„Matka po wypadku przypomniała sobie, że ma córkę. Po 12 latach mam zrezygnować z życia, żeby zająć się obcą kobietą?”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, New Africa
„Córka sąsiadki zburzyła mój spokój. Namierzyła mnie na Facebooku i napisała, że moi rodzice mieli wypadek. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Wrócić czy żyć dalej, jakby nic się nie stało, udając, że nie mam rodziców, że o niczym nie wiem, że nic mnie to nie obchodzi?”.
/ 20.02.2023 12:30
załamana kobieta fot. Adobe Stock, New Africa

Moi rodzice… chcę wierzyć, że się starali, że świadomie nie chcieli źle, ale… Jako dorosła kobieta mogłam próbować ich zrozumieć. Ale jako dziecko – gdy znowu widziałam pijanego ojca, matkę płaczącą w kuchni, bo zamiast wypłaty przyniósł marne resztki, a potem wrzeszczała na mnie, jakby to była moja wina – nie umiałam tego zrozumieć, a musiałam akceptować.

Zazdrościłam koleżankom normalnych rodziców, bo ci moi… Nie zliczę, ile razy oberwałam ścierką po głowie za to, że znowu wyrosłam z ubrań albo butów, że trzeba przynieść jakieś pieniądze do szkoły, że czegoś potrzebuję… Byłam ich dzieckiem, powinni mnie kochać, a nie wciąż mi wypominać, ile ich kosztuję. Przecież nie mogłam iść do pracy, żeby dołożyć się do budżetu, a oni zachowywali się tak, jakby właśnie tego ode mnie oczekiwali.

Świadomie się od nich odcięłam

Wytrzymałam do matury, unikając bełkoczącego ojca i wściekłej na cały świat matki. Uciekłam do stolicy, bo tam łatwiej było znaleźć pracę, a potem jeszcze dalej, do Anglii. Najpierw na zmywak, później awansowałam na kelnerkę. Gdy pensja mi wzrosła, oszczędzałam, odkładając napiwki. Jako kierownik sali zarabiałam już tyle, że wystarczało mi na życie i drobne luksusy. Zapisałam się do szkoły dla księgowych. Studia to nie były, ale ukończony z wynikiem bardzo dobrym kurs otworzył przed mną nowe możliwości i perspektywy.

Nie kontaktowałam się z rodzicami. Świadomie się od nich odcięłam. Z dala od patologicznego domu chciałam okiełznać w sobie demony z dzieciństwa i żyć jako wolna, niezależna kobieta. I tak było. Mogłam pojechać na wakacje albo kupić sobie nową sukienkę, bez zastanawiania się osiem razy, czy mnie na to stać. Byłam sama, bo tak wybrałam. Nie chciałam zakładać rodziny. Jakie ja niby miałam wzorce? Żyjąc samotnie, może nie byłam w pełni szczęśliwa, ale czułam się zadowolona i bezpieczna. Nie miałam większych trosk, pracowałam, spotykałam się z przyjaciółmi…

I nagle córka sąsiadki zburzyła mój ciężko wypracowany spokój. Namierzyła mnie na Facebooku i napisała, że moi rodzice mieli wypadek. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Wrócić czy żyć dalej, jakby nic się nie stało, udając, że nie mam rodziców, że o niczym nie wiem, że nic mnie to nie obchodzi? Biłam się z myślami i sumieniem. W końcu wzięłam urlop i wsiadłam w samolot do Polski. Bałam się, że do końca życia sobie nie wybaczę, jeśli w takim momencie nawet ich nie odwiedzę.

Spóźniłam się, żeby zobaczyć ojca. Zmarł w szpitalu, dwa dni po wypadku. Mama leżała na OIOM-ie w ciężkim stanie. Wciąż nie było wiadomo, kto wygra: lekarze czy kostucha. Musiałam zorganizować pogrzeb ojca, którego nie widziałam od lat i który nigdy nie był mi bliski. Cieszyłam się, że w Polsce pogrzeby są inne niż w Anglii, bo nie miałabym niczego miłego do opowiedzenia o moim ojcu. Nie chodziliśmy razem na spacery, nie robił ze mną karmnika, nie uczył mnie jazdy na rowerze… Niczego mnie nie nauczył, poza nieufnością wobec mężczyzn i niechęcią do małżeństwa. Odstałam swoje w kaplicy i nad grobem, po czym wróciłam do szpitala.

Stan matki się poprawiał, lekarze wyrażali ostrożne nadzieje. Tyle że strzaskane biodro, zmiażdżona prawa dłoń i amputowana pod kolanem noga mocno utrudnią jej w przyszłości samodzielne życie. Potem okazało się, że na dokładkę uszkodzony został także wzrok.
Musiałam o kolejny tydzień przedłużyć urlop.

– Ma pani kogoś do pomocy przy mamie? – spytał lekarz. – Stać panią na opiekunkę, na rezygnację z pracy?

– Pracuję w Anglii. Nie zostanę tutaj.

Tego byłam pewna. Nie mogłam tu zostać, nie chciałam. Lekarz spojrzał na mnie uważnie… i odszedł do swoich obowiązków. Już mnie ocenił?! Niby czemu miałam rezygnować ze swojego życia, które budowałam cegiełka po cegiełce w zupełnie obcym miejscu? Bo matka miała wypadek? A gdyby mnie się coś stało, zajęłaby się mną? Chyba w snach! Zawsze miała mnie gdzieś.

Nigdy nie szukała ze mną kontaktu

Przez dwanaście lat nie pamiętała, że ma córkę! Nic jej nie byłam winna, przeciwnie, to ona była mi winna normalne dzieciństwo. Nikt nie ma prawa żądać, bym rzuciła wszystko i zajęła się tą obcą mi emocjonalnie kobietą!

Wróciłam do hotelu, bo nie chciałam nocować w mieszkaniu rodziców, i całą noc chodziłam od drzwi do okna. Nosiło mnie, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Jasna cholera! To naprawdę nie jest w porządku… Czemu tak się przejmuję? Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie. Nie dostałam od niej niczego dobrego, żadnego ciepła, miłości, przyjemnych wspomnień. Nic jej nie jestem winna, powtarzałam sobie.

Ale kiedy nazajutrz spojrzałam w twarz matki, gdy zobaczyłam, jak rozpaczliwie wyciąga ręce, próbując złapać moją dłoń, której jej ślepe oczy nie widziały… Usiadłam na korytarzu szpitala i rozpłakałam się. Bo już wiedziałam, że nie zdołam jej porzucić. Zadzwoniłam do pracy i przedstawiłam sytuację. Szefowa podeszła do tematu bardzo wyrozumiale. Wszystko i tak robimy w komputerze, więc nie ma problemu, żebym pracowała zdalnie.

– Nie chcę pozbywać się jednej z lepszych pracownic – powiedziała. – A moja mama ma alzheimera – dodała. – Jeśli będziesz chciała pogadać, dzwoń.

Byłam jej bardzo wdzięczna za takie podejście. Nie straciłam z dnia na dzień dochodu i mogłam na spokojnie układać swoje życie tutaj. Mamę wypisano ze szpitala. Zalecono jej całe mnóstwo konsultacji, rehabilitację, leki, a ja musiałam tego wszystkiego pilnować. Była ode mnie całkowicie zależna. Musiała na nowo nauczyć się żyć. Musiała w ogóle chcieć żyć – z jedną sprawną dłonią, tylko jedną nogą i nie widząc wyraźnie świata wokół. Non stop płakała i przepraszała, że jest dla mnie takim ciężarem.

– Przepraszam…

– Mamo, dość już tego przepraszania. Zdarzył się wypadek i…

– Nie za to, córeczko – wyszeptała. – Za to, co było kiedyś. Za wszystko, Marzenko. Za wszystko…

Pozbyłam się wielkiego ciężaru

To był szept niewiele głośniejszy od ciszy, ale te słowa naprawdę padły. Wreszcie, choć nie wiedziałam, że na nie czekam. A ich siła była potężna. Jakbym pozbyła się z pleców i duszy wielkiego ciężaru. Jakbym wreszcie uwolniła się od odpowiedzialności, którą czułam jako dziecko, za sytuację panującą w naszym domu. Wtedy jeszcze niewiele rozmawiałyśmy, więcej obie płakałyśmy.

Ale tego dnia po raz pierwszy wyszłyśmy sobie naprzeciw. Postawiłyśmy znaleźć do siebie drogę i zrobiłyśmy na niej pierwszy, ostrożny krok. Ona wreszcie otwarcie przyznała, że ma mnie za co przepraszać, a ja poczułam, że ta kobieta, którą nazywam matką, bo mnie urodziła, to moja… mama. I że wszystko między nami jest jeszcze możliwe, póki obie żyjemy. Uczyniłyśmy pierwszy krok do poznania siebie nawzajem i zbliżenia się. Bo skoro przeprosiła, wreszcie mogę jej wybaczyć.

Zostałam na stałe w Polsce, nie tracąc pracy w Anglii. Jeśli muszę się tam pojawić, mama zostaje z opiekunką. Nie ukrywam, że podporządkowałam moje życie jej zdrowiu, choć po dwóch latach muszę też przyznać, że nieźle daje sobie radę. Nauczyła się żyć w ciemności i z wieloma rzeczami potrafi się uporać samodzielnie. Wciąż jednak potrzebuje pomocy przy braniu leków, zawożeniu na rehabilitację, wciąż miewa gorsze dni, gdy to, co już opanowała, sprawia jej trudność. Złości się wtedy na siebie, a ja staram się poprawić jej humor. Włączamy radio i obydwie słuchamy muzyki, nucąc starsze kawałki razem.

Już nie czuję paniki na myśl o tym, że będę musiała zostać z mamą do końca jej dni. Nie traktuję tego jak ciężaru. Owszem, czasem jest to praca tytaniczna, zwłaszcza gdy sama choruję albo czuję się gorzej, ale wtedy to mama stara się mnie wspierać, choćby żartem. Teraz już wiem, że jeśli odnajdzie się w sercu wybaczenie, odzyska się też miłość. A dzięki miłości, czułości i wyrozumiałości nic nie jest zbyt wielkim problemem.

Czasem żałuję, że nie udało mi się zbudować takiej więzi z ojcem. Nie wiem, czy byłoby to w ogóle możliwe, ale szkoda, że nie dostałam takiej szansy. Mogę go już tylko wspominać i staram się wyławiać z odmętów pamięci te nieliczne lepsze chwile. Co mi da, prócz goryczy, rozpamiętywanie tych gorszych?

Odnalazłam przy mamie spokój i rodzaj szczęścia, które wypływają z poczucia absolutnej pewności, że podjęłam słuszną decyzję. Gdybym wróciła do Anglii, najprawdopodobniej stałabym się zgorzkniałą starą panną. Tymczasem udało mi się odbudować, czy raczej zbudować od podstaw więź, której nigdy wcześniej nie było. Karmię tą więzią, tą nowo odkrytą miłością, moje wewnętrzne dziecko i cieszę się każdym dniem, który mogę spędzić z mamą.

– Wiesz, córciu, tak sobie myślę, że straciłam wzrok, żeby nauczyć się widzieć sercem – powiedziała kiedyś mama.

Czytaj także:
„Moja matka to niedojrzała idiotka. Chroniłam ją przed facetem-oszustem, a ona zarzuciła mi, że… chcę go poderwać!”
„Moja matka ukrywała, że jest śmiertelnie chora. Wydało się, gdy umarła i musiałam zająć się przyrodnim rodzeństwem”
„Moja matka wywołała skandal, bo związała się z o 12 lat młodszym chłopakiem. Na dodatek wyglądał jak żywy Ken”

Redakcja poleca

REKLAMA