Przez całe życie pracowaliśmy ciężko, by móc na starość odpocząć w spokoju. Teraz, jako emeryci, w końcu mogliśmy pozwolić sobie na taki luksus. Wynajęcie domu na wsi wydawało się idealnym pomysłem – cicha okolica, śpiew ptaków, bliskość natury. Kiedy zobaczyliśmy ogłoszenie Marcina, od razu wiedzieliśmy, że to jest to, czego szukamy.
Coś mi nie grało
– Zobacz, Stefciu, jakie piękne okiennice – wskazałem na białe, drewniane okna otaczające dom. – I ta weranda! Wyobrażasz sobie, jak siedzimy tutaj wieczorami, pijemy herbatę i patrzymy na zachód słońca?
– Naprawdę to jest nasz dom na lato? – Stefania spytała, ściskając moją dłoń mocniej. W jej oczach błyszczały łzy wzruszenia.
– Tak, kochanie, nasz na całe lato. A może i dłużej, kto wie? – odpowiedziałem z uśmiechem.
Wchodząc do środka, czuliśmy ekscytację, jakbyśmy byli młodzi i dopiero zaczynali nasze wspólne życie. Meble były trochę stare, ale miały swój urok. Kuchnia pachniała świeżo upieczonym chlebem, choć nie było w niej ani kruszyny. Wszystko wydawało się idealne.
Usiedliśmy na werandzie, delektując się ciepłym wieczorem. Przyznam, że poczuliśmy się tam tak dobrze, jakbyśmy już od lat tam mieszkali. Cieszyliśmy się spokojem, wsłuchując w odgłosy natury, o których w mieście mogliśmy tylko marzyć. Byliśmy przekonani, że to lato będzie niezapomniane.
Dni mijały nam spokojnie, aż pewnego ranka, przeglądając dokumenty dotyczące wynajmu domu, zauważyłem coś niepokojącego.
– Stefciu, czy mogłabyś tutaj przyjść na chwilę? – zawołałem z kuchni, trzymając w ręku umowę najmu.
– Co się stało? – odpowiedziała moja żona, wchodząc do kuchni z filiżanką herbaty.
Podpis był inny
– Zobacz na te dokumenty. Coś mi tu nie pasuje. Podpis właściciela wygląda inaczej niż na naszej umowie wstępnej – wskazałem palcem na nieco inny charakter pisma.
– Ale przecież to może być tylko drobna różnica. Ludzie różnie podpisują się w zależności od sytuacji – żona próbowała mnie uspokoić, choć jej twarz zdradzała cień niepokoju.
– Może masz rację – westchnąłem. – Ale jest coś jeszcze. W umowie nie ma mowy o zaliczce, którą wpłaciliśmy. A to było przecież niemal tysiąc złotych!
– Hm, rzeczywiście to dziwne – Stefania zaczęła się zastanawiać. – Może powinniśmy porozmawiać z nim?
– Próbuję się z nim skontaktować od dwóch dni, ale jego telefon milczy – powiedziałem, pokazując jej mój telefon z nieodebranymi połączeniami. – Zacząłem mieć złe przeczucia.
Stefania zamilkła na chwilę, potem powiedziała:
– Rysiu, może nie ma powodu do paniki. Może Marcin jest tylko zajęty. Powinniśmy poczekać jeszcze trochę.
– Rozumiem twoje podejście, ale nie mogę przestać myśleć, że coś jest nie tak – odpowiedziałem zmartwiony.
Ostrzeżono nas
Tego samego dnia, kiedy wróciliśmy do domu po krótkim spacerze po okolicy, znalazłem kopertę wetkniętą pod drzwi. W środku był list: „Szanowni Państwo, widziałem, że wynajęliście dom od pana Marcina. Muszę Was ostrzec – To oszust, który już wielu ludziom zrobił krzywdę. Proszę, bądźcie ostrożni”.
Czytając te słowa, poczułem, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Spojrzałem na Stefanię, która również wyglądała na przerażoną.
– Rysiu, co teraz zrobimy? – zapytała drżącym głosem.
– Nie wiem, Stefciu. Ale jedno jest pewne – musimy działać szybko, zanim będzie za późno. Musimy odzyskać nasze pieniądze – odpowiedziałem z determinacją, choć wewnętrznie czułem się bezradny.
Siedzieliśmy przy stole, próbując zebrać myśli i opracować plan. Wiedzieliśmy, że sami możemy niewiele zdziałać. Potrzebowaliśmy pomocy. Postanowiliśmy więc zwrócić się do sąsiada, licząc na jego wsparcie i lokalne kontakty. Następnego ranka udaliśmy się do jego domu. Okazał się człowiekiem ciepłym i serdecznym, zawsze gotowym do pomocy. Mieszkał z córką. Wiedzieliśmy, że możemy na nich liczyć.
– Witajcie – Jan przywitał nas uśmiechem, otwierając drzwi. – Co was do mnie sprowadza?
– Mamy problem – zacząłem niepewnie, wymieniając spojrzenie ze Stefanią. – Wynajęliśmy dom i wygląda na to, że zostaliśmy oszukani.
Jan z marszu zaprosił nas do środka i zaproponował herbatę. Usiedliśmy w jego kuchni, gdzie atmosfera była znacznie bardziej przytulna niż w naszym wynajętym domu, który teraz kojarzył nam się z kłamstwem i zdradą.
Byliśmy zrozpaczeni
Zrelacjonowaliśmy całą historię – od momentu, gdy znaleźliśmy ogłoszenie, przez podpisanie umowy, aż po list od sąsiada. Jan słuchał uważnie, nie przerywając ani razu.
– Agnieszka, chodź tu na chwilę! – zawołał córkę, kiedy skończyliśmy opowiadać.
Pojawiła się w drzwiach z uśmiechem, który zbladł, gdy zobaczyła nasze zatroskane twarze.
– Co się stało? – zapytała, siadając obok ojca.
Janek opowiedział jej o naszej sytuacji. Agnieszka, młoda kobieta o bystrym umyśle, szybko zrozumiała powagę problemu.
– Tato, musimy im pomóc. Może uda się nam coś zdziałać – powiedziała z determinacją.
– Oczywiście, że pomożemy – potwierdził Jan. – Znam kilku ludzi w okolicy, którzy mogą wiedzieć coś więcej o Marcinie. Zadzwonię do nich i spróbujemy dowiedzieć się, gdzie on się ukrywa.
– Dziękujemy wam – Stefania ścisnęła rękę Agnieszki. – Naprawdę nie wiemy, co byśmy bez was zrobili.
– Nie martwcie się, znajdziemy sposób, aby to rozwiązać – odpowiedziała Agnieszka z uśmiechem.
Janek sięgnął po telefon i zaczął dzwonić do znajomych. Przez kolejne godziny dowiadywaliśmy się coraz więcej. Okazało się, że Marcin rzeczywiście miał reputację oszusta w okolicy. Kilka osób już wcześniej padło jego ofiarą, ale nikt nie miał wystarczających dowodów, by go oskarżyć.
Nie byliśmy jedyni
– Dowiedziałem się, że Marcin ma kuzyna w pobliskiej wiosce. Może on będzie wiedział, gdzie teraz przebywa – Jan podsumował swoje rozmowy.
– To już coś – powiedziałem, czując, że mamy szansę na odzyskanie naszych pieniędzy.
– Agnieszko, mogłabyś pójść ze mną do tego kuzyna? – zapytała Stefania. – Czuję, że razem możemy go przekonać do rozmowy.
– Oczywiście – odpowiedziała Agnieszka. – Zrobimy, co w naszej mocy.
Ustaliliśmy, że następnego dnia Janek i Agnieszka odwiedzą kuzyna Marcina, podczas gdy ja i Stefania spróbujemy dowiedzieć się więcej od innych mieszkańców wioski. Czuliśmy się trochę pewniej, mając wsparcie przyjaciół, ale wciąż niepewność i lęk towarzyszyły nam na każdym kroku.
Kiedy Janek i Agnieszka wyruszyli na poszukiwania kuzyna Marcina, ja i Stefania postanowiliśmy porozmawiać z kilkoma sąsiadami. Mimo że byliśmy obcy w tej wiosce, ludzie wydawali się serdeczni i chętni do pomocy.
Po powrocie do domu Stefania od razu zajęła się przygotowywaniem obiadu. Widziałem, jak bardzo jest zmartwiona. Próbowała zająć myśli codziennymi obowiązkami, ale nie mogła ukryć napięcia.
– Czuję się winna za to, co się stało – powiedziała drżącym głosem. – To ja nalegałam na ten dom. Gdyby nie ja, nie wpadlibyśmy w tę pułapkę.
– Nie możesz się obwiniać – odpowiedziałem. – Marcin to zawodowy oszust. Nikt z nas nie mógłby przewidzieć, co się stanie. Ważne jest, żeby teraz działać i odzyskać to, co do was należy. Mam pewien plan.
Musiałem działać
– Jaki plan? – zapytała Stefania, przysuwając się bliżej.
– Po pierwsze, musimy zdobyć więcej dowodów na działalność Marcina. Jeśli uda nam się zebrać wystarczająco dużo informacji, możemy zwrócić się na policję. Ale nie możemy działać pochopnie – odpowiedziałem.
– To brzmi sensownie – przytaknęła.
– Po drugie, musimy zidentyfikować ludzi, których Marcin oszukał. Może uda się nam przekonać ich do wspólnego działania. W grupie będziemy silniejsi.
– To dobry plan – zgodziła się Stefania, jej głos brzmiał teraz pewniej. – Musimy działać razem, inaczej nie mamy szans.
Następne dni upłynęły nam na zbieraniu informacji. Janek i Agnieszka odwiedzili kuzyna Marcina, który okazał się być bardziej pomocny, niż się spodziewaliśmy. Udało im się dowiedzieć, że Marcin ma jeszcze jedną kryjówkę – stare gospodarstwo na obrzeżach wioski.
Stefania i ja z kolei rozmawialiśmy z sąsiadami, którzy również mieli swoje historie związane z Marcinem. Zaczęliśmy spisywać wszystkie dowody, które mogłyby posłużyć do złożenia oficjalnego zawiadomienia.
Zebraliśmy informacje
Z nadzieją patrzyliśmy na przyszłość, wierząc, że uda nam się odzyskać nasze oszczędności i przywrócić spokój, na który tak długo czekaliśmy. Janek skontaktował się ze swoim znajomym policjantem, który obiecał dyskretnie przyjrzeć się sprawie, zanim złożymy oficjalne zawiadomienie. Byliśmy coraz bardziej pewni, że Marcin musi zostać powstrzymany, ale musieliśmy działać ostrożnie, żeby nie spłoszyć go przedwcześnie.
– Musimy podzielić zadania – powiedziałem podczas wieczornego spotkania w domu Jana. – Każdy z nas będzie odpowiedzialny za konkretną część planu.
– Dobrze – przytaknął Janek. – Co dokładnie mamy zrobić?
– Janek, ty masz najlepsze kontakty w okolicy. Skontaktuj się z osobami, które mogłyby nam pomóc, i spróbuj zdobyć więcej informacji o Marcinie – zacząłem. – Agnieszka, ty spróbuj dowiedzieć się czegoś więcej o gospodarstwie, które wskazał kuzyn Marcina. Może uda ci się dowiedzieć, czy Marcin tam przebywa – kontynuowałem. – My musimy zebrać wszystkie dowody, które już mamy, i przygotować je dla policji. Musimy być gotowi na każdą ewentualność – zwróciłem się do żony.
Kiedy podzieliliśmy zadania, każdy z nas zabrał się do pracy. Janek odwiedzał znajomych i kontaktował się z lokalnymi mieszkańcami, próbując uzyskać jak najwięcej informacji. Agnieszka poświęciła całe dnie na obserwowanie gospodarstwa i rozmowy z okolicznymi ludźmi, by dowiedzieć się, czy Marcin rzeczywiście tam się ukrywa.
Złapaliśmy go
– Rysiu, myślisz, że to wszystko wystarczy, by policja mogła coś zdziałać? – zapytała Stefania, patrząc na stos dokumentów przed nami.
– Mam nadzieję. Robimy, co w naszej mocy. Jeśli zdobędziemy jeszcze kilka mocnych dowodów, będziemy mieli solidną podstawę do działania – odpowiedziałem, starając się być pewnym.
Po kilku dniach intensywnej pracy Janek przyszedł do nas z nowymi informacjami.
– Dowiedziałem się, że Marcin zamierza wyjechać – powiedział Janek, zaniepokojony.
– To znaczy, że musimy działać szybko. Jeśli Marcin ucieknie, stracimy go z oczu – odpowiedziałem, czując rosnące napięcie.
– Agnieszka potwierdziła, że Marcin rzeczywiście tam przebywa. Widziano go kilka razy w okolicy – dodał Janek.
– Dobrze, teraz wiemy, gdzie jest. Musimy się skontaktować z policją i działać natychmiast – odpowiedziałem zdecydowanie.
Zadzwoniłem do policjanta, który obiecał natychmiastową interwencję. Powiedział, że wysyła zespół, który ma zbadać sytuację i jeśli wszystko się potwierdzi, dokonają aresztowania Marcina.
Kilka godzin później otrzymaliśmy wiadomość od policji. Marcin został aresztowany, a w jego posiadaniu znaleziono dowody na liczne oszustwa. Czuliśmy ogromną ulgę, choć wiedzieliśmy, że proces sądowy i odzyskanie wszystkich środków mogą jeszcze trochę potrwać.
Mimo to, poczuliśmy, że nasze starania i determinacja się opłaciły. Dzięki wsparciu Jana i Agnieszki udało nam się rozwiązać tę trudną sytuację i odzyskać spokój.
Ryszard, 64 lata
Czytaj także:
„Wakacje z teściową były jak pielgrzymka dla emerytów. Miałam już dość jej starych ruin i zakurzonych kościołów”
„Romans z moim szefem był jak gorący letni sen. Przez moje własne skrupuły szybko zamienił się w zimny koszmar”
„Spadek po mamie miał mnie pogodzić z siostrą. Przypadkiem przyniósł rozwiązanie pilnie strzeżonej rodzinnej tajemnicy”