ na wycieczki, a kto nie, zostaje. Proste.
– Jasne! – prychnęła kłótliwa. – Korpopańcia nie chce słyszeć, że kogoś nie stać, zmarszczki jej się robią od tego! Zresztą mojej córce w ogóle nie zależy na żadnych wyjazdach. Obejrzy sobie planetarium w internecie.
Korpopańcia?! To o mnie? Aż mną zatrzęsło: co roku przed świętami bulę ciężką kasę na akcje pomocowe, a ta ze mnie robi wroga klasowego?
– Po co zaczynasz dyskusje z patolką – stwierdziła Joanna, gdy już wyszłyśmy. – To jest szkolne zebranie, Aneta, trzeba odpękać i wracać do domu.
Przecież ja nawet nie mówiłam do tej kreatury osobiście! O rany, niech już ta dawna pani wróci, to był jednak prawdziwy pedagog. Przy niej nigdy nie doszłoby do podobnej awantury.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”