„Matki na zebraniach szkolnych to pazerne wiedźmy. Najlepiej, żeby wszystko było za darmo i tylko dla ich dzieci”

Matki na spotkaniach szkolnych to koszmar fot. Adobe Stock, Feel good studio
„– Ja się absolutnie nie zgadzam, żeby nasze pieniądze szły na jej dziecko! Chwilowe problemy, a to dobre! Ta pani nigdy za nic nie płaci. – Korpopańcia nie chce słyszeć, że kogoś nie stać, zmarszczki jej się robią od tego! Zresztą mojej córce w ogóle nie zależy na żadnych wyjazdach. Obejrzy sobie planetarium w internecie”.
/ 13.01.2023 10:30
Matki na spotkaniach szkolnych to koszmar fot. Adobe Stock, Feel good studio

Oliwka wróciła ze szkoły w kiepskim humorze, pytania zbyła machnięciem ręki:

Oj, nawet mi się gadać nie chce, mamo.

Ha, chyba tylko ze mną, bo już po chwili z łazienki dochodziły odgłosy telefonicznej konferencji z którąś z psiapsiółek. Kiedy wyszła, spojrzała na mnie czujnie i rzuciła:

– Mam nadzieję, że nie podsłuchiwałaś, bo mi się zaklęło.

Bo ja nie mam co robić – burknęłam spod piekarnika. – Oszaleję z tym nowym piecykiem, nic nie działa jak trzeba!

Córka wzruszyła ramionami i usiadła na brzegu stołu, biorąc do ręki instrukcję. Ledwo rzuciła na nią okiem, już podeszła i kilkoma stuknięciami palca ustawiła zegar.

Chciałabym mieć tylko takie problemy – przewróciła oczami. – Wiesz, że moja wycieczka do planetarium chyba właśnie idzie się paść? Znowu nie wszyscy zapłacili.

Przypomniałam córce, że jest kryzys

Może ludzi nie stać już na takie zbytki? Jeszcze trochę, a i ja zacznę oglądać banknoty z każdej strony.

– Ciekawe jak, skoro najczęściej płacisz kartą – zauważyła przytomnie mądrala. – Poza tym, daj spokój, to wyjazd do Chorzowa, a nie Paryża.

Odkąd pamiętam, zawsze tak było, że nie wszyscy jeździli na wycieczki. Niekoniecznie ze względu na finanse, niektórzy po prostu nie lubią grupowych imprez, i tyle. Nie bardzo rozumiałam więc, w czym problem? Ci, co chcą, jadą, reszta idzie na lekcje do równoległej klasy i sprawa załatwiona.

Nowej wychowawczyni to nie pasuje – córka wydęła usta. – Mam nadzieję, że blefuje dla dramatyzmu, ale dziś stwierdziła, że jadą wszyscy albo nikt. Jezu, niech już nasza pani wróci…

– Trzeba było nie dawać jej w kość, aż wylądowała na urlopie zdrowotnym – wzruszyłam ramionami. – Jęczałaś, że stara i nie na czasie, teraz macie młodą zaraz po studiach i znów ci nie pasuje. Ogarnij się, słonko.

– Zobaczysz na wywiadówce w piątek, co to za model – Oliwka przewróciła oczami. – Siłaczka!

Na pierwsze zebranie w szkole nie dotarłam, mieliśmy w firmie audyt, i faktycznie, nie zdążyłam jeszcze poznać nowej nauczycielki córki, a chyba warto, sądząc po tym, jak Oliwka przeżywa jej pomysły. W ten piątek zresztą też do końca nie było pewne, czy mi się uda. Że też wszystkie plagi świata spadają akurat w dni szkolnych zebrań! Tym razem siadło mi auto, ale po prostu zostawiłam je na parkingu pod firmą i zadzwoniłam po taksówkę. Do sali wsunęłam się cichutko już w trakcie, akurat jedna mama wkraczała do akcji we właściwy sobie sposób, więc nikt nie zwrócił uwagi, gdy przemykałam do ławki. Usiadłam przy Joannie, z którą znamy się jeszcze od czasów przedszkola naszych dziewczyn, i zapytałam, co ciekawego straciłam.

– Zwykłe smęty – szepnęła. – Na najlepsze chyba zdążyłaś. Wiesz o wycieczce, nie? To właśnie ta baba blokuje imprezę. Kobieta nie wie, co to obciach, patrz!

Duża blondyna stała przy ławce

– Sorry – powiedziała. – Nie stać mnie. Mam jeszcze dwoje dzieci, a jest kryzys. Moim problemem jest, co do garnka włożyć, a nie jakieś wycieczki.

– Rozumiem – młoda nauczycielka rozejrzała się bezradnie po klasie. – Rzecz w tym, że to nie jest jakaś tam wycieczka, wyjazd ma walory edukacyjne. Może byśmy się wspólnie zastanowili, czy da się jakoś rozwiązać ten problem? A gdybyśmy wyjątkowo sięgnęli po pieniądze ze składek na Radę Rodziców, żeby wszystkie dzieci mogły uczestniczyć?

– Na radę ta pani też nie zapłaciła – podniósł się na to przewodniczący Komitetu Rodzicielskiego.

– Bo to nie jest obowiązkowe – burknęła blondyna. – I póki co, nauka w Polsce jest bezpłatna.

– Nauka, owszem – gość z komitetu nie zamierzał ustępować. – Ale są jeszcze nagrody za osiągnięcia, święta szkolne, jakieś drobne imprezy… Dodatkowe pieniądze zawsze się przydają, pośrednio służą integracji klasy jako społeczności.

– Właśnie – podchwyciła nauczycielka. – Dzieci nie tworzą przypadkowego zbioru, lecz społeczność, doskonale to pan ujął. I w sytuacji, gdy ktoś ma chwilowe problemy z płynnością finansową, możemy chyba nagiąć trochę reguły w imię wyższego dobra.

„Ale idealistka” – pomyślałam, trochę ze współczuciem, a trochę z zazdrością.

Choć swoje racje ma: w końcu kiedy dzieciaki mają się nauczyć poczucia wspólnoty? Rodziny są małe, często niepełne…

Ja się absolutnie na to nie zgadzam – zawołał ktoś spod okna i po chwili odezwały się inne głosy.

– Ja też nie! Chwilowe problemy, a to dobre! Ta pani nigdy za nic nie płaci.

– Okażmy solidarność, proszę państwa – spanikowana nauczycielka pobladła gwałtownie i uchwyciła się biurka jak tonący szalupy na wzburzonym morzu. – Ja wiem, że nie jest łatwo, ale czy to powód, by zapominać o humanizmie?

Powoli, acz nieubłaganie, sytuacja wymykała się spod kontroli. Ktoś przypomniał, że córka tej kłótliwej zawsze robi najgorsze paczki mikołajkowe, ktoś inny rzucił w przestrzeń rozpaczliwe „w dobie pięćset plus na dziecko, żeby nie mieć nawet na komitet?”.

– Po prostu zostawmy wszystko tak, jak było – nie wiem, jak to się stało, że nagle stałam i zwracałam się do wszystkich. – Kto chce, ten jeździ na wycieczki, a kto nie, zostaje. Proste.

– Jasne! – prychnęła kłótliwa. – Korpopańcia nie chce słyszeć, że kogoś nie stać, zmarszczki jej się robią od tego! Zresztą mojej córce w ogóle nie zależy na żadnych wyjazdach. Obejrzy sobie planetarium w internecie.

Korpopańcia?! To o mnie? Aż mną zatrzęsło: co roku przed świętami bulę ciężką kasę na akcje pomocowe, a ta ze mnie robi wroga klasowego?

Po co zaczynasz dyskusje z patolką – stwierdziła Joanna, gdy już wyszłyśmy. – To jest szkolne zebranie, Aneta, trzeba odpękać i wracać do domu.

Przecież ja nawet nie mówiłam do tej kreatury osobiście! O rany, niech już ta dawna pani wróci, to był jednak prawdziwy pedagog. Przy niej nigdy nie doszłoby do podobnej awantury.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA