Choć czułam się spełniona u boku najbliższych, brakowało mi kogoś, przed kim mogłabym się otworzyć i wyżalić, a w trudnych chwilach poszukać pocieszenia. Od kiedy Kasia wyjechała, nie potrafiłam znaleźć pokrewnej duszy. Co prawda od czasu do czasu umawiałam się z dziewczynami z pracy, ale to nie było to samo, co prawdziwa przyjaźń. Pogaduszki o głupotach, wspólne narzekanie na stos roboty i kiepskie zarobki, a potem każda w swoją stronę. Nie poruszałyśmy osobistych tematów, nie odwiedzałyśmy się w swoich mieszkaniach. Tak naprawdę mało o sobie wiedziałyśmy.
Chciałam mieć przyjaciółkę
Mniej więcej półtora roku temu nasza ekipa powiększyła się o nową koleżankę – Weronikę. Singielka po trzydziestce, zabójczo piękna. Na jej widok zrobiło mi się przykro. Mimo że mój mąż wciąż zapewniał mnie, że jestem dla niego najpiękniejsza na świecie, to jednak przy niej czułam się nijaka. Kaskada kasztanowych loków, ogromne chabrowe oczy i ciało niczym u gwiazdy reality show.
Kumple byli pod wrażeniem, a my, dziewczyny, niekoniecznie. Nie z powodu tego, że się wywyższała. Była sympatyczna, pomocna i bezpośrednia. Ale zżerała nas zazdrość. Jej życie jawiło się nam jako beztroskie i pełne barw. Wszystko kręciło się wokół imprez, podrywów i spotkań z nowymi facetami. A my, żonki i mamuśki, skazane byłyśmy na monotonną rutynę dnia codziennego.
Zastanawiam się, co skłoniło Weronikę, żeby to właśnie mnie obdarzyć przyjaźnią. Być może mniej jej zazdrościłam niż reszta koleżanek? A może wyczuła, że potrzebuję bliskiej osoby?
Stałyśmy się sobie bliskie
Dzieliła się ze mną wszelkimi zmartwieniami, prosiła o wsparcie, a po pracy często chodziłyśmy razem na kawkę i na shopping. Kiedy poznawałam ją coraz lepiej, zaczynałam ją coraz bardziej lubić. Fajnie nam się razem spędzało czas. Po pół roku nieśmiało zasugerowała odwiedziny w moim domu.
– Zanudzisz się tam na śmierć – rzuciłam żartobliwie.
– Skąd ten pomysł? – zdziwiła się.
– Mój świat znacznie odbiega od twojego. Zero szaleństw czy głośnych imprez. Po prostu normalne, rodzinne życie – wyjaśniłam.
– I w tym cały sens. Chcę się przekonać jak to wygląda. Błagam, powiedz tak – złożyła dłonie w błagalnym geście.
– W porządku, przyjdź do nas w niedzielę na obiad. Powiem Karolowi, żeby przygotował jakieś przekąski.
– Serio? To on umie gotować? – nie kryła zaskoczenia.
– Jest w tym naprawdę dobry. Fakt, później w kuchni jest totalny rozgardiasz, ale nie ma sprawy. Lepiej posprzątać ten bałagan, niż kisić się nad garnkami.
Przyszła na czas
Dołączyła do nas przy stole i była zachwycona. Komplementowała dania przygotowane przez Karola, gawędziła z maluchami i dołączyła do naszych gier planszowych. Opuściła nas dopiero o późnej godzinie.
– Sorry, że tak długo u ciebie byłam, ale czułam się tak wspaniale, że wcale nie miałam ochoty wychodzić – oznajmiła, kiedy odprowadziłam ją do wyjścia.
– Nie przepraszaj. Bardzo mnie to cieszy, że świetnie spędziłaś czas – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Świetnie to mało powiedziane, było cudownie! – podkreśliła z entuzjazmem.
– Daj spokój, nic się nie wydarzyło…
– Nic? Chyba sobie ze mnie kpisz. Masz wspaniałego małżonka, gromadkę dzieciaków. Wiedziecie razem radosne życie. A ja? Ludziom wydaje się, że moje życie to jedna wielka przygoda i pasmo ekscytujących doznań. W rzeczywistości dookoła mnie panuje tylko wszechogarniająca pustka – wyznała z głębokim westchnieniem.
Współczułam jej. Nie miała bliskich osób w swoim życiu. Jej rodzina odeszła z tego świata w tragicznych okolicznościach, a dalsi krewni mieszkali na przeciwległym krańcu kraju i spotykała się z nimi tylko podczas świąt.
Próbowałam dodać jej otuchy
– Nie przejmuj się. Ty również odnajdziesz swojego wymarzonego mężczyznę.
– Daj spokój, straciłam nadzieję. Szukam i szukam, ale na próżno. Odnoszę wrażenie, jakby wszyscy interesujący faceci byli już w związkach – obrzuciła znaczącym spojrzeniem Karola.
– Na pewno sytuacja nie przedstawia się aż tak beznadziejnie. Przekonasz się, niedługo i ty założysz własną rodzinę. A póki co, możesz czuć się częścią naszej…
Weronika zaczęła regularnie odwiedzać nasze cztery kąty. Wspierała mnie w noszeniu siatek z zakupami, rozwieszaniu prania czy zmywaniu naczyń. Ja z kolei starałam się odwdzięczać jak tylko potrafiłam, a kiedy w jej mieszkaniu coś szwankowało, wysyłałam do niej swojego małżonka.
Karol to prawdziwa złota rączka, dlatego nagminnie korzystała z jego pomocy. Nie dostrzegałam w tym niczego niewłaściwego. Byłam zadowolona, że mogę się zrewanżować za jej wsparcie.
Dopiero Marta, koleżanka z pracy, jako pierwsza zwróciła mi uwagę, że nie powinnam pokładać w niej aż tak wielkiego zaufania.
– Zauważyłam, że ty i nasza ruda księżniczka jesteście już w świetnych relacjach – powiedziała.
– No tak, to przemiła babka, taka serdeczna – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Niby racja, ale gdybym była tobą, to bym ją obserwowała – stwierdziła Marta.
– Dlaczego? Co masz na myśli? – zaskoczył mnie jej komentarz.
– No wiesz, twój mąż to niezłe ciacho i w ogóle super gość. A ta laska jest wolna. Jeszcze chwila i zacznie się koło niego kręcić…
Niczego nie przeczuwałam
– Wera w życiu by mi czegoś takiego nie zrobiła – zdenerwowałam się.
– Jesteś pewna? – dopytywała.
– No jasne! A zresztą nawet jakby czegoś próbowała, to u Karola i tak byłaby na straconej pozycji. On jest zakochany tylko we mnie! Bez przerwy mi to powtarza – parsknęłam śmiechem.
– Jeśli tak twierdzisz, to spoko. Ale zawsze lepiej dmuchać na zimne – podsumowała.
Nie drążyła dalej tej kwestii, lecz jej wyraz twarzy sugerował, że ma spore obawy co do trwałości mojego związku małżeńskiego. Nie da się ukryć, że to, co powiedziała Marta, skłoniło mnie do refleksji. Nie chodzi o to, że od razu chciałam wymazać Wiktorię z mojego życia. Jednak przez kolejne tygodnie bacznie obserwowałam, jak się zachowuje.
Kiedy wpadała do naszego domu, przyglądałam się, czy nie stara się podlizywać Karolowi i go uwodzić. Mimo że byłam niezwykle czujna, nie zauważyłam nic podejrzanego. Żadnych zalotnych spojrzeń, czułych gestów czy szeptów za moimi plecami. Nawet wspomniałam o tym Marcie.
– Trudno, najwyraźniej źle ją oceniłam – powiedziała skrzywiona.
Nie potrafiłam tego pojąć
Krótko przed Bożym Narodzeniem mój mąż pojechał do mieszkania Weroniki, żeby uporać się z cieknącą baterią w łazience. Kiedy wrócił do domu, zachowywał się jakoś inaczej, był zestresowany. Kręcił się po salonie, rzucając mi co rusz ukradkowe spojrzenia. Przeczuwałam, że ma mi coś do przekazania, ale chyba nie za bardzo wiedział, od czego zacząć rozmowę.
– O co chodzi? Coś się stało?
– Posłuchaj, skończyłem z pomaganiem twojej koleżance. Mam tego po dziurki w nosie! – wyrzucił z siebie.
– Ale czemu?
– Ona ze mną flirtuje!
– Że co?! – Byłam pewna, że mój mąż sobie ze mnie kpi.
– No co tak się patrzysz? Marzy o tym, żeby mnie przelecieć. I to nie od wczoraj. Znowu dzisiaj ją korciło. Gadka o kranach to pic na wodę. Wszystko wspaniale działało!
– Żartujesz? – wciąż nie dowierzałam.
– Przykro mi, ale nie. A tak w ogóle to rzuć okiem, jak mnie przywitała – podstawił mi komórkę pod sam nos.
Zerknęłam na zdjęcie. Weronika paradowała prawie goła, w samej bieliźnie.
Dosłownie mnie zatkało
– Widzę, że jesteś zaskoczona – stwierdził, zauważając wyraz mojej twarzy. – Specjalnie zrobiłem fotkę, inaczej chyba byś mi nie uwierzyła. Prawie zawsze, gdy do niej wpadam, zachowuje się w ten sposób. Wdzięczy się, prowokuje… Gada o tym, jak cudownie mogłoby nam być razem… – kontynuował.
– A czemu nic mi o tym nie wspomniałeś wcześniej? Czemu trzymałeś to w tajemnicy? - wtrąciłam.
– Czemu? – Przez moment się zastanawiał. – Bo sądziłem, że to tylko takie żarciki. Ale Weronika zagroziła, że jeżeli nie zrobię tego, czego chce, to cię przeciwko mnie nastawi, opowiadając niestworzone historie.
– Serio? Nie mogę w to uwierzyć!
– Na pewno będzie gadać, że próbowałem ją poderwać i że mam mnóstwo kochanek na boku.
– A masz? – spytałam zszokowana.
– Chyba ci odbiło?! Gdyby tak było, to raczej byśmy teraz nie gadali. Jak tak bardzo chcesz się z nią kumplować, to droga wolna. Ale niech ona trzyma się ode mnie z daleka – odparł oburzony.
Jasne, że nie planowałam się z nią kumplować. Prawdę mówiąc, jakby stała tuż przy mnie, to pewnie bym jej…
Chciałam jej nawciskać
Gdy emocje trochę opadły, wpakowałam się do auta i pognałam w jej stronę. Kompletnie się tego nie spodziewała, dlatego wpuściła mnie do domu.
– Ten twój chłop jak zawsze doskonale się sprawił. Kran wygląda jakby dopiero co wyjęli go z pudełka…
– Serio? Mi przedstawił zgoła odmienną wersję wydarzeń – powiedziałam, usiłując opanować buzujące we mnie emocje.
– Słucham? – zagrała zaskoczoną.
– Że nie było potrzeby niczego reperować. I że od dawien dawna usiłujesz zaciągnąć go do łóżka! – wydarłam się na cały głos.
Kolor odpłynął z jej twarzy.
– Kłamiesz! On… Zamierzałam ci o tym powiedzieć, tylko… – usiłowała się wytłumaczyć.
– Daj spokój! – weszłam jej w słowo.
– W takim razie po co się tu fatygowałaś? Wydrapać mi oczy?
– Przez chwilę o tym myślałam, ale mi już odeszło. W tej chwili interesuje mnie tylko jedno: dlaczego? – spytałam.
Wyznała mi prawdę
Popatrzyła na mnie odważnie, prosto w oczy.
– Wiesz, to nie jest skomplikowane. Po prostu Karol jest fantastycznym facetem i marzyłam o tym, żeby był tylko mój… Ale cóż, nie wszystko układa się tak, jakbyśmy chcieli – powiedziała ze smutkiem w głosie.
Moja przyjaźń z Weroniką dobiegła końca. Teraz spotykamy się wyłącznie w pracy, ale z tego, co mi wiadomo, to i tak niedługo, bo podobno złożyła już wypowiedzenie. I w sumie nic w tym dziwnego.
Powiedziałam koleżankom z działu, jaką fałszywą pijawką okazała się Weronika, więc teraz nie ma tu lekko. Taka moja drobna vendetta. Jeśli chodzi o Karola, to cieszę się, że jest lojalnym mężem. Ale na ten moment nie planuję rozglądać się za nową kumpelą. Tym bardziej, jeśli miałaby to być singielka.
Aneta, 34 lata
Czytaj także:
„Na peronie poczułam pociąg do tajemniczego kochanka. Jedno spojrzenie i moje życie wróciło na właściwe tory”
„Na każdym kroku czułam niechęć swojej teściowej. Wbijała mi szpile i mówiła, że jej byłej synowej to mogę buty czyścić”
„Teściowa czuła się w moim domu, jak u siebie, nie miałam przed nią tajemnic. Przesadziła, gdy zajrzała do szafki nocnej”