„Matka nienawidziła mnie całe życie. Traktowała jak popychadło. Nawet po śmierci udało jej się mnie upokorzyć”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Juanmonino
„Mój brat całe życie bawił się hulał, a matka była wpatrzona w niego, jak w obrazek. Ale to ja przy niej skakałam i podcierałam tyłek w chorobie. Było mi przykro, ale nie zdziwiłam się gdy po śmierci cały majątek przepisała jemu”.
/ 19.08.2023 19:45
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Juanmonino

Ja i brat żyliśmy jak pies z kotem. Nie znosiłam go za to, że był oczkiem w głowie mamusi. Nasz ojciec zginął w wypadku samochodowym, gdy Marek dopiero co przyszedł na świat, a ja miałam niespełna trzy latka. Tatę pamiętam niczym przez mgłę, ale z każdym kolejnym rokiem wspomnienia te coraz bardziej się zacierają.

Po śmierci ojca matka z nikim się nie związała, ponieważ —jak zawsze podkreślała —mąż był największą miłością jej życia i poprzez nowy związek zhańbiłaby pamięć o nim. Nie do końca rozumiałam takie podejście, ale to była jej decyzja.

Całą swoją matczyną miłość przelała na syna, dla mnie pozostawiając jedynie ochłapy —czyli pretensje, absurdalne oczekiwania i niemożliwe do spełnienia wymagania. O ile Markowi dosłownie wszystko uchodziło na sucho, o tyle mi bezlitośnie wytykała najdrobniejsze potknięcia. W tej relacji nie było mowy o żadnym szacunku, co w miarę upływu czasu tylko się pogłębiało.

Czasami zastanawiam się, dlaczego nie zerwałam z nią kontaktu, ale chyba najzwyczajniej w świecie nie miałam na to odwagi. Tkwiło we mnie głębokie poczucie obowiązku, które dawało o sobie znać, ilekroć przyszła mi do głowy myśl o totalnym odcięciu się od rodzicielki.

Marek miał w nosie zajmowanie się nią nawet wtedy, gdy mocno podupadła na zdrowiu i wymagała wzmożonej opieki. Z lepszym lub gorszym skutkiem rozkręcał różne biznesy i woził się po świecie —co i rusz wrzucał na Facebooka zdjęcia z Hiszpanii, Tajlandii, Grecji i innych miejsc, o których odwiedzeniu mogłam pomarzyć.

Miałam na głowie swoją rodzinę, pracę zawodową i matkę, która bez najmniejszych skrupułów zrobiła sobie ze mnie swoją służącą i pielęgniarkę. Byłam zmęczona i miałam tego serdecznie dość, ale zaciskałam zęby i nie skarżyłam się — pomimo że non stop spotykałam się z falą krytyki i niezadowolenia.

Dla niej byłam nikim

Dzień, w którym matka zmarła, był z jednej strony smutny, a z drugiej przyniósł mi ogromną ulgę. Miałam wrażenie, że z serca spadła mi tona kamieni.

— Jestem wyrodną córką — żaliłam się swojemu mężowi. — Nie powinnam się tak czuć.

— Masz do tego prawo — pocieszał mnie Adam. — Nie zasłużyła na tyle twojej dobroci, była dla ciebie podła.

Adam nie przepadał za teściową i nigdy się z tym nie krył. Uważał, że ona mnie jedynie wykorzystuje i jest pozbawioną uczuć osobą. Doskonale wiedziałam, że ma rację, ale nie potrafiłam mu jej przyznać na głos.

Oczywiście organizacją pogrzebu musieliśmy się zająć sami, gdyż mój brat nie miał na to czasu. W ogóle nie raczył się pojawić na uroczystości, ale przylot z zagranicy na odczytanie ostatniej woli matki jakoś problemu nie stanowił… Treść testamentu nie zaskoczyła mnie — Marek dostał wszystko. Dom, działka niedaleko Warszawy i oszczędności właśnie jemu przypadły w udziale, a ja zostałam z pustymi rękoma.

Matka nawet po śmierci pokazała, że dla niej byłam nikim — co najwyżej powodem do wstydu. Nie było i już nie będzie mi dane dowiedzieć się, z czego wynikała ta nienawiść. Tak, dzisiaj myślę, że matka mnie po prostu nienawidziła.

Mąż naciskał, żeby sprawy tak nie zostawić

Za namową Adama udaliśmy się do prawnika specjalizującego się w sprawach spadkowych. Poinformował on nas, że podważenie testamentu nie będzie łatwe, ale w zaistniałych okolicznościach nie jest niemożliwe.

— Może warto spróbować porozumieć się z bratem? — to pytanie było skierowane do mnie. —Postępowanie sądowe to spory wydatek, a sukcesu nie da się zagwarantować.

—Mam tego świadomość — odparłam. — Ale nie sądzę, żeby brat był skory do rozmów na ten temat, o odstąpieniu od części spadku nie wspominając.

Właściwie to nie miałam pojęcia, czego spodziewać się po Marku. Byłam jednak święcie przekonana, że na pewno wdał się w mamusię! Aż dziwne, że za życia nie postawiła mu pomnika w ogródku. To by dopiero było!

Mecenas przedstawił kilka opcji, jakie mieliśmy wziąć pod rozwagę. Zniechęciłam się od razu na starcie, bo nie wiedziałam, czy mam siłę i ochotę boksować się z bratem w sądzie — zwłaszcza że ostateczny rezultat jest nieprzewidywalny, a w każdym przypadku trzeba będzie wydać sporo pieniędzy.

Czy nas na to stać? Miałam poważne wątpliwości. Marek tymczasem na pewno zacierał ręce z zadowolenia — jak by nie patrzeć, nieźle się obłowił i to bez większego zaangażowania. Znowu zostałam niedoceniona przez matkę. Co z tego, że odeszła, skoro nawet po śmierci potrafiła sprawić, że poczułam się niesprawiedliwie potraktowana? Nie jestem materialistką zafiksowaną na punkcie pieniędzy, ale w czym niby Marek był lepszy ode mnie?

Czego on może ode mnie chcieć?

Był wczesny wieczór, kiedy w końcu miałam chwilę na odpoczynek po całym męczącym dniu. W pewnej chwili zadzwonił telefon. Zerknęłam na wyświetlacz i własnym oczom nie dowierzałam. To Marek. „Czego on chce?” — z niezadowoleniem wymamrotałam pod nosem i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

— Cześć siostra — brzmiał beztrosko, jakby nic się nie stało.

— No cześć — uderzyłam w szorstki ton.

— Słuchaj, czy byłaby możliwość spotkać się? — zaskoczył mnie tym pytaniem.

— A po co? — na ten moment, kiedy karty zostały już rozdane, spotykanie się uważałam za bezcelowe.

— Myślę, że powinniśmy pogadać — złych zamiarów raczej nie miał, ale o co mu chodziło?

— To przyjdź do nas — rzuciłam krótko.

— Nie — zaoponował stanowczo. — Wolę porozmawiać z tobą na jakimś neutralnym gruncie. Nie to, że mam coś do Adama, bo nie mam, ale wolę tak sam na sam.

— No OK — mruknęłam.

— Mam nadzieję, że rozumiesz — chciał potwierdzenia.

— Powiedzmy, że tak.

Gdy Adam wrócił z pracy, powiedziałam mu o telefonie od Marka.

— Nagle przypomniał sobie o twoim istnieniu? — mój mąż jak zwykle wycelował prosto w punkt.

— Na to wygląda — przytaknęłam.

— Umówiłaś się z nim? — spytał Adam, wstawiając wodę na herbatę.

— Tak, jutro się z nim zobaczę, więc będę w domu później.

Byłam zaskoczona jego postawą

Na spotkanie z Markiem jechałam pełna obaw. Pomimo że był moim bratem, nie łączyły nas silne więzi. Od dziecka miałam mu za złe, że matka go faworyzowała, co zresztą znalazło odzwierciedlenie w tym cholernym testamencie. Nastrój miałam raczej bojowy, chociaż obiecałam sobie, że nie dam się ponieść emocjom.

Czekał już na miejscu — czyli w kawiarni, całkiem przyjemnej i przytulnej. Zaproponował kawę i szarlotkę, na co przystałam.

— Słuchaj, ja wiem, że między nami nie było najlepiej — zaczął od razu z grubej rury. — Chciałbym jednak to zmienić.

— Co masz na myśli? — nie kryłam zdziwienia.

— Iza, bądźmy szczerzy — westchnął. — Matka dała ciała.

Zrobiłam oczy tak wielkie, jak spodek od filiżanki, w której podano mi kawę.

— Nie byłem ani dobrym synem, ani bratem — ciągnął dalej. — To należy się tobie. Mówię o testamencie.

— Tak sądzisz? Nie było mi lekko.

Coś we mnie pękło i wygarnęłam mu wszystko. Słuchał uważnie, nie przerywając. Pierwszy raz w życiu zdobyłam się na taki monolog. Wreszcie pozbyłam się emocjonalnego balastu, który dźwigałam w milczeniu przez tyle lat! Skończyłam, a Marek chwycił moją dłoń.

— Przepraszam, Iza, bardzo cię przepraszam — powiedział wyraźnie poruszony. — Czy jest szansa na to, aby między nami było normalnie?

— Chyba tak — uśmiechnęłam się nieśmiało.

— W takim razie mamy sporo do nadrobienia.

Dwa dni później wybraliśmy się do notariusza. Dom i działka zostały przepisane na mnie, a co do oszczędności po matce, to uparłam się, żeby Marek zachował je dla siebie. Takiego obrotu zdarzeń nie spodziewałam się w najśmielszych myślach. Marek oznajmił, że wreszcie mu ulżyło, bo przez całe życie miał wyrzuty z powodu tego, jak matka odnosi się do mnie. Wybaczyłam mu — nie ponosił przecież winy za cudze zachowanie.

Czytaj także:
„Nienawidziłam moich braci, byłam dla nich popychadłem i smarkulą. Przez nich moje życie wywróciło się do góry nogami”
„Zakochałam się w mężu mojej umierającej pacjentki, choć nie życzyłam jej śmierci. Nie mogłam patrzeć na ich miłość”
„Przeprosiłem, że zmarnowałem jej 2 lata życia i odszedłem. Tyle znaczył dla niej nasz związek”

Redakcja poleca

REKLAMA