„Matka dopiero co straciła męża, a już ugania się za facetami. Tatuś pewnie przewraca się w grobie”

Dziewczyna, która straciła ojca fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Kiedy zobaczyłam tego dziada, jak się śmieje, jak popija winko z moją matką… Szlag mnie trafił normalnie! Trzeba mieć tupet, żeby podrywać kobietę w żałobie! Minęły dopiero 3 lata. Jak nie przestanie widywać się z tym całym Ryszardem, to ucieknę z domu!”.
/ 06.02.2022 06:52
Dziewczyna, która straciła ojca fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Jaki był mój tata? Cudowny… Byłam jego jedyną, ukochaną córeczką. Odkąd pamiętam, nazywał mnie swoją małą księżniczką. I tak mnie traktował. Dbał, żeby nigdy niczego mi nie brakowało. Choć dużo i ciężko pracował, zawsze potrafił znaleźć dla mnie czas.

Matka była surowa, wymagająca. Gdy coś nabroiłam, potrafiła krzyknąć, wymyślała kary. Szlaban na spotkania z koleżankami, zakaz oglądania telewizji… Czułam się wtedy nieszczęśliwa, więc biegłam do taty, wypłakiwałam się w jego ramionach. On mnie pocieszał, a potem negocjował z mamą złagodzenie kary. Zawsze mogłam na niego liczyć. Myślę, że kochałam go bardziej niż mamę.

Niedługo po czternastych urodzinach spotkała mnie wielka tragedia. Tata nagle zmarł. Dokładnie pamiętam ten straszny dzień. Byłam wtedy w szkole, pisałam klasówkę z matmy. W połowie lekcji weszła do klasy dyrektorka.

Coś tam szepnęła nauczycielce do ucha i wywołała mnie na korytarz. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale się bardzo ucieszyłam. Nie umiałam rozwiązać żadnego zadania i pewnie dostałabym pałę. Nigdy nie byłam dobra z matmy, tylko dzięki pomocy taty udawało mi się jakoś zaliczać ten przedmiot…

Przed tamtą klasówką też miał się ze mną pouczyć. Ale tak marudziłam, tak go męczyłam, że zamiast usiąść nad książkami, poszliśmy do kina, a potem na lody. Spędziliśmy wtedy razem cudowne popołudnie. Jak się okazało, ostatnie.

I pomyśleć, że pomagałam jej układać włosy…

Na korytarzu stała matka. Była blada jak ściana, miała zaczerwienione oczy. Wykrztusiła, że tata miał wylew, że stan jest ciężki. Gdy jechałyśmy do szpitala, nie dopuszczałam do siebie myśli, że dojdzie do najgorszego. Pocieszałam ją, że wszystko będzie dobrze, bo tata wyzdrowieje.

Zawsze był przecież silny! Gdy jednak dotarłyśmy na miejsce, już nie żył. Nawet nie miałam szansy się z nim pożegnać. Długo nie potrafiłam pogodzić się ze śmiercią taty. Na zmianę płakałam i wściekałam się. Na Boga, na cały świat. Na niczym mi nie zależało.

Nie chciałam chodzić do szkoły, spotykać się z przyjaciółmi. Całymi dniami leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit. Matce oczywiście się to nie podobało. Na siłę wyganiała mnie z pokoju, zmuszała do działania. Mówiła, że mimo straty powinnam wrócić do normalnego życia. Potwornie mnie to denerwowało. Nie rozumiałam: jak może tego ode mnie żądać?!

Wydawało mi się, że jest nieczuła, bo śmierć taty nawet jej nie zabolała. Kłóciłyśmy się prawie codziennie. Raz nawet wykrzyczałam jej w twarz, że wolałabym, żeby to ona umarła, nie tata. Nie było jej ze mną łatwo, ale jakoś to wytrzymała.

Gdy po kilku miesiącach doszłam już trochę do siebie, przeprosiłam ją za te szopki. Było mi głupio, że tak się zachowywałam. Długo wtedy rozmawiałyśmy. Matka mi wybaczyła i wiele rzeczy wyjaśniła. Ze łzami w oczach powiedziała, że mnie rozumie, bo kochała tatę tak samo mocno jak ja. I tak samo mocno cierpiała po jego stracie.

Jednak ona nie miała czasu się nad sobą użalać. Musiała być silna, myśleć o domu, o mnie, zmierzyć się z kłopotami dnia codziennego. Od tamtego dnia już się nie kłóciłyśmy. Wspierałyśmy się nawzajem, szczerze rozmawiałyśmy. A gdy było nam bardzo źle, siadałyśmy i wspominałyśmy chwile, gdy tata był jeszcze z nami. Sądziłam, że mama będzie o nim pamiętać po kres swoich dni, nigdy go nie zdradzi… Niestety, pomyliłam się.

Znalazła sobie faceta! I chce wziąć z nim ślub!

Nie miałam pojęcia, że kogoś ma. Trzeba przyznać, dobrze się ukrywała. Gdy wracała późno do domu, zawsze potrafiła to wytłumaczyć. Mówiła, że zepsuł jej się samochód, musiała zostać na zebraniu, zastąpić chorą koleżankę…

Kiedy wychodziła gdzieś wieczorem, elegancko ubrana i wypachniona, tłumaczyła, że ma ważne spotkanie w interesach. Nie podejrzewałam, że to może być coś innego. Zajmowała się doradztwem finansowym i jeszcze za życia taty często umawiała się z klientami w mieście.

A poza tym była taka przekonująca… Opowiadała te bajki, patrząc mi prosto w oczy. Ufałam jej. Nawet, głupia, pomagałam jej wybrać ciuchy i dodatki, ułożyć włosy, żeby na tych spotkaniach dobrze wyglądała. I pewnie robiłabym to nadal, gdyby nie przypadek.

To było wczoraj. Matka miała wrócić do domu od razu po pracy. Planowałyśmy, że pójdziemy na zakupy. Ale gdzieś tak około czwartej zadzwoniła i powiedziała, że nic z tego.

– Przepraszam cię, kochanie, ale coś pilnego mi wypadło – zaczęła.

– Naprawdę? Przecież obiecałaś! – jęknęłam okropnie zawiedziona.

– Ojej, nie gniewaj się… Przekładamy sklepowe szaleństwo na jutro. A dziś bądź grzeczna i odrób lekcje – odparła.

Nie miałam ochoty siedzieć cały wieczór nad książkami. Zadzwoniłam więc do Gośki, swojej najlepszej przyjaciółki, i wyciągnęłam ją na miasto. Pomyślałam, że powłóczymy się trochę po sklepach i zobaczymy, gdzie powinnam zaciągnąć mamę następnego dnia.

Łaziłyśmy ze dwie godziny, aż nas nogi zaczęły boleć. Ale opłacało się. Wypatrzyłam kilka naprawdę fajnych ciuszków. Zadowolona ruszyłam z przyjaciółką w stronę przystanku autobusowego. Właśnie przechodziłyśmy koło eleganckiej restauracji, gdy Gośka nagle się zatrzymała.

– Zaraz, zaraz… Czy to przypadkiem nie twoja mama? – zapytała, przyklejając nos do szyby i machając do mnie ręką.

– Gdzie? – poszłam w jej ślady.

– A tam, w rogu sali – odparła.

Wytężyłam wzrok. Faktycznie, to była moja matka. Siedziała przy stoliku z jakimś facetem. Uśmiechali się do siebie, popijali wino. Wyglądało na to, że dobrze się znają. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

– A tak… Mówiła mi, że ma dziś spotkanie z jakimś ważniakiem. Dlatego odwołała zakupy – rzuciłam, starając się ukryć zmieszanie.

– Nawet przystojny jak na czterdziestoparoletniego starucha… To na pewno tylko klient od inwestowania pieniędzy? Wpatruje się w twoją mamę jak w obrazek. Może coś ich łączy? – zaczęła się głośno zastanawiać.

Złapałam Gośkę za ramię.

– O czym ty w ogóle gadasz! Mama nigdy nie zdradziłaby taty! – zdenerwowałam się.

– Daj spokój, przecież twój tata nie żyje. I to już od trzech lat! A twoja mama to całkiem niezła laska! Na pewno chciałaby go jeszcze kimś zastąpić – mówiła Gośka dalej.

Zrobiło mi się gorąco.

– Zamknij się, idiotko! Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia, to trzymaj gębę na kłódkę. I spadaj stąd! Nie mogę na ciebie patrzeć! – wydarłam się.

– Czego wrzeszczysz? Przecież nie powiedziałam nic złego – naburmuszyła się.

– Znikaj, bo ci przywalę – ruszyłam na nią.

Trzy lata to wcale nie tak dużo. Nie pora na amory!

Byłam tak wściekła, że gdyby sobie nie poszła, tobym jej chyba naprawdę przyłożyła. Na szczęście odwróciła się na pięcie i pobiegła na przystanek. Gdy wsiadała do autobusu, zauważyłam, że popukała się znacząco w czoło.

Nie obchodziło mnie, co myśli o mnie przyjaciółka. Ale jej słowa nie dawały mi spokoju. Znowu zajrzałam więc ostrożnie przez szybę, do restauracji. Matka i ten facet ciągle tam byli. Nadal mile gawędzili, patrzyli sobie słodko w oczy. W pewnym momencie on wziął ją za rękę…

„Czyżby jednak Gośka miała rację?” – przemknęło mi przez głowę. Nie zastanawiając się długo, wystukałam numer komórki matki. Chwilę trwało, zanim wyciągnęła telefon z torebki. Spojrzała na ekran, powiedziała coś do faceta, a dopiero potem odebrała.

– No, co tam się dzieje, kochanie?

– A nic… Tęsknię za tobą… Powiedz, że zaraz wrócisz – jęknęłam.

– To niemożliwe, Martuniu. Mam jeszcze mnóstwo pracy – odparła spokojnie.

– A co robisz? – zapytałam.

Łudziłam się jeszcze, że odpowie, że jest na kolacji z klientem. Ale nie.

– Siedzę w biurze nad stosem papierów. Jeszcze trochę to potrwa. Nie czekaj na mnie, tylko połóż się spać, bo nie wstaniesz jutro do szkoły – usłyszałam.

– Dooobrzee… – wykrztusiłam i się rozłączyłam, bo głos mi uwiązł w gardle.

Matka specjalnie się tym nie przejęła. Dostrzegłam, że krzyknęła jeszcze ze dwa razy halo, i schowała komórkę do torebki. Nawet nie oddzwoniła, nie zapytała, dlaczego tak nagle przerwałam rozmowę! Uśmiechnęła się do faceta, podniosła kieliszek z winem. Po chwili gawędzili sobie miło, jak wcześniej.

Byłam w szoku. Odeszłam parę kroków, oparłam się o ścianę jakiegoś domu i próbowałam zebrać myśli. Nie mogłam uwierzyć, że matka tak perfidnie mnie oszukała. Jednego dnia siedziała ze mną przy stole i wspominała ojca, chodziła ze mną na cmentarz, a następnego spotykała się z gachem! Miałam ochotę wparować do restauracji i zrobić totalną awanturę.

Ale się powstrzymałam. Nie dlatego, że nie chciałam robić cyrku. Byłam tak roztrzęsiona, że bałam się, że nie dam rady; rozpłaczę się i zabraknie mi słów. Pojechałam więc do domu. Postanowiłam, że na nią poczekam i powiem, co myślę o jej kłamstwach. Wróciła dopiero po północy. I bardzo dobrze, bo zdążyłam się już wypłakać i wszystko sobie w głowie ułożyć. Cicho otworzyła drzwi.

Specjalnie siedziałam po ciemku, więc myślała, że już śpię. Srogo się jednak zawiodła. Gdy tylko weszła do mieszkania, zapaliłam wszystkie światła w salonie. Tak się przestraszyła, że aż podskoczyła.

– Jeszcze się nie położyłaś? Dlaczego? Mówiłam, że mam dużo pracy i żebyś na mnie nie czekała… – zaczęła.

– Przestań kłamać! – przerwałam jej.

Matka zrobiła wielkie oczy.

– Nie rób takiej zdziwionej miny! Widziałam cię w restauracji, z tym obrzydliwym facetem… Szczerzyłaś się do niego jak portowa kurwa do marynarza! Myślałam, że się porzygam – wybuchłam.

Mama zbladła.

– Słucham? Marta, nie wolno ci tak do mnie mówić – wykrztusiła.

Zaśmiałam się gorzko.

– Nie wolno? A tobie wolno oszukiwać, zdradzać tatę?! Bo chyba nie będziesz mi wmawiać, że to była zwyczajna przyjacielska kolacja! – nacierałam dalej.

– Nie, nie będę… Rzeczywiście, spotykam się od pewnego czasu z Ryszardem. Miałam ci o tym powiedzieć, ale zwlekałam. Bałam się twojej reakcji. I jak widzę, słusznie… Ale skoro już wiesz, wszystko ci wytłumaczę. Tylko daj mi szansę – poprosiła.

Pewnie myślała, że grzecznie usiądę i dam się jej wygadać. Nic z tego! Dla mnie wszystko było jasne. Zszargała pamięć taty, zapomniała o nim! Zatkałam uszy dłońmi.

– Gadaj sobie, ile chcesz. I tak nie będę słuchać. Nienawidzę cię! – wrzasnęłam i pobiegłam do swojego pokoju.

Przekręciłam klucz w zamku, żeby nie weszła. Stanęła pod drzwiami, pukała, coś tam zaczęła mówić.
Włączyłam głośno muzykę, żeby zagłuszyć jej słowa. Nie miałam ochoty więcej wysłuchiwać żadnych bzdur. W tamtej chwili chciałam tylko jednego: żeby zostawiła mnie w spokoju.

Następnego dnia wstałam później niż zwykle. Miałam nadzieję, że matki już nie będzie. Niestety, była. Jeszcze szykowała się do wyjścia. Gdy mnie zobaczyła, nie odezwała się ani słowem. Trochę mnie to zdziwiło, bo myślałam, że wróci do wczorajszej rozmowy, będzie próbowała mnie udobruchać.
Ale ona milczała.

– Nie masz mi nic do powiedzenia? – zaczepiłam ją wreszcie.

– A co chciałabyś usłyszeć? – zapytała.

– A na przykład to, że mnie przepraszasz… I że zerwiesz z tym facetem – odparłam.
Zastanawiała się przez chwilę.

– Przepraszam cię, córeczko, za to, że nie powiedziałam ci o Ryszardzie. I tylko za to. Uprzedzam cię jednak, że nadal będę się z nim spotykać. Kocham go i w przyszłości na pewno weźmiemy ślub – powiedziała.

Nie wierzyłam własnym uszom.

– Co? Jak możesz! Tata się w grobie przewraca! – znowu się zagotowałam.

– Bardzo kochałam twojego tatę, a on bardzo mnie kochał. I jestem pewna… On na pewno chciałby, żebym była szczęśliwa. Miałam nadzieję, że ty też tego chcesz. I zrozumiesz – przerwała mi i po prostu wyszła.

Do szkoły wparowałam rozżalona i zła jak osa. Wyłowiłam Gośkę z tłumu i odciągnęłam ją na bok. Czułam, że jeśli się komuś nie wygadam, nie wypłaczę, to zwariuję.

Po co mi przyjaciółka, która mnie nie rozumie?

Trochę się na mnie boczyła, ale jak się dowiedziała, o co chodzi, złagodniała. Opowiedziałam jej o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami. Miałam nadzieję, że stanie po mojej stronie, zacznie mnie pocieszać. A ona co?

Oświadczyła, że bardzo mi współczuje i wie, że ta sytuacja może być dla mnie trudna. Ale matka ma prawo spotykać się z tym facetem. I jeśli zależy mi na jej szczęściu, powinnam się z tym pogodzić.

– Nie bądź taką egoistką. Jak kiedyś odejdziesz z domu, to twoja mama zostanie sama. Pomyśl o niej, a nie tylko o sobie. Pogadaj z nią spokojnie, wysłuchaj, nie wydzieraj się jak wariatka – powiedziała.
Jak to usłyszałam, to omal nie zemdlałam.

I pewnie się domyślacie, co było potem. Pokłóciłam się z Gośką. Znów zwyzywałam ją od idiotek. Tak się na mnie obraziła, że przesiadła się do innej ławki. Trudno, jakoś to przeżyję… Po co mi przyjaciółka, która mnie nie rozumie? Matce też nie odpuszczę. Jak nie przestanie widywać się z tym całym Ryszardem, to ucieknę z domu! 

Czytaj także:
„Mam 50 lat, gęste brwi i odrost. Nikt by nie przypuszczał, że niechcący odbiję szefowej młodego przystojniaka”
„Byłem marynarzem i nienawidziłem swojego życia. Nawet nie lubiłem morza, ale to ojciec kazał mi ruszać w rejsy”
„Mąż codziennie z zimną krwią >>wbijał<< mi nóż w plecy. Krytykował wszystko, co robię i napawał się moimi łzami”

Redakcja poleca

REKLAMA