„Matka to kobieta bluszcz. Owinęła ojca wokół palca, sterowała jak marionetką, a kiedy zmarł, zaatakowała mnie”

Sprytna kobieta fot. Adobe Stock, goodly
„Mama po śmierci taty była przez pewien czas jakby otępiała. Myślę, że nie tyle zabrakło jej miłości – bo ona chyba ojca nigdy tak bardzo nie kochała – ile jego wsparcia i wyręki. Zawsze wymagała opieki i zainteresowania, sama od siebie niewiele dając”.
/ 01.02.2022 05:53
Sprytna kobieta fot. Adobe Stock, goodly

Tata zmarł dwa lata po moim ślubie. Bardzo to wszystkie przeżyłyśmy – i mama, i moja siostra, i ja. Chyba głównie dlatego, że tata zawsze był naszą opoką; tą osobą, która w domu nad wszystkim panowała. Pracował, organizował rodzinne wyjazdy, w niedzielę urządzał wspólne rodzinne gotowanie…

Jego śmierć – nagła, dostał zawału – była dla nas szokiem. Ja chyba najlepiej sobie z tym radziłam, bo moja córeczka Asia miała wtedy zaledwie rok, więc nie mogłam poddać się rozpaczy chociażby ze względu nad nią. Ale młodsza siostra musiała skorzystać z pomocy psychologa. Akurat robiła maturę, rozbiło ją to zupełnie.

A mama? Mama była przez pewien czas jakby otępiała. Myślę, że nie tyle zabrakło jej miłości – bo ona chyba ojca nigdy tak bardzo nie kochała – ile jego wsparcia i wyręki. Zawsze była kobietą typu bluszcz – wymagała opieki i zainteresowania, sama od siebie niewiele dając.

To tata pomagał nam w lekcjach, zabierał na rower, nawet uczył wędkować! To z nim upiekłam pierwsze swoje ciasto i zrobiłam zrazy. Mama głównie siedziała przed telewizorem albo z koleżankami na plotach. Tych koleżanek zresztą wcale nie miała tak wiele, pewnie dlatego, że trudno jest przyjaźnić się z kimś, kto mówi tylko o sobie i nie słucha innych. A taka jest mama.

Dziecko w nosidełko – i jazda „na służbę”

W każdym razie po śmierci ojca była zagubiona i martwiłam się, jak sobie da radę. Przecież ona nawet rachunków nie umiała opłacić, wszystko robił tata! Monika, moja siostra, w tamtym czasie też do niczego się nie nadawała, więc tak naprawdę wszystko spadło na moją głowę.

Rano zabierałam ze sobą Asię i na prawie cały dzień szłam do mamy. Robiłam zakupy, gotowałam, załatwiałam różne formalności – a wieczorem wracałam do domu. I w słoiku wiozłam jeszcze obiad dla Michała. Bo przecież nawet nie miałam kiedy mężowi ugotować!

Rok po śmierci taty znowu zaszłam w ciążę. Monika już pracowała, nadal mieszkała z mamą, więc stwierdziłam, że spokojnie sobie poradzą, a ja wreszcie mogę zająć się swoją rodziną. Myliłam się bardzo.

Monika, owszem, pomagała mamie, lecz wolny czas wolała spędzać z koleżankami i chłopakiem, więc mama siedziała w domu sama. I okropnie się nudziła. Wydzwaniała do nas co chwila albo po prostu przyjeżdżała.

Kiedy mówiłam, że źle się czuję, na poczekaniu wymyślała jakieś powody, dla których koniecznie musiała się z nami zobaczyć. A to narzekała na zdrowie, a to zepsuła jej się pralka albo telewizor. Zawsze coś się działo, więc codziennie trzeba było do niej podjechać. Dopóki byłam w ciąży, jeździł mój mąż.

Jak urodziła się nasza druga córeczka, Mela, spędzałam u mamy znowu całe dnie.
Ale dziewczynki poszły do przedszkola, a ja wróciłam do pracy. Po robocie leciałam je odebrać, potem wracałam do domu, sprzątałam, gotowałam, chwilę bawiłam się z dziećmi – nie miałam czasu, żeby codziennie odwiedzać mamę.

A nona miała pretensje. Oskarżała nas, że o niej nie pamiętamy, że zapomniałyśmy. Co gorsza, Monika wtedy już wyszła za mąż i się wyprowadziła, więc mama rzeczywiście została w domu zupełnie sama. I twierdziła, że wymaga pomocy.

Kupiliśmy jej nową pralkę, bo na starą ciągle narzekała. Wtedy się okazało, że nie umie jej obsługiwać, i ja musiałam jeździć do niej co trzy dni i nastawiać pranie. Ponieważ nie radziła sobie z rachunkami, założyłam jej konto internetowe, ale znów mówiła, że się nie zna; boi się, że coś źle zrobi – i płacenie rachunków jakoś tak z automatu przeszło na mnie.

Tyle że mogłam to robić w domu, miałam dostęp do jej konta, więc nie był to wielki problem. Zakupy robiliśmy jej raz na tydzień. Jechaliśmy z mężem i przywoziliśmy wszystkie ciężkie rzeczy.

Teraz z kolei nagle odkryła, że ma depresję!

Jednak Michał się w końcu zbuntował.

– Słuchaj, tak dalej nie może być – powiedział. – Jesteś u swojej matki przynajmniej cztery razy w tygodniu, bo albo pranie jej nastawiasz, albo ona się źle czuje, albo coś jeszcze wymyśli. W sobotę wozimy jej zakupy, a w niedzielę przychodzi do nas na obiad, bo jest sama.

– No bo jest – broniłam jej, chociaż niezbyt energicznie, bo mnie ta sytuacja też męczyła. – No i kto ma jej pomóc, jeśli nie my?

– Masz siostrę – zauważył słusznie. – Podzielcie się obowiązkami.

W sumie mój mąż miał rację, niby dlaczego tylko ja miałam się zajmować mamą?
Zadzwoniłam do Moniki.

– Ale to niemożliwe, ja nie mam czasu! – powiedziała natychmiast moja siostrunia. – Wiesz, że zaczęłam studia zaoczne, pracuję, no i jestem w ciąży. Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie dam rady jeszcze mamą się zająć.

Nie chciałam kłócić się z ciężarną, więc tylko w duchu pozazdrościłam jej pewności siebie. Jednak, tak czy owak, coś z tym musiałam zrobić. Postanowiłam pogadać z mamą, jakoś tak delikatnie.

– Musimy przeorganizować to wszystko – powiedziałam któregoś dnia. – Wiem, że czujesz się samotna, ale ja nie mogę spędzać u ciebie tyle czasu. Pracuję, w domu muszę posprzątać, ugotować, no i dziewczynki też potrzebują mojej pomocy w lekcjach. Robimy ci zakupy, opłaty, ale musisz się jakoś trochę zorganizować. Przecież nie potrzebujesz aż takiej opieki.

– Jak to nie, jestem schorowana – zaprotestowała mama. – Mam kołatanie serca, nie mogę być sama.

– To idź do lekarza! – wkurzyłam się. – I nie musisz być sama. Przecież masz koleżanki, dlaczego się z nimi nie spotykasz?

– Oj, bo wiesz, jak to jest – machnęła ręką. – Bożenka ma wnuki…

– Ty też masz – przerwałam jej.

Nic nie wskórałam. I pewnie nadal jeździłabym ja do niej i wreszcie zaczęłabym podpierać się nosem, gdyby nie mój mąż. Pewnego wieczoru, gdy mama zadzwoniła, że trzeba zrobić pranie, wyjął mi telefon z rąk.

– Mamo, Basia jest zmęczona i jeszcze musimy zrobić z dziewczynkami zadania na jutro – powiedział. – Praniem zajmiemy się w sobotę, jak przywieziemy ci zakupy… No to co, że to za dwa dni? Wytrzymasz.

Rozłączył się i spojrzał na mnie wzburzony.

– Naprawdę nie ma innego wyjścia – powiedział. – Musisz postawić na swoim. Masz rodzinę, a nie tylko mamę.

Przyznałam mu rację, oczywiście, ale wyrzutów sumienia nie mogłam się pozbyć. Tymczasem Michał pilnował, żebyśmy nie wrócili do poprzedniego systemu.

– Raz na tydzień wystarczy – stwierdził stanowczo. – I niech się cieszy, że przychodzi do nas w niedzielę na obiadki.

Jednak mama była sprytniejsza

Podczas niedzielnego obiadu powiedziała, że ma depresję, że wróciły wspomnienia o tacie i ona nie chce być sama. Powiedziałam, że nie jest, i że przecież może zawsze do nas podjechać. I to był błąd…

Odtąd mama przychodziła do nas codziennie! Miała swój klucz, więc nawet jak nie było nikogo, to wchodziła. Co gorsza, zajmowała się tylko oglądaniem telewizji. Dziewczynki skarżyły się, że gdy przychodziły ze szkoły, babcia oglądała seriale, więc one nie mogły przełączyć na swoje kanały. Kiedyś nawet nam nie pozwoliła obejrzeć wiadomości, bo gdzieś tam pokazywali jej ulubiony program.

– Mamo, jak mama czuje się samotna, to proszę bardzo, możemy porozmawiać – Michał się wkurzył. – Ale jeżeli mama przychodzi tylko na telewizję, to równie dobrze może ją oglądać u siebie! Ja po pracy chcę zobaczyć mecz albo wiadomości, a nie jakieś głupie „You Can Dance”!

– Ale to inaczej się ogląda, tak w rodzinnym gronie – nastroszyła się.

– W rodzinnym gronie się rozmawia – uciął dyskusję Michał.

Nic to nie dało. Skończyło się na tym, że gdy wracaliśmy do domu, Michał po prostu zabierał pilota i wyłączał telewizor.

– Co robisz, Michał?! W samym środku odcinka! – oburzała się mama.

– Może mama obejrzeć u siebie.

Długo byłam bezradna, biernie godziłam się ze stałą obecnością mamy w życiu mojej rodziny. Ale kilka tygodni temu podjęłam „męską decyzję”. Była sobota, mąż został w domu z dziećmi, a ja pojechałam z mamą na grób taty.

I tam odważyłam się przeprowadzić z nią rozmowę. Mówiłam długo, ignorując jej łzy i obrażone fukanie. Im dłużej mówiłam, tym bardziej mama się uspokajała.

– Tata bardzo cię kochał i wiem, że nie byłby zadowolony, widząc, jakie życie teraz prowadzisz – zakończyłam. – Na mnie zawsze możesz liczyć, ale musisz zrozumieć, że ja mam swoją rodzinę. Mamo, zacznij żyć swoim życiem. Wiem, że potrafisz.

Wczoraj mama dzwoniła z sanatorium. Jest tam od tygodnia i wygląda na to, że bardzo dobrze zrobił jej ten wyjazd. Opowiadała mi o nowych znajomych, o gimnastyce, która wiele jej daje. I o planach na kolejne miesiące... 

Czytaj także:
„Zerwałam z narzeczonym, bo śniło mi się, że ma romans z mężczyzną. Do dziś pluję sobie w brodę”
„Moja matka piła całą ciążę i porzuciła moją siostrę zaraz po urodzeniu. Teraz ja chciałabym ją zaadoptować”
„Siostra oszukiwała wszystkich, że ma idealne życie. Tolerowała nawet zdrady męża, żeby wszyscy jej zazdrościli”

Redakcja poleca

REKLAMA